Jeśli się spojrzy na mapę regionu, to przejście z Riva Trigoso do Moneglia niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jeszcze jedna trasa wycieczkowa wzdłuż brzegu Morza Liguryjskiego jakich tu wiele. Pozory jednak mogą mylić, czego często doświadczają wodzący palcem po mapie… Tzw. łatwe trasy zamieniają się w całkiem wymagające. Bardzo dobra pogoda oraz przepiękne krajobrazy rekompensują jednak wszystkie trudy i niemiłe niespodzianki.
Szlak w kierunku Monegli zaczyna się od cmentarza w Riva Trigoso. Po wyjściu z dworca kolejowego neleży przejść około kilometra w kierunku stoczni. Początkowo trasa nie sprawiała większych problemów. Był piękny poranek. Słońce nie było jeszcze wysoko, więc przydrożne mury czy drzewa dawały miły cień i chłód. W górę prowadził nas szlak czerwony (dwa czerwone kółka). Pierwszym celem był Monte Dote (186 m.n.p.m). Z góry łatwiej mogliśmy przyjrzeć się stoczni w Riva Trigoso, będącej dla tej okolicy głównym pracodawcą. Buduje się tu okręty dla marynarki wojennej. W doku stały dwie jednostki.
Następnym celem była dawna wieża obserwacyjna, zwana też saraceńską. Dotarliśmy do niej po kolejnych kilkunastu minutach. Wieża była lepiej zachowana niż poprzednio przez nas oglądana w Punta Manara. Niestety, nie można na nią wejść (do zwiedzenia są tylko dwa poziomy). Widok z tego miejsca potrafił zaprzeć dech w piersiach. Przed nami roztaczała się piękna panorama skalistego wybrzeża liguryjskiego. W każdej z licznych skalistych zatok ulokowane było, jak w gnieździe, miasteczko. Mimo trwających od wielu wieków działań człowieka, przyroda obroniła się przed degradacją. W czasach współczesnych ruch samochodowy i kolejowy umieszczono w licznych nowoczesnych tunelach. Na podrzędnych trasach ciągle w użyciu są także starsze, wąskie tunele, przez które przejazd jest limitowany, często jednokierunkowy i wtedy długo trzeba czekać na światłach.
Najwyższym szczytem w tej okolicy jest Monte Moneglia (521 m.n.p.m.). Niby niewiele, ale pamiętajmy że startujemy z poziomu morza. Podejście jest stosunkowo strome, a szlak mało uczęszczany. Miejscami trzeba się było przedzierać przez kłujące krzewy. Ze szczytu, zarośniętego drzewami, niewiele widać. Trzeba zejść nieco poniżej, by podziwiać panoramę Monegli i otaczającego ją wybrzeża. Zmieniliśmy szlak na trasę oznaczoną dwoma krzyżykami. Zejście ze szczytu okazało się mało przyjemne.
Na licznych odcinkach przedzieraliśmy się przez zarośla, ale szlak zmienił się w bardzo wąską ścieżynę. Warto zabrać koszulę z długim rękawem, bo można się zdrowo podrapać. Zrobiło się już bardzo gorąco, chcieliśmy odpocząć w cieniu i coś zjeść, ale na tej części szlaku właściwie nie ma żadnych miejsc piknikowych. Liczne krzaki uniemożliwiają nawet przycupnięcie w jakimś cienistym miejscu. Nie ma też możliwości uzupełnienia wody w butelce, więc warto zabrać conajmniej litr na osobę. Z ostatniego znacznego wzniesienia po drodze, Monte Comuneglia (433 m.n.p.m.), podziwiać można piękny widok miasta. Mieszkańcy Monegli ufundowali tu przed stu laty pamiątkowy krzyż, niedawno odnowiony.
Zejście do miasta, dość ostro wiodące w dół, nie było już problemem. Droga jest wprawdzie stroma, skalista, jednak krzewy nie utrudniają wędrówki. Nie radzimy przyspieszać (tak już chciałoby się wskoczyć do lazurowej wody poniżej), bo kamieniste podłoże jest dość niestabilne i można ładnie „zjechać“ mimo dobrych butów. Wędrowaliśmy przez ponad cztery godziny. Nie był to forsowny marsz, robiliśmy liczna przerwy na fotografowanie i podziwianie krajobrazu. Po drodze spotkaliśmy jedynie pojedynczych turystów i zapamiętale trenujących ekstremalnych biegaczy. Jeśli ktoś szuka spokoju od nadmorskiego zgiełku, chce się cieszyć pięknem przyrody, troszkę zmęczyć, powinien wyruszyć na taką wędrówkę. Praktycznie z każdej nadmorskiej miejscowości startują takie malownicze szlaki.
W Monegli warto przejść wąskimi uliczkami, odpocząć na którymś z placyków czy dziedzińców kościelnych. W świątyni, której patronuje San Giorgio (ponoć postać uznawana już tylko za legendarna a nie świętą), można podziwiać barokową rzeźbę pogromcy smoka (to przerażenie na rogatym pysku bestii), piękny „Pokłon trzech króli“ Lucci Cambiaso, urodzonego tu malarza z XVI w. Więcej jego obrazów można podziwiać w muzeach Genui. W kościele św. Krzyża też natykamy się na jeszcze jedno dzieło Cambiaso „Ostatnią Wieczerzę“. Nad prezbiterium wisi krzyż przypominający wspaniałe średniowieczne dzieła tego typu. Niestety, przed wojną został „odnowiony“: zamiast umęczonego ciała Pana, widzimy odpustowego słodkiego Jezusika.
W obu kościołach przy wejściu stoją pięknie ozdobione krzyże procesyjne, charakterystyczne dla Ligurii (można je obejrzeć także w Riva Trigoso). Podobno potrafią ważyć do ok. 180 kg i są noszone w czasie uroczystości na zmianę przez członków specjalnego bractwa (casacce). Ozdoby krucyfiksów w formie gałązek z licznymi liśćmi wykonano z metali szlachetnych. Na budynku magistratu wakacyjny czas odmierza zegar słoneczny. Nikt tu nie przestrzega surowo, że tempus fugit i śmierć czeka… Znalazł się za to napis, który świetnie podsumowuje trudy wędrówki w słońcu przez cały dzień i stanowi odpowiednie motto do tego tekstu.
Do Riva Trigoso wróciliśmy pociągiem. Podróż trwała tylko … pięć minut. Bilet kosztował mniej niż przejazd metrem w Berlinie. Mimo iż był to pociąg regionalny (kursuje co godzinę), klimatyzacja działała i dała nam chwilę oddechu. Cały niemalże odcinek pokonaliśmy tunelem.
Trasa w skrócie:
Riva Trigoso – M. Dote (186 m.n.p.m.) – Punta Baffe (272 m.n.p.m.) – M. Moneglia (521 m.n.p.m.) – M. Comuneglia (433 m.n.p.m.) – Moneglia
Zob. także: