Ślęża, najwyższe wzniesienie niedaleko Wrocławia, to znany punkt, jedna z ikon turystycznych naszego regionu. Nie pamiętam, ile razy w przeszłości zdobywałem tą górę. W szkole był to wyśmienity cel wędrówek, także potem wracałem tam z dużą przyjemnścią. Od trzech lat organizujemy jednodniowy rajd dla studentów z okazji rozpoczęcia nowego roku akademickiego. Idąc na Ślężę, wybieramy za każdym razem inną trasę. Ich wielość, zróżnicowanie trudności, bogactwo wrażeń po drodze nadal mogą zaskakiwać. W ubiegłym roku dotarlimy na szczyt, korzystając ze starego niemieckiego szlaku. W tym roku wędrówkę rozpoczęlimy od zwiedzenia Hans Ernst von Luettwitz, potem częściowo poszlimy szlakiem niebieskim, a częściowo dawnym niemieckim (podobnie jak szlak z ubiegłego roku, tak i ten nie jest obecnie oznaczony).
Od trzech lat organizujemy wraz z naszymi studentami rajd na Ślężę. Kieruje nami kilka powodów. Oferta jest skierowana do nowych studentów, ale także do tych z wyższych lat. W czasie wędrówki mogą się poznać, nawiązać pierwsze bliższe kontakty. Jest to też okazja do rozmowy z nami, w końcu przez kolejne lata będziemy często razem pracować. Studenci mogą też dowiedzieć się więcej o naszym Uniwersytecie. Po zdobyciu szczytu przedstawiamy działalność Centrum, głos zabierają członkowie Koła Naukowego. Zwracamy również uwagę studentom na historię miejsca. Czy uda nam się nawiązać do istniejących tu przed 1945 r. komersów studenckich, trudno teraz powiedzieć (zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunek częci młodych ludzi do pewnej dozy wysiłku fizycznego, która jest potrzebna, by dotrzeć w to miejsce).
Warto jednak spróbować. Wejście na górę, z pozoru niewysoką, nie wszystkim idzie łatwo. Sporo osób dostaje zadyszki. Za każdym razem zmieniamy trasę wędrówki, by urozmaicić nieco znany już przecież wielu szlak. Zwłaszcza trasa z ubiegłego roku zyskała wielu admiratorów. Sporą jej częć przeszlimy tzw. niemieckim szlakiem, który nie jest oznakowany. Po drodze mijalimy skałę Moltkego, nadal czynne źródło wody pitnej. Szkoda że dawne punkty widokowe, które pozwalały przy dobrej pogodzie dostrzec Wrocław czy pasmo Sudetów, zarosły dawno drzewami. O wysiłku dawnych mieszkańców, by uczynić trasę atrakcyjną i dostępną dla tych mniej wprawionych piechurów, mogą świadczyć wykute w skale lub ułożone z kamienia schody. Dziś są w większości zarośnięte, a trzeba tak niewiele, by utrzymać je w należytym porządku.
W tym roku rajd rozpoczęlimy od zwiedzenia jednego z ciekawszych obiektów zabytkowych, zamku w Sobótce Górce. Leży nieco na uboczu, trzeba podjechać autem lub autobusem. Zamek posiada bardzo ciekawą historię, do dzisiaj budzi duże zainteresowanie zwiedzających. W średniowieczu należał do zakonu augustianów, a po jego sekularyzacji w 1810 r. zakupił goJoanna Lamparska, Jedyna taka Górka, gdzie czaszkami grali w kręgle, „Gazeta Wyborcza“, 2.08.2014., uczestnik wojen wyzwoleńczych przeciw Napoleonowi, miłośnik bawarskiego piwa. W 1885 zamek kupiła rodzina von Kulmitz, w której rękach pozostawał do 1945 r. Nowi właściciele przeprowadzili gruntowną przebudowę w stylu neorenesansowym według projektu wrocławskiego architekta Wilhelma Rheniusa. Po II wojnie światowej w zamku urządzono dom wypoczynkowy dla górników i ich rodzin. Organizowano tam także kolonie wakacyjne. Być może dzięki temu udało się zachować zamek w znośnym stanie, nie podzielił on losu wielu podobnych budowli na Dolnym Śląsku, które z stały opuszczone i były wystawione na różne niszczycielskie działania, tak ludzi, jak i przyrody.
Obecnie właścicielem zamku jest Spółka Ecoinwest. Trwają prace wykopaliskowe oraz remontowe w najstarszej, średniowiecznej części. Do Sobótki Górki sprowadził zakon augustianów słynny Piotr Włast w XII w., potężny wtedy możnowładca (do dzisiaj historycy spierają się, gdzie znajdował się ufundowany przez niego klasztor, czy na szczycie góry, czy w masywie Ślęzy). W czasie wykopalisk archeologicznych w sobótczańskim zamku odkryto, że kaplicę zbudowano na wczeniejszym pallatium, rezydencji możnowładczej. Jest to pierwszy przykład tego typu w Polsce. Znaleziono tu także relikty romańskie. Czeć badaczy jest zdania, że jest to dowód na to, że mnisi nie mieszkali na szczycie góry, a w miejscu dzisiejszego zamku do czasu przeprowadzki opactwa NMP na Piasek do Wrocławiu.
W czasie prac wykopaliskowych natrafiono też na trzy pochówki, dwóch mężczyzn i kobiety. Obecnie trwają prace nad wyjaśnieniem tej zagadki. Być może – w co wierzą pracujące przy odbudowie zamku osoby – złożono tam doczesne szczątki samego Piotra Włastowica i jego żony. Wprawdzie został on pochowany we Wrocławiu w kościele św. Wincentego w opactwie benedyktyńskim na Ołbinie, jednak w związku z ewentualnym zagrożeniem ze strony wojsk tureckich w 1529 r., postanowiono przenieć go w inne miejsce. Znalezione szkielety były jedynie owinięte w całun, pozbawione wszelkich ozdób. Może dalsze specjalistyczne badania wykażą, czy przypuszczenia badaczy mają jakie konkretne podstawy.
W XIII i XV wieku obiekt rozbudowano jako zamek obronny. Na początku XVI wieku powiększono częć mieszkalną. Kolejnej przebudowy dokonano w zamku pod koniec XIX w. Stosunkowo dobrze zachowała się kaplica, wieża i częć muru pochodzą ze średniowiecznego zamku. Przed zamkiem ustawiono rzeźbione w granice lwy romańskie. Stylistyką nawiązują do innych rzeźb z pobliskiej Ślęży. Zachowały się też fragmenty założenia parkowego.
We wnętrzach części mieszkalnej zamku (sale bankietowe, pokoje hotelowe) przetrwały boazerie i meble. Wrażenie robi winda kuchenna do przemieszczania posiłków, czy przepiękny piec kaflowy. Turystów wita u wejścia Meluzyna, legendarna postać kobieca z ogonem ryby. Wskazuje ona do dzisiaj pogodę. Do wszystkich pomieszczeń można wejść i je zwiedzać bez większych problemów. Niestety, nie mieliśmy już czasu na zajrzenie do piwnic, gdzie przechowywano piwo, czy też na cmentarz niemieckich właścicieli zamku. Podobno ten ostatni jest zarośnięty i trudno dostępny. Być może nadrobimy to przy innej okazji.
Zob. także:
Joanna Lamparska, Jedyna taka Górka, gdzie czaszkami grali w kręgle, „Gazeta Wyborcza“, 2.08.2014.