Teksty z mojego bloga mają czasami dziwny żywot. Jako autor powinienem się tylko z tego cieszyć. Jedne są akceptowane od razu. Inne wywołują emocje i zachęcają do odpowiedzi. Jeśli mam wskazać teksty, które w ostatnich tygodniach wywołały największe zainteresowanie, to wymienić trzeba te poświęcone Polakom i Polonii w Niemczech. Powodem do napisania pierwszego z nich była relacja z posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Mniejszości Polskiej w Niemczech. Obejrzałem ją z rosnącym zadziwieniem i przerażeniem, tak zaskoczyła mnie jednostronność ujmowania tematu. Jednostronność w dodatku stosowana z premedytacją. Drugi z „bestsellerowych” tekstów poświęciłem roszczeniom majątkowym Związku Polaków w Niemczech. Także w tym przypadku punktem wyjścia było wspomniane posiedzenie. Wykazałem w nim, że jeden z uczestników debaty minął się z prawdą, nie znał albo nie chciał się przyznać, że od końca lat 40. XX w. ZPwN zawierał ugody z niemieckimi sądami. Po publikacji tych tekstów przewaliła się burza. Maile, telefony z wyrazami oburzenia, a nawet pogróżkami i in. Na tym się jednak nie skończyło. Przed dwoma dniami w Sejmie odbyło się kolejne posiedzenie wspomnianego Zespołu. Jego przebieg wywołał ponownie moje ogromne zdziwienie i oburzenie. Tym razem jedna z uczestniczek posłużyła się wprost kłamstwem. W jej wypowiedzi przybrałem postać złowrogiego szwarccharakteru, pełnego makiawelistycznych zamiarów. Słowa te wsparła sama przewodnicząca gremium, która dodatkowo zarzuciła mi członkostwo w Fundacji Eriki Steinbach. Zabrakło tylko zarzutu, że w kuchni przy dziecku mówię po niemiecku, by zacytować niezapomniany przebój sprzed lat o powabach Polek.
Foto: Zapis posiedzenia. Źródło: Sejm.
Żeby nie było niejasności. Uważam istnienie takiego zespołu czy gremium zajmującego się sprawami Polaków w Niemczech za ważne i potrzebne. Dobrze się też stało, że jego obrady można bez problemu śledzić w internecie. Na tym jednak kończą się pozytywy. Zespół jest zdominowany przez jedną partię polityczną, która nadaje ton jego pracy, podejmowanym tematom i wypowiedziom. Trochę to dziwne (a może nie…), że inne ugrupowania nie chcą włączyć się do tych prac. Oddanie spraw Polaków w Niemczech tylko tej jednej partii nie wróży dobrze na przyszłość. O przewodniczącej tego gremium nie będę się rozpisywać, jest wystarczająco znana. W ostatnich posiedzeniach uczestniczyli jako goście przedstawiciele tylko jednej z organizacji Polaków w Niemczech, Związku Polaków w Niemczech „Rodło“. Czyżby kołdra organizacji polonijnych była taka krótka?
Przed kilkoma dniami otrzymałem opracowanie poświęcone Konwentowi Organizacji Polskich w Niemczech. Na stronach 100-104 można znaleźć obszerną listę organizacji, które weszły w jego skład. Jednak warto się nad nią pochylić i przyjrzeć się dokładniej. Często jest tak, że kilka organizacji ma tego samego prezesa i adres. Można odnieść wrażenie, że to zwykły efekt pompowania. Na zewnątrz wygląda wszystko w porządku. Co jednak robią te organizacje? Ilu mają członków? Strony internetowe najczęściej milczą.
Podobnie jest w przypadku Związku Polaków w Niemczech, w końcu organizacji o najdłuższych tradycjach, wielkich historycznych zasługach. Konia z rzędem temu, kto znajdzie na stronie Związku informację o ilości członków. Nie podano nawet składu zarządu. Należy się nieźle naklikać, by znaleźć wyciąg z sądu i tam przeczytać sobie nazwiska urzędujących prezesów i wiceprezesów. Ale kim są, jaka jest ich droga jako działaczy środowiska polskiego? Z której fali wychodźstwa polskiego, czy z ziem polskich się wywodzą? Dzisiaj zadzwoniła do mnie oburzona uczestniczka posiedzenia w Sejmie i domagała się uzupełnienia wykresu. Poniżej zamieszczam ten wykres raz jeszcze.
© Krzysztof Ruchniewicz
Nadal uważam, że Polaków i Polonię w Niemczech czeka restrukturyzacja. Być może pomysł stworzenia parlamentu organizacji, który jest teraz dyskutowany, jest dobrym rozwiązaniem. Dysponuję jednym z pierwszych projektów tego parlamentu. Warunkiem przystąpienia jest rejestracja i aktywna działalność. Do parlamentu – zdaniem pomysłodawców – mogą wejść organizacje dachowe, lecz po jednym z przedstawicieli organizacji. Nie jest ważne, czy mają 7 czy 100 członków. Organizacje dachowe nie są zwolnione z dalszego wspierania organizacji, które nie spełniają tych warunków. Wszystkie organizacje tworzące parlament mają raz w roku przedłożyć dokumenty do kontroli, zaświadczenia o rejestracji i sprawozdanie z działalności. Z pewnością projekt wymaga jeszcze dopracowania i dalszych konsultacji, jednak już teraz można przyklasnąć temu pomysłowi i życzyć powodzenia.
O rewelacjach o mojej osobie, zwłaszcza o mojej domniemanej makiawelistycznej postawie nie chce mi się rozwodzić. Szkoda czasu i atłasu. Irytujące jest jednak rozmyślne chyba przypisywanie mi udziału w projektach Eriki Steinbach. Dostrzeżenie różnicy między nimi a Fundacją Federalną „Ucieczka, Wypędzenie, Wysiedlenie“ naprawdę nie jest trudne, zwłaszcza dla osób mających się za znawców i ekspertów. Zaznaczę tylko, że dzięki naszej zespołowej międzynarodowej pracy w radzie naukowej udało się stworzyć dobre podstawy do dyskusji, miejscami trudnej, ale za każdym razem prowadzonej konstruktywnie i z poszanowaniem zdania partnera. Wkrótce ukaże się tom zbiorowy z zapisem wystąpień każdego z członków tego gremium, które mieliśmy okazję wygłosić w Berlinie przed dwoma laty.
Jeśli dalsze obrady Parlamentarnego Zespołu będą cechować się podobnym podejściem i poziomem, nie wróżę mu wielkich sukcesów. A sukcesem jest nie posługiwanie się tą tematyką dla korzyści politycznych jednego stronnictwa, a pogłębianie wiedzy o prawdziwych problemach Polonii i uwrażliwianie na jej potrzeby polskiej polityki zagranicznej. Jednak w sposób wiarygodny i konstruktywny. Niezależnie od powyższej oceny cieszę się, że materiał dostępny jest w necie i każdy może sobie go obejrzeć oraz odpowiednio ocenić. W dodatku są to nagrania całkowicie legalne i jawne… Tylko od samych Polaków i Polonii w Niemczech będzie zależeć ich wizerunek w Niemczech i Polsce, oraz wkład w pogłębianie dobrosąsiedzkich relacji polsko-niemieckich. Dotychczasowe posiedzenia, które miałem okazję obejrzeć, raczej takich nadziei nie dają.
Zob.
Konwent Organizacji Polskich w Niemczech / Konvent der polnischen Organisationen in Deutschland. Przeszłość. Teraźniejszość. Przyszłość / Vergenagenheit. Gegenwart. Zukunft, pod red. Agaty Lewandowski, Aachen br.
Zastanawiające i niezrozumiałe, dlaczego tyle agresywnego języka pojawiło się na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Mniejszości Polskiej w Niemczech. Rozumiem, że podkreślenie własnego stanowiska i wyeksponowanie dążeń organizacyjnych jest tak samo ważne dla działaczy ZPwN jak również środowisk i naukowców wspierających dążenia Polaków w Niemczech. Odniosłem jednak wrażenie, po obejrzeniu materiału filmowego z posiedzenia Zespołu, że poziom polaryzacji w sprawach Polaków w Niemczech jest niewyobrażalny. To tak jakby, przyjmijmy ten poziom abstrakcji, humanista prowadził dyskusję z astronomem o implikacjach istnienia „czarnej dziury” i jej wpływu na Marsa. Choć pewnie jakiś jest…? Wracając jednak do sedna w sprawie Polaków w Niemczech, w ostatnim czasie powiedziono wiele na ten temat. Jak wiele można obejrzeć we wspomnianym materiale. Wydaje mi się, że jednak nie chodzi o taką formę dyskusji – może się mylę, ale mimo wszystko stał będę przy swoim stanowisku. Nie objawie niczego stwierdzając, że każdej ze stron włączającej się do dyskusji na temat organizacji polonijnych w Niemczech zależy na poprawie złej sytuacji tych organizacji. Nie mogę jednak zgodzić się ze twierdzeniem, że organizacje polonijne w Niemczech przeżywają rozkwit, ba przeciwnie widać pewną zapaść, która nie postępuje „od wczoraj” a jest wynikiem tendencji, których konsekwencje zauważalne były jeszcze w latach 70 i 80 – tych XX wieku. Zauważam nawet pewne podobieństwo do sytuacji Zjednoczenia Polskich Uchodźców [ZPU] po śmierci Kazimierza Odrobnego i uważam, że ZPwN znajduje się w tym samym miejscu w którym przed laty ZPU. Nie jest problemem dalsze istnienie organizacji. Problemem jest wizja i miejsce organizacji w zmieniającym się środowisku Polaków w Niemczech. To fundamentalny i zasadniczy problem wielu polonijnych grup na całym świecie z wyłączeniem Kongresu Polonii Amerykańskiej i Kongresu Polonii Kanadyjskiej, ponieważ tam wypracowano działania, które sprawdziły się w środowisku Polaków w USA.
Na wypadek gdyby czytający moją wypowiedź zarzucili mi, że nie mam racji chce podkreślić iż każda dyskusja jest ważna. Starania ZPwN nie mogą być podyktowane li tylko pozyskaniem środków finansowych na działalność, ponieważ to spłyca całą sprawę. Wiem, powie ktoś, że pieniądze są potrzebne na statutowe cele organizacji. Ale wejdźmy trochę w rolę instytucji, która ma te środki przyznać. Na co zwraca uwagę, co może ją zainteresować? Przecież nie fakt kto zasiada w zarządzie i jakie ma nazwisko a to co dana organizacja zrobiła, jakie ma doświadczenie w organizowaniu eventów, etc. Jako historyk wyobrażam sobie, idąc za tendencją ogólną w nauce, że ZPwN mógłby z powodzeniem organizować szkoły letnie skierowane przecież do wielu różnych środowisk polonijnych na świecie czy otwarte warsztaty dla badaczy dziejów Polaków w Niemczech. W moim odczuciu brak takich inicjatyw na tamtym gruncie. Jest to ważne szczególnie dzisiaj, gdzie każda organizacja NGO puka do drzwi instytucji i firm po pieniądze, które jest szalenie trudno zdobyć. Każda szanująca się firma zastanawia się, w przypadku wsparcia, dlaczego akurat taką organizację warto wesprzeć. Niestety dotykam również spraw marketingowych ZPwN i innych organizacji polonijnych. Po takiej prezentacji działaczy, jak podczas posiedzenia Zespołu Parlamentarnego, żadna licząca się firma, która mogłaby wesprzeć działania ZPwN, nie będzie chciała uczestniczyć w „negatywnej