Nieprzekraczalne granice

N

W trakcie zbierania materiałów do szkicu biograficznego o Bronisławie Hubermanie, światowej sławy skrzypku i gorącym orędowniku Paneuropy, trafiłem na poświęconą mu książkę Piotra Szalszy. Znajduje się w niej list Hubermana z 1933 r., w którym muzyk wyraża swój sprzeciw wobec nazizmu i okazuje solidarność z dyskryminowanymi kolegami. Ogłasza też swój prywatny bojkot hitlerowskich Niemiec, rezygnując z koncertowania w tym kraju.

Powrót do publikacji sprzed lat, w której sportretowałem twórców zjednoczonej Europy, wcale nie jest męczący. Wręcz odwrotnie. Do niegdyś opracowanych postaci, postanowiłem – jak to uczyniłem wcześniej w przypadku Aleksandra Lednickiego – dodać kolejne, zwłaszcza polskich orędowników zjednoczenia Starego Kontynentu. W tamtym opracowaniu, pierwotnie przeznaczonym dla uczniów, zrezygnowałem z polskich wątków. Planowałem przygotowanie kolejnego zeszytu na ten temat, ale z różnych powodów do tego nie doszło.

Te zaległości teraz nadrabiam, przy okazji poznając aktualny stan literatury i źródeł. W sieci dostępne są różne materiały, z których skorzystanie przed laty było niemożliwe lub bardzo trudne. Powstały też osobne książki poświęcone konkretnym osobom. Jeden z moich bohaterów, bardzo znany ówcześnie skrzypek i gorący zwolennikowi Paneuropy, Bronisław Huberman doczekał się interesującej biografii pióra Piotra Szalszy, dziennikarza, muzyka i producenta telewizyjnego na stałe mieszkającego w Wiedniu. Autor poruszył w niej m. in. wątki, które były dla mnie nowe. Jednym z takich fragmentów biografii Hubermana był jego jednoznaczny sprzeciw wobec rządów narodowych socjalistów w Niemczech i odmowa jakichkolwiek występów.

Szalsza zamieścił wymianę listów między polskim muzykiem a wieloletnim dyrygentem Berlińskich Filharmoników, Wilhelmem Furtwänglerem. Początkowo Huberman podziwiał niemieckiego kolegę, chętnie korzystał z jego zaproszeń. Sytuacja zmieniła się po 1933 r. Furtwänglerowi udało się uzyskać, jak informował Hubermana, zapewnienie władz, że w Niemczech mogą występować artyści „bez względu na rasę czy też narodowość“, jednak skrzypka to nie przekonało. Powody swej negatywnej wobec zaproszeń z Niemiec postawy wyjaśnił w długim liście z 10 lipca 1933 r., który postanowiłem dołączyć do tego wpisu. Nie jest on u nas szerzej znany, a wiele wnosi do dyskusji o relacjach między świtem sztuki a władza oraz do rozważań o granicach kompromisu.

Furtwängler wyraził ubolewanie z powodu decyzji skrzypka, a równocześnie jasno określił własny stosunek do sił rządzących w Niemczech:

Pan i wielu innych, którzy w ostatnim czasie nie byli w Niemczech, uważają, że to co wydarzyło się w ciągu czterech miesięcy, to tylko zarządzenia stosowane przez rząd. W rzeczywistości jednak mamy do czynienia z rewolucją, prawdziwą rewolucją, która tylko dlatego wydaje się tym czym jest w rzeczywistości, że – odpowiednio do niemieckiej natury – rozegrała się w ramach przestrzegania legalnych form.

Huberman swój list wysłał także w zaufaniu do kilku innych niemieckich muzyków. Jeden z nich, Artur Schnabel jednoznacznie uznał jego argumentację:

Na wstępie muszę pogratulować Panu znakomitego listu do Furtwänglera. Zapewne musiał on uznać, że jego próba służenia dwom panom jest niczym innym, jak tylko tchórzliwym samooszukiwaniem się, oraz że czas porzucić wreszcie dziecinne sztuczki uwodzenia i udawania, jak również obłudne, wręcz obraźliwe propozycje w stosunku do kolegów po fachu. Niech sobie dalej pływa nadęty i przekonany o swojej nieomylności.

W drugiej połowie roku sytuacja w Niemczech zaczęła się jeszcze bardziej zaogniać. W czasie zjazdu NSDAP w Norymberdze na początku wrześnie 1933 r. Hitler określił m.in. kierunki rozwoju narodowo-socjalistycznej kultury i sztuki jako renesansu aryjskiego człowieka. Dla Hubermana był to sygnał, że polityka kulturalna Berlina stanie się po prostu narzędziem w służbie ideologii. Postanowił opublikować w czołowych zachodnich gazetach list do Furtwänglera (ukazał się m.in. 14. września w „New York Times”).

O swoim stosunku do hitleryzmu Huberman pisał w jednym z listów (osoba adresata nie jest niestety znana):

Jestem Polakiem, Żydem, wolnym artystą i Paneuropejczykiem. Biorąc pod uwagę te cztery właściwości, hitleryzm uważać muszę za śmiertelnego wroga i stosować wszelkie do dyspozycji stojące mi środki…

O W. Furtwänglerze, swym dawnym niemieckim przyjacielu, kilka lat później pisał już tylko negatywnie:

Furtwängler nie jest oczywiście nazistą. Jest on czymś jeszcze gorszym. Bez przekonań nazistowskich bowiem, poprzez samą obecność w Niemczech i kooperację z nazistami, wspiera ich barbarzyństwo i zbrodnie. Jego przypadek to nie tylko problem indywidualnego artysty z kaprysami lub słabość charakteru. To przykład typowego burżuazyjnego Niemca i intelektualisty.

Bronisław Huberman w liście do dyrygenta Berlińskich Filharmoników, Wilhelma Furtwänglera wysłanym z Castelveccana 10 lipca 1933 r. (w tłumaczeniu Krystyny Wesołowskiej)

Drogi Przyjacielu. Pański list obok załączonego oświadczenia rządowego dotyczącego nowych kierunków pruskiego życia koncertowego przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. W pierwszym rzędzie proszę pozwolić mi na wyrażenie podziwu dla odwagi i zaciętości, z jaką prowadził Pan kampanię ratowania sztuki koncertowej przed grożącą jej zagładą ze strony rasistów. Gdy do Pańskiej akcji, prowadzącej do pozytywnego rezultatu, a przy tym jedynej w dzisiejszych Niemczech, dodam postawę Toscaniniego (rezygnacja z Bayreuth), Paderewskiego (paryski koncert dobroczynny) oraz braci Busch, wtedy ogarnia mnie uczucie dumy, że i ja mogę nazwać się muzykiem.

Ale właśnie te wzory, wzory wielkiego poczucia obowiązku, powinny wszystkich kolegów powstrzymać od jakichkolwiek kompromisów zagrażających naszym celom. Chociaż uzyskanie przez Pana oświadczenia rządy przedstawiają w chwili obecnej granice tego, co jest osiągalne, nie mógłbym ich uważać za wystarczającą podstawę dla mojego ponownego udziału w niemieckim życiu muzycznym. Moje stanowisko opieram na nastepujących zasadniczych, rzeczowych, ludzkich i etycznych rozważaniach: Rząd uważa, że nie musi wysunąć zasadę selekcji najważniejszych osiągnięć, jako decydującą w muzyce i w każdej zresztą innej dziedzinie sztuki. Podkreślenie tego w zasadzie oczywistego faktu byłoby bezsensowne, gdyby z niego nie wynikało, że we wszystkich pozostałych dziedzinach kultury pozostawiono w mocy właśnie ową nierealną, będącą jednak zjawiskiem rzeczywistym, selekcję rasową. Ponadto istnieje nierozerwalna sprzeczność nawet wewnątrz tego ograniczonego do sztuki nakazu – zasady selekcji według umiejętności. W pojęciu kultury artystycznej w ogólności mieszczą się w pierwszym rzędzie instytucje pedagogiczne i zbiory sztuki. Istotnym składnikiem kultury muzycznej są przecież również państwowe i miejskie teatry muzyczne; a jednak nie doszło do mojej wiadomości, że zamierza się obecnie zatrudnić na nowo tych dyrektorów muzeów, kapelmistrzów i nauczycieli muzyki, których zwolniono z powodu żydowskiego pochodzenia, odchylenia politycznego lub nawet tylko apolitycznego nastawienia. Chodzi tu więc tylko o wprowadzenie na nowo zasady umiejętności w sztuce, w żadnym wypadku nie o sztukę w ogóle, ani też o całą dziedzinę muzyki. Przewidziany jest jedynie powrót stosunkowo ciasnej dziedziny – koncertu, wolnej konkurencji owych prawdziwych artystów, którzy mają zapełnić estrady. Przy tym każda ważniejsza impreza koncertowa połączona jest z liczną międzynarodową publicznością, podczas gdy badacz czy nauczyciel tylko z okazji jubileuszów występują z wynikami swej pracy przed publicznością. W ten sposób nieliczne grono zaangażowanych zagranicznych ewentualnie żydowskich artystów, mogłoby przed całym światem dowieść, że w Niemczech sprawy kultury stoją na dobrym poziomie. Zapewne niemiecka dokładność stosowałaby coraz to nowe definicje w sprawie czystości rasy – wobec niedojrzałych jeszcze adeptów sztuki w szkołach, laboratoriach itp.

Wiem, że Panu, Szanowny Przyjacielu, taki skutek musi wydawać się tab samo niepożądany, jak większości niemieckich melomanów. Ten problem ma także stronę ludzko-etyczną. Chciałbym określić muzykowanie jako sposób artystycznego odtwarzania tego, co najlepsze, najcenniejsze w człowieku. Czy można by oczekiwać całkowitego oddania ze strony artysty, który czuje, że podeptano jego godność ludzką i którego oficjalnie zdegradowano do roli pariasa? Czy można by tego oczekiwać z jednej strony od Richarda Wagnera, którego jednoznacznie udowodnione półżydowskie pochodzenie jest przemilczane przez strażników niemieckiej kultury, z drugiej zaś strony od Mendelsohna, Antoniego Rubinsteina, Hermanna Levi’ego, Josepha Joachima – a im przecież odmówiono, ze względów rasowych, zdolności rozumienia „czystej niemieckiej muzyki“.

Próbuje mnie Pan przekonać zdaniem, że ktoś musi zrobić początek, aby przełamać dzielącą nas ścianę. Tak, gdyby tu chodziło o jedną ścianę w salach koncertowych! W tym problemie nie chodzi o koncerty, ani o Żydów. Chodzi o najelementarniejsze zasady naszej europejskiej kultury: o uwolnioną od więzów kastowości i rasizmu wolność osobistą. Czy wywalczoną majątkiem i krwią zdobycze naszych ojców znowu odzyskają swą wartość, o tym zadecyduje nie gotowość jednostki, która jako pierwsza przełamie wszystkie opory, lecz, jak w przeszłości, sprawa sumienia i nie zagłuszane żądania ogółu społeczeństwa, które raz rozbudzone, przełamie wszelki opór jak papierowe ściany. Przełamie potęgę natury.

Nie mogę zakończyć tego listu, by nie dać wyrazu najgłębszego bólu z powodu przyczyn, które oddaliły mnie chwilowo od Niemiec. Szczególnie odczuwam mój ból jako przyjaciel moich niemieckich przyjaciół, jako interpretator niemieckiej muzyki, bardzo odczuwający brak niemieckiej publiczności. Największym dla mnie szczęściem byłoby spostrzeżenie rozpoczynającego się, także poza dziedziną koncertową, przewrotu, który uwolniłby mnie od udręki sumienia, uderzającej najgłębiej w moją duszę, mianowicie rezygnacji z Niemiec. Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami – Pański Bronisław Huberman.

Cytaty zaczerpnąłem z:

Piotr Szalsza, Bronisław Huberman czyli pasja i namiętności zapomnianego geniusza, Częstochowa 2001.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Wstaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »