Ostatnio, całkiem przypadkowo, moją uwagę zwrócił anons pewnego biura podróży. Ogłasza ono nabór na „kurs specjalistyczny dla pilotów wycieczek i przewodników turystycznych oraz wszystkich zainteresowanych historią Holokaustu„. Tematem kursu jest „Szlak żydowski – Einsatzgruppen i Akcja Reinhardt„. Podtytuł sugeruje raczej, że chodzi tu o marszrutę ludobójców. Czyżby słowo „szlak” miało przyciągać grupę docelową – przewodników turystycznych? W programie przewidziano wykład i szkolenie wyjazdowe na trasie „Treblinka – Łopuchowo – Tykocin„. Cena kursu wynosi w zależności od liczebności grupy miedzy 130 a 180 zł. Przeczytawszy powyższe, zacząłem sobie zadawać różne pytania: o sens i potrzebę takiego przedsięwzięcia, jego w gruncie rzeczy komercyjny charakter, jak i o miejsce holokaustu w tzw. turystyce historycznej.
Źrodło: Gazeta Wyborcza.
W ostatnich latach obserwujemy duże zmiany w podejściu do problematyki historycznej. Powstają nowe muzea, głoszące zerwanie z tradycyjnym (czytaj: nudnym) wystawiennictwem, na rynku prasowym jest niemała oferta tytułów popularyzujących przeszłość (a raczej jej wybrane wątki), organizowane są liczne rekonstrukcje historyczne. Czasem nawet takie, które wzbudzają zasadne wątpliwości, co do ich celowości, czy dobrego smaku. Przypomnę rekonstrukcję ataku UPA na jedną z polskich wiosek z odtworzeniem wszystkich drastyczności z tym związanych. Zastrzeżenia, krytyka nie wstrząsnęły zresztą specjalnie organizatorami przedsięwzięcia. Pokaz ma być ponoć powtarzany z okazji kolejnych rocznic. Zgadzam się z opinią prof. Andrzeja Paczkowskiego, wybitnego znawcy historii powojennej Polski, który stwierdził: „To miałoby taki sam sens, jak rekonstrukcja palenia ludzi w piecach krematoryjnych lub w stodole w Jedwabnem. Gdy w Warszawie odbywa się rekonstrukcja powstania warszawskiego, nie odtwarza się mordujących i gwałcących własowców. Nie epatujmy makabrą„.
Można mieć wrażenie, że przekroczono tym samym pewną granicę w przedstawianiu wydarzeń historycznych. Każda z nowych rekonstrukcji musi być jeszcze bardziej dosłowna, krwawa, emocjonalna. Pop historia musi być przecież jak historyczny (a raczej luźno inspirowany historią) serial na HBO. Podejmuje się tematy, które dotąd były jedynie zarezerwowane dla poważnego dyskursu lub które kultywowano w intymnej przestrzeni prywatnej pamięci. Jeśli pojawiały się na forum publicznym, to nie jako rozrywka dla zaspokojenia takich czy innych upodobań, skłonności do oglądania drastycznych obrazów, a w kontekście obchodów rocznicowych, przygotowywanych według pewnego tradycyjnego scenariusza.
Źródło: Miejsce Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Dotąd byliśmy przyzwyczajeni, że wyjazd na miejsce eksterminacji obywateli polskich to nie wycieczka, wypad, kursokonferencja, a coś w rodzaju pielgrzymki, czy przynajmniej podróży studyjnej. W jej trakcie oddawaliśmy się pod opiekę fachowego personelu placówek muzealnych, czuwali nad nami również nauczyciele. Od kilku dobrych lat dysponują oni rozmaitymi materiałami pomocniczymi, także dotyczącymi Zagłady. Wyjazd grupy szkolnej np. do Auschwitz bez wstępnego przygotowania wydaje się niemożliwy.
Czemu zatem ma służyć wspomniany kurs? Jakie sobie stawia cele? Czy organizatorem musi być biuro podróży, nawet jeśli zatrudnia jako wykładowcę specjalistę z tej dziedziny? Czy koniecznie trzeba organizować komercyjne kursy, by zachęcać do podążania śladami niemieckich oddziałów specjalnych, które po drodze dokonywały masowych zbrodni? Czy miejsca pamięci, jak Treblinka, nie mają dostatecznej oferty dla różnego typu grup zwiedzających?
