Co jakiś czas powraca dyskusja nad traktowaniem pomników czy miejsc upamiętnień z różnych „słusznie minionych epok”. Czy należy je usuwać, burzyć? Są one przecież świadectwem swego czasu. Wiele też mówią o nas jako wspólnotach lokalnych, ale i narodowych, o naszych praktykach walki z procesem zapominania. Z biegiem czasu wytworzyły one symboliczną tkankę, do której można się odwoływać w różnych kontekstach. Burzenie pomników, charakterystyczne dla czasów radykalnych zmian politycznych, usuwa bezpowrotnie nie tylko ich część materialną, lecz także odziera przestrzeń publiczną z przekazu symbolicznego. Dla pomnikoburców nie liczy się więc wartość historyczna, możliwość wchodzenia z przeszłością w dyskusje, lecz bieżąca interpretacja, niejednokrotnie polityczna użyteczność. Początkiem tych refleksji było dla mnie jednak nie polskie podwórko, a Judenplatz w Wiedniu.
Plac Żydowski w centrum Wiednia to miejsce o silnym, wielokierunkowym przekazie symbolicznym. Wywołuje także wiele emocji. Niewielka przestrzeń otoczona wysokimi budynkami obecnie dostępna jest tylko pieszym (nie docierają tu nawet tradycyjne dorożki). Przybyłym rzucają się od razu w oczy dwie instalacje: pomnik poświęcony Holokaustowi austriackich Żydów autorstwa brytyjskiej artystki, Racheli Whiteread oraz pomnik niemieckiego dramatopisarza epoki oświecenia Johanna Gottfrieda Lessinga.
Na fasadach kamienic wiszą tablice pamiątkowe, którym warto poświęcić uwagę. Na jednej z nich można przeczytać więcej o tym miejscu i jego symbolice:
Tablica powstała z inicjatywy kard. Christopha Schönborna, uroczyście odsłonił ją w 1998 roku kard. Franz König. Jest ona swego rodzaju polemiką z zabytkiem historycznym, obiektem upamiętniającym w oczach jego fundatorów chwalebne wydarzenie. Chodzi o płaskorzeźbę z wyobrażeniem Chrystusa, która wisi od XV wieku na fasadzie innego domu przy tym placu. Umieścił ją tam po usunięciu Żydów z Wiednia właściciel kamienicy, Jörg Jordan. Napis jest pochwałą „oczyszczenia ciała z choroby i (wszelkiego) zła”. Dziś jest ona dowodem długiej tradycji tutejszego antysemityzmu.
Płaskorzeźba przetrwała w stanie nienaruszonym długie stulecia. Pomnik Lessinga na tym samym placu stał jedynie przez cztery lata. Odsłonięto go w 1935 r. Autorem był austriacki rzeźbiarz, malarz i karykaturzysta, Siegfried Charoux. W 1940 roku przetopiono go na tzw. cele wojenne. Ponownie odlany po wojnie na Judenplatz powrócił dopiero w 1981 roku.
Pomnik austriackich ofiar Holokaustu, który stoi tu od 2000 roku, różni się od innych rozwiązań tego typu. W opinii wielu osób brak mu monumentalizmu. Autorka, brytyjska artystka, Rachel Whiteread, wykorzystała motyw biblioteki, wychodząc od znanego twierdzenia, że każde ludzkie życie to księga i opowieść. Te symboliczne książki ludzkiego losu stoją karnie w rzędach, ale w inny sposób niż w każdej z bibliotek. Widzimy jedynie półki pełne odwróconych jednakowych tomów, które są anonimowe, bo nie komunikują swej treści tytułem na grzbiecie. Każdy tom ma symbolizować jedną z 65 tysięcy ofiar.
Do wnętrza kamiennej biblioteki prowadzą drzwi bez klamki. Historia zapisana na kartach tych książek jest dla nas już niedostępna. Nigdy jej nie poznamy, bo opowieść przerwała tragiczna śmierć. Oczywiście, nazwiska Żydów są znane, z ich biografiami można się zapoznać w sąsiadującym z monumentem muzeum. Dzięki anonimowości kamiennych książek wyrażono jednak wyrwę, pustkę, która powstała po wymordowaniu austriackich Żydów. Jest to fakt nieodwracalny.
Plac Żydowski stanowi ciekawy przykład wielowarstwowej pamięci miasta i różnych sposobów obchodzenia się z nią. Można wskazać kilka poziomów, które charakteryzują pary pojęć: nienawiść i skrucha, tchórzostwo i odwaga czy w końcu dyskryminacja i tolerancja. Czy przypadek austriacki jest odosobniony? Byłoby to zbyt proste, gdyby podane przeze mnie pary znaczeń stanowiły pozbawiony tarć układ dwubiegunowy, swoistą drogę od negatywu do pozytywu. To raczej symbol problemów, z którymi zmaga się dzisiaj nie tylko Austria. Przykład Judenplatzu pokazuje jednak, że podejmować ten temat można na różne sposoby. Jednym z nich może być współczesny komentarz do obiektów historycznych, z których treścią i przesłaniem kompletnie się nie zgadzamy, a nawet uważamy za szkodliwe. Ich obecność paradoksalnie może bowiem przyczynić się do uzyskania jeszcze jednego forum przekazu dzisiejszego stanowiska.
Bardzo interesujący tekst. W Wiedniu także trwa dyskusja. W dodatku dyskusja bez końca. Wbrew pierwszemu wrażeniu, w mojej opinii, Austriacy są dość oporni w przepracowywaniu swojej historii. Lepiej im to idzie w przypadku tej historii sprzed stuleci, niż sprzed dziesięcioleci.
Przykładem może być postać Karla Luegera – jednego z największych burmistrzów Wiednia i jednego z najzacieklejszych antysemitów. Długie lata Wiedeńczycy skupiali się wyłącznie na jego osiągnięciach sprowadzających się w skrócie do stworzenia dzisiejszej nowoczesnej metropolii. Kwestia antysemityzmu, czy bycia wzorem dla Hitlera były pomijane. Dopiero w 2012 r. Dr-Karl-Lueger-Ring, ze względu na antysemityzm patrona, zyskał nową nazwę Universitätsring. Cóż z tego, skoro pomiędzy Parkringiem a Stubenringiem pozostał Dr-Karl-Lueger-Platz z pomnikiem burmistrza.
Szacunek należy się wiedeńczykom za to, że kwestię dalszego postępowania z „niewygodnymi” miejscami upamiętnień, po bezowocnych dyskusjach polityków, oddali w ręce historyków.
Powołana przez miasto Wiedeń komisja w roku 2013 przejrzała pod kątem historycznych obciążeń wszystkie nazwy wiedeńskich ulic. Uznano, że co najmniej 28 patronów jest problematycznych. Wśród nich Lueger, ale także Ferdinand Porsche. Politycy doszli do wniosku, że w miejsce zapomnienia o tych postaciach należy przypominać o ciemnych kartach ich biografii. Pomysłem są Zusatztafeln (tablice dodatkowe) umieszczone przy nazwach ulic, tłumaczące rolę patronów i wyjaśniające przyczyny ich upamiętnienia, ale też ich „ciemną” stronę.
Tablice opracowali historycy pod przewodnictwem prof. Olivera Rathkolba i są próbą zachowania niewypaczonej pamięci. Próbą przemyślaną, ale czas pokaże, czy skuteczną. Pierwszą tablicę odsłonięto w grudniu 2016 r.
W skrócie o pomyśle dodatkowych tablic można przeczytać tutaj:
http://diepresse.com/home/panorama/wien/5127561/Erste-Zusatztafeln-fuer-historisch-belastete-Strassennamen?xtor=CS1-15
Bardzo dziękuję, takie proste i tak wiele mówiące! A jednocześnie jakże współbrzmiące z czytaną w radiowej Dwójce książką Petera Singera: „Ponad czasem. Mój dziad i tragedia żydowskiego Wiednia”.
Sprawa jest nadzwyczaj ważna i należałoby przeprowadzić poważną dyskusję. W Paryżu do tej pory jest „Metro Stalingrad” na pamiątkę tej przełomowej chwili. Stalingrad to teraz Wołgograd, ale nikomu nie przychodzi do głowy, by to zmieniać, i słusznie.
W czasie ostatnich egzaminów we Francji (nie pamiętam już, czy maturalnych, czy tzw. breve po ukończeniu gimnazjum) delikwent pisząc o II wojnie i reżimie Vichy tak to zrozumiał: „Reżim (jako dieta!) jest dobry dla zdrowia“.
Z kolei w Arabii Saudyjskiej właściwie wstrzymano badania archeologiczne bo odkrywały fakty z okresu przed Mahometem. Nie prowadzi do niczego dobrego to, że zniknie ulica II Armii Wojska Polskiego, Batalionów Chłopskich czy Jacka Kuronia. Nie dziwmy się zatem, że poseł (poseł to podobno polityk) nie jest w stanie umieścić w czasie jakiegoś ważnego faktu historycznego, i będzie jeszcze gorzej.