Nie często się zdarza, że biorąc udział w jakiejś uroczystości głęboko wzruszam się. Dzisiaj uczestniczyłem w Baninie na Kaszubach w odsłonięciu pomnika poświęconego ofiarom reżymów totalitarnych, nazistowskiego i radzieckiego. Upamiętniono tam m.in. czterech moich bliskich krewnych. Nie byłoby to możliwe bez inicjatywy lokalnego działacza i historyka kaszubskiego, dr. Eugeniusza Pryczkowskiego. Przy okazji odsłonięcia pomnika przedstawiono kolejny tom wspomnień wojennych Kaszubów. Poniżej zamieszczam tekst mojego wystąpienia przygotowanego na ten wyjątkowy dzień.
Krzysztof Ruchniewicz / Wrocław
Przemówienie z okazji odsłonięcia pomnika oraz prezentacji nowego tomu wywiadów
Szanowni Państwo,
Jestem zawodowym historykiem. Moja specjalizacja to XX w. Nie chcę jednak wygłaszać klasycznego wykładu naukowego. W tej uroczystości nie biorę bowiem udziału jako zaproszony specjalista, w odniesieniu do historii Kaszub nim zresztą nie jestem. Są wśród nas uznani znawcy tej tematyki, także dziejów tutejszej małej ojczyzny. To dzięki nim, a konkretnie dr. Eugeniuszowi Pryczkowskiemu zostałem tu zaproszony.
Znalazłem się tu bowiem jako członek jednej z rodzin, którą Państwa wspólnota lokalna zechciała uhonorować , upamiętnić tym monumentem. Dlatego pozwoliłem sobie motywami przewodnimi mojego krótkiego wystąpienia uczynić dwa słowa. To pojęcia podstawowe nie tyle w nauce, co przede wszystkim w życiu społecznym, w życiu rodzinnym, ponieważ wytwarzają one niezwykle silne więzy między ludźmi. To pamięć i wdzięczność.
Pamięć, która łączy nas z pokoleniami wcześniejszymi i z pokoleniami późniejszymi, które – taką mamy nadzieję, będą nas wspominać, będą do naszego życia nawiązywać. Wdzięczność, którą żywimy wobec naszych poprzedników za dokonania ich życia, postawę moralną w trudnych czasach, nierzadko osobistą dobroć i oddanie dla rodziny. Ale też wdzięczność, która należy się tym współczesnym, którzy dbają, by wiedza o przeszłości przetrwała, by stanowiła materiał do refleksji i spoiwo dla lokalnej społeczności.
Pamięć ludzka uważana jest nieraz za konkurencję dla historii profesjonalnej. Świadek historii, który doświadczył jej niejako na własnej skórze, stawiany jest w opozycji do badacza, poznającego ją „z drugiej ręki”, z użyciem źródeł i nieraz skomplikowanych metod badawczych. W pierwszym przypadku podkreśla się emocje, subiektywność, zawężone do własnego losu pole obserwacji. W drugim akcentuje obiektywny profesjonalizm, dystans, szeroki ogląd spraw i znajomość kontekstu.
Nie jest to jednak pełny obraz relacji między osobą doświadczoną historią, a osobą ją badającą. Po pierwsze źródła oparte na pamięci świadków były używane przez historyków już przed setkami, a właściwie tysiącami lat, jeśli uznamy, że poprzednikami współczesnych historyków byli dziejopisowie starożytności. Po drugie, zawodowy historyk, wyposażony w narzędzia badawcze i wiedzę, pozostaje człowiekiem zanurzonym we współczesności, w swojej wspólnocie. Dzieli z nią zwykle przekonania, uczestniczy w pamięci zbiorowej, doświadcza różnych kolei losu na swój własny sposób.
W przypadków historyków dziejów najnowszych jest to szczególnie ważne i widoczne. My też jesteśmy świadkami epoki, mamy o niej swoje poglądy, które w jakimś stopniu wpływać muszą na naszą pracę badawczą. Pełny obiektywizm, całkowita neutralność i dystans są niemożliwe. Z drugiej jednak strony muszą one pozostać punktami odniesienia, takimi latarniami, ku którym historycy żeglują, omijając zagrożenia w postaci tworzenia wybiórczych, podporządkowanych poglądom politycznym, nacjonalistycznym i ideologicznym narracji o historii. Jeśli badacze stracą taki kompas z pola widzenia, ich badania, ich publikacje łatwo mogą stać się po prostu propagandą w służbie polityki. Niestety, wiemy, że tak bywało i bywa. Przywołajmy przykład takiego podejścia, który wiąże się z naszym dzisiejszym spotkaniem.
Przez długie powojenne dekady temat doświadczeń Kaszubów w latach drugiej wojny światowej i w pierwszych latach po jej zakończeniu nie mógł być przecież poruszany w całości swego skomplikowania i w otwartości oraz szacunku, na które zasługiwał. Wiele jego aspektów spotykało się z niezrozumieniem, niechęcią czy nawet wrogością ogółu społeczeństwa. Przeżycia ludzi pogranicza, a do nich też należą Kaszubi, nie pasują do czarno-białych ujęć przeszłości. Skomplikowane relacje międzyetniczne, międzywyznaniowe, konieczność trudnych wyborów w warunkach zewnętrznej presji to była dla nich nieraz niałatwa codzienność.
Dla osób wychowanych w jednolitych środowiskach, a taka jest współczesna Polska, często są to rzeczy mało zrozumiałe, nawet podejrzane w jakiś sposób. Efektem takiej ogólnej atmosfery, ale i polityki władz, stało się wypchnięcie do strefy przemilczeń, do obszaru tabu doświadczeń wielu tysięcy ludzi, świadków najgorszych rozdziałów XX w. Nie dało się ich jednak całkowicie wymazać, przekreślić. One ocalały właśnie dzięki pamięci ludzkiej. Stały się „pamięcią utajoną”, której przetrwanie zapewniła rodzina i mała sąsiedzka wspólnota.
Czekały tak całe dekady na tzw. lepsze czasy, zniesienie ograniczeń cenzury, na zainteresowanie szerszej grupy odbiorców, na docenienie ich przez historyków. Na szczęście ten czas nadszedł, gdy jeszcze wśród nas była duża grupa świadków tragedii XX w.: wojny, represji, prześladowań politycznych po 1945 r. Oczywiście, taki temat, jak okupacja niemiecka był często i chętnie podnoszony w okresie komunizmu. Ale przecież wiemy, że i tego nie robiono w sposób pełny. Problem represji radzieckich, przemocy ze strony wypierającej w 1945 r. Niemców Armii Czerwonej, czy wreszcie represji polskich władz komunistycznych w okresie powojennym przed 1989 rokiem oficjalnie, rzeczowo nie mogły być przedstawiane. Osoby, którego ich doświadczyły, musiały milczeć, żyć na marginesie.
Jednak dzięki przekazom osobistym, prywatnym, które płynęły kanałami nieoficjalnymi ta publicznie nieuznawana część historii nie dała się całkiem wymazać, zafałszować. Już w latach 80. pojawiły się inicjatywy środowisk opozycyjnych zbierania wspomnień i relacji na temat tzw. białych plam w historii, przede wszystkim w relacjach polsko-radzieckich na czele z takim tematem, jak mord katyński.
Świadek przeszłości, dysponujący indywidualna pamięcią, stał się poważanym źródłem historycznym. W badaniach naukowych popularna stała się historia mówiona/oral history. Po 1989 r. pojawiły się różne inicjatywy zbierania wywiadów. Ogłaszano konkursy na wspomnienia. Szybko powstały różne zbiory takich materiałów, nieraz liczące tysiące świadectw. Najbardziej znanym i najstarszym, z takich zbiorów jest Archiwum Wschodnie Ośrodka Karta w Warszawie. Temat represji radzieckich, zwłaszcza na byłych ziemiach wschodnich II RP, już u schyłku lat 80. przestał być zakazany, choć do upowszechnienia wiedzy o nich w społeczeństwie droga była dość długa.
Mimo widocznej erupcji zainteresowania i koncentracji wysiłków badaczy ciągle wiele tematów czekało i czeka na podjęcie. Zwłaszcza na obszarze historii lokalnej, dziejów małych ojczyzn jest wiele do zrobienia. Zbyt często poprzestajemy na historii widzianej niejako od góry lub z perspektywy wielkich ośrodków. Historia widziana z optyki oddolnej, dzieje lokalnych wspólnot , doświadczenie tzw. zwykłych ludzi w ich zmaganiach z codziennością, a nierzadko i tzw. Wielką Historią, to pola, na których historycy mają ciągle ogromnie wiele do zrobienia.
Będą mogli jednak temu podołać, tylko wtedy gdy bedą dysponować odpowiednimi źródłami.
Wiele zagadnień nie jest możliwych do zbadania bez sięgnięcia do ludzkiej pamięci, utrwalonego w niej doświadczenia konkretnych osób. Nawet jeśli wiemy, że upływ lat wpływa na pamięć, że modeluje się ona także pod wpływem otoczenia, tworzącego „społeczne ramy” pamięci i pamiętania”, to jest to źródło bardzo użyteczne i nieraz po prostu jedyne. Często zbrodnicze praktyki nie pozostawiają po sobie źródeł urzędowych. Zostaje świadectwo ocalonego… Gdzie indziej pełne fakty nie zostały po prostu utrwalone, bo były rzekomo zbyt błache dla wytwórcy akt urzędowych. Materiał autobiograficzny to także źródło, które doskonale sprawdza się w edukacji historycznej, w popularyzacji wiedzy o historii. Wspomnienia, relacje, dzienniki mają rzesze wiernych czytelników. Nagrania auto lub video przyciągają zwiedzających muzea.
Spójrzmy jeszcze na znaczenie takich świadectw dla samych wspólnot lokalnych, w których owi świadkowie historii żyją. Przecież tworzą one ich pamięć zbiorową, budują tożsamość lokalną, dają podstawy do dumy, a czasem do trudnych, ale potrzebnych refleksji nad ludzkimi postawami i wyborami. „Jak ja bym postąpił? Jak bym się zachował? Czy dałbym radę być odważny? Czy udałoby mi się zachować uczciwość, przyzwoitość? Czy zdołałbym przetrwać i ocalić rodzinę?” To ważne pytania, z którymi musimy się konfrontować, poznając konkretne historie ludzi uwikłanych, często wbrew swej woli w Historię. Funkcja edukacyjna, ale też wychowawcza przekazów autobiograficznych jest więc cenna zwłaszcza w wymiarze społecznym.
Pozwoliłem sobie na podzielenie się z Państwem tymi podstawowymi uwagami, by na ich tle umieścić wyjątkowy projekt z gatunku historii mówionej, który jest realizowany właśnie tu przez dr. E. Pryczkowskiego. Jego pierwsze efekty już znamy. To publikacje z wywiadami przeprowadzonymi ze świadkami historii, mieszkańcami gminy Banino i Żukowo. Kolejne kilkadziesiąt czeka na opracowanie i udostępnienie. Trzeba podkreślić, że jest to wyjątkowa sytuacja, by stosunkowo niewielkie jednostki terytorialne i zamieszkujące je społeczności zostały objęte tak intensywną i konsekwentnie prowadzoną przez wiele lat akcją pozyskiwania wspomnień. Powstaje w ten sposób wspaniała baza dla badań mikrohistorycznych. „Pamięć ucieka, życie ucieka!” To zdanie otwierające wstęp do pierwszego tomu relacji. Trudno się z nim nie zgodzić. Autor wywiadów utrwalał je niejednokrotnie w ostatniej chwili, docierając do osób w bardzo zaawansowanym wieku, gdyż urodziły się one w pierwszych dekadach XX w. Wiele z nich po raz pierwszy podzieliło się swymi wspomnieniami z osobą spoza kręgu rodziny.
Stanowią one zapis nie tylko pojedynczych losów, ale z racji dużej liczby tych rozmów, tworzą panoramę doświadczeń i przeżyć całej społeczności. Przeżyć, z których wiele nie mieści się we wspomnianym czarno-białym przekazie o historii narodowej malowanym w perspektywy odgórnej/centralnej, nie wnikającej w sytuację pograniczy.
Kaszubi w tych książkach przemawiają głosem autentycznym i pełnym. Jednym z ważniejszych tematów tych rozmów była przymusowa służba w Wehrmachcie i jej konsekwencje: niewola, represje, a zwłaszcza późniejsze niezrozumienie, konieczność milczenia na ten temat z obawy przed zarzuceniem zdrady narodowej. Jestem wnukiem żołnierza niemieckiej armii, miałem „dziadka w Wehrmachcie”. Nigdy go nie poznałem. Tak naprawdę swego ojca nie znał także mój ojciec, bo stracił go mając zaledwie osiem lat. Podobnie jak w wielu innych rodzinach, także i w naszej nie był to temat poruszany często. Raczej o nim milczano. To bardzo bolesne, bo w ten sposób skazano mego dziadka jakby na powtórną śmierć. Dlatego gdy tylko było to możliwe, postarałem się, by wyświetlić możliwie dokładnie, co się z moim dziadkiem stało. Także dla mojego ojca było to bardzo ważne. Doskonale więc rozumiem, co przeżywały i przeżywają rodziny kaszubskie w ten sam sposób doświadczone.
Innym wątkiem wywiadów jest przemoc, której doświadczono na tych obszarach ze strony Armii Czerwonej. Rabunki, gwałty, mordy, deportację do pracy przymusowej na wschód. To temat, który podlegał bezwzględnej tabuizacji w okresie PRL. Mam wrażenie, że dyskusja na ten temat właśnie po raz kolejny ożywia się. Impulsem są oczywiście informacje o aktach brutalności wobec ukraińskiej ludności cywilnej, o których dowiadujemy się z frontów wojny za naszą wschodnią granicą. Wspomnienia świadków drugiej wojny światowej nabierają tu nowej, przerażającej aktualności. Zastanawimy się, jak możliwe są podobne wydarzenia prawie 80 lat po zakończeniu tamtej strasznej wojny, która miała być ostatnią?
Podkreślmy jeszcze jedną cechę zbioru wywiadów dr. E. Pryczkowskiego. Wiąże się ona z fundamentalnym zadaniem historii mówionej – jest nim oddanie głosu zwykłym ludziom, nie członkom elit przywódczych, intelektualistom, liderom społecznym, a po prostu przedstawicielom większości społeczeństwa, szarym ludziom, jak to się mówi kolokwialnie. Często się uważa, że tzw. zwykły człowiek nie ma nic ciekawego do przekazania. Żył, pracował, czasem kochał, często cierpiał. Jak wszyscy. Cóż w tym ważnego? A przecież to jest podstawa życia społecznego i narodowego, to jest doświadczenie powszechne ludzkiej codzienności. Dlatego jest ważne. Dlatego warto je utrwalać i badać, by zrozumieć jak człowiek odczuwa życie i jak tworzy przez to historię. Wywiady z najstarszymi przedstawicielami społeczności banińskiej i żukowskiej wiele mówią właśnie o życiu codziennym, choć w niecodziennych, bo wojennych czasach.
Szanowni Państwo, nie zamierzam streszczać tych ciekawych, nierzadko poruszających wspomnień. Sądzę, że przynajmniej część z nich znacie czy to z kręgu własnych rodzin, czy z lektury książek dr. E. Pryczkowskiego. Znakomicie poszerzają wiedzę o tamtych tragicznych czasach, nasycając je losem konkretnego człowieka. Znanego z imienia i nazwiska, nie statystycznej i anonimowej ofiary wojny. Przywracają zatem pamięć o jednostce i wzbogacają pamięć całej społeczności. Mam gorącą nadzieję, że opowieści te trafią także do Polaków z innych regionów naszego kraju, że pozwolą im zrozumieć położenie ludności kaszubskiej i jej przeżycia. Wierzę, że wtedy niemożliwe będzie manipulowanie ludźmi z wykorzystaniem wybiórczo traktowanych faktów z przeszłości.
Szanowni Państwo, a teraz o wdzięczności. Już wcześniej dałem do zrozumienia za co historyk, czy osoba zainteresowana przeszłością powinni być wdzięczni świadkowi historii. Teraz chciałem się odnieść do własnej wdzięczności. Dziękuję za możliwość poznania poprzez głos wspomnień tego regionu, który był także w pewnym okresie ziemią najbliższą mojej rodzinie. Z racji losów rodziny urodziłem się i wychowałem na Dolnym Śląsku, krainie, którą stworzyli po wojnie polscy przesiedleńcy, reemigranci, wygnańcy i repatrianci z różnych stron. Teraz w jakimś sensie wracam do korzeni. Dziękuję wszystkim, którzy mi w tym pomagają i życzliwie traktują. Ogromnie żałuję, że sam nie miałem w młodości dość zapału i determinacji, by jedyną ciocię, która była świadkiem i uczestnikiem tragedii mojej rodziny przekonać do nagrania wspomnień. Helena nigdy chyba nie zdołała przezwyciężyć własnej traumy, cierpienia osoby najpierw wysiedlonej przez Niemców z własnego domu, później robotnicy przymusowej w Niemczech i w łagrach ZSRR.
Wdzięczność pragnę wyrazić także za to, że zdecydowali się Państwo na umieszczenie na tablicy pamiątkowej nazwisk moich krewnych. Są wśród nich ofiary wojny, które nawet nie posiadają swego grobu. To wspomniany już mój dziadek, Jerzy, zmarły w obozie jenieckim na północy Rosji w 1946 r., to także jego dwaj bracia Jan, student Politechniki w Gdańsku i Hugon, proboszcz kościerski, zamordowani przez Niemców już w pierwszych tygodniach wojny 1939 r. Niewiele po nich pozostało, kilka zdjęć, jakiś dokument i pamięć rodziny. Bardzo ulotne dziedzictwo… Cieszę się, że w jakimś sensie o ich istnieniu będzie zaświadczać także ten pomnik.
Jak Państwo słyszą, swoją osobą potwierdzam prawdziwość twierdzenia, że historyk nie jest tylko badaczem historii, ale jest także osobą zaangażowaną głęboko w historię i nosicielem pamięci o niej.
Dziękuję za uwagę!
Zob.
Eugeniusz Pryczkowski, Wòjnowé wspòmnienia Kaszubów z Banina i okolic, Banino 2021.
Tenże, Tu może być twoja śmierć. Wòjnowe wspòmnienia Kaszëbów z Gminë Żukòwò, Banino 2022.
Tak trafne przemówienie, że aż efektowne. A pamięć o przeszłości najczęściej staje się elementem bieżącej polityki historycznej. W tym kontekście pamięć o Kaszubach dzieli los pamięci o Mazurach.