Za kilka dni zostanie zaprzysiężony nowy rząd RFN. Minęło wiele tygodni od wyborów nad Sprewą i Renem, rozmowy zwycięskiej CDU/CSU z potencjalnym koalicjantem przedłużały się. Wreszcie w ostatnią sobotę członkowie SPD dali swemu kierownictwu zielone światło, przez następne lata Niemcami będzie rządzić Wielka Koalicja złożona z \”czarnych\” i \”czerwonych\” (tradycyjne kolory konserwatystów i lewicy). W efekcie wielodniowych negocjacji wypracowano prawie 200 stronicowy dokument, precyzujący umowę koalicyjną. W ostatnich dniach wielokrotnie pisano już o poszczególnych punktach tej umowy, również u nas pojawiły się pierwsze opinie na ten temat. Jednak mało uwagi poświęcono sprawom historycznym poruszonym w tym dokumencie, a są one ważne i godne wyartykułowania i oceny. Za wyjątkiem deklaracji wsparcia dla Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży i miejsc spotkań dla młodzieży w Krzyżowej i Oświęcimiu, uważane za prestiżowe projekty w relacjach polsko-niemieckich, jak choćby podręcznik polsko-niemiecki, wsparcie dla instytucji naukowych i kulturalnych, współpracy transgranicznej nie znalazły miejsca w tym dokumencie. Natomiast ponownie pojawiła się sprawa dnia pamięci dla uciekinierów i wypędzonych. Bardzo jestem ciekaw, jak w tej sytuacji zareaguje nowy minister spraw zagranicznych, Frank-Walter Steinmeier, pomysłodawca (wraz z min. Radkiem Sikorskim) podręcznika polsko-niemieckiego i zwolennik ograniczenia wpływu wypędzonych na życie polityczne Niemiec, a zwłaszcza na symboliczny wymiar niemieckiej kultury pamięci.
„Nasze matki, nasi ojcowie” w sądzie
Takiego obrotu sprawy chyba nie przewidział producent filmu, \”Nasze matki, nasi ojcowie\”. Dzisiaj prasa doniosła o pozwie, jaki przeciwko producentowi i stacji telewizyjnej ZDF złożył w krakowskiej instancji Temidy Światowy Związek Żołnierzy AK i jeden z kombatantów. Strona skarżąca domaga się przeprosin we wszystkich telewizjach, gdzie film był emitowany. Żądają także przekazania informacji, że jedynymi odpowiedzialnymi za holokaust byli Niemcy. Aż w końcu żądają usunięcia z opasek noszonych przez aktorów w filmie znaku graficznego AK. Osoby, które uważają że ich prawa czy dobre imię zostały naruszone mają oczywiście otwartą drogę do takich działań. Czy jednak odniesie to żądany skutek? Kolejna kwestia to czas rozpatrywania przez sąd tego typu sprawy. Serial został zakupiony przez telewizje wielu krajów i emisji filmu nie będzie można zatrzymać.
„Zraniona pamięć”
Koniunktura, czy raczej naukowa moda na projekty „pamięciologiczne”, a w ich efekcie na publikacje o tej tematyce rozwija się w najlepsze. Co rusz słyszę lub dowiaduję się o nowych projektach, do rąk trafiają nowe wydawnictwa podejmujące różne aspekty związane z pamięcią. Także przy organizowaniu konferencji, sympozjów zwraca się baczną uwagę na rolę i znaczenie pamięci. Do eksploracji pamięci szczególnego typu nadają się świetnie miasta. W ich przestrzeni, jak w palimpseście, można odczytać różne warstwy historyczne, poprzez ich poznawanie przywracać naszej świadomości nieznane lub dawno zapomniane aspekty. Ważnym nośnikiem pamięci są pomniki. Wrocław może tu być przykładem, choć nie jest wyjątkiem. Po 1989 r. powstało wiele nowych pomników, które wzbogaciły pejzaż miasta. Poświęcono je różnym problemom z przeszłości, głównie narodowej. Niektóre z nich swą ekspresją robią na odbiorcy duże wrażenie, np. pomnik katyński. Jednak we Wrocławiu można spotkać pomniki o skromniejszych rozmiarach, prostszej formie, które bez typowych dla nas środków pomnikowego monumentalizmu, potrafią przekazywać ważną historyczną symbolikę. Takim pomnikiem bez wątpienia jest odsłonięta w 2004 r. „Fontanna pamięci”, czy w skrócie „węzełek”. Przypomina on tułacze losy losy byłych i obecnych mieszkańców miasta. Pokazuje, że o przymusowych migracjach można rozmawiać spokojnie, bez emocji.
(więcej…)
Czy tylko w spiżu?
Przed kilkoma dniami zrobiłem małą sondę wśród studentów historii na temat polskiego pomnika w Berlinie. Interesowała mnie odpowiedź na trzy pytania: czy taki pomnik powinien powstać, jeśli tak, to gdzie i co ma wyrażać? Odpowiedzi nie zaskoczyły mnie, prezentowały różne sposoby widzenia, ale też potwierdziły konieczność wszczęcia poważnej debaty na ten temat.
Polonia non leguntur? A może inaczej: historycy do biblioteki!
Z pewnym opóźnieniem przeczytałem artykuł Pawła Żytyńca pod wymownym tytułem: „Polonia non leguntur” (\”Tygodnik Powszechny\”, 2013, nr 20, s. 26–27). Zastosowane w artykule uogólnienia i wnioski wymagają uzupełnienia. A swoją drogą czasem wystarczą konwencjonalne oceny, mówiące wprost o nieuctwie i ignorancji, w tym przypadku twórców serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Czy konieczne jest tu szukanie tzw. drugiego dna?