Narodowa histeria

N

Tak naprawdę to powinienem sobie już odpuścić. Im dłużej śledzę tzw. media narodowe, tym bardziej narasta u mnie irytacja, wręcz złość. Rażące uproszczenia, jakieś mniej lub bardziej zakamuflowane insynuacje, podporządkowanie wywodu z góry sformułowanej tezie, atmosfera świętego oburzenia na rzekomy spisek i złowrogie siły wkoło nas. Ostatnie wzmożenie działań wokół „polskich obozów” jest dobrym przykładem rozgrywania sprawy ważnej i wymagającej wielostronnych działań w jakiejś (wewnątrz-)politycznej grze. W telewizji państwowej obejrzałem dwa programy, wysłuchałem kilku wywiadów i przeczytałem z tuzin tekstów. Już dawno nie spotkałem się z tak wielką ignorancją, mieszaniem faktów i fałszerstw, odgrzewaniem i tworzeniem nowych teorii spiskowych. Najbardziej niebezpieczne jest to, że w roli rzeczoznawców występują osoby ze stopniami, tytułami naukowymi, zapewniając oczywistym nieraz bredniom aurę naukowości i zaufania.

Określenie „polskie obozy koncentracyjne“, które czasami bezmyślnie jest używane w mediach zagranicznych a nawet w wypowiedziach osób publicznych (i słusznie piętnowane), stało się hasłem bojowym bieżącego etapu walki polskiej prawicy o – jak się to z ekscytacją i lubością podkreśla – dobre imię Polski. Mam wrażenie, że jest to jednak przede wszystkim użyteczne lepiszcze spinające różne resentymenty niemiecko-żydowsko-rosyjskie, które pokrywa się pozłotką patriotyzmu i odwołaniami do polskiego stałego pokrzywdzenia przez wrogi, głupi lub co najmniej nie rozumiejący nas świat… W Polsce działają grupy, które mają się za strażników owego dobrego imienia, a także jego kreatorów, bo to w końcu one uważają się za władne określać co (i kto) polskiej godności i sławie szkodzi i uwłacza, a co (i kto) nie.

Od kilku dni obserwuję nadzwyczajne wzmożenie tych grup. Wspierane są przez telewizję państwową, która na wszelkie sposoby z zapałem dorzuca paliwa pod to, co nazywane jest narodową dumą. Nie ma programu dotyczącego tematu wadliwych kodów pamięci, w którym nie można byłoby spotkać przedstawicieli tych organizacji. Mają się oni nie tylko za społecznych aktywistów, ale i specjalistów w dziedzinie historii i polityki. W tle pokazywane są prymitywnie i z błędami robione kolaże ze zdjęć, które mają pokazywać niemieckie sprawstwo w zbrodniach wojennych itd. Jeden z takich „twórców“ postanowił zaprojektować mobilny billboard. Nawiązał w nim do prześmiewczej powieści Timura Vermesa o Hitlerze pt. On wrócił. Czy uzyskał prawa do wykorzystywania tego motywu graficznego? „Wesoła twórczość”, zwłaszcza w sieci, przyniesie zapewne jeszcze wiele pomysłów. Równocześnie z premedytacją niszczy się Muzeum II Wojny Światowej, które miało służyć przekazowi naszej opowieści o historii lat 40. XX w., a jego twórców traktuje jak szkodników, niemal zdrajców narodowej sprawy. Marnuje się wspaniałą okazję, by przypomnieć polską historię tego okresu jako część europejskiej, globalnej tragedii.

W programach telewizyjnych wypowiadane są przez przedstawicieli tych organizacji bzdury, roi się od fantastycznych całkowicie teorii. Prowadzący akceptują wszelkie rewelacje, nie pytają o podstawy tych pomysłów, uwierzytelniają je, traktując na równi z prawdziwymi informacjami. Jeden z nich wczoraj przekonywał widzów TVP Info, że istnieje międzynarodowy spisek, który ma narzucić Polsce odpowiedzialność za Holokaust, by doprowadzić do jej izolacji i wykluczenia z NATO, a przynajmniej porzucenia przez Zachód zobowiązań sojuszniczych wobec niej. Wszystko to opowiadał z powagą i troską na obliczu. Prowadzący dyskusję moderator, zamiast przerwać, dał popis swego zaangażowania politycznego i dodatkowo wsparł wypowiedź gościa. Czyli spisek został potwierdzony. Kto go zawiązał? Niemcy? Rosja? Może Izrael? Wszyscy razem?

Najbardziej zaskakujące są wypowiedzi naukowców. Wydawało mi się, że naszym zadaniem jest przede wszystkim tonować emocje, dyskusje sprowadzać na merytoryczny fundament, w sposób rzeczowy i kompetentny zabierać głos publicznie, dowodząc że nasza praca różni się od przygotowywania kolejnych pisemek o sensacjach historii, wypełniających półki kiosków. Występy pewnych dwóch historyków/politologów były tego zaprzeczeniem. Od kilku lat w przestrzeni publicznej kursują domniemane rewelacje dr Leszka Pietrzaka, historyka z Lublina. W przeszłości opublikował on tekst, w którym starał się zdemaskować istniejące podobno od dekad próby obarczenia Polski winą za ludobójstwo na Żydach. Taką robotę prowadzić miał wywiad zachodnioniemiecki (Bundesnachrichtendienst).

Na potwierdzenie swych twierdzeń nie podał żadnych źródeł, a jego wiedza o powojennych Niemczech to właściwie popis ignorancji. Po kilku latach swe wynurzenia powtórzył, również bez dowodów. Zresztą dowody niepotrzebne. Tak po prostu było i już. A może ma dostęp do jeszcze nieujawnionych „Protokołów mędrców BND“? Kariera tych enuncjacji nie dowidzi ich prawdziwości, ale przede wszystkim użyteczności dla części naszej sceny politycznej. Ludzie gdzie indziej domagajacy się dowodów i wskazujący na najmniejsze wątpliwości co do sprawców i motywów, tutaj zachowują dziwną łagodność i wyrozumiałość. Aż by się chciało przypomnieć powiedzenie Sienkiewiczowskie o Kalim i jego krowach.

Rewelacji lublińskiego historyka nie potwierdzili przedstawiciele komisji historycznej do zbadania przeszłości zachodnioniemieckiego wywiadu, którzy od kilku lat prowadzą intensywne prace. Brak podstawy źródłowej nie przeszkadza innym naukowcom, prof. Grzegorzowi Kucharczykowi (IH PAN) i dr hab. Piotrowi Wawrzykowi (Instytut Europeistyki UW), by – bez wcześniejszego sprawdzenia przytaczanych przez Pietrzaka danych – z całym przekonaniem kolportować je dalej. Dla p. Kucharczyka bez cienia wątpliwości:

(…) Kłamliwy termin „polskie obozy koncentracyjne” stworzyli pod koniec lat pięćdziesiątych funkcjonariusze wywiadu Republiki Federalnej Niemiec, którzy w czasie wojny pracowali dla III Rzeszy.

Natomiast p. Wawrzyk stwierdzał:

(…) Pojęcie „polskie obozy” wcale nie jest wymysłem mediów, a powstało w RFN, wśród współpracowników Reinharda Gehlena, generała Wermachtu, który po wojnie przekazał Amerykanom cenne informacje wywiadowcze i współtworzył zachodnioniemiecki wywiad.

Napisałem do obu panów list z prośbą o podanie źródeł ich wypowiedzi. Niestety, dotąd pozostał on bez echa. Zapewne sprawdzają w przypisach… Ale w wypowiedziach p. Pietrzaka takich odsyłaczy brak. W tej całej sprawie niepokoi mnie coś innego. Przecież tu nie chodzi o spory interpretacyjne osadzone w materiale źródłowym, ale o powtarzanie z całą powagą i aurą szacunku dla nauki niesprawdzonych wymysłów! Można też zapytać o kompetencje obu panów, by wypowiadać się z tak ogromną pewnością siebie na temat Niemiec po II wojnie światowej, czy też działań zachodnioniemieckich służb specjalnych.

Do tej kategorii osób zabierających głos zaliczę także ministra nauki i szkolnictwa wyższego, Jarosława Gowina, który z całą powagą – będąc członkiem rządu, ale i naukowcem (doktor filozof) – w listopadzie zeszłego roku w TVP Info opowiadał zapewne za p. Pietrzakiem, że wszystko wymyślili dawni naziści. Postąpił tak człowiek, który w czasie nieco wcześniejszego zamieszania po wypowiedzi minister Anny Zalewskiej na temat sprawstwa mordu w Jedwabnie, potrafił odwołać się do ustaleń naukowców w tej sprawie. Aż by się chciało przywołać typologię prawdy, którą wiele lat temu w sposób prześmiewczy zaproponował ks. prof. Józef Tischner, postać zdaje się bliska p. ministrowi.

Jest jeszcze inna kwestia. W moim odczuciu posługiwanie się tego typu „argumentami“ pod hasłem prowadzenia walki z fałszywymi historycznie określeniami, uderza w te wysiłki, częściowo je podważa i odejmuje powagi osobom w nie zaangażowanym. Nie można zabiegać o prawdę, żądać poważnego i pełnego szacunku traktowania, posługując się samemu niesprawdzonymi twierdzeniami, wizjami złowrogich spisków i wszechmocnych służb.