retoryce wobec wszystkich i wszystkiego”. Jeżeli natomiast organizacja nie myśli pozyskiwać środków ze źródeł biznesowych a tylko ze źródeł instytucjonalnych np. Rzeczpospolitej Polskiej, szczerze gdybym był na miejscu decydentów nie wsparł bym tej inicjatywy i idei jaką jest w chwili obecnej ZPwN. Z jednego prostego powodu, podobnego do tego, który sprawia, że Polacy w Anglii (myślę w tym miejscu o migrantach po 2004 r.) są traktowali pobocznie. Z powodu braku organizacyjnego fundamentu i jedności reprezentowanych poglądów a dalej braku potrzeby zorganizowania wspólnej reprezentacji przed władzami kraju w którym przyszło im mieszkać. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Jedną z nich jest powód migracji. To w pełnym słowa znaczeniu migracja zarobkowa a tą cechuje brak aktywności na podłożu organizacyjnym, ponieważ ich priorytety są inne od tych prezentowanych przez środowiska polonijne. Podobnie jest zresztą w Niemczech już od wielu lat. Jak więc zaradzić temu? Inicjatywa powstania Centrum Dokumentacji Kultury i Historii Polaków w Niemczech w Bochum uważam za strzał w dziesiątkę, ponieważ nie było dotąd instytucji ani projektu, który pokazałby w całej rozciągłości obecność Polaków w Niemczech. Przecież nie chodzi o to aby opowiadać o samym sobie i chwalić się osiągnięciami, choć w pewnym sensie tak może być w przypadku żyjących działaczy, a zaprezentować ten wycinek polskiego wychodźstwa m.in. niemieckiemu społeczeństwu. Ponadto włączenie do naukowego dyskursu Centrum z Bochum w kreowanie wiedzy o tej trudnej dla wielu Polaków historii to kolejny doskonały pomysł. Zrozumiałym jest, że każde środowisko Polaków w Niemczech chce mieć wpływ na wizję tej instytucji ale trzeba zdać sobie sprawę, że nie wszyscy będą w niej zasiadać. Nie chodzi chyba o to, żeby Rada tego Centrum składała się z nieokreślonej liczby członków. To po pierwsze byłoby dezorganizujące a po drugie to już nie Rada a parlament. Jaka jest zatem droga? Szczerze zastanawiam się nad tym już od dłuższego czasu. Przyznaje, że przez myśl przeszła mi „opcja zerowa” ale ona nie rozwiąże problemu. Utrzymanie takiej retoryki na tym poziomie, który zaprezentowano podczas posiedzenia Zespołu w Sejmie również nie nadaje się do kontynuowania. Myśląc co dalej, zwracam swój wzrok w stronę Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą. To chyba jedyna, predestynowana instytucja, która prowadzi politykę wobec Polonii. Są również inne instytucje w RP, które prowadzą z powodzeniem działania na rzecz Polonii w świecie oprócz MSZ m.in.: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Sejm i Senat. Negowanie wszystkiego i wszystkich w imię racji „bo tak” nie jest poziomem, który porwie tłumy. Jest jeszcze jedna sprawa. Organizacje polonijne były przez szereg lat traktowane wybiórczo w RP. Przez lata pozostawione same radziły sobie jak mogły. Wielu wybitnych działaczy odeszło nie pozostawiwszy śladu po sobie a „My” jako naród nie zadbaliśmy o pamięć o ich życiu. Wielu jest anonimowych po dziś dzień a o wielu nic nie wiemy. Być może to doskonała okazja aby odrzucić animozje i połączyć własne dążenia w celu przywrócenia pamięci działaczom, nie tylko tym z gruntu Niemiec, ale wszystkim zapomnianym. To może być szansa na wielki narodowy projekt dla organizacji polonijnych i RP na odtworzenie historii i dziejów polskiego wychodźstwa. Życzę wszystkim uczestnikom dyskusji aby na tej płaszczyźnie odnaleźli porozumienie.