Freedom Is Not Free

F

„Wolność nie jest za darmo“. Takie zdanie wykuto na granitowym murze, który jest częścią waszyngtońskiego pomnika poświęconego weteranom wojny w Korei. Kilka tygodni temu, w czasie pobytu w stolicy USA, miałem okazję obejrzeć ten monument. Nic nie jest za darmo, wolność też. Truizm? Niby to wiemy, ale czy przyjmujemy do wiadomości, że może to być hasło naszej współczesności, a nie tylko patriotyczny slogan z przeszłości, potrzebny do mobilizacji społeczeństwa?

2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-2
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-3
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-4
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-5
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-7
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-8
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol-6
2017-01-21_korean_war_veterans_ memorial_kol
previous arrow
next arrow

Pomnik weteranów wojny koreańskiej w Waszyngtonie powstał stosunkowo późno. Dopiero w październiku 1986 r. Kongres USA zezwolił na budowę monumentu w National Mall and Memorial Park w pobliżu Mauzoleum Abrahama Lincolna. Sześć lat później, w 1992 r., w Dzień Flagi (14 czerwca), prezydent USA, George H. W. Bush dokonał symbolicznego wbicia pierwszej łopaty w ziemię. W 1995 roku prezydenci USA i Korei Południowej, Bill Clinton i Kim Young-sam uroczyście odsłonili pomnik. Trzeba przyznać, że monument robi wrażenie na zwiedzających. Zbudowano go w formie trójkąta. Głównym elementem jest 19 rzeźb ze stali, których autorem był Frank Gaylord. Przedstawiają patrol wojskowy. Żołnierze w hełmach, z bronią i plecakami, okryci pelerynami brną przez zarośla z jałowca. Każda z postaci wyraża jakieś uczucia, rzeźbiarz zadbał o wyrazistość ich twarzy. Widać na nich napiętą uwagę, czujność, którą musieli zachować przedzierając się w pobliżu linii wroga, ale także zmęczenie, wyczerpanie, może nawet lęk.

Nie są to więc gładkie, marsowe oblicza herosów, jakich nie brak w wojennych pomnikach na całym świecie. Ten nie mówi o godzinie tryumfu, smaku zwycięstwa, nie jest też prostą apoteozą żołnierskiej śmierci na tzw. polu chwały. Raczej przypomina nam o prozie i grozie wojny, którą tak chętnie się pomija. Stalowych żołnierzy ustawiono między płytami granitowymi i krzakami jałowca, które nawiązują do przyrody Korei. Trójkątne założenie otoczono chodnikiem, po którym spacerują odwiedzający. Wzdłuż południowej części chodnika stoi mur z granitu. Wyryto na nim oprócz wspomnianego napisu setki twarzy żołnierzy tej wojny. Drugie ramię trójkąta, które znajduje się naprzeciwko muru, pozostało otwarte. Na północnej stronie pomnika wniesiono drugi mur z granitu. Poświęcono go pracownikom ONZ, którzy nieśli w czasie wojny pomoc medyczną.

W pobliżu znajduje się tzw. basen pamięci (Pool of Rememberance), płaski basen z granitu, który otoczono grupą drzew. Rozwiązanie to przypomina pomnik w Berlinie, który poświęcono Sinti i Romom. Otaczające drzewa odbijają się w tafli wody.

Wojna koreańska jest dziś raczej zapomnianym konfliktem. Kryje się w cieniu wietnamskiego. Wielu kojarzy się co najwyżej z serialem komediowym MASH. A przecież ponad 30 tys. zabitych amerykańskich żołnierzy to tylko jedna grupa pośród setek tysięcy ofiar tamtej wojny z obu stron frontu. Nie brakło wśród nich cywili. Kto jeszcze pyta o powody tamtego konfliktu, sens zaangażowania w niego USA i innych państw, skutki tej wojny?

Skoro wolność nie jest za darmo, to pytać nie ma po co? A z drugiej strony, czy od takich pytań zbyt szybko nie dojdzie się do „wyceniania” wojennego zaangażowania, wspierania czyjejś wolności w zależności od salda płatniczego? Niedawno takie właśnie wypowiedzi usłyszeliśmy. Zamiast górnolotnej przenośni, kryjącej przecież i tak polityczne interesy, dostajemy po prostu wezwanie do zapłaty? I to najlepiej z góry?

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Oj łza się w oku kręci! Czytając przypominam sobie, jak się sam bawiłem przed rokiem 1989 w publicystyczne „naruszanie sojuszy” – w drugim obiegu i pod pseudonimem, bo co prawda podobno dzisiaj dyktatura jest straszniejsza niż w czasach Jaruzela, ale też my kiedyś byliśmy najwyraźniej nie tacy odważni.

    Zostawiając zaś na boku dygresje i wspomnienia: pamiętać warto, że administracja amerykańska od dawna domagała się od swoich europejskich partnerów zwiększenia wydatków na własne bezpieczeństwo, w imię solidarnej obrony. Donald Trump ubrał to życzenie w formę bardziej kategoryczną, ale nie jest ono niczym nowym. Nie jest też ono niczym dziwnym. Nie oznacza moim zdaniem uzależniania obrony czyjejś wolności od salda płatniczego. Rzecz w tym, że żaden kraj – w tym i USA – nie ma obowiązku narażania własnego bezpieczeństwa, interesów, a i poświęcania publicznych środków w imię obrony cudzej wolności, w szczególności w sytuacji, gdy zagrożony kraj skąpi środków własnych, domagając się zaś militarnego wsparcia, korzysta ze swojej niezależności poprzez napastliwą krytykę poczynań własnego obrońcy i gospodarcze uzależnianie się od potencjalnego agresora…

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »