Przed kilkoma tygodniami do mediów przedostały się informacje o zażartym sporze w czołowej niemieckiej organizacji opiekującej się grobami wojennymi. Jego przedmiotem jest przyszłość Niemieckiego Związku Opieki nad Grobami (Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge). Z polskiej perspektywy sprawa ta wydaje się odległa i mało istotna, ale to powierzchowne wrażenie. Pytanie o przyszłość dotyczyć może także stowarzyszeń działających u nas, a zajmujących się upamiętnianiem pewnych wydarzeń i opierających swą aktywność na określonej grupie członków, zwykle świadków i uczestników pewnych historycznych wypadków. Upływ czasu, zmiana generacji i tu wywołuje temat dalszego trwania i jego celu. Znaczenie owego sporu w Niemczech wynika z faktu, że ta prawie 100-letnia organizacja społeczna właściwie po raz pierwszy konfrontowana jest z potrzebą zmiany, odejścia od tradycyjnego spojrzenia na wojnę i jej skutki, a wreszcie z koniecznością krytycznego osądu własnej działalności. Obecnie to jedna z niewielu ważnych organizacji, która nie posiada monografii swych dziejów. Jej założyciel, w okresie nazistowskim wysoki funkcjonariusz partyjny, Siegfried Emmo Eulen, nie ma nawet hasła w wielotomowym Brockhausie (czy niemieckiej Wikipedii).
Niemiecki Związek Opieki nad Grobami w 2019 roku będzie obchodzić stulecie istnienia. Powstał po I wojnie światowej jako organizacja użyteczności publicznej. Postawił sobie za cel nie tylko objęcie opieką mogił niemieckich żołnierzy. Równorzędnym było wykorzystywanie kultu poległych do budowy „wspólnoty narodowej” (Volksgemeinschaft), która miała być jednością znoszącą różnice klasowe i światopoglądowe. Za wroga tak pojętej wspólnoty uważano demokrację parlamentarną. Postrzegano ją nie tylko jako arenę stałego ścierania się różnych ugrupowań, co umacniać miało rozbicie społeczeństwa, ale i system hamujący militaryzm i politykę odwetu.
Śmierć żołnierzy na polu walki podlegała sakralizacji, co oczywiście nie było charakterystyczne tylko dla Niemiec. Traktowano ją jako ofiarę na rzecz Ojczyzny (niemieckie określenie ofiary, „Opfer”, ma podobne znaczenie do polskiego), która dla reszty narodu jest stałym zobowiązaniem i przykładem. Etos żołnierza, w kraju który zmuszono do radykalnego okrojenia armii, miał pozostać przykładem do naśladowania. Śmierć miała być dowodem najwyższego poświęcenia dla „wspólnoty”. Pytań o powody wybuchu wojny, o cele stawiane sobie przez Niemcy, o zasadność tak długotrwałego jej prowadzenia, nie artykułowano. Skupiano się na podkreślaniu obowiązku żyjących dbania o groby poległych, o pamięć o nich (jej centrum stawały się pomniki poległych), by w sposób symboliczny, ale i całkiem realny (konkretne działania) podkreślać związek żyjących ze zmarłymi.
(Opieka Związku nad grobami poległych) łączy – czytamy w pierwszym apelu skierowanym do przyszłych członków w 1920 r. – naród w czynnej pracy i w ten sposób stanowi wyraz zjednoczonej woli narodu (…). Związek oczekuje, że wszyscy obywatele (Volksgenossen), bez różnicy poglądów i przynależności partyjnej, złączą się i będą dążyć do tego, by osiągnąć ojczyźniane i etyczne cele.
Ideologia prymatu jedności narodowej, budowy wspólnoty znalazła potwierdzenie w szeregu działań Związku. Likwidowano pojedyncze groby i tworzono zbiorowe mogiły, by w ten sposób wyrazić „całkowite poświęcenie jednostki” dla nadrzędnego narodowego bytu. W miejscach pochówku sadzono drzewa, które miały łagodzić grozę wojny i symbolizować zwycięstwo życia – Natury – nad śmiercią.
Tworzenie wojennych cmentarzy było jednym z naczelnych zadań Związku, silnie uzależnionym od sytuacji politycznej i relacji Niemiec z innymi krajami. Niemiecki żołnierz ginął wszak poza granicami Rzeszy. Możliwości w tym zakresie zwiększyły się po podpisaniu z Francją dwustronnych porozumień w 1926 r. Odtąd działania Związku koncentrowały się właśnie na tym kraju, natomiast grobami w innych państwach zajmował niemiecki Auswärtiges Amt.
Ilość członków Związku stale rosła. Byli oni zorganizowani w oddziały miejscowe, powiatowe i krajowe. W 1920 Związek liczył 10 tys. członków, w 1930 r. – 138 tys. Poza tym członkami były też liczne miasta i inne organizacje, np. kombatanckie. W czasach III Rzeszy liczba członków zwielokrotniła się. W 1937 r. Związek liczył już 465 tys. osób, podczas II wojny liczba ta przekroczyła 2 mln osób. W III Rzeszy Związek został szybko zglajszachtowany. W 1933 r. zmieniono statut i wprowadzono tzw. zasadę wodzowską (Führerprinzip). W sprawozdaniu rocznym Związku za 1935/36 opublikowano list Adolfa Hitlera:
Uważam za honorowy obowiązek rządu Rzeszy aktywne wspieranie (opieki nad grobami i czczenie poległych – KR) przez Związek; mojej osobistej pomocy możecie być Państwo pewni.
W tym okresie dopisano kolejne grupy „ofiar”. Zaliczono do nich zabitych podczas tzw. puczu monachijskiego. Rozbudowa cmentarzy nabrała rozmachu. Tworzono cmentarze wojenne oraz miejsca pamięci (Ehrenmale) poświęcone poległym członkom freikorpsów. W czasie II wojny Wehrmacht przejął od Związku tworzenie cmentarzy wojennych na terenach okupowanych.
Po katastrofie wojennej, która pozostawiła kolejne miliony poległych, Związek odrodził się stosunkowo szybko, bo już w 1946 r. Od 1951 r. siedzibą organizacji jest Kassel. Problem pamięci o poległych był jak najbardziej żywy. Dotykał niemal wszystkie niemieckie rodziny. W 1951 r. liczba członków wynosiła już 480 tys., a w 1960 – 640 tys. Po II wojnie zaszły w organizacji radykalne zmiany, nie tylko na gruncie denazyfikacji, ale i wykorzenienia przesłania nacjonalistycznego. Mimo to w NRD działalność organizacji nie była możliwa.
Związek zajmował się nadal opieką nad grobami, przy czym podkreślał wagę i znaczenie przesłania pokoju i pojednania. Dużą wagę przykładał też do wychowywania młodzieży. Już w 1960 r. Związek wystartował z ważną akcją „Pojednanie ponad grobami” (Versöhnung über die Gräber), do której zaproszono młodzież z różnych krajów. Wspólna praca na cmentarzach wojennych w Niemczech i zagranicą miała zbliżać młodych ludzi i rodzić refleksję nad skutkami wojen. Innymi zadaniami po II wojnie światowej było informowanie bliskich o miejscach spoczynku, pomoc w ekshumacjach. Od lat 50. XX w. organizowano pomoc dla krewnych w docieraniu do odległych cmentarzy wojennych.
Obecnie Związek zrzesza ok. 100 tys. członków, w większości ludzi starych, których członkowie rodzin stracili życie w I czy II wojnie światowej. Dysponuje budżetem w wysokości 40 mln euro. Większość pieniędzy pochodzi ze składek, wpływów z tytułu spadków lub zapisów testamentowych. Duży zastrzyk pieniędzy przynosi coroczna kwesta, będąca od wielu dziesięcioleci tradycyjna forma pozyskiwania środków na działalność Związku. W pamięci wielu pokoleń Niemców zapisały się wdowy czy weterani obu wojen, którzy z metalową puszką w ręku raz w roku pukali do domów z prośbą o datki na rzecz organizacji. O teren jej działania jest olbrzymi. Związek opiekuje się obecnie 832 cmentarzami w 45 krajach Europy i Afryki.
Wśród nich jest również Polska, w której Związek pojawił się po 1989 r. W 1994 r. utworzono Polsko-Niemiecką Fundację „Pamięć“, która wspierała działalność Związku m.in. przy ekshumacjach, budowie i opiece nad cmentarzami wojennymi. 8 grudnia 2003 r. podpisano polsko-niemiecki układ w sprawie opieki nad grobami wojennymi (Kriegsgräberabkommen), który wszedł w życie w styczniu 2005 r. W Polsce istnieje dziesięć dużych cmentarzy zbiorczych, w tym w Nadolicach Wielkich na Dolnym Śląsku. Spoczywają tu szczątki ok. 17 tys. żołnierzy, ostatni pochówek odbył się w poprzednim roku.
Przed kilkoma tygodniami do niemieckich mediów przedostały się informacje o gorącym sporze, który toczy się w gremiach kierowniczych Związku. Wydaje się, że powodem tego sporu nie są, jak sugerują dość powierzchowne doniesienia prasowe, sprawy personalne, lecz właśnie przyszłość Związku. Po przejęciu kierownictwa organizacji przez znanego i cenionego także w Polsce, dawnego dysydenta enerdowskiego, pastora i ostatniego ministra spraw zagranicznych NRD, Polsko-Niemiecką Fundację „Pamięć“ było właściwie sprawą czasu, gdy zajmie się on reformą działania organizacji. Meckel, wieloletni poseł do Bundestagu, od lat angażował się nie tylko politycznie, lecz także był krytycznym obserwatorem debat o niemieckiej (nie-)pamięci, zwłaszcza w kontekście winy i odpowiedzialności Niemiec za zbrodnie w czasie II wojny światowej.
Nowy prezydent energicznie przystąpił do swych zadań. Postanowił opracować nowy program działań Związku (Leitbild), przeprowadzając szeroko zakrojone konsultacje. Program ten miał być remedium na piętrzące się od jakiegoś czasu kłopoty Związku. W ostatnich latach zmniejszyła się radykalnie liczba członków, a wpływy ze składek członkowskich, darowizn, kwest nie gwarantowały płynności finansowej na przyszłość. By utrzymać wszystkie cmentarze na odpowiednim poziomie, konieczne stało się pozyskanie pieniędzy państwowych. Do trudności organizacyjnych doszły problemy obchodzenia się z przeszłością, zwłaszcza w okresie narodowosocjalistycznym. W przekonaniu przeciętnego Niemca Związek był siedliskiem byłych nazistów lub wdów po nich, przez dziesiątki lat unikano w nim krytycznego rozprawienia się z przeszłością. Jak szybko przekonał się nowy prezydent, Związek posiadał także specyficzny stosunek do II wojny światowej.
W ostatnich dziesięcioleciach Związek pominął problemy związane z winą i odpowiedzialnością w okresie narodowosocjalistycznym – objaśniał sens reform Markus Meckel w jednym z ostatnich wywiadów. Nawet debata o zbrodniach Wehrmachtu z lat 90. XX wieku nie została podjęta przez Związek. Gdy przed dwoma laty postanowiliśmy opracować nowy program działań dla XXI wieku, było dla nas centralnym wyzwaniem ustosunkowanie się także i do tej problematyki. Nigdy bym nie przypuszczał, że klarowne opisanie II wojny światowej jako wojny zaczepnej i niszczycielskiej (Angriffs- und Vernichtungskrieg) może w Związku doprowadzić do powstania i napaści na mnie. Coś takiego przeżyłem dotąd raz, gdy jako minister spraw zagranicznych NRD opowiedziałem się za bezwarunkowym uznanie polsko-niemieckiej granicy. Wtedy otrzymałem podobne listy, jakie otrzymuję dzisiaj jako prezydent Związku.
Ostatecznie, mimo silnej opozycji, doświadczenie polityczne Meckela, znającego niejedną kryzysową sytuację, pomogło mu doprowadzić do przyjęcia nowego programu pracy Związku. Wymaga on jeszcze zatwierdzenia przez walne zgromadzenie członków. Można mówić o kompromisie, który wypracowały obie strony. Główne przesłanie zawarto w tytule: „Pojednanie ponad grobami – praca dla pokoju“ (Versöhnung über die Gräber – Arbeit für den Frieden). Nie jest to obszerny dokument, tworzą go dość ogólne stwierdzenia, co może być zaskoczeniem zważywszy na ostrą dyskusję, która rozgrywa się w jego tle. Składa się z trzech części: głównych zasad, zadań oraz organizacji.
W pierwszej część zaznaczono, że głównym zadaniem Związku jest opieka nad grobami wojennymi wszystkich zmarłych w wyniku wojny, czyli mogiłami żołnierzy i cywilów, jak i pamięć i upamiętnienie w przestrzeni publicznej oraz praca z dydaktyczna na rzecz pokoju i porozumienia. Dalej jest mowa o krytycznym podejściu do historii Niemiec. I wojnę uznano za początek epoki przemocy i dyktatur totalitarnych. Podkreślono, że II wojna światowa wywołana przez narodowosocjalistyczne Niemcy spowodowała miliony ofiar, żołnierzy i cywilów, była też czasem bezprzykładnych zbrodni. Zrezygnowano z podania narodowości ofiar (poza żydowskimi), nie wyodrębniając niemieckich strat. Następnie postawiono pytanie o odpowiedzialność osobistą w warunkach dyktatury i wojny.
W drugiej części podzielono zadania organizacji, wpisując je pod trzy hasła wywoławcze: groby wojenne, pamięć i upamiętnienie, młodzież i kształcenie. Podkreślono, że ofiary wojny (Kriegstote) mają prawo do stałej opieki (Ruherecht). Związek dalej będzie na zlecenie władz tworzyć i opiekować się grobami wojennymi zagranicą. Będzie informować rodziny o nowych odkryciach mogił. Aż w końcu będzie wspierać organizacje zajmujące się opieką nad grobami w kraju. W przyszłości cmentarze wojenne w kraju i zagranicą mają się stać miejscami upamiętnienia, pamięci, spotkania i nauczania.
W trzeciej części zajęto się sprawami organizacyjnymi. Praca Związku nadal będzie się opierać na zaangażowaniu społeczeństwa. Związek będzie też aktywnie współpracować z innymi organizacjami czy instytucjami, także rządowymi w kraju i zagranicą.
Bez wątpienia opracowanie takiego programu było konieczne, jest to, jak się wydaje, jedyna droga, by pozyskać środki rządowe na dalszą działalność i stworzyć fundament dalszych prac. Opory władz centralnych i regionalnych Związku przeciwko reformom prezydenta są jednak duże. We wrześniu b.r. ma się odbyć przedterminowo walny zjazd, w czasie którego mogą się ważyć losy dalszej kadencji prezydenta. Jego odwołanie byłoby złym sygnałem, a z pewnością wpłynęłoby w sposób bezpośredni na zatrzymanie procesu zmian, których Związek i tak nie uniknie.
Zob.
Versöhnung über den Gräbern – Arbeit für den Frieden (Leitbild, Entwurf Juni 2016)
Meckel: Kriegsgräber sind Teil unserer Geschichte, „Deutsche Welle“, 15.07.2016.
Meckel: Kriegsgräber sind Teil unserer Geschichte, „Deutsche Welle“, 15.07.2016.
Hilke Lorenz, Die Arbeit des Volksbundes soll öffentlich finanziert werden, „Stuttgarter-Zeitung“, 18.07.2016.
Sven Felix Kellerhoff, Machtkampf im Volksbund gefährdet das Gedenken, „Die Welt“, 20.07.2016.
Sven Felix Kellerhoff, Machtkampf im Volksbund gefährdet das Gedenken, „Die Welt“, 20.07.2016.
Schmalzl kritisiert Führungsstil, „Stuttgarter-Zeitung“, 26.07.2016.
Anja Krüger, Kriegsgräberreformer, „Der Freitag“, 3.08.2016.
Interesujące, kto z władz federalnych miałby, i to jakiej natury, opory, czy sprzeciwy wobec linii Meckela. Z drugiej strony natomiast byłoby wskazane, by do opieki nad grobami nie pchała się wobec przerzedzenia się szeregów Związku – AfD.