Foto: Strona domowa. Zob. Zakładkę: edukacja.
Nie podważam konieczności podnoszenia wiedzy przez przewodników. Tego nigdy za dużo. Ale chyba uznałbym za bardziej na miejscu tego typu szkolenia organizowane przez uznaną placówkę edukacyjno-badawczą, które w dodatku miałyby charakter non profit.
Być może na naszych oczach zmienia się wrażliwość, sposób podejścia. Może groza i zbrodnia z niedawnej przeszłości są takim samym produktem turystycznym, jak cysterski szlak i magnackie pałace, piękne widoki i oscypki? Komercyjny charakter takich szkoleń wydaje mi się nadal przesadą, w pewnym sensie nawet lekceważeniem tamtych zamordowanych milionów.
Drodzy Państwo,
prześledziłem Państwa dyskusję na FB oraz pod wpisem prof. Ruchniewicza. Przejrzałem także Państwa stronę. Zauważyłem, że Państwa firma składa się z dwóch podmiotów – Biura Podróży oraz Centrum Edukacji Turystycznej. Działają Państwo na rynku ponad 20 lat przez co wiem, że mają Państwo doświadczenie w organizacji szkoleń i wyjazdów turystycznych. Niestety trochę niefortunnie się złożyło, że Państwa oferta trafiła do nas jako propozycja biura podróży. To z kolei zmusiło autora blogu do refleksji na temat tego typu inicjatyw. Moim zdaniem słusznie. Zważywszy na fakt, iż pamięć kulturowa o zbrodniach holocaustu na terenie Polski stanowi bardzo wrażliwą tkankę, którą bez odpowiedniego przygotowania merytorycznego i dydaktycznego można łatwo wypatrzeć i pozbawić refleksji. Nie uważam, że Państwa szkolenie zostało przeprowadzone w niewłaściwy sposób. Zaprosili Państwo do współpracy znanego eksperta, który z pewnością nie firmowałby swoim nazwiskiem wyłącznie komercyjnego przedsięwzięcia. Niemniej Państwa oferta skłoniła zarówno prof. Ruchniewicza, dr Wolaka jak i mnie do zastanowienia się nad tym: Czy istnieje jakaś etyczna granica w turystyce historycznej. Jaka jest rola państwa i podmiotów prywatnych w edukacji historycznej? Osobiście zastanawiam się czy państwa kurs został przygotowany we współpracy z muzeum w Treblince? A jeśli nie to dlaczego dyrekcja muzeum nie wzięła udziału w tego typu szkoleniu?
Dyskuja na FB pokazała, że jest zapotrzebowanie społeczna na tego typu kursy. Skoro nie organizują ich placówki państwowe nie powinien dziwić fakt, że taką usługę zaproponował sektor prywatny. O ile Państwo są firmą z długoletnim stażem współpracującą z różnymi ekspertami świadczącą wysokiej jakości usługi o tyle stwarza to możliwość powstawania firm, którym wcale nie musi towarzyszyć misja edukacyjna tylko chłodna kalkulacja. Ile ich jest? Nie wiem. Czy w jakiś sposób są takie placówki kontrolowane przez państwo? Nie wiem. Na ile muzea i uczelnie wyższe współpracują z sektorem prywatnym w dziedzinie edukacji historycznej? Tego niestety też nie wiem. W związku z tym uważam, że problem istnieje. Być może poszukaniem odpowiedzi na w/w pytania byłaby wspólna konferencja, na której Państwo jako praktycy opowiedzieliby nam teoretykom w jaki sposób możemy współdziałać aby Państwa oferta była jeszcze lepsza?
Pozdrawiam serdecznie
Szanowny Panie,
Cieszę się, że zabrał Pan głos w tej dyskusji. Przede wszystkim dlatego, że jako jedyny, najpierw zapoznał się Pan dokładnie z działalnością biura i specyfiką naszej pracy. A dopiero potem podzielił się swoimi refleksjami. Może gdyby Pan Krzysztof tak właśnie zrobił, nie byłoby tyle emocji w wypowiedziach uczestników szkolenia, którzy odebrali jego wpis jako niesprawiedliwą opinię.
Nie mam nic przeciwko zastanawianiu się nad niebezpieczeństwem komercjalizacji turystyki historycznej (zwłaszcza jeśli dotyczy ona martyrologii Polaków, Żydów czy jakiejkolwiek innej grupy), jednak wpis Pana Krzysztofa dotyczył konkretnie naszej oferty – niestety od razu z tezą i to właśnie wywołało dyskusję.
Ale uspokoję Pana – nie ma zbyt wielu organizatorów podobnych szkoleń z sektora prywatnego i zapewne nieprędko się znajdą. To działalność niszowa (oprócz mojego biura, znam dosłownie kilka takich organizacji – na ogół fundacji lub stowarzyszeń, których członkami są podobni do nas pasjonaci). Dlaczego? To proste – organizacja takich szkoleń jest trudna i nie bardzo dochodowa. Wymaga rzetelnej wiedzy w wielu dziedzinach, odpowiednich kontaktów, rozeznania wśród ekspertów, do których nie tak łatwo dotrzeć i zależy od wielu innych czynników. Na to pracuje się latami, powoli zdobywając zaufanie zarówno wśród wykładowców-ekspertów, jak i u odbiorców – w naszym przypadku przewodników, pilotów i nauczycieli. Ci, którzy to robią – robią to z pasji i potrzeby, nie dla pieniędzy. Pieniądze turystyce zarabia się inaczej, naprawdę są łatwiejsze sposoby.
Tak jak Pan napisał – doskonale zdajemy sobie sprawę, że niewłaściwie przeprowadzone szkolenie może wypaczyć i pozbawić refleksji. Zadał Pan kilka ważnych pytań o granice etyczne i rolę państwa. Ja zastanawiam się nad tym cały czas. Obserwując działania niektórych instytucji mam wiele wątpliwości, na szczęście są wyjątki. Na pewno najlepszym rozwiązaniem byłoby połączyć w edukacji siły historyków i praktyków. Czy to jest możliwe? Staramy się. Nasze szkolenie w Treblince-Łopuchowie-Tykocinie i kolejne, które odbędzie się w Lublinie dowodzi, że jest to możliwe, pytanie tylko, na jaką skalę? To wciąż jednak nisza i wyjątek od reguły.
Pozdrawiam
Ewa Bratosiewicz
właściciel BP „Guide Service”
Szanowna Pani,
dziękuję za komentarz. Cieszy mnie, że zmienia się forma oferty edukacyjnej dla przewodników turystycznych. Cieszy mnie również, że chce Pani poszerzać ofertę o kolejne elementy edukacji historycznej. Państwa ofertę zinterpretowałem właśnie jako odpowiedź na niedomagania instytucji statutowo zajmujących się edukacją historyczną. Zawsze jest tak, że pewne luki wykorzystywane są do realizacji przedsięwzięć na rynku gospodarczym, a tym samym są biznesem. Nie mam więc nic przeciwko biznesowi historycznemu, jeżeli proponowana oferta spełnia odpowiednie wymogi. Nie kwestionowałem również poziomu merytorycznego oferty. Mój komentarz związany był z wrażeniami po obejrzeniu strony. Dla mnie miała ona formę reklamy i „zaproszenia na wycieczkę” . Tym bardziej, że szkolenie o tak trudnej tematyce miało się odbyć w jedynie dwa dni. Mogę zatem zastanawiać się nad tym, czy czas przewidziany na część edukacyjno-szkoleniową był wystarczający?! Wydaje mi się, że nie. Mam tylko nadzieje, że na przekór trendom biznesowym nadal będzie Pani podnosić jakość oferowanych przez Biuro usług, zwracając jednak uwagę na sposób propagowania przygotowanych szkoleń, zwłaszcza tych odnoszących się do delikatnej tematyki historycznej.
Z poważaniem
Łukasz Wolak
Panie Łukaszu,
Ja również dziękuję za odpowiedź. Zdaję sobie doskonale sprawę, że w 2 dni nie można omówić takiego tematu. Może jednak zwrócił Pan uwagę na fakt, że w tytule szkolenia zaznaczono, że stanowi część pierwszą dłuższego cyklu. Planujemy kontynuację w kolejnych miejscach pamięci. Proszę obejrzeć ofertę edukacyjną biura bez uprzedzeń – zobaczy Pan, że zajmujemy się tym tematem dość długo (podobnie jak innymi zagadnieniami). Ponadto oferta nie jest skierowana do przypadkowych ludzi z ulicy, ale do czynnych przewodników, nauczycieli i pilotów, którzy posiadają już jakąś wiedzę i chcą ją poszerzać. Jak mają to zrobić bez wiedzy ekspertów? Samo czytanie książek to nie wszystko, ważne jest także – jestem przekonana, że doskonale Pan o tym wie – osobiste doświadczenie miejsca. To właśnie staramy się robić. Sama jestem czynnym przewodnikiem i doskonale wiem – pracując również ze świadkami historii lub ich potomkami – jak ważna jest empatia.
Pozdrawiam,
Ewa Bratosiewicz
właściciel BP „Guide Service”
obiecany link:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.676987335665042.1073741835.170709629626151&type=1&comment_id=6680956&offset=0&total_comments=2¬if_t=photo_album_comment
Jesteśmy biurem edukacyjno-szkoleniowym, staramy się jak najlepiej edukować pilotów i przewodników, którzy przecież sami są edukatorami wobec młodzieży, grup studyjnych i dorosłych. Zapraszamy również wszystkich, którzy chcą otworzyć się na wiedzę przekazywaną przez ekspertów w danej dziedzinie. Wierzymy że edukacja jest jedynym sposobem na przełamywanie stereotypów i walki z ksenofobią i nietolerancją. Dlaczego instytucje statutowo do tego powołane mają niewystarczającą ofertę edukacyjną? Nie wiem, to pytanie do innych instytucji.
Poniżej link do zdjęć ze szkolenia wraz z opiniami uczestników wobec powyższej notki.
Z poważaniem,
Ewa Bratosiewicz
właścieciel BP „Guide Service”
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Pozwolę sobie dodać własne. Czy turystyka historyczna jest potrzebna? Z pewnością tak ale pod warunkiem, że organizator lub organizatorzy dołożą wszelkich starań aby była ona rzetelna. To czy zgłoszą się chętni do tego typu oferty jest dyskusyjne. Wszystko zależy od programu i jakości. Po wczorajszej emisji teleturnieju „Jeden z dziesięciu” stwierdzam, że wycieczek historycznych w naszym kraju jest stanowczo zbyt mało a oferta zbyt „uboga”. Dlaczego? Na jedno z pytań jaki napis widnieje nad główną bramą byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz, pytany odpowiada cyt. „Arbeit muss sein”. Trudno mi zaakceptować ten stan niewiedzy. Ba nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Sam odpowiadający nie musiał przecież odwiedzać tego „Miejsca Pamięci”. Mógł przecież o nim usłyszeć przy okazji informacji medialnych (w każdych mediach) z przed laty przy okazji kradzieży napisu z tej bramy. Wydaje się, że elementarna wiedza w naszym społeczeństwie o naszym kraju zapada w głęboki letarg. I nie wiem czy są to efekty uwspółcześnienia metod nauczania na poziomie podstawowym czy średnim. We wspomnianym przypadku jednak odpowiadający reprezentował generację dużo starszą niż pokolenie urodzone w latach 80-tych czy 90-tych. Skąd więc bierze się upośledzenie wiedzy? Może postulowanie turystyki historycznej non profit jest tym „złotym środkiem” i doskonałym rozwiązaniem dla tych, którzy „nie wiedzą”! Wskazany w tekście przykład wycieczki organizowanej przez biuro podróży jest nieco abstrakcyjny i ironiczny.
Szanowny Panie Łukaszu,
Uległ Pan powierzchownemu czytaniu tekstu, podobnie jak mógłby wspomniany przez Pana uczestnik teleturnieju, który „gdzieś słyszał”, „coś mu się obiło u uszy”…. Czyż nie powinien Pan najpierw sprawdzić co robi BP „Guide Service”, zanim zacznie Pan oceniać?
Po pierwsze zajmujemy się edukacją, a nie komercyjną turystyką. Ten wyjazd to było szkolenie, a nie wycieczka. Uczestnicy są edukatorami (pilotami i przewodnikami) i chcą poszerzać swoją wiedzę. Szkolenie przeprowadził również edukator (ekspert od nauczania o Holocauście), a nie przypadkowa osoba, która zna trasę przejazdu….
Pana również zapraszam na następne szkolenie do Lublina – wtedy porozmawiamy o celowości takich szkoleń. Oferta biura na naszej stronie internetowej.
Z poważaniem,
Ewa Bratosiewicz
właściciel BP „Guide Service”