Każde miasto można odczytywać na różne sposoby. Można zrobić to tradycyjnie, wskazując katalog najważniejszych dat i osób, dzieląc przeszłość dość konwencjonalnie na główne epoki. Z pewnością tak napisane monografie historyczne dominują na półkach księgarskich czy bibliotecznych. Do mnie bardziej przemawia inny sposób. Ciekawszym zabiegiem jest spojrzenie na mapę, wyobrażenie sobie najpierw przestrzeni. Nałożenie na siebie map z różnych kresów daje ciekawe wyniki. Miejsca obecnie nieistniejące lub przekształcone, pojawiają się na wcześniejszych mapach. Jest to dobra okazja do zestawiania /porównania, (od)czytania przestrzeni i czasu na nowo. Miasta śląskie są bardzo wdzięcznym tematem do obserwacji. Są bliskie (w sensie odległości, i w sensie zakorzenienia), mają bogatą dokumentację. Ostatni krótki pobyt w Brzegu przekonał mnie, że stosowanie metody „czytania na nowo” sprawdza się doskonale, zachęcając do dalszych poszukiwań. (więcej…)
W sprawie popularyzacji historii słów kilka
Popularyzowanie historii w epoce internetu nie należy do łatwych zajęć. Jest to chyba paradoks naszych czasów. Przecież bez większych problemów można dzielić się różnego typu informacjami, służą do tego portale streamingowe (audio czy wideo) czy blogi. Jednak to nie zawodowi historycy biorą na siebie główny ciężar edukacji historycznej, a różnej maści amatorscy specjaliści od „historii ciekawostkowej”. Często za nic nie mają ustalenia naukowe, ich „prawda objawiona” musi być na wierzchu. Dawno zostały już przekroczone granice przyzwoitości i odpowiedzialności za słowo i przekaz, nie ma też wystarczających mechanizmów weryfikacji. Podważanie dorobku naukowego jest na porządku dziennym. Czy obraz „szalonych husarzy pędzących na dinozaurach” ma zawładnąć naszą debatą historyczną?
Katastrofa niemieckiego sterowca „Hindenburg” 1937 r. i narodziny reportażu radiowego na żywo
Był chlubą nazistowskich Niemiec, arcydziełem sztuki inżynierskiej. Ostatecznie okazał się jednak ślepym zaułkiem awiacji. Zanim jednak stało się to jasne, robił wrażenie majestatycznym lotem i potężnymi rozmiarami. Jako pierwszy sterowiec pasażerski przeleciał Atlantyk, co trwało dwa i pół dnia. Sterowiec „Hindenburg” (LZ-129) był w swojej klasie wyjątkowy także z innych powodów. Był największy (wraz z bliźniaczym LZ-130). Miał długość 245 m i średnicę 41 m; zawierał 200 000 m³ wodoru w 16 zbiornikach. Napędzały go cztery silniki diesla, dając mu prędkość maksymalną 125 km/h. Był luksusowo wyposażony, oferując 72 pasażerom (50 w rejsie transatlantyckim) wszelkie możliwe wygody. Obsługę sterowca i podróżnych zapewniało 61 osób załogi. 6 maja 1937 roku „Hindenburg”po szczęśliwym przebyciu Atlantyku spłonął w czasie lądowania. Zginęło 36 osób. Katastrofa sterowca zakończyła loty pasażerskie tego typu. Ten tragiczny dzień przeszedł do historii także jako data narodzin reportażu radiowego na żywo. Opublikowana dzień później relacja dziennikarza amerykańskiego, Herberta Morrisona do dzisiaj uważana jest za mistrzowską w swym gatunku. (więcej…)
Konsultacja prawna. „Opis wpływu społecznego” a prawo autorskie
Uczelnie intensywnie przygotowują się do ewaluacji. Pracę trwają już kilka miesięcy i właśnie dobiegają do mety. Ewaluacja składa się z kilku części, m.in. opisu wpływu społecznego (część III). Moim zdaniem z tym ostatnim wiąże się pewien istotny problem, który wymaga wyjaśnienia. Czy można w dokumentach ewaluacyjnych, w dodatku bez zgody zainteresowanego, wymieniać jego aktywności, które wpisują się w zakres tej części, ale są prywatną hobbystyczną działalnością? Z jednej strony to cieszy, że (w prawdzie bez wiedzy i zgody) docenia się np. twórczość blogerską i podcasterską, z drugiej strony pojawiła się wątpliwość, czy taka sytuacja jest dopuszczalna, zgodna choćby z prawem autorskim.
Uklęknięcie kanclerza Willy’ego Brandta raz jeszcze
O wyjątkowym zachowaniu kanclerza Willy’go Brandta w Warszawie przed pomnikiem bohaterów Getta pisałem już nie raz. Dzisiaj przypada 51 rocznica tego symbolicznego gestu. Podczas porządkowania zasobów mojego dysku na komputerze trafiłem na kopię artykułu Pawła Miedzińskiego, który warto przypomnieć i spopularyzować. Autor zamieścił tam zdjęcia W. Brandta, które zostały zdjęte przez cenzurę i nie weszły do obiegu prasowego w PRL. (więcej…)