Tym razem kolejność będzie odwrotna. Nie mam dostępu do internetu, wielu informacji nie mogę sprawdzić. W programie MindNode sporządziłem wykaz narzędzi, które testowałem / używałem w 2017 roku. Powstały trzy części, które w następnych dniach zamieszczę na blogu. Podobnie jak to było w poprzednich latach, mój zestaw nie rości sobie pretensji do wyczerpania tematu. A ponieważ historycy z rzadka kojarzeni są z wykorzystaniem nowych narzędzi, chcę choć po części zmienić to przekonanie. Moje programy działają w systemie macOS, posiadają jednak wersje także na inne systemy.
Dostęp do programów komputerowych jest dwojakiego rodzaju. Na rynku można znaleźć dużą ofertę programów darmowych. Są one rozwijane od lat, ich autorzy tworzą je z dużym zaangażowaniem. Za ich używanie nie pobierają opłat, można jednak dobrowolnie przelać na ich konto drobne kwoty. Programy są w pełni funkcjonalne i stanowią ciekawą nieraz alternatywę dla programów płatnych. Niedawno zwrócono uwagę na jeszcze inny aspekt. Ponieważ programy te są darmowe i rozwijane przez lata, stosują formaty zapisu, które można wykorzystać także w przyszłości. W ten sposób tworząc swój warsztat pracy w przypadku zmiany programu nie ma się trudności z odczytaniem zebranych i opracowanych materiałów.
To bardzo ważny aspekt. Być może część starszych czytelników bloga przypomina sobie edytory tekstowe z początku lat 90. XX wieku. Zapisane z ich pomocą pliki, jeśli nie zrobiło się na czas konwersji, dziś są nie do odczytania, są bezużyteczne. Próby ich otwarcia prowadzą do konieczności uzupełnienia tekstu o polskie litery, albo kończą się całkowitym fiaskiem. Część historyków korzysta z darmowych programów, jak edytory tekstów, np. nvAlt, czy baz danych bibliograficznych, np. BibDesk czy Zotero. Inną ciekawą darmową aplikacją jest tradycyjna fiszka (Zettelkasten). Program wykonano zgodnie z pomysłem fiszki niemieckiego socjologa, Niclasa Luhmanna. Mogą z niego skorzystać z powodzeniem i wytrawni badacze, i początkujący adepci. Choć istnieje opinia o wyższości notatek sporządzanych w tradycyjny, odręczny sposób, to elektroniczny odpowiednik, jeśli się go umiejętnie zastosuje, może przynieść podobne efekty. Poza tym skrzynka z fiszkami dostępna jest „pod ręką“ (N. Luhmann wykonał ponad 90 tys. odręcznych fiszek!)
W 2017 roku w dostępie do płatnych programów komputerowych nastąpiła duża zmiana. Programy kupowane w pudełkach odeszły do lamusa historii. Wraz z rozwojem „chmury“ od kilku lat można je bez problemu zakupić przez internet i zainstalować na komputerze stacjonarnym lub innym urządzeniu elektronicznym (laptop, tablet, smartfon). Po pewnym czasie pojawiają się aktualizacje, oraz kolejne wyższe, ale również płatne wersje.
Wydaje się, że także i ten sposób sprzedaży staje się powoli przeżytkiem. Wypiera go abonament. Korzysta z tego coraz więcej firm komputerowych (rynek tzw. „sharing economy”). Ten sposób sprzedaży i udostępniania wywołuje dyskusję wśród użytkowników. „Za“ przemawia dostępność do aktualizacji czy kolejnej wersji programu. Z punktu widzenia firmy jest to opłacalne rozwiązanie. Prace nad programem przecież kosztują i poprzez abonament łatwiej je zaplanować, sfinansować, wreszcie zapewnić stały zysk (wersja pudełkowa nie dawała takich możliwości). Z abonamentu można w każdej chwili zrezygnować. „Przeciwko“ przemawia to, że rezygnując z abonamentu, musimy się też liczyć z utratą danych. Przykładowo. Wywołanego raz zdjęcia w ciemni elektronicznej, jeśli nie zostało przez nas zapisane w formacie ogólnie dostępnym, w chwili rezygnacji z abonamentu, nie będzie można otworzyć z wszystkimi przez nas wykonanymi działaniami, bez utraty tych danych. Inni narzekają też na wysokie opłaty abonamentowe. Jest to sprawa dyskusyjna. Ponieważ przed zakupem każda z firm oferuje okres testowy (najczęściej dwa tygodnie), nasz wybór staje się wtedy bardziej przemyślany, nie ma w nim przypadkowości.
Poniżej skoncentruję się na przedstawieniu narzędzi, z których korzystałem w tym roku. Mój wykaz podzieliłem na trzy części. W pierwszej przedstawię podstawowe programy w pracy historyka i blogera. W drugiej zwrócę uwagę na programy pomocnicze. W trzeciej części skoncentruję się na programach wykorzystywanych na tablecie. W ostatnich miesiącach coraz częściej i przy realizacji różnych zadań korzystam z tego urządzenia. Podobnie jak w przypadku programów na komputer, tak i na tablet zależy mi na stworzeniu pewnego środowiska, by programy na jednym urządzeniu, mogły korespondować na drugim z pomocą „chmury“. To bardzo ważne kryterium. W ten sposób unikam żmudnego przenoszenia informacji, w moim przypadku aktualizują się one w tle. Jednocześnie mogę pracować na jednym lub drugim urządzeniu.
Częściej niż poprzednio korzystam z oferty edukacyjnej różnych platform, by szybciej nauczyć się posługiwania sie nowym instrumentem. Były to kursy poświęcone konkretnym programom, albo jedynie wybranym zagadnieniom, które mnie zainteresowały. Oczywiście, w internecie dostępnych jest wiele poradników, ich jakość jest zróżnicowana. Często dają jednak – poza przewodnikami producentów programów – dobre sugestie, pozwalają postawić pierwsze kroki. Warto też skorzystać z profesjonalnych kursów. Z dużym zainteresowaniem śledzę kursy na SceenCastsOnline, Udemy czy Eduweb. Często można poszukiwane kursy zakupić po atrakcyjnej cenie.
Wraz ze wzrastającą liczbą różnego rodzaju zadań do wykonania pojawia sei potrzeba zarządzania nimi, monitorowania ich realizacji. Pewne działania trzeba zaplanować, nanieść je do kalendarza. Do planowania (w zależności od skomplikowania danego zadania) korzystam głównie z dwóch programów: OmniPlan oraz Tinderbox 7 (oba programy nie należą do intuicyjnych, trzeba poświęcić na ich poznanie więcej czasu. Efekty warte są jednak tego wysiłku!). Przy ustalaniu terminów, podziale zadań korzystałem z trzech programów. W pracy w zespole sprawdził się Wunderlist, w codziennym użyciu OmniFocus oraz Trello. Do katalogowania danych bibliograficznych włącznie z zarchiwizowaniem elektronicznych książek, artykułów korzystam z EndNoteX8 oraz Papers. W każdym z tych programów można zrobić notatkę do książki / artykułu. Ponadto używam także Instapaper i Inboard. Ten ostatni pozwala na grupowanie zdjęć i ich podstawowy opis.
W bieżącej pracy ważne dla mnie jest sporządzanie krótkich notatek, które przeglądam wieczorem. Wtedy kasuję je, albo kwalifikuję do dalszego opracowania. Sprawdziły się w tej pracy DayOne (dziennik) oraz Notebook (notatnik). Do pisania tekstów używam dwojakiego rodzaju programów, tzw. linearnych (do krótkich tekstów, formatowania) oraz nielinearnych. Do pierwszej grupy zaliczam Ulyssesa, Pages, Mellel 4 oraz Beara. Do drugiej Scrivenera oraz Papyrus Autor. Po kilku latach pojawiła się wreszcie nowa odsłona Scrivenera. Zmieniono nie tylko disign, ale też dodano kilka nowych funkcji (szerzej o tym programie napiszę w następnych tygodniach). W tym roku ukazała się też nowa wersja Papyrus Autor. Nie wszyscy będą chcieli z niego skorzystać. Jest to specyficzny program, który skierowany jest do niemieckojęzycznych autorów. Zmieniono design, poprawiono moduł stylu, dodano aktualną wersję słownika ortograficznego DUDEN. Moim odkryciem w tym roku był program Bear, który posiada ładny i przejrzysty design, istnieje możliwość pisania z pomocą edytora markdown, świetnie współpracuje z chmurą (nie istnieje potrzeba zapisywania co jakiś czas tekstu w pamięci).
Przy pisaniu bloga korzystam z programu Blogo. Wcześniej byłem fanem programu Desk, który w ostatnich miesiącach uległ licznym zmianom. Nie zawsze zmiana wychodzi na dobre, tak było w tym przypadku. Coraz częściej mnie irytował, zamiast skoncentrować się na pisaniu, musiałem za każdym razem poznawać kolejne jego odsłony, dostosowywać się do nowych rozwiązań. Z Blogo nie mam tych problemów. Jak na razie działa bez zarzutu.
Nieodzownym narzędziem naszej pracy są wizualizacje. Wcześniej do pisania tekstu wykorzystywano plan, dzisiaj nie jest to już konieczne. Programy wizualizacyjne łączą obie funkcje. Z ich pomocą można szybko stworzyć strukturę pracy, do każdego z elementów dodać komentarz. Jest jeszcze inna funkcja, którą bardzo sobie cenię. Graficzną strukturę można bez większych problemów przekonwertować w edytorze tekstu na strukturę rozdziałów, podrozdziałów itd. To duża oszczędność czasu. Korzystam przede wszystkim z MindNode (w tym programie wykonałem grafikę na dołączonym screenie). Do prezentacji w sali wykładowej sprawdził się Prezi. Pomocne są też Scapple oraz AeonTimeline 2.
Od kilku lat robię zdjęcia i testuję różne programy do ich wywoływania. Jest to temat bardzo obszerny. W tym miejscu chcę wymienić jedynie programy, z których na codzień korzystam. Koledzy z Niemiec przekonali mnie do zmiany programu do ciemni cyfrowej. Korzystałem dotąd z pakietu Adobe (Lightroom oraz Photoshop). Od kilku miesięcy korzystam z CaptureOne 11. W internecie odbyłem kilka kursów, gdyż program nie należy do łatwych w obsłudze. Liczba oferowanych przez niego możliwości, zwłaszcza dopasowania koloru, jest ogromna. Po pierwszy trudnościach i pokonaniu przyzwyczajeń, program sprawia wiele satysfakcji. Jedynie w niektórych przypadkach (m.in. usuwanie niechcianych elementów) korzystam nadal z Adobe Photoshop. Ciekawym uzupełnieniem programów do wywoływania zdjęć jest AffinityDesigner, program graficzny. Nie korzystam z niego zbyt często, jednak warto go mieć w swym zestawie (np. do stworzenia logotypu bloga).
I na koniec tej części raz jeszcze chcę podkreślić, że mój wybór nie rości sobie pretensji do jakiejś reprezentatywności. Jest wynikiem codziennej pracy, wielu testów i szukania nowych rozwiązań. Prezentowane programy – w ich wersji płatnej – nie należą do tanich. Za każdym razem trzeba się więc dobrze zastanowić, bo są to często inwestycje na lata. Naturalnie będę ogromnie wdzięczny za wszystkie komentarze i podpowiedzi.
Szacun…