Dnia 27 czerwca 2014 r., dzień przed rocznicą zamachu serbskiego studenta, Gavrilo Principa, na następcę tronu Austro-Węgier, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, odsłonięto we wschodniej części Sarajewa jego pomnik. Strzały te bezpośrednio wywołały I wojnę światową, choć europejskie mocarstwa, zwłaszcza wilhelmińskie Niemcy, do takich zmagań gotowe były już wcześniej. W czasie uroczystości we wschodniej części Sarajewa, kontrolowanej przez Serbów, zebrało się ponad tysiąc osób. Jeden z liderów społeczności serbskiej, Nebojsa Radmanovic, przedstawiał zamachowca jako bohatera narodowego i patriotę. Jego zdaniem ucieleśniał on serbskie dążenia do stworzenia jednolitego państwa, które ciągle jeszcze pozostaje postulatem. Serbska część Bośni od wielu lat grozi odłączeniem i dąży do zjednoczenia z sąsiednią Serbią. Wojna początku lat 90. XX wieku i obecna sytuacja przedstawiane są więc jako kolejny etap na drodze do celu, wskazanego m. in. przez zabójce arcyksiążęcej pary. Pomnik Principa stanął w miejscu, gdzie niegdyś znajdowała się marmurowa tablica go upamiętniająca. Zdemontowały ją wojska niemieckie w 1941 r. i – jak wyraził się Radmanovic – „przekazały największemu wrogowi narodów, osławionemu Adolfowi Hitlerowi“. Uroczystość odsłonięcia pomnika jest jedną z wielu prób przywołania wydarzeń sprzed 100 lat i przypomnienia ich współczesnym społeczeństwom, czasem w kostiumie motywowanym bieżącą polityką. Pomimo upływu całych dziesięcioleci, nie jest to bowiem tylko tzw. wydarzenie historyczne, odległe i mało interesujące kogoś poza specjalistami. Także i dzisiaj budzi duże emocje, wywołuje kontrowersje, zmusza do dyskusji i prowadzi do ścierania się stanowisk.
Foto: Relacja z odsłonięcia pomnika G. Principa. Źródło: internet.
W postrzeganiu w dzisiejszej Europie I wojny światowej, pierwszego międzynarodowego konfliktu o rozmiarach globalnych, widać wiele elementów wspólnych, ale i odmiennych. W ostatnich miesiącach, które poprzedziły rocznicę na rynku księgarskim ukazało się sporo nowych publikacji, zapowiedziano szereg imprez rocznicowych. Wyraźnie jednak widać, że zainteresowanie jest o wiele głębsze na Zachodzie. We wschodniej części kontynentu I wojna światowa została w dużej części wyparta z pamięci, choć to na tym obszarze – jak wykażę to poniżej – miały miejsce nie mniej tragiczne wydarzenia, życie straciła lub zostało kalekami zbliżona liczba żołnierzy do tych na froncie zachodnim.
Zgodność bez wątpienia istnieje w sposobie postrzegania końca tzw. długiego XIX stulecia i narodzin nowego wieku, którymi de facto był jeden z najkrwawszych konfliktów w dziejach. Widzi się w nim początek upadku Starego Kontynentu, potężny impuls zmiany układu sił w świecie. Europa, kontynent dotąd dominujący w świecie, w wyniku I wojny światowej stracił na znaczeniu, powoli zaczął kształtować się nowy podział świata. Wprawdzie potęgi pozaeuropejskie (lub tylko częściowo europejskie, jak określić możemy bolszewicką Rosję/ZSRR) nie przejęły wtedy od razu wiodącej roli, jednak znamiona podziału kontynentu i jego deprecjacji już wtedy można było dostrzec. I wojna światowa przyczyniła się do upadku starego porządku, do lamusa historii odeszły niektóre dotychczasowe mocarstwa, w wielu krajach zmienił się system polityczny: monarchie zaczęły zmieniać się w demokracje parlamentarne, a stare demokracje z trudem wychodziły z powojennego kryzysu. Na gruzach upadłych mocarstw w Europie Środkowo-Wschodniej zaczęły powstawać nowe państwa narodowe, co było efektem zwycięstwa idei wolności narodów.
