Symbole niepodległości

S

W ostatnich dniach pojawiło się sporo głosów krytycznych pod adresem lidera KOD-u Mateusza Kijowskiego. Ich autorami były osoby, które dotąd jego działania popierały. Do takiej reakcji skłoniło ich umieszczenie Romana Dmowskiego pośród patronów marszu planowanego z okazji Święta Niepodległości. W galerii portretów zamieszczonych na Facebooku znalazły się także takie osoby, jak Józef Piłsudski, Ignacy Daszyński, Wincenty Witos, Gabriel Narutowicz. Zapoznałem się z przebiegiem dyskusji w sieci i głównymi wypowiedziami publicystów. Uderzający był dla mnie prawie całkowity brak pośród wypowiadających się, zwykle z wielką pasją i przekonaniem, historyków, zwłaszcza specjalistów od II RP, którzy mogliby rzeczowo wypowiedzieć się o działalności Dmowskiego, jego poglądach, zasługach i błędach. Efektem burzy było usunięcie wizerunku Dmowskiego i przeprosiny Kijowskiego, który usprawiedliwiał się, że nie popiera „ksenofobii, rasizmu, mizoginizmu czy faszyzmu“. Czy jednak okazując w bardzo emocjonalnej formie sprzeciw wobec jednego z członków pocztu „ojców Niepodległej“ nie przesadzono? Czy pośród nich nie ma innej osoby, której z perspektywy stosunku do demokracji i rządów prawa można sporo zarzucić?

Nie ma potrzeby w tym miejscu wymieniać głównych zarzutów, jakie sformułowano pod adresem lidera KOD Mateusza Kijowskiego. Poprzestańmy na tym, że były bardzo ostre. Jego decyzja przywołania w sieci różnych postaci z przeszłości związanych z walką o niepodległość Polski była zupełnie naturalnym zabiegiem. Taki katalog osób nie budził do tej pory zastrzeżeń. Dmowski znalazł w nim swe miejsce głównie z racji zasług na polu dyplomatycznej walki o niepodległość Polski, zwłaszcza podczas konferencji wersalskiej.

Dla adwersarzy Kijowskiego nie ma to znaczenia. Widzą w Dmowskim jedynie polityka antydemokratycznego i antysemickiego, który zasługuje na potępienie. Czytając te głosy można odnieść wrażenie, że ich autorzy popełniają podobny błąd, jak druga strona politycznego konfliktu w Polsce. Z racji pewnych części biografii niektórych postaci historycznych, ale też z powodu wpisania ich na sztandary politycznego przeciwnika, domagają się wyrzucenia ich z narodowego „ogrodu pamięci“. Jest to moim zdaniem ogromny błąd, który ogranicza i wyjaławia rozmowę o polskiej historii. Schematy czarno-białe nie odpowiadają ani rzeczywistości współczesnej, ani historycznej.

Nie chcę przekonywać, że przywódca narodowej demokracji, jednego z głównych nurtów politycznych Polski, był postacią, którą malować trzeba w barwach tylko jasnych. Podobnie jak inni politycy z tego pokolenia, z Józefem Piłsudskim włącznie, był osobą złożoną, wielowymiarową, której biografia składa się z różnych rozdziałów. Zasługuje nie tyle na bezrefleksyjne hołdy, bo te i tak są mu składane, co na nasz trzeźwy osąd. W nim musi się znaleźć krytyka wielu jego poglądów, ale też dojrzenie zasług.

W tamtym historycznym momencie był po prostu osobą, bez której sprawy poszłyby dla nas mniej pomyślnie. Warto sobie uświadomić, że niepodległości nie uzyskaliśmy dzięki wysiłkowi jednej osoby obdarzonej ponadnaturalnymi uzdolnieniami, czy jakiegoś zastępu aniołów. Dlaczego Józef Piłsudski, późniejszy autor zamachu na konstytucyjne władze, twórca systemu autorytarnego, polityk pomiatający parlamentem i posłami, może być „twarzą“ Niepodległej, patronem tego marszu? Czy nie mamy mu już nic do zarzucenia, bo stał się tylko mitycznym Dziadkiem na Kasztance, postacią z ckliwej czytanki? Czy jego przewiny nie są nawet większe niż Dmowskiego, zważywszy na ideały środowiska politycznego, z którego wyszedł? Zważywszy na realną władzę, którą sprawował, a której dzierżenie Dmowskiemu nigdy nie było dane? Czy to całe grono wielkich polityków, którym jednak czasem i nie brakowało małości, nie zasługuje na odrobinę szacunku, doceniania z racji posiadania w biografiach tego właśnie epizodu: walki i budowy niepodległości? Moim zdaniem nie wyklucza to przecież dyskusji i ostrej krytyki z powodu ich innych działań i postaw.

Z pewnością Dmowski nie jest postacią z „bajki” Kijowskiego, członków czy sympatyków KOD-u. Jednak wbrew swoim poglądom, uznał on za ważne upamiętnienie także tego polskiego polityka, nie wykluczył go, nie przemilczał. Sprowokował za to ponownie dyskusję, która jest dla nas bardzo ważna: czy mimo wszystko będziemy starać się utrzymać wspólną, choć zróżnicowaną narrację o historii Polski, czy będziemy tworzyć już tylko alternatywne opowieści, z własnymi bohaterami i wydarzeniami, bez łączników z konkurencyjną wizją, bez głębszej refleksji nad przyczyną dzisiejszych różnic między nami. Ta ostatnia będzie niepotrzebna, bo wystarczy kilka epitetów pod adresem przeciwnika.

Zob.

Artur Domosławski, KOD zaprasza na manifestację 11 listopada portretem Romana Dmowskiego. To niedorzeczność i kompromitacja, „Polityka“, 7.11.2016.

Paweł Wroński, Nie wykluczać Dmowskiego, „Gazeta Wyborcza“, 7.11.2016.

Adam Leszczyński, Czego Mateusz Kijowski nie wie o Romanie Dmowskim, „oko.press“, 7.11.2016.

Marek Beylin, Trujące dziedzictwo Dmowskiego, „Gazeta Wyborcza“, 8.11.2016.

 

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

komentarze

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Nazwisko Piłsudskiego musi być (niestety?) umieszczone na tej samej liście, co Masław, Zebrzydowski, Lubomirski, Januszajtis, „żołnierze wyklęci” i in. Wszyscy byli przywódcami puczów przeciw legalnej władzy. Co nie znaczy, że niektóre legalne władze – np. obecna, sabotująca konstytucję – nie bywają też szkodliwe. Mogło być jeszcze 10 Legionów (Ukraińcom Strzelcy Siczowi jakoś nie pomogli), ale powstanie Polski niepodlełej to owoc dyplomacji Paderewskiego i Dmowskiego przede wszystkim.

  • Uzupełniam wpis o fragment listu J. Piłsudskiego do Romana Dmowskiego.

    Przemyśl, 21 grudnia 1918.

    „Drogi Panie Romanie,
    wysyłając do Paryza delegację, która ma się porozumieć z Komitetem paryskim w sprawie wspólnego działania wobec aliantów, proszę Pana, aby zechciał wszystko uczynić dla ułatwienia rokowań”. (…)

    i na końcu listu:

    „Opierając się na naszej starej znajomości, mam nadzieję, że w tym wypadku i w chwili tak poważnej, co najmniej kilku ludzi – jeśli, niestety, nie cała Polska – potrafi wznieść się ponad interesy partii, klik, grup”.

    Wprawdzie to trochę poza istotą problemu, ale warto zapoznać się ze wspomnieniami Eugeniusza Romera, uczestnika tych wydarzeń w Paryżu, gdzie widać już wyraźnie to wszystko, co będzie hamulcem w stosunkach politycznych i problemem odbudowy „wspólnoty narodowej”, wiec koteryjność etc.

  • Incydent z Dmowskim jest ciekawą ilustracją przenoszenia na grunt historyczny dzisiejszych podziałów, a wyrażając się bardziej precyzyjnie, próbą przenoszenia dzisiejszych awantur na grunt przeszłości. To jest także forma polityki historycznej – tyle że prowadzonej bez sentymentu dla przeszłości (jak w przypadku grup rekonstrukcyjnych), czy bez sprecyzowanej wizji wpływania na świat wartości dzisiejszego pokolenia (jak w przypadku angażujących się w realizację polityki historycznej instytucji państwowych). To jest jak sięganie po kolorowe świecidełka. Może ktoś się nabierze? A w razie protestów albo się oponentom zagra na nosie (jeśli to „wrogowie”), albo ich przeprosi (jeśli to „swoi”). No i tak się właśnie zdarzyło. Groteskowe manewry wokół Dmowskiego, którego to się zaprasza na sztandary, to się za to przeprasza – to jest efekt deficytu nie wiedzy, ale dobrej woli. Przy okazji słów kilka o protestujących. Ich argumenty nie są nowe. Są echem awantur sprzed lat 10, gdy odsłaniano w Warszawie pomnik Dmowskiego. Dzisiaj problem powraca w kontekście walki o demokrację. Otóż nie ma demokracji bez pluralizmu, także w sferze ideowej, także w sferze stosunku do przeszłości. Próby niedostrzegania jej wielowymiarowości, eliminowania z narodowego panteonu postaci „niesłusznych” nie są incydentem, ale ilustracją żywotności odziedziczonego po totalitaryzmie sposobu myślenia, z jego dychotomicznym podziałem świata, brakiem tolerancji, skłonnością do niszczenia treści „niesłusznych”.

  • Dwuznaczna ocena Dmowskiego, ale także Piłsudskiego, ukazują granice lub deficyty tzw. polityki historycznej, służącej przecież za każdym razem zwycięzcom.

  • Ideologie, ideologie. Niezaprzeczalnym osiągnięciem i wkładem Dmowskiego jest Polski Komitet Narodowy, który był faktyczną reprezentacją Polski na Konferencji Wersalskiej. Jest to wystarczający, ale i konieczny powód zaliczenia go do „ojców założycieli”. Przykre, że jest to, czy powinna byc wiedza szkolna. Nudne byłoby wchodzenie w inne detale akcji dyplomatycznych różnych środowisk emigracyjnych. Można przy okazji przypomnieć słynny list Piłsudskiego, bez względu na jego intencje, „Kochany Panie Romanie”.

  • Stosunek do postaci z historii jest przeniesieniem na ten grunt dzisiejszych podziałów. Ludzie, których wiedza ogranicza się jedynie do haseł, działają najbardziej zdecydowanie i odnoszą sukcesy, jak w tym wypadku. Postawa, którą preferuję – nie znam się, więc się nie wypowiadam – raczej nie jest w naszym narodzie zbyt powszechna. Chyba, że dotyczy matematyki i pokrewnych nauk. Wtedy tak zwani humaniści z radością przyznają się, że w tej dziedzinie są kompletnymi ignorantami i te rzeczy nigdy im do głowy nie wchodziły.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »