Weekend to czas prasówek, czytania gazet przy kawie. Tym razem wśród lektur wywiad z jednym z czołowych polityków opozycji. Co ma do powiedzenia o naszych problemach, wyzwaniach? Jaki ma sposób myślenia i oglądu świata? „Gazeta Wyborcza” opublikowała rozmowę z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej, Borysem Budką. Zainteresował mnie fragment poświęcony edukacji i historii. Wydawałoby się, że przewodniczący partii, siedzącej w ławach opozycji szósty rok, miał dość czasu, by wiele kwestii przeanalizować, także wyżej wymienione. Rozczarowałem się. W sprawach edukacji brak jest jasnych pomysłów. Historia wydaje się uwierać przewodniczącego ruchu, który przecież nawiązuje do dziejów polskiej walki o wolność i prawa obywatelskie. Czy w tym zakresie opozycja ma coś ciekawego do zaoferowania? Czy na odpowiedź musimy czekać aż do najbliższych wyborów?
Brak pomysłu i perspektyw na edukację
Fragmenty o szkolnictwie nie są mocną stroną wywiadu, jaki udzielił „Gazecie Wyborczej” przewodniczący Platformy Obywatelskiej, Borys Budka. Można nawet odnieść wrażenie, że wykazał się w nim sporą ignorancją i asertywnością. Co powiedział przewodniczący? Można mieć wrażenie, że pytania dziennikarza o zaniedbania w zakresie edukacji, zwłaszcza na polu jej finansowania (w tym o wysokość pensji nauczycielskich), nie wywołały szczególnego zainteresowania przewodniczącego. Odpowiedział zdawkowo, przechodząc zaraz do pomysłów zmian programowych.
Nauczyciel miał sporo swobody, istniały niegdyś różne ścieżki edukacyjne, tworzono zróżnicowane podręczniki. Wiele tych działań bazowało na zapale pedagogów, ich prawdziwym zaangażowaniu nie tylko w przekaz wiedzy, ale także propagowanie wartości obywatelskich i lokalnego patriotyzmu.
Jest jednak jasne, że bez znaczących podwyżek pensji nie zbuduje się silnej kadry i nie wzmocni prestiżu zawodu nauczyciela. Nowoczesna edukacji po prostu musi dużo kosztować, by przynieść możliwie dużo korzyści w dłuższej perspektywie czasu. Pomysły, jak znów przeorganizować ministerstwo, jak powołać nowe ciało wydają się na pozór interesujące, ale oznaczają kolejne przetasowania, nieokreślone zmiany i upływ czasu, czyli kolejne roczniki poddawane eksperymentom.
Co jednak zrobić konkretnie w obecnej sytuacji, po przekształceniu całego systemu oświaty przez obecne władze? Czy partia Borysa Budki ma tu już konkretne propozycje? Poniekąd zdaniem przewodniczącego Polskę należy zbudować od nowa. Będzie to możliwe przez większe wykorzystanie potencjału naukowców w gospodarce. Rzeczywiście nowatorska propozycja…
Przewodniczącemu w dodatku przeszkadzają niektóre kierunki na uniwersytecie, które:
Do takich kierunków zaliczył teologię i historię. Na dodatkowe pytanie dziennikarza o znaczenie historii, stwierdził:
(…) Nie da się wyłącznie na studiach historycznych budować nowoczesnego państwa.
Zapewne historycy zastygli oniemiali, dowiadując się o swej rzekomo ogromnej roli w dotychczasowych polskich przedsięwzięciach modernizacyjnych. A może to nieco zakamuflowany sposób skrytykowania liderów starszej daty z własnej formacji, z wykształcenia historyków? A może to szpilka wbita obecnemu premierowi, absolwentowi historii?
Po co historia
Potwierdza się tylko jeden z zarzutów, który wielokrotnie padał pod adresem największej partii opozycyjnej. Nie potrafi odczytać właściwie nastrojów społecznych, proponować w programie atrakcyjnych projektów, które mogłyby pociągnąć za sobą wyborców. Jest to partia, która nie ma pomysłu, w którą stronę pójść.
Można mieć wrażenie, że mimo upływu lat ciągle brak jej krytycznego bilansu wcześniejszych rządów i wyciągnięcia wniosków z porażek.
W wywiadzie ani słowa nie ma o „reformie szkolnej” obecnej partii rządzącej: połączenia ministerstw edukacji i szkolnictwa wyższego, likwidacji gimnazjum, zmiany programów nauczania i podręczników. Historia, traktowana całkowicie instrumentalnie, jest tylko jednym z elementów tych zmian. W dodatku nie jest to związane z kształtem uniwersyteckich studiów historycznych, jak zdaje się sądzić przewodniczący Budka.
W ostatnich latach partia rządząca – przy całej krytyce – pokazała, że wykorzystywanie wybranych aspektów z historii trafia do sporej części społeczeństwa, że pozwalają one budować poczucie wspólnoty, choć jego fundamenty są mocno dyskusyjne. Nie jest to oczywiście problem nowy, takie uprawianie historii „ku pokrzepieniu serc” było charakterystyczne w epoce zaboru czy braku suwerenności.
W realiach współczesności nie ma taki sposób widzenia historii racji bytu, choć jest dla wielu atrakcyjny. Nie oznacza to jednak, że historia jako taka da się po prostu unieważnić po zmianie władzy. Wobec braku przekonującej alternatywy ze strony opozycji i generalnie środowisk liberalnych i lewicowych, jak używać argumentów i wizji przeszłości, by wzmacniać polską demokrację, partia rządząca spokojnie może rozgrywać na tym polu swój scenariusz.
Dwie trumny
Przywoływane często w kontekście polskich poglądów na historię i naszej wyobraźni historycznej dwie trumny (Dmowskiego i Piłsudskiego) mają się w takiej sytuacji bardzo dobrze. Praktycznie prawica dzisiaj nie potrzebuje większego wysiłku. Na każdym kroku przywołuje te same schematy myślowe. Pojawiają się one z mniejszym lub większym natężeniem.
Od opozycji należało oczekiwać, że potraktuje te mrzonki z przeszłości „durnej i chmurnej” jako wyzwanie i zaproponuje nowoczesny program tożsamościowy. Dzisiaj w Polsce mamy do czynienia z ogromnym jego deficytem. Pandemia coronovirusa robi jeszcze swoje i pogłębia problem jakości społecznych relacji i wspólnotowego funkcjonowania.
Nie jest więc centralną kwestią zmienność programów nauczania (te ulegają stałym zmianom i modyfikacjom), lecz przede wszystkim sformułowanie koncepcji nowoczesnej oświaty, ustalenie w niej priorytetów, obejmujących także aspekty obywatelskie i społeczne. To od tego między innymi będzie zależeć, w jakim miejscu będzie Polska nie za dwa, trzy czy pięć lat, tylko za kilka dekad.
Dwie bańki
Wydaje się, że jeszcze należy obalić mit dwóch baniek. To bardzo wygodny opis rzeczywistości. Czy naprzeciwko siebie stoją dwa wrogie plemiona, gotowe do walki na śmierć i życie? Jak jest naprawdę? Czy wykazywanie błędów drugiej strony, najlepiej z używaniem wielkich słów, jest wystarczającym programem pozyskania wyborów w przyszłości?
Beczki atramentu i hałdy klawiatur zużyto już na przekonywanie, że bycie antyPiS to za mało. PiS używa instrumentalnie historii? Zatem historię należy odsunąć na bok! To już było i oznaczało oddanie niemal całej sfery tworzenia tożsamości narodowej prawej stronie sceny politycznej.
Niewiedza Borysa Budki o tym, czym są współczesne studia historyczne (które uważa chyba za coś pokrewnego teologii) i jaką rolę odgrywają w rozwoju społecznym jest w gruncie rzeczy kompromitująca. Wypowiedź o zadaniach nauki zdradza chyba jednak fundament myślenia nie tylko Budki, ale i całej formacji liberalnej, o roli wiedzy i znaczeniu badań.
Najważniejsze są te, które są bezpośrednio użyteczne, czyli związane z biznesem. Reszta jest naddatkiem, być może zbyt kosztownym i mało potrzebnym. Jednak umiejętność krytycznej refleksji o przeszłości jest jak najbardziej przydatna, a nawet niezbędna (przydałaby się także elitom politycznym do ocenienia własnych błędów).
I takiego właśnie traktowania historii nam brakuje. Jest to jednak nie wina uniwersytetów, a polityków, którzy historią albo manipulują, albo ją lekceważą.
Wszystko wskazuje na to, że Polacy, podobnie jak inne społeczeństwa, chcą obecności historii, chcą poczucia wspólnoty i dumy z niej, ale należy ją budować na krytycznym osądzie i spojrzeniu na narodową przeszłość. Zadaniem polityków jest stworzenie takich programów, w których obok usprawniania działania państwa, wspierania rozwoju gospodarczego i generalnie podnoszenia jakości życia (a nie tylko PKB), znalazło się miejsce także na nowoczesny wymiar tożsamościowy.
No cóż, kapelusza uchylam z podziwu nad dokonaną wyżej próbą pochylenia się nad wypowiedzią, dyktowaną arogancją i ignorancją. A także nad trudem cierpliwej perswazji, która zawsze ma sens, nawet jeśli jest to rzucanie przysłowiowych pereł pod wieprze.
Obawiam się tylko, ze jeśli ktoś wątpi w użyteczność całej dyscypliny naukowej, to może nie przejąć się opinią nawet najwybitniejszego specjalisty w danej dziedzinie. Bo będzie to w jego odbiorze głos stronniczy. A jeśli w dodatku specjalista ów próbować będzie dowodzić, co oto powinno być zadaniem polityków – to nie będzie on nawet zabawny. Będzie irytujący…
Jeśli polityka nie interesują kwestie tożsamościowe, to nie jest dla niego ważny wymiar tych kwestii: czy tradycjonalistyczny, czy nowoczesny. Można się o kształt opowieści o przeszłości spierać z tymi, dla których jest ona ważna. Mogą przyjąć nasze argumenty, mogą je odrzucać, ale może nad nimi pomyślą, gdyż sprawa jest dla nich ważna. Ale jakich argumentów użyć w rozmowie z kimś, kto nie uważa naszej wiedzy oraz umiejętności za cenne?
Można by zapewne sięgnąć do myśli, która, chociaż nie wypowiedziana, zawisła nad ostatnim akapitem wypowiedzi prof. Ruchniewicza – że poczucie tożsamości jest ważnym czynnikiem spajającym społeczeństwo obywatelskie, że bez niego trudno myśleć o nowoczesnej demokracji… No ale trzeba by założyć, że przywódcy opozycji zależy na czymś więcej niż władzy. Ale czy tak jest w istocie? Któż to wie?