Foto: Okładka książki autorstwa Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego pt. Nasza wojna, t. 1: Imperia 1912-1916, Warszawa: WAB, 2014. Źródło: internet.
Innym, dalekosiężnym skutkiem wojny i związanego z nią załamania było powstanie systemów totalitarnych w Europie: faszyzmu we Włoszech, nazizmu w Niemczech i stalinizmu w ZSRR. Czasami można spotkać twierdzenie, że I wojna światowa i jej skutki stały się preludium do II wojny światowej, a I i II wojnę światową traktuje się jako całość (tzw. druga wojna 30-letnia Europy). To dość błyskotliwe i atrakcyjne podejście, ale czy do końca uzasadnione? Jak zauważył w czasie swego wystąpienia w Zurychu, polski historyk, Włodzimierz Borodziej, „wprawdzie tworzy ta koncepcja wyjaśnieniu walki między liberalizmem / demokracją i prawicowym totalitaryzmem odpowiednią ramę, jednocześnie pomija problem stalinizmu czy socjalizmu państwowego. Jeśli się potraktuje poważnie bolszewicką alternatywę do liberalizmu jako wyzwanie dla tego ostatniego, to nie zgadza się ani okres 30 lat, ani pojęcie wojny: imperium radzieckie nie poniosło klęski w jej wyniku, lecz nie przetrwało długoletniego pokoju“. Podobnie dzieje się z innym pojęciem często używanym w tym kontekście: jakoby I wojna światowa była kryzysem modernizmu. Teoria ta nie przekona zbyt wielu mieszkańców wschodniej części kontynentu. Wojna była traktowana jako jeden z instrumentów do osiągania celów, zmiany pozycji państwa lub narodu wśród innych. Była to realizacja – jak zaznaczał Włodzimierz Borodziej – darwinizmu społecznego jako zasady porządku w świecie.
W postrzeganiu I wojny światowej widać też inne znaczące różnice. Sporą popularnością cieszy się teza amerykańskiego dyplomaty i historyka, George’a F. Kennana, która podważała w swej istocie tak wysławiane prawo do samostanowienia narodów. Dla niego liczyły się tylko istniejące ówcześnie państwa, które prowadziły ze sobą wojnę. W Europie Środkowo-Wschodniej – w odróżnieniu do jej zachodniej części – nie rozpatrywano I wojny światowej w kontekście „prakatastrofy XX wieku“. Dla większości z tutejszych narodów I wojna nie zakończyła się w 1918 roku, a trwała nadal (do tej sprawy powrócę jeszcze w dalszej części tekstu), przynosząc dla części z nich realizację (inna sprawa czy satysfakcjonującą) celów politycznych, które nieraz nie były w pełni sformułowane latem 1914 r.
Foto: Budowla (Ossuarium Douaumont) upamiętniająca żołnierzy poległych w bitwie pod Verdun (2005)
Pomimo upływu 100 lat pamięć Europy o I wojnie światowej nadal jest podzielona, inna jest na Zachodzie, inna istnieje w jej wschodniej części. Dla zachodniej jest to przede wszystkim konflikt między Francją, Wielką Brytanią i Niemcami, z udziałem – w ostatnim okresie – Amerykanów. Dominującym doświadczeniem jest tzw. wojna pozycyjna i miliony zabitych w „wielkich rzeźniach wojny“. Widać to choćby na zamienionych na miejsca pamięci i muzea polach niewyobrażalnie krwawych bitew we Francji. Przed kilku laty z grupą studentów z Polski, Niemiec i Francji zwiedzałem muzeum I wojny światowej w Peronne. Podobne muzeum trudno znaleźć w części wschodniej kontynentu. Dodatkowo pamięć o I wojnie wzmacniają na Zachodzie starannie pielęgnowane miejsca pochówków setek tysięcy zabitych. Niewielki papierowy mak wpięty w klapę jesienią każdego roku jest wzruszającym wyrazem pamięci o poległych na pięknych polach Flandrii. W bardzo dobrym stanie utrzymane są cmentarze z okresu I wojny. Nekropolia w Verden szybko stała się narodowym panteonem Francji, miejscem opłakiwania tysięcy poległych. Jak trudno było przezwyciężyć narodową traumę Francuzom w stosunku do Niemców, świadczy choćby fakt, że dopiero w 1984 r. prezydent Francji Francois Mitterand i kanclerz Niemiec Helmut Kohl spotkali się w Verden i podali sobie ręce w symbolicznym geście. Chyba żadna z obchodzonych rocznic, w tym ostatnia, lądowania w Normandii w 1944 r., nie niosła z sobą takiego emocjonalnego ładunku.
