Minęło już kilka tygodni od premiery wydania „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Instytut Historii Najnowszej, jedna z najbardziej znanych niemieckich placówek naukowych zajmujących się III Rzeszą, przygotowała dwutomowe, komentowane wydanie, pełne przypisów i najrozmaitszych komentarzy. Książka cieszy się tak dużym powodzeniem, że właśnie do rąk zainteresowanych trafia trzeci dodruk. Kto kupuje? Kto czyta? Obawy, że publikacja może być instrumentalnie wykorzystana przez ugrupowania skrajnej prawicy, jak na razie, nie potwierdziły się. Przygniecione tysiącami przypisów wynurzenia Hitlera przyciągają głównie osoby zainteresowane historią, o sporej już wiedzy, oczytane w literaturze przedmiotu.
Prezentacja pierwszego od 1945 r. legalnego wydania dzieła Adolfa Hitlera, „Mein Kampf“ spotkała się przed kilkoma tygodniami z dużym zainteresowaniem mediów i publiczności. Druk książki poprzedziły lata pracy. Bliżej na ten temat pisałem już wcześniej. Zapowiedź naukowego „oprzyrządowania” tekstu Hitlera nie wszystkim wydawała się wystarczająca, by wyeliminować ewentualny negatywny wpływ lektury. Do najbardziej znanych krytyków decyzji o druku należała przewodnicząca wspólnoty żydowskiej w Monachium i Górnej Bawarii Charlotte Knobloch.
Po ukazaniu się krytycznego wydania i opadnięciu emocji przyszedł czas na pierwsze podsumowania. Księgarze twierdzą, że w „Mein Kampf“ Hitlera kupują przede wszystkim osoby zainteresowane historią XX w., dla których książka jest ważnym, ale kolejnym źródłem. Neonaziści nie wykazali ponoć większego zainteresowania publikacją (przyjmując oczywiście, że w księgarniach odróżniają od razu taką grupę czytelników). Co o niej sądzą? Może przydałoby się sprawdzić dyskusje na forach bliskich temu środowisku?
Wprawdzie neonazista z tej lektury nie może mieć przyjemności – stwierdziła rzecznik prasowa monachijskiego Instytutu. Jednak powinien ją dokładnie, spokojnie przeczytać.
Komentarz historyków nie pozostawia żadnej wątpliwości co do charakteru publikacji i jej znaczenia w zatruciu umysłów Niemców i stworzeniu zbrodniczego systemu. „Mein Kampf“ sprzedało się już w tysiącach egzemplarzy. Obecnie w dystrybucji znajduje się trzeci dodruk (w sumie do rąk czytelników trafiło 24 tys. egz.). Na Amazonie pojawiły się ceny wielokrotnie przekraczające wartość księgarską dwutomowej publikacji. Jak dotąd brak konkurencji, żadna inna oficyna nie zdecydowała się wydać dzieła Hitlera.
Nie chcemy sprzedawać tanio i znaleźć się na liście bestsellerów, chcemy jednak, by książka była czytana – komentował wyniki sprzedaży kierownik projektu, Christian Hartmann.
Zatem książka jest chętnie kupowana, ale czy czytana? Pojawiły się również komentarze, że zwykły czytelnik przez dzieło nie przebrnie, raczej postawi na półce, bo publikacja jest teraz modna i jej posiadanie potwierdza pewne ambicje intelektualne nabywcy.
Na liście bestsellerów czytelniczych tygodnika Der Spiegel „Mein Kampf“ zajmuje 11 miejsce, przed publikacją papieża Franciszka, a po biografii Mahometa. To dobra pozycja, ale przecież trudno mówić, że oszałamiająca. Na pierwszym miejscu znajduje się książka opowiadająca o tajemnicach życia drzew… Uważam, że to bardzo krzepiąca wiadomość!
Ustosunkuję się do jednego ze zdań dyskutantów (komentarz prof. Malinowskiego poniżej). „Do tej pory w Niemczech utrudniano na wszelki sposób posiadanie rekwizytu, teraz się ułatwia. I żadne przypisy nic tu nie zmienią“. Ta opinia niewiele ma wspólnego z niemiecką rzeczywistością. Posiadanie po 1945 r. w ZSO/RFN przez osoby prywatne „Mein Kampf” nie było zabronione, a od końca lat 70. XX wieku można też było książkę Hitlera kupować w antykwariatach. Był tylko jeden warunek, musiał to być egzemplarz wyprodukowany przed 1945 r., czyli antykwaryczny (innego legalnego nie było). Książka była też dostępna w bibliotekach. Kto chciał do tej publikacji zajrzeć, mógł to zrobić bez większych problemów, choć do lektury nie zachęcano. W naszych czasach internet stworzył możliwość ściągania wersji zdigitalizowanych, „podwieszanych” na zagranicznych portalach.
Niemieckie współczesne wydanie było odpowiedzią na wygaśnięcie praw autorskich w stosunku do tego tekstu, które do tej pory tamowały swobodę druku. W tracie zbierania materiałów do artykułu o „Mein Kampf“ dla miesięcznika „Odra“ natrafiłem na ciekawe raporty Urzędu Federalnego ds. Ochrony Konstytucji (BfV). Według nich niemieccy neonaziści nie opierają swych przekonań na studiowaniu starych nazistowskich książek, dotyczy to nawet dzieła A. Hitlera. Poza nielicznymi punktami niegdysiejszego programu NSDAP, jak antysemityzm, pozostała jego zawartość nie odgrywa większej roli, gdyż w tym środowisku „trudno wskazać wiążącą światopoglądową linię“ (zob. Krzysztof Ruchniewicz, Hitler, Mein Kampf i historia, „Odra”, 2016, z. 2, s. 16-21). Pojawienie się komentowanej edycji dodatkowo mogło zniechęcić do powoływania się na książkę Hitlera czy też propagowanie zawartych tam sformułowań. Egzemplarz monachijskiego wydania jest do wglądu w bibliotece naszego Centrum. Zapraszam!
„Mein Kampf” nigdy nie było książką do czytania, lecz raczej do posiadania. To raczej rekwizyt dla neonazistów. Do tej pory w Niemczech utrudniano na wszelki sposób posiadanie rekwizytu, teraz się ułatwia. I żadne przypisy nic tu nie zmienią.
Kilka tygodni, i już trzeci nakład – świadczą o dużym zainteresowaniu rynku. Jest za wcześnie, by coś powiedzieć i o nabywcach, i o cyrkulacji książki, i o jej oddziaływaniu.
A zatem za wcześnie, by wyrokować, że obawy były nieuzasadnione. Co prawda rzeki nie wystąpiły z brzegów, żaby nie spadły z nieba i nic podobnie spektakularnego się nie wydarzyło, ale to akurat było do przewidzenia.