W Menaggio przy Piazza Garibaldi znajduje się centrum informacyjne dla turystów. Na regałach czekają broszury w kilku językach, mapki, rozkłady kursowania autobusów i statków. Polecane są rozmaite atrakcje: zabytkowe budowle, słynące z pięknych widoków szlaki, muzea, a także koncerty, jarmarki i dyskoteki. Informacji w kilku językach udziela przemiła pani. Można tu złapać bezpłatny internet, a z kosza z darmowymi książkami wziąć sobie jakąś lekturę na popołudnie. Zawartość tej mini biblioteczki dowodzi, iż nieależnie od miejsca pochodzenia, na urlopie czyta się głównie kryminały i romanse. Ilość języków, wielość tematów, rozwiązanie graficzne materiałów dla tutystów pokazują, jaką wagę przykłada się tu do ich jak najlepszego poinformowania. Szukając celu najbliższej wycieczki, wybraliśmy kolorowy folder, który zachwalał piękno parku krajobrazowego rzeki Sanagra (Il Parco della Val Sanagra). Na zdjęciu kamienny most ponad progiem wodnym, w tle góry. W środku zamieszczono szczegółową trasę wędrówek. Biegła m.in. przez Loveno, które znałem z wcześniejszych pobytów.
Konferencje naukowe mają swoje plusy i minusy. Pominę naukowe doznania, możliwość wymiany poglądów, nowe kontakty itd. Jednym z ich mankamentów jest to, że nie zawsze jest czas, by obejrzeć choć trochę okolicę, gdzie odbywa się sympozjum. W Loveno di Menaggio po raz pierwszy znalazłem się w pierwszej połowie lat 90. przez przypadek. Mój były szef, wtedy rektor UWr. miał tam wystąpić na konferencji naukowej poświęconej stereotypom polsko-niemieckim. Tekst przygotował, jednak w ostatniej chwili musiał z jakiś nagłych powodów zrezygnować z wyjazdu. Wysłał mnie z zadaniem odczytania referatu. Resztę czasu miałem do dyspozycji. Konferencję, jej przebieg i rozmowy z dużo starszymi, utytułowanymi koleżankami i kolegami zrobiły na mnie spore wrażenie. Do dziś jestem z niektórymi w bliskim kontakcie.
Konferencję zorganizowano w malowniczej willi Vigoni, centrum dialogu włosko-niemieckiego. Willa i oczywiście ogród zrobiły na mnie duże wrażenie. Zachowano XIX wieczny układ pomieszczeń, zadbano o każdy szczegół z okresu, gdy dom zamieszkiwały rodziny Mylius i Vigoni. Największe wrażenie zrobił na mnie hol oraz oczywiście biblioteka. W rogu holu stał stojak na laski. Dzisiaj używamy do chodzenia składanych kijków, są wygodniejsze i lżejsze. Ale nie tak ładne. Po laskach w willi widać było, że starannie dobierano materiał, formowano go i zdobiono. Niedawno w Paryżu natrafiłem na sklep, w którym sprzedawano tradycyjne laski do górskich wędrówek. Od razu przypomniały mi się okazy tego pomocnego sprzętu dawnych turystów z willi Vigoni.
Biblioteka zasługuje na osobny akapit. W oszklonych szafach zgromaczono dzieła literatury klasycznej, od antycznych pisarzy, po autorów współczesnych. Nie pamiętam już niestety nazwiska ówczesnego dyrektora willi Vigoni, ale w pamięci mam jego wzruszenie, gdy wyjmował z półki tomik wierszy Goethego i pokazał nam osobistą dedykację poety dla właściciela willi, Heinricha Myliusa. Biblioteka wykorzystywana jest obecnie także do kameralnych spotkań towarzyskich. Przy kieliszku wspaniałego wina, w dobrym towarzystwie, tematów do rozmowy jest zawsze wiele…
Jeszcze dwa razy wracałem do willi Vigoni. Nigdy jednak nie miałem czasu, by zapuścić się poza ogrodzenie parku, w kręte uliczki. Już jednak sam uroczy widok na jezioro z tarasu willi wystarczył, by po kilku latach właśnie Menaggio wybrać za urlopowy cel. Spędzamy tu już trzecie wakacje, ale nigdy nie udało nam się wejść do Willi Vigoni. No cóż, jesteśmy teraz po drugiej stronie bramy… Republika uczonych jednak jest wieżą z kości słoniowej. W tym roku wybraliśmy się na zwiedzania parku krajobrazowego doliny rzeki Sanagry. Początek szlaku wiedzie obok willi. Niestety, i tym razem brama była zamknięta. Otwiera sie ponoć tylko po wcześniejszym telefonicznym uzgodnieniu, czego nie dopełniłem. Ruszyliśmy więc w dalszą drogę. Pisane nam było jednak spotkanie z rodzinami Mylius i Vigoni, niegdyś zamieszkującymi willę. Na pięknym starym cmentarzu odkryliśmy kaplice grobowe obu rodzin.
Niemiecki przemysłowiec i bankier, wielki mecenas i miłośnik Italii, Heinrich Mylius (1769-1854) zasługuje na chwilę uwagi. Była to postać nietuzinkowa, przecząca stereotypowi XIX-wiecznego kapitalisty. Nie wiem, z jakich powodów nie doczekał się hasła w niemieckiej wikipedii. Do dziś w wielu miejscach zachowały się tablice pamiątkowe ku czci tej postaci, jej hojności i zaangażowania. Mylius (zlatynizowana forma niemieckiego nazwiska Müller) pochodził z rodziny kupieckiej z Frankfurtu nad Menem. Jego ojciec prowadził interesy w całej Europie, posiadał liczne filie swego przedsiębiorstwa, w tym także w stolicy Lombardii, Mediolanie.
Młody Mylius poszedł w ślady ojca. Po jego śmierci w 1792 r. przejął oddział firmy w Mediolanie. Z biegiem czasu rozbudował go do głównej siedziby przediębiorstwa handlującego tekstyliami. Założył także bank oraz zbudował wytwórnię jedwabiu. Jego interesy miał przejąć syn, Giulio. Jednak wkrótce po ślubie z Luigią Vitali, piękną panną z arystokratycznej rodziny mediolańskiej, który to mariaż umacniał wysoką pozycję Myliusów, jedyny syn i spadkobierca zmarł. Młoda wdowa wyszła po pewnym czasie za mąż za wspólnika teścia, Ignatio Vigoniego.
W latach 30. XIX w. Mylius skoncentrował się na działalności finansowej i przemysłowej, rezygnując z prowadzenia handlu detalicznego. W 1839 r. wycofał się z aktywnego prowadzenia interesów, przekazał je Ignazio Vigoniemu. Poświęcił swoją uwagę mecentatowi nad nauką i sztuką. Jeszcze w okresie mediolańskim utrzymywał ożywione kontakty z artystami i naukowcami z Lombardii. W 1841 r. utworzył stowarzyszenie, które istnieje do dzisiaj: Società d’Incoraggiamento d’Arti e Mestieri (Stowarzyszenie wspierania Sztuki i Rzemiosła). Fundował nagrody dla artystów. Prowadził też działalność charytatywną. W Mediolanie wspierał m.in. przedszkola, fundusz dla bezrobotnych robotników i rzemieślników i zakład dla niewidomych.
Nadal pielęgnował więzi z miejscem urodzenia, Frankfurtem. Finansował tam szkoły, zakładał fundacje charytatywne. Wiele uwagi poświęcał relacjom niemiecko-włoskim. Utrzymywał bliskie kontakty z dworem saksońskim (jego żona, Friederike była córką urzędnika dworskiego), zwłaszcza z księciem Karlem Augustem. Przyjaźnił się z wieloma niemieckimi piszarzami, w tym Johannem Wolfgangiem Goethe. Mylius utworzył program stypendialny dla malarzy z Weimaru, pozwalający im odbyć podróże do Włoch.
Willa w Loveno została zakupiona przez Mysliusa w 1829 r. dla syna. Po jego wczesnej śmierci, Heinrich postanowił uczynić z posiadłości oazę kultury i miejsce spotkań niemiecko-włoskich. Chętnie przebywali tam artyści, naukowcy i przedsiębiorcy. W 1983 r. ostatni potomek rodziny Mylius-Vigoni, Ignazio Vigoni Medici di Marignano przekazał w testamencie posiadłość Republice Federalnej Niemiec. Przyświecały mu pragnienia przodka, Heinricha Myliusa, który w 1844 r. tak je opisał:
Niech to wspólne dzieło, ta instytucja, osiągnie najlepszy cel, do którego została stworzona: wspierania dobra publicznego i łączenia akceptacji i uznania tych wszystkich ludzi, którzy kochają rzeczy piękne, pożyteczne i stosowne.
Villa Vigoni stała się ważnym ośrodkiem na mapie kontaktów obu krajów, jej aktywność dokumentuje m.in. strona internetowa.
Być może innym razem uda nam się zwiedzić willę, a przede wszystkim zobaczyć rzeźby Thordwaldsena, które sprowadził Heinrich Mylius, by upamiętnić śmierć syna.
Po zwiedzeniu nekropolii z kaplicami Myliusów i Vigonich oraz grobami bliskich im osób, rozpoczęliśmy wędrówkę doliną Sanagry. Tutejsze szlaki były popularne już w XIX wieku. Z pewnością Myliusowie i ich goście urządzali tu wycieczki. Zapewne spacerowali po ścieżkach wokół ulokowanej tu zgodnie z ówczesnym stylem parku krajobrazowego wieży widokowej i belwederu. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany. Możemy dotrzeć do wspomnianej wieży widokowej (niestety, zaniedbanej i zamknietej), sztucznych wodospadów i progów wodnych, zlokalizowanych przy nich starych młynów czy niewielkich górskich wsi. Roślinność jest bardzo zróżnicowana. Można spotkać różne gatunki, także te, które w polskich warunkach można jedynie hodować w doniczkach.
W drodze powrotnej skorzytaliśmy ze szlaku rowerowego, który poprowdzono po linii kolejki wąskotorowej, która w latach 1884-1939 łączyła Menaggio z Porlezzą nad jeziorem Piano. Wykorzystywano ją nie tylko do przewożenia towarów, ale i do celów turystycznych. W 1930 roku przewiozła ok. 130 tys. osób. Dzisiaj po kolejce pozostał malowniczy tunel i oczywiście historyczne zdjęcia.