Expo w Szanghaju kilkuminutowy film o historii Polski.
Bez wątpienia pamięć o pierwszej wojnie światowej w Europie Środkowo-Wschodniej pełni drugorzędną rolę pośród punktów na jej mapie pamięci XX w. Można w tym przypadku mówić o swoistym fenomenie. Kilka faktów na początek. Na Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech, można czasami spotkać informacje o bitwie pod Tannenbergiem, w której – niedaleko miejsca historycznej bitwy pod Grunwaldem – starły się wojska niemieckie z nową „słowiańską nawałą“. Spalenie i zburzenie Kalisza w pierwszych dniach wojny przez wojska niemieckie pozostaje faktem zapomnianym i nieznanym. W Karpatach zimą 1914/15 zginęło ok. 800 tys. żołnierzy monarchii austrowęgierskiej, nie mniej poległo żołnierzy rosyjskich. W twierdzy Przemyśl życie straciło ok. 120 tys. jeńców. Ilość jeńców wojennych zagarniętych do niewoli na frontach wschodnich przewyższała liczbę jeńców na zachodzie (śmiertelność szacuje się między 10% a 25%!).
Foto: Fragment wystawy poświęcony I wojnie światowej w Muzeum Historii Niemiec (DHM) w Berlinie. Źródło: DHM.
Bardzo trafnie ukazuje ten problem, podobnie jak fakt stosowania pracy przymusowej w Europie Środkowo-Wschodniej wystawa otwarta w Muzeum Historii Niemiec w Berlinie. Po raz pierwszy poświęcono zagadnieniom wschodnim sporo uwagi, przywołując przykłady losów poszczególnych miejscowości. Dużą zasługą kuratorów wystawy, którzy należą do młodego pokolenia specjalistów z zakresu dziejów Europy Środkowo-Wschodniej, jest właśnie takie wzbogacenie optyki postrzegania Wielkiej Wojny. Jedynie nieliczni historycy zwracają uwagę, że po raz pierwszy użyto gazów bojowych nie na zachodzie Europy, lecz w w Polsce, w Bolimowie, niewielkiej wsi położonej w województwie łódzkim, w styczniu 1915 r. Obserwatorem ich użycia był późniejszy laureat Nagrody Nobla, chemik, profesor Friedrich Wilhelms Universitaet Breslau (obecnie Uniwersytet Wrocławski) i badacz wojskowych zastosowań gazów, Fritz Haber. Na marginesie dodam, że przed laty władze uczelni wrocławskiej ufundowały tablicę pamiątkową poświęconą noblistom. Widnieje na niej oczywiście także Fritz Haber, choć budzi to pewne kontrowersje.
Jakie powody sprawiły, że dzisiaj mamy do czynienia z podzieloną pamięcią o tej wojnie wśród Europejczyków? Być może w przypadku Europy Środkowo-Wschodniej należy zresztą użyć innego określenia i powiedzieć o częściowej lub całkowitej niepamięci. Z pewnością należy stwierdzić, że przedstawiciele wielu narodów z tej części Europy, jak np. Czesi, Słowacy, Polacy, Ukraińcy, Chorwaci i Słoweńcy, Łotysze i Litwini, walczyli i ginęli za „ojczyznę i cesarza“, którzy nie byli ich. Ginęli w mundurach obcych armii, czy to niemieckiej, austriackiej czy rosyjskiej, będąc daleko od zaakceptowania interesów wiodących państwa, na terenie których mieszkali, do wojny. W ich przypadku określenie „armatnie mięso“ wydaje się szokującą trafne. Trudno więc było na tej podstawie budować pamięć w następnych latach, bo do czego miałaby taka pamięć o stratach i klęsce obcej sprawy służyć nowym państwowościom na niej wyrosłym? Nośnikiem narodowej pamięci wojennej mogły w niektórych przypadkach być nieliczne własne jednostki wojskowe, które powstawały pod auspicjami państw- stron w wojnie (w tym zaborców), ale – jak się okazywało – działały przede wszystkim na rzecz własnych interesów narodowych. Polska może być dobrym przykładem. Legioniści Józefa Piłsudskiego, żołnierze Józefa Hallera brali udział w wojnie, ale z niejako własnym sztandarem i własnymi celami. W okresie Dwudziestolecia Międzywojennego pielęgnowano pamięć szlaku bojowego tych dwóch ugrupowań wojskowych, łącząc zresztą wydarzenia samej Wielkiej Wojny z późniejszymi lokalnymi wojnami. Przede wszystkim szło o wybicie się na niepodległość, zatem nie o sam rok 1914, a o 1918. Pod koniec lat 30. święto państwowe Polski wyznaczono na 11 listopada, przywołując wydarzenia właśnie z 1918 r. Po II wojnie światowej nowe komunistyczne władze próbowały zepchnąć je niemal całkowicie w niepamięć, stawiając na nową narrację o tamtym okresie, w której na plan pierwszy wysunięto działania bolszewików. To się nie udało na dłuższą metę, bo opowieść ta od początku nasycona była zestawem kłamstw i przemilczeń o prawdziwym stosunku Rosji radzieckiej do wolności Polski. Zakłóciło jednak postrzeganie I wojny i społeczną pamięć o niej.
Włodzimierz Borodziej, Geteilte und gemeinsame Erinnerung. Eine mitteleuropaeische Perspektive, „Neue Zürcher Zeitung“, 28.06.2014.
Inaczej nieco przedstawiała się pamięć w państwach zwycięskich, jak np. w Serbii czy Rumunii. Żołnierze oraz I wojna światowa mieli i tu pierwszorzędne znaczenie w międzywojennej kulturze pamięci, ale na innych podstawach. Obrona Serbów przed Austriakami, zdobycie Belgradu, odwrót armii serbskiej do wybrzeży na północy Albanii, aż w końcu ponowny udział w walkach na froncie greckim zaowocowało powstaniem silnie nasyconej historii bohaterskiej. Pewne odpryski możemy widzieć także dzisiaj, choćby w kreowaniu – dla obserwatora zewnętrznego dość zaskakującym – zamachowca, Gavrilo Principa, na głównego bohatera narodowego Serbów.
Pamięć o wojnie była oczywiście też pielęgnowana w państwach przegranych. Ból klęski i upokorzenia miał jednoczyć naród i zagrzewać go do walki o powrót do dawnej pozycji. Oczywiście, sztandarowym i dobrze znanym przykładem jest tu stosunek do wojny w Republice Weimarskiej, gdzie kult poległych przyjmował coraz bardziej radykalne formy i był instrumentalnie wykorzystywany także przeciwko samej Republice (mit zdradzieckiego ciosu w plecy). Na Węgrzech wydano zarządzenia, w których ustalano pamięć o „bohaterach walczących za ojczyznę“. Zobligowano miasta i inne miejscowości do wystawiania pomników poległym. W okresie Dwudziestolecia wystawiono ok. 2,5 tys. takich pomników. Od 1924 r. w ostatnią niedzielę maja obchodzono „Dzień Bohaterów“. Nie czyniono tego bez powodu. Pomniki oraz doroczne święto miało przypominać o „okaleczonym narodzie“, lecz także utrzymywać pamięć o konieczności rewizji postanowień pokojowych. Oczywiście, i tu komunizm dokonał rewizji i podjął próbę przemodelowania pamięci. Tym niemniej jednak, to co dla Polaków czy Czechów było optymistycznym ostatecznie rezultatem wojny (rozpadem państwa-ciemiężyciela), dla Węgrów pozostawało klęską ich własnego państwa.
Foto: Pomnik żołnierzy poległych z Retz / Austria (2014).
Innym powodem niezbyt intensywnego zainteresowania wybuchem wojny jest to, że dla wielu krajów Europy Środkowo-Wschodniej wojna ta nie zakończyła się w 1918 r., lecz trwała jeszcze kilka lat, przechodząc w serie konfliktów o innym charakterze. Była więc „ich” wojna (1914-1918) i „nasza“ o wolność i pożądany kształt granic. Na Węgrzech w 1919 r. trwała rewolucja i kontrrewolucja, Polska walczyła o swe granice do 1921 r., walcząc z Niemcami, Rosją, konfliktując się z Czechami, Ukraińcami i Litwinami. Państwa nadbałtyckie chwiały się w tym czasie na granicy istnienia lub ponownego popadnięcia pod władzę Moskwy. Czechosłowacja ścierała się z Polską o części Śląska i popadała w coraz gorsze stosunki z Niemcami. Dopiero w 1923 r. doszło do podpisania traktatu pokojowego między Grecją a Turcją. Napięcie nie opuściło regionu i w następnych latach, a nowe państwa zwykle nie odczuwały do siebie braterskiej miłości.
Z pewnością na pamięć o I wojnie w tej części Europy wpływ, i to ogromny, miała II wojna światowa. Ogromem strat, okrucieństwem okupacyjnego reżymu i ciężarem politycznych skutków całkowicie przysłoniła swą poprzedniczkę. Sprawiła, że na płaszczyźnie publicznego upamiętniania taż przestała się niemal liczyć. Represje osiągnęły dotąd niespotykane rozmiary, przyjmując postać eksterminacji i ludobójstwa. Zniszczenia starły z powierzchni w dużej części uzyskane z takim trudem osiągnięcia rozwoju do 1939 r. Nowy konflikt w niektórych przypadkach oznaczał ulokowanie się po innej stronie zmagań niż wcześniej. Wśród sojuszników Niemiec znalazły się teraz państwa walczące niegdyś z Berlinem. Dodatkowo cieniem kładła się zmiana granic w tej części Europy i zwycięstwo idei państw homogenicznych narodowo, co wymusiło milionowe migracje, a tym samym utratę dotychczasowych siedzib, małych ojczyzn przez miliony ludzi. Na to wszystko przyszedł jeszcze polityczny podział. Najważniejszą jego postacią stało się zwasalizowanie Europy Środkowo-Wschodniej przez ZSRR, mocarstwo ideologiczne, chcące z pomocą metod totalitarnych przeszczepiać swój system na inne kraje.
Foto: Fragment animowanej historii Polski (Światowa Wystawa EXPO 2010 w Szanghaju). Źródło: internet.
Nie wydaje się, by pamięci europejskie o Wielkiej Wojnie miały szanse ujednolicenia się, ale z pewnością dobrze byłoby, gdyby wzbogaciły się o nowe wątki. Z perspektywy Polaków I wojna raczej nie będzie wspominana jako niepotrzebna bratobójcza jatka Europejczyków. Pozostanie wyczekiwanym przez pokolenia konfliktem dotąd współpracujących z sobą zaborców, który otworzył drogę do wolności. W 2010 r. wyprodukowano z okazji Expo w Szanghaju kilkuminutowy film o historii Polski. To atrakcyjna animowana opowieść złożona z migawek-ikon historii. Nie ma w niej daty 1914, jest za to 1918 r., gdy „wybuchła niepodległość“.
Wykorzystane materiały:
Włodzimierz Borodziej, Geteilte und gemeinsame Erinnerung. Eine mitteleuropaeische Perspektive, „Neue Zürcher Zeitung“, 28.06.2014.