Kariera domniemanego „sprzesiężenia byłych nazistów“ uderza w jego kolporterów jeszcze w jeden sposób. Bezkrytyczne powtarzanie tego przez różne osoby, czasem o znaczącej pozycji społecznej, w mediach tradycyjnych i internetowych, powiela tak naprawdę mechanizm rozsiewania się zwrotu „polskie obozy“, dowodząc że na początku jest ignorancja, brak krytycznego myślenia i być może polityczne uprzedzenia. Nie ma więc żadnego spisku, tajnej współpracy przeciw komuś, a tylko brak wiedzy, pogoń za sensacją i kompromitujące uproszczone podchodzenie do rzeczywistości: historycznej i obecnej.

W mediach prorządowych zabrakło mi także tak koniecznego w tych dniach wyciszenia, refleksji nad naturą człowieka, a przede wszystkim okazania szacunku pomordowanym. 27 stycznia minęła kolejna rocznica wyzwolenia Auschwitz. Ofiary tej „fabryki śmierci“ i setek podobnych miejsc w tym wszystkim nie są już ważne? Międzynarodowy Dzień Pamięci Holokaustu nie jest nam potrzebny? A może mamy jakiś kłopot z jego przesłaniem?

Zob. także:

Krzysztof Ruchniewicz, Świadoma dezinformacja, „blogihistoria“, 25.10.2016.

Tenże, Świadoma dezinformacja cd, „blogihistoria“, 26.10.2016.

Robert Jurszo, Waszczykowski i „media narodowe” o „polskich obozach”. Teoria spiskowa wypiera rozum, „oko.press“, 13.02.2017.

Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Bundesarchiv, B 285 Bild-04413 / Stanislaw Mucha / CC-BY-SA 3.0

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

komentarze

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Sami mamy udział w spolszczeniu obozów śmierci na terenie Polski. Pamiętam jeszcze z liceum, z lektury Borowskiego i Nałkowskiej jaki dystans tworzyło w ich opowiadaniach stosowanie niemieckich nazw. Ale w powszechnym obiegu w latach 70. i 80. tego w ogóle się nie spotykało. Do naszego Oświęcimia i polskiej Brzezinki jeździły wycieczki szkolne, tak pisało się w prasie, podręcznikach i encyklopediach. Kto wtedy temu był winien? Komuniści? A może złodzieje?

    • Ja też myślę, że są to kwestie ogólnie rzecz biorąc gramatyczne. Z punktu widzenia tzw. poziomów języka – najwyżej na poziomie językowej elipsy. Jeśli ktoś uprawia publicystykę albo naukę wyszukując „gotowce” w internecie (lub w nauce „na papierze”), to łatwo o niezręczność, dwuznaczność, często przez autora nawet nie uświadamianą.

  • Wczoraj z pewnym zdziwieniem w onet.pl zobaczyłem zdjęcie naszych skoczków po drużynowym zwycięstwie na skoczni w Willingen podpisane: zwycięstwo Polaków na niemieckiej ziemi. Prawda, skocznia jest w Niemczech. Nie wiem, czy prasa niemiecka po zwycięstwie skoczków niemieckich pisała o zwycięstwie: Niemców na polskiej ziemi czy tylko w Zakopanem.

    Jest duży problem ze słowami, zmianą znaczeń, „podróbkami”. Od niedawna zamiast o zbrojnym podziemiu, pisze się o „żołnierzach wyklętych” i po kilku latach takiej edukacji nie będzie wiadomo, o co i o kogo chodzi. Opublikowano raport agenta CIA o zbrojnym podziemiu antykomunistycznym, nie jest pochlebny. Nie jest to dla mnie nic nowego, ale przypuszczam, że spotka się z ostrą krytyka „badaczy nowej wiary” i kto wie, czy nie zostanie ten raport zaliczony do dokumentów „antypolskich spisków”.

  • Trudno znieść głupotę tej teorii spiskowej, świadomość, że wielu rodaków się na nią nabiera oraz że bierze w tym udział wielu poważnych ludzi, a nawet naukowców. Uderza łatwizna myślowa, przerażają ewentualne skutki. Mechanizm budzenia nienawiści i odcinania się od „innych” kiedyś w historii posłużył do budowania świadomości wielu narodów, ale nigdy bym nie przypuszczała, że ktoś znowu go obudzi. Tym bardziej, że nasz naród tego nie potrzebuje, a czasy temu nie sprzyjają.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »