Pierwsze dni listopada co roku poświęcamy na odwiedziny cmentarzy. Zapalamy znicze na grobach naszych bliskich, a jeśli nie jest to możliwe, bo są one daleko lub bliscy nie mają mogił, stawiamy je przy cmentarnych krzyżach. Polskie groby rozsiane są po całym świecie. Dotarcie do wszystkich nie jest możliwe. Często zdane są na opiekę obcych czy na sporadyczne akcje pielęgnacyjne organizowane z kraju. Zwykle jednak pozostają opuszczone, ulegając stopniowej destrukcji. Natomiast na terenie dzisiejszej Polski znajdowały się tysiące nekropolii należących do przedstawicieli innych narodów i wyznań. Na Ziemiach Zachodnich i Północnych były to przede wszystkim cmentarze niemieckie. Do naszych czasów przetrwały nieliczne. Większość zniszczono celowo lub dokonał tego upływający czas i brak opieki. Czy nasza obecna wrażliwość na ten aspekt materialnego dziedzictwa jest inna niż przed 1989 r.? Stosunek do tych obcych mogił wiele o nas może powiedzieć.
Cmentarz jako świadectwo kultury
Cmentarz można odczytywać na różne sposoby1. Przede wszystkim ma wymiar religijny, jest „poświęconą ziemią”, której powierzamy prochy bliskich. Jest to także ważne miejsce o charakterze wspólnotowym, a nawet narodowotwórczym. Cmentarz to miejsce z grobami i zarazem przestrzeń symboliczna. Konkretna wspólnota umieszcza w niej swych bohaterów i oddaje im cześć. Cmentarze w tym rozumieniu są miejscami kultu, ale także miejscami odprawiania różnego rodzaju rytuałów o charakterze narodowych / państwowym. Często zdarza się jednak tak, że po zmianie systemu politycznego niedawni bohaterowie, zostają z tego panteonu skazani na pamięć lub całkowicie usunięci. Aleje Zasłużonych z czasów PRL stały się przestrzeniami opustoszałymi, kontrowersyjnymi lub zmieniły się w „normalne” miejsca pochówków.
Cmentarz jest oczywiście przestrzenią kultury, księgą złożonych losów ludzkich i dokonań2. W takim rozumieniu cmentarz staje się szkołą czy „dydaktycznym ogrodem”, spacer po którym i lektura epitafiów ma wymiar edukacyjny. Cmentarz dzisiaj mówi nam dużo o organizacji przestrzeni i jej nośnikach informacji. O takich elementach, jak symbole, znaki, inskrypcje. Aż w końcu o samej społeczności, jej zwyczajach i obyczajach. Cmentarz można więc „(od)czytać” jako swoisty tekst ludzkiej cywilizacji, tekst kultury.
Cmentarz jest jedną z najważniejszych przestrzeni pamięci3. Jeśli jest ona żywa, nekropolia dosłownie kwitnie, bo jest swego rodzaju czule uprawianym ogrodem pamięci. Łączy ona różnymi więzami (rodzinnymi, narodowymi, religijnymi i innymi) żywych i umarłych. Z punktu widzenia moich dalszych rozważań należy wskazać jeszcze jeden rodzaj związków. Są to więzi tworzone w lokalnych społecznościach na gruncie zamieszkiwania wspólnych w sensie historycznym małych ojczyzn (do tego problemu powrócę poniżej). Są one wyrażane w różny sposób. W przypadku cmentarzy chrześcijańskich jest to porządkowanie grobów, zapalanie zniczy i kładzenie wiązanek, modlitwa, aż w końcu złożenie kartki wypominkowej. Aktywne uczestniczenie w tych praktykach legitymizuje prawo danej wspólnoty, także narodowej, do danego obszaru. Świadczy o objęciu przynajmniej części dziedzictwa.
Przypadek Bystrzycy Kłodzkiej
Bystrzycę Kłodzką, niewielkie miasto na Ziemi Kłodzkiej, można potraktować paradygmatycznie. W tym roku obchodzono tu 700-lecie założenia miasta. Z tej okazji władze zleciły przygotowanie drugiego wydania historii miasta. Do rąk czytelników trafiła obszerna publikacja4. Autorom, historykom z Uniwersytetu Wrocławskiego, zależało na przybliżeniu dziejów politycznych, gospodarczych i społecznych. Dużą rolę w ich publikacji odegrało podkreślenie zasług różnych osób, które na przestrzeni wieków przyczyniły się do rozwoju Bystrzycy. Prezentacja książki w styczniu tego roku inicjowała rok jubileuszowy. Wprawdzie nie wiem, jakie inne związane z historią wydarzenia z tej okazji miały miejsce (wokół wspomnianej książki nic więcej już się nie działo), ale zakładam, że takowe przygotowano. Od wielu już lat w promocji Bystrzycy wątki historyczne wykorzystywane są dość intensywnie (np. hasło „królewskie miasto”).
Dzisiaj miasteczko jest wielkim placem budowy. Remontowany jest Mały Rynek, zmieniana jest nawierzchnia kilku ulic. W odnowionej zabytkowej kamienicy w rynku z reprezentacyjnym portalem nową siedzibę znalazło biuro Informacji Turystycznej. W przestrzeni miasta o jubileuszu nic jednak nie przypomina. Tylko przy wjeździe od strony Kłodzka natykamy się na baner przypominający historyczne daty (1319-2019).
Krótka wizyta na starym cmentarzu, gdzie spoczywają znamienici obywatele miasta sprzed 1945 r., w tym proboszczowie bystrzyccy, burmistrz i starosta sprzed 1939 r., zasłużeni nauczyciele, wybitny lokalny historyk, przedsiębiorcy, nie przekonała mnie, że świadomość dziedzictwa historycznego obejmuje i ten aspekt pamięci i aktywności. Tylko przy wejściu na cmentarz pod tablicą upamietniajacą dawnych mieszkańców, którzy tu spoczęli, palił się znicz. Na znajdujących się parę kroków dalej zachowanych nagrobkach (co jest przecież dość wyjątkowe na Dolnym Śląsku) nie zastałem żadnego zapalonego światełka.
Widok był dość przykry. Teren częściowo jest wprawdzie uporządkowany, kamienie nagrobne stoją, ale widać, że z miejscem tym nie łączy się praktyka żywej pamięci. Na schodach przy krzyżu w centralnej alei płonęło trochę świateł. Przy wspomnianych mogiłach zasłużonych obywateli miasta brak było nie tylko malutkiego choćby znicza, ale nawet oznak pobieżnego choćby posprzątania tych mogił w okresie przedświątecznym.
Obojętność i niewiedza
Władze lokalne Bystrzycy Kłodzkiej nie uczciły swych poprzedników, władze kościelne uznały za zbędne uporządkowanie grobów niemieckich duchownych. Natomiast władze szkolne nie uważały za stosowne odwiedzenia grobu jednego z najwybitniejszych nauczycieli i lokalnych historyków (choć w jednej ze szkół kilka lat temu znalazła się tablica pamiątkowa jemu poświęcona). Zrezygnowały także z elementu dydaktycznego, jakim byłoby przeprowadzenia choć pobieżnej akcji sprzątania tych grobów i przy tej okazji przedstawienia historii miasta.
W zapomnieniu pozostała mogiła starosty w początku XX w., choć w tym roku nawiązano kontakt z jego potomkami i wiele rozmawiano o odnowieniu tego nagrobka. Tylko czy jest to rzeczywiście komuś poza jego krewnymi potrzebne? Czego nie zrobiły oficjalne organy (a względy ku temu mogły być różne, także niepewność, jak akcje na „niemieckim cmentarzu” potraktuje przeczulona na takie aspekty „góra”, co już wręcz każe doszukiwać się podobieństw z tzw. słusznie minioną epoką), nie nadrobiły także lokalne organizacje społeczne, mające w programach pielęgnację dziedzictwa miasta i wiedzy historycznej. Czym to wytłumaczyć?
Pozostawmy na boku usprawiedliwienia w rodzaju braku czasu czy środków. Nie to moim zdaniem było rozstrzygające. Po prostu nie pomyślano, że trzeba byłoby takie kroki w stosunku do wspomnianych mogił poczynić. Czyli objąć je naszym rytuałem pamięci i w jakimś sensie – okazaniem wdzięczności. Pamięć o tych osobach, mimo wieloletnich działań odnoszących się do schedy historycznej, po prostu w praktyce życia społecznego nie istnieje. Otacza je obojętność, niewiedza.
Do takich wniosków doszedłem na podstawie krótkiej wizyty na tym cmentarzu. Byłem zewnętrznym przechodniem, przygodnym po części obserwatorem, który do takich wniosków doszedł, zapalając kilka zniczy i zbierając z kilku grobów trochę śmieci. Czy są to wnioski niesłuszne, przesadne, krzywdzące dla bystrzyczan? Nie piszę tych słów, by kogoś bulwersować czy obrażać. Przyznaję się tylko jako przedstawiciel cechu historyków do pewnej bezradności i fiaska także własnych poczynać. Dodam, że sytuacja podobnie wyglądała w Bystrzycy w zeszłym roku.
Potrzeba nowej narracji
Przypuszczam, że przykład Bystrzycy Kłodzkiej nie jest raczej odosobniony. Czy regionalna metropolia, Wrocław, pamięta odpowiednio o swych zmarłych, nie dzieląc ich historyczną cezurą 1945 r.? Z powodu odgórnie stosowanej akcji likwidacji cmentarzy nie ma tu takich mogił jak w Bystrzycy. Są jednak miejsca pamięci dawnych nekropolii. Czy traktujemy pamięć o zmarłych generacjach nas tu poprzedzających jedynie z punktu widzenia narodowego, czy jako ważny element budowy tożsamości lokalnej, regionalnej?
W czasie odwiedzania różnych cmentarzy w tym roku zastanawiałem się, po co piszemy i publikujemy kolejne książki, które mają przybliżać historię miasta czy regionu? Może sens – poza naukowym – jest niewielki? Może ich zlecanie przez lokalne samorządy (co jest zresztą coraz rzadsze) jest jedynie rodzajem alibi, które każde z miast chce posiadać i się nim wykazać?
Na zewnątrz można pochwalić się wkładem w poznanie dziejów lokalnych, od wewnątrz historia ta nadal pozostaje nieprzepracowana, osobna i poboczna. Myślę, że to dobry moment, by raz jeszcze zastanowić się nad stworzeniem nowej narracji o regionie, który w przeszłości zmieniał często swą przynależność. Powinna być zorganizowana na nowo dyskusja na ten temat, po raz kolejny trzeba podjąć ten wysiłek, bo po debatach z ostatniej dekady poprzedniego wieku niewiele już zostało.
Dotychczasowe efekty są poniekąd rozczarowujące. Do zbudowania wszechstronnie działającej wspólnoty obywatelskiej, a nie tylko narodowej, jest to jednak, jak mi się wydaje, konieczne i potrzebne. Lokalna tożsamość, lokalna edukacja historyczna powinny być przedmiotem stale odnawianej dyskusji.
Więcej zdjęć z Bystrzycy Kłodzkiej zamieściłem na blogu z fotografią.
Przypisy:
- Zob. „Ziemia skrywa kości”. Zapomniane krajobrazy pamięci – cmentarze protestanckie w Wielkopolsce po 1945 roku, red. Jerzy Kołacki, Izabela Skórzyńska. Poznań: Instytut Historii UAM, 2017, (ostatni dostępp: 3.11.2019). ↩︎
- Szerzej zob. Beata Markiewicz, Cmentarz jako tekst kultury, (ostatni dostęp: 3.11.2019) ↩︎
- Zob. Jak czytać cmentarz?, (ostatni dostęp: 3.11.2019) ↩︎
- Zob. Małgorzata Ruchniewicz, Stanisław Rosik, Przemysław Wiszewski, Bystrzyca Kłodzka. Zarys rozwoju miasta na przestrzeni wieków, Łódź 2018, ss 632, (ostatni dostęp: 3.11.2019). ↩︎