Pieniądze za wojnę

P

W ostatnich tygodniach w mediach wielokrotnie podejmowano problem reparacji wojennych od Niemiec. Wypowiadało się na ten temat wiele osób. Pretekstem do podjęcia tego tematu były wypowiedzi czołowych polityków partii rządzącej. Podniesienie nagle sprawy roszczeń odszkodowawczych od Niemiec wydaje się zaskakującym działaniem, oderwanym od realnych problemów w polityce zagranicznej i wewnętrznej. Na plan pierwszy wysunęły się emocje. W wypowiedziach polityków można było zauważyć wielki chaos, brak uwzględnienia realiów prawnych i politycznych, w jakich poruszała się Polska po 1945 roku. Zamiennie używano określeń reparacje i odszkodowania, co dodatkowo pogłębiało zamieszanie.

Pierwszy na początku lipca zabrał głos prezes PiS, Jarosław Kaczyński, który stwierdził, ze mimo poniesionych wielkich strat, Polska do dzisiaj nie otrzymała stosownego odszkodowania. Temat podjął kilka tygodni później szef MON, Antoni Macierewicz. Jego zdaniem, rezygnacja władz PRL z wypłaty reparacji w 1953 r. była bezprawna. PRL w tym czasie jako satelita Moskwy była bowiem niesuwerenna.

Nie jest prawdą, że państwo polskie zrzekło się reparacji należnych nam ze strony Niemiec – mówił Macierewicz w TVP Info. To sowiecka kolonia, zwana PRL, zrzekła się tej części reparacji, które związane były z obszarem państwa też marionetkowego, sowieckiego NRD. W tym zakresie miało miejsce zrzeczenie, zresztą nigdy formalno-prawnie nieprzeprowadzone, tylko mające charakter pewnego aktu publicystyczno-politycznego.

Poseł PiS, Arkadiusz Mularczyk, zlecił Biuru Analiz Sejmowych opracowanie poświęcone możliwościom dochodzenia roszczeń reparacyjnych od Berlina. Na końcu głos zabrała premier, Beata Szydło. Podczas konferencji prasowej 24 sierpnia nawiązała do tematu roszczeń i przekonywała, że nie tylko Polska, ale i poszczególni obywatele powinni się domagać od Niemiec zadośćuczynienia. I stwierdzała:

Tak naprawdę, to można by powiedzieć, że Polska upomina się po prostu o sprawiedliwość. Polska upomina się dzisiaj o to, co powinno być wobec niej wykonane. Jesteśmy ofiarą II wojny światowej (…) nie została w żaden sposób ta krzywda nam naprawiona, a wręcz odwrotnie. I dzisiaj mówienie o reparacjach jest po prostu upominaniem się własnie o sprawiedliwość i o to, co się Polsce należy. (…) Jeżeli chodzi o głosy – konkludowała –, które krytykują to stanowisko, jeżeli są tacy, którzy mają inne zdanie… No cóż, powinni przede wszystkim sięgnąć do historii i dokładnie zapoznać się z tym, co stało się na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej.

Podniesienie nagle sprawy roszczeń odszkodowawczych od Niemiec wydaje się zaskakującym działaniem, oderwanym od realnych problemów w polityce zagranicznej i wewnętrznej. Na plan pierwszy wysunęły się emocje. W wypowiedziach polityków można było zauważyć wielki chaos, brak uwzględnienia realiów prawnych i politycznych, w jakich poruszała się Polska po 1945 roku. Zamiennie używano określeń reparacje i odszkodowania, co dodatkowo pogłębiało zamieszanie. Poniżej będę się chciał zająć przede wszystkim sprawą reparacji (zobowiązania państwo-państwo) i przypomnieć najważniejsze fakty. O kwestii odszkodowań (państwo-obywatel) szczegółowo pisałem już przed dziesięciu laty, zaintersowanych odsyłam do mojej publikacji. Przedstawiłem w niej polskie zabiegi tak w kraju, jak i na emigracji o uzyskanie niemieckich odszkodowań dla części polskich ofiar wojny. Poruszyłem tam też problem tajnych rozmów w latach 70. XX wieku i uzyskanych efektów. To, co uzyskano w okresie PRL, jak i późniejsze wypłaty dla robotników przymusowych podważają twierdzenia o braku jakichkolwiek świadczeń finansowych ze strony niemieckiej. Osoba tak mówiąca albo nie ma żadnej wiedzy na temat tych zagadnień, albo też świadomie instrumentalizuje problem na bieżące potrzeby polityki wewnętrznej (na stronie internetowej Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie zamieszczono szczegółowy wykaz wypłaconych przez RFN kwot).

Podstawowym dokumentem w sprawie reparacji była deklaracja państw koalicji antyhitlerowskiej z 5 stycznia 1943 r. Państwa sygnatariusze tej deklaracji wyrażały gotowość położenia kresu dalszym grabieżom przez kraje nieprzyjacielskie i zapowiadały pociągnięcie do odpowiedzialności winnych. W dokumencie wymieniono główne rodzaje przestępstw, od grabieży do penetracji gospodarczej. W następnych latach stał się on podstawą do określenia odpowiedzialności za szkody wojenne (posłużono się nim w trakcie negocjacji nad zawarciem traktatu pokojowego z Włochami, Węgrami, Rumunią i Bułgarią). Umowa jałtańska i deklaracja poczdamska regulowały zasady odszkodowań. W umowie jałtańskiej była mowa o naprawieniu szkód wyrządzonych państwom koalicji antyhitlerowskiej

…w naturze w jak najszerszych rozmiarach (rozdział III).

Powołano specjalną komisję, która miała określić rozmiary i tryb przyznawania reparacji wojennych (rozpoczęła pracę po bezwarunkowej kapitulacji Niemiec). Komisja ta przygotowała materiały na konferencję poczdamską. W deklaracji poczdamskiej przyjętej przez ZSRR, USA i Wielką Brytanię problem reparacji zawarto w rozdziale IV.

Naród niemiecki – pisano – nie może uchylić się od odpowiedzialności

i powinien poddać się programowi narzuconemu przez mocarstwa zwycięskie.

W myśl tych uchwał ZSRR miał otrzymać reparacje ze strefy wschodniej oraz część świadczeń ze stref zachodnich. Polska miała uzyskać reparacje z części przyznanej ZSRR. 19 sierpnia 1945 r. polski Rząd Jedności Narodowej, w którym zasiadał jako wicepremier były szef rządu na uchodźstwie, Stanisław Mikołajczyk, podpisał w Moskwie Umowę o wynagrodzeniu szkód wyrządzonych przez okupację niemiecką. ZSRR zrzekał się na korzyść Polski z pretensji do mienia niemieckiego z ziem niemieckich przyłączonych do państwa polskiego w 1945 r. Ponadto odstępował ze swej części 15 % wszystkich dostaw reparacyjnych z radzieckiej strefy okupacyjnej oraz 15 % urządzeń przemysłowych przekazanych mu ze stref zachodnich. Urządzenia te miały być dostarczane w zamian za inne towary z Polski. Poza tym ZSRR miał dostarczyć 15% urządzeń przemysłowych bez jakichkolwiek dodatkowych zobowiązań ze strony polskiej. W zamian władze polskie zobowiązały się dostarczać ZSRR węgiel w czasie trwania okupacji Niemiec po specjalnych cenach umownych (o realizacji tego porozumienia obszernie pisał dla tygodnika „Polityka“ Piotr Długołęcki).

Koordynacją prac związanych z odszkodowaniami niemieckimi miała zajmować się Sojusznicza Rada Kontroli Niemiec. Wydała ona w następnych latach szereg aktów prawnych oraz opracowała plan niemieckich reparacji wojennych oraz projekt powojennej niemieckiej struktury gospodarczej. Powstanie tego ostatniego planu jest szczególnie podkreślane w polskiej literaturze. Dotyczył on bowiem rozwoju gospodarczego Niemiec jako całości, a więc w granicach czterech stref okupacyjnych. W takim rozumieniu granicą wschodnią Niemiec była granica na Odrze i Nysie.

Pogłębiające się różnice w stosunkach między ZSRR a mocarstwami zachodnimi w kwestii przyszłości Niemiec w drugiej połowie lat 40. nie pozostały bez wpływu na dalsze rozmowy w sprawach reparacji i otrzymywanie ich przez Polskę. Już w końcowych miesiącach II wojny światowej utworzono przy polskim Rządzie Tymczasowym Biuro Rewindykacji i Odszkodowań Wojennych, którego zadaniem było przeprowadzenie rejestracji wszystkich strat wojennych, tak osobowych, jak i rzeczowych. Wyniki prac Biuro przedstawiło w styczniu 1947 r. w „Sprawozdaniu w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945”. Nie było ono pozbawione mankamentów. Straty wojenne Polski obliczono w granicach państwowych po 1945 r. (z wyłączeniem byłych ziem niemieckich na wschód od Odry i Nysy). Weryfikacja zebranych danych budziła wiele wątpliwości. Z powodów politycznych skrzętnie pomijano ujawnienie danych o szkodach poniesionych w wyniku polityki ZSRR. Autorzy sprawozdania zajęli się w dodatku wyłącznie stratami państwa polskiego, a jedynie marginesowo potraktowali straty obywateli polskich.

Okazją do zaprezentowania tych częściowych szacunków była konferencja zastępców ministrów spraw zagranicznych w Londynie. Rząd polski wystosował w styczniu 1947 r. memorandum, w którym zawarł analizę szkód wojennych Polski. Dokument ten miał być podstawą do przygotowań do zawarcia traktatu pokoju z Niemcami, który miał ostatecznie zakończyć wszystkie problemy wywołane wojną i klęską Niemiec. W memorandum określono polskie straty na 38% majątku narodowego, co stanowiło 11,7 mld dolarów (wg kursu z 1939 r.). Rząd polski domagał się

„otrzymania od Niemiec słusznego i szybkiego odszkodowania zarówno z substancji majątkowej, jak i z produkcji bieżącej Niemiec” (pkt. 14).

Poza tym wyraził zainteresowanie uregulowaniem

„należności i roszczeń obywateli polskich za pracę przymusową w Niemczech i w związku z tą pracą” (pkt 19 k).

W późniejszych latach polskie władze oraz różne organizacje społeczne zajmowały się szacowaniem strat wojennych, jednak do 1989 r. nie udało się sporządzić ich pełnego bilansu.

Utworzenie obu państw niemieckich w 1949 r. położyło kres współpracy między ZSRR a mocarstwami zachodnimi także w kwestii reparacji. Odtąd problem ich uzyskania przez Polskę był rozpatrywany z punktu widzenia rywalizacji Wschód-Zachód i interesów bloku radzieckiego. 23 sierpnia 1953 roku Polska zrezygnowała z pobierania dalszych reparacji z Niemiec (zatem i NRD, i RFN). Nad interesem gospodarczym Polski wzięła górę „wspólnota ideologiczna” z pierwszym państwem „robotników i chłopów na ziemi niemieckiej”, które w tym czasie – podobnie jak Polska – miało zresztą ogromne problemy gospodarcze. Trzeba jednak zauważyć, że Warszawa rezygnowała z reparacji z całych Niemiec, a nie tylko jak Moskwa z NRD. Decyzje ZSRR i PRL w sprawie rezygnacji z dalszych reparacji doceniono w NRD, w której kilka tygodni wcześniej wybuchł wielki bunt społeczny krwawo stłumiony przez wojska radzieckie.

Rezygnacja z reparacji nie oznaczała porzucenia kwestii odszkodowań w ogóle. W latach 50. i 60. XX w. Polska wielokrotnie podnosiła sprawę uzyskania tych rodzajów odszkodowań niemieckich (rozumianych jako świadczenia ze strony RFN), których nie obejmowały uchwały poczdamskie oraz umowa zawarta z ZSRR z 16 sierpnia 1945 r. Chodziło o roszczenia osób fizycznych. Domagano się odszkodowań za deportację na roboty przymusowe do III Rzeszy oraz pracę niewolniczą. Zabiegano o zadośćuczynienie dla ofiar eksperymentów medycznych, dokonywanych w obozach koncentracyjnych. Poza tym interesowano się odszkodowaniami na utrzymanie wdów i sierot oraz należnościami w zakresie żołdu, wynagrodzenia za pracę przymusową żołnierzy i in.

Sprawy te – zdaniem władz polskich – nie były uzależnione od podpisania traktatu pokojowego z Niemcami i można je było uregulować na podstawie wzajemnych negocjacji. Jednak każda próba uzyskania jakiegoś porozumienia z RFN, z którą nie utrzymywano przecież oficjalnych stosunków dyplomatycznych do początku lat 70., kończyła się fiaskiem. Ich brak był podawany przez Bonn jako argument przemawiający za niepodejmowaniem sprawy. Publicznie reprezentowano stanowisko, że nie będzie rozpatrywać roszczeń obywateli państw, które znajdują się właśnie w takiej sytuacji. Tym samym wyłączono prawie wszystkie kraje bloku wschodniego, w tym Polskę, z możliwości ubiegania się o odszkodowania. A były to państwa, w których mieszkało najwięcej potencjalnie uprawnionych do odszkodowań.

Podobne stanowisko reprezentowały firmy niemieckie, które w czasie II wojny światowej zatrudniały przymusowo polskich robotników. Pomimo wzywania ich do sądów przez poszkodowanych, skargi te były za każdym razem odrzucane przez sądy zachodnioniemieckie. W uzasadnieniu powoływano się na fakt, że skargi te mają charakter reparacyjny i podpadają pod art. 5 ustęp 2 Umowy o uregulowaniu niemieckich długów zagranicznych z 27 lutego 1953 r. (tzw. umowa londyńska). Wtedy bowiem RFN uzyskała od mocarstw zachodnich odłożenie spłaty wszelkich roszczeń z okresu II wojny światowej do czasu podpisania traktatu pokojowego. Ponieważ zawarcie takiego traktatu z powodu istniejących rozbieżności między mocarstwami zachodnimi a ZSRR nie było w przewidywalnym okresie możliwe, stosowanie zapisu umowy londyńskiej stawało się wygodnym wytłumaczeniem dla władz RFN.

Skarg ofiar reżymu narodowosocjalistycznego z zagranicy nie uwzględniało także ustawodawstwo zachodnioniemieckie, które regulowało te sprawy odnośnie własnych obywateli. Ustawy uchwalone w latach 50. i 60. miały charakter wewnętrzny i wykluczały obywateli państw Europy Wschodniej. Pewne wyjątki czyniono jedynie w przypadku niektórych grup osób z tych państw tak zawodowych, np. księży, jak narodowych, np. Żydów. Po podpisaniu umów odszkodowawczych z 11 państwami zachodniej Europy na przełomie lat 50. i 60., wypłatami objęto natomiast grupę poszkodowanych członków polskiej emigracji.

Jedyną dużą grupą osób z Europy Środkowo-Wschodniej, która od początku lat 60. zaczęła otrzymywać jednorazowe „zapomogi” były ofiary doświadczeń medycznych. Najwięcej pośród nich było Polaków. Wypłata tych świadczeń nie odbyła się zresztą bez nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych. Impulsem do załatwienia sprawy stał się pobyt na leczeniu w USA grupy Polek, ofiar doświadczeń przeprowadzanych przez niemieckich lekarzy w obozie w Ravensbrück. Otoczono je w USA dużą pomocą i zainteresowaniem. W prasie amerykańskiej ukazały się artykuły, w których Polki opowiadały o swym tragicznym losie. Sprawą zajął się także senat USA.

Wydarzenie to nie mogło pozostać bez wpływu na stosunki między RFN a USA. Wprawdzie początkowo władze zachodnioniemieckie były przeciwne wypłacie jakichkolwiek pieniędzy Polkom, jednak pod naciskiem opinii amerykańskiej musiały wyrazić zgodę na taki gest. Dawne więźniarki nie przyjęły jednak proponowanych im pieniędzy. Obawiały się, że może to być potraktowane jako załatwienie wypłaty odszkodowań w ogóle. W RFN przypomniano sobie także, że odszkodowania za ten rodzaj represji otrzymują od początku lat 50. osoby zamieszkałe na zachodzie Europy.

Sprawą zajął się zachodnioniemiecki parlament, który uchwałą z dnia 5 maja 1960 r. wezwał rząd RFN do przyznania pomocy finansowej żyjącym jeszcze w Polsce ofiarą nazistowskich lekarzy. Z powodu braku stosunków dyplomatycznych kontakty w tej sprawie nawiązały organizacje Czerwonego Krzyża obu państw za pośrednictwem Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (dalej MKCK). Pomimo iż wspomniana uchwała dotyczyła jedynie polskich więźniarek z Ravensbrück, w oparciu o nią – przedstawiono – w uzgodnionym z MKCK trybie – także wnioski polskich ofiar doświadczeń medycznych z innych obozów koncentracyjnych. Ostatecznie RFN zgodziła się na rozpatrzenie tych wniosków polskich, które odpowiadały definicji i kategoriom eksperymentów na ludziach ustalonych w toku procesów alianckich przeciwko hitlerowskim lekarzom.

Liczba osób ubiegających się o to odszkodowanie przeszła wszelkie szacunki Bonn. Do początku lat 70. rozpatrzono 1357 polskich wniosków na łączną kwotę 39440000 DM. W drugiej połowie lat 60. RFN podjęła nawet starania, by podpisać z Polską globalne porozumienie w sprawie zryczałtowanej wypłaty dla pozostałych wnioskodawców, ale strona polska wielokrotnie odmawiała ostatecznego załatwienia tej sprawy z powodu pojawiania się kolejnych wniosków od poszkodowanych. Dopiero na początku lat 70. Obie strony doszły do porozumienia.

Przez cale lata 60. władze polskie – wobec braku pomyślnego rozwiązana sprawy indywidualnych odszkodowań – pomocy szukały na forum ONZ. I tak w nocie do ONZ z 27 września 1960 r. rząd PRL potwierdził ponownie aktualność indywidualnych roszczeń odszkodowawczych obywateli polskich, przedstawił ich tytuły prawne oraz podtrzymał żądania ich realizacji. Wobec braku pozytywnej reakcji RFN, rząd polski przekazał w końcu 1969 r. kolejną notę ONZ. Podtrzymał w niej swoje stanowisko i wskazał na stworzenie w RFN przepisów jednoznacznie dyskryminujących obywateli polskich i uniemożliwiających im dochodzenie roszczeń odszkodowawczych. Także i te starania nie przyniosły żadnych efektów w RFN. Natomiast ONZ, a konkretnie Komisja Praw Człowieka, zajmowała się dokładnie tym problemem, zbierając stanowiska poszczególnych państw. Przyczyniło się to w pewnym stopniu do podtrzymywania aktualności tego zagadnienia.

Dojście do władzy koalicji SPD/FDP i wybór na kanclerza RFN Willy Brandta pozwalały mieć nadzieję na zmianę tej niekorzystnej sytuacji. Głoszona przez niego „Ostpolitik” nie była jedynie frazesem, lecz zapowiadała całkowitą zmianę polityki zagranicznej RFN, która jeszcze do niedawna opierała się na tzw. doktrynie Hallsteina, blokującej stosunki polityczne ze Wschodem. Nowe elementy w polityce wobec Polski sformułował Brandt już rok wcześniej.

Nasza postawa wobec tego państwa – pisał przyszły kanclerz RFN w książce „Pokojowa polityka w Europie” wydanej w 1968 roku –, (…) wynika także z tego, iż Polska szczególnie ciężko ucierpiała z powodu agresji. Jej dążenie do zapewnienia sobie bytu w nareszcie bezpiecznych granicach oraz niechęć bycia ‘państwem na kołach’ spotyka się z naszym zrozumieniem. Pojednanie z nią jest naszym moralnym i politycznym obowiązkiem. Do tego pojednania należy nie tylko wyrugowanie z naszych dążeń wszelkiej myśli o przemocy, ale także świadomość, że nie wolno pozostawić żadnego zalążka przyszłych sporów.

Na przełomie lat 60. i 70. nabrały tempa rozmowy PRL-RFN w sprawie nawiązania wzajemnych stosunków. W trakcie negocjacji strona zachodnioniemiecka liczyła się z możliwością podjęcia dyskusji w sprawie reparacji / odszkodowań. W związku z tym władze RFN zleciły przygotowanie opracowań strat niemieckich w wyniku utraty ziem niemieckich na wschód od Odry i Nysy. Poza tym starano się zestawić te szacunki z polskimi stratami. Obawy Bonn nie spełniły się, strona polska w tym okresie była raczej skoncentrowana na wyraźnym potwierdzeniu trwałości linii granicznej na Odrze i Nysie, sprawę odszkodowań odłożono na okres późniejszy.

W czasie historycznej wizyty kanclerza Willy’ego Brandta w Warszawie w grudniu 1970 r. oficjalnie nie podjęto sprawy reparacji / odszkodowań. Jedynie w czasie spotkania w cztery oczy między I sekretarzem KC PZPR, Władysławem Gomułką a kanclerzem polski przywódca nawiązał do tego problemu, proponując przyjęcie generalnego rozwiązania.

Chciałbym podnieść jeszcze jedną istotną sprawę – mówił W. Gomułka – dotychczas niedopowiedzianą między naszymi krajami. Wiadomo jest powszechnie, że rząd polski jeszcze w 1953 roku zrzekł się reparacji wobec Niemiec jako całości, a więc również wobec NRF. Do tej sprawy powracać nie będziemy niezależnie od tego, jak patrzelibyśmy na nią obecnie (podkr. KR). Pozostał jednak nierozwiązany problem odszkodowań, który nie jest równoznaczny z reparacjami.

W Polsce – jego zdaniem – było ok. 10 mln osób uprawnionych do odszkodowania zgodnie z ustawodawstwem niemieckim. Łączna kwota odszkodowań dla nich wynosiła astronomiczną sumę w wysokości 180 mld DM. Problem ten proponował I sekretarz rozwiązać na drodze politycznej, przez co rozumiał, jak się okazało, poświęcenie roszczeń obywateli na rzecz korzyści dla państwa polskiego, rozglądającego się nerwowo za dodatkowymi środkami dla niewydolnej gospodarki.

Proponujemy w związku z powyższym – mówił Gomułka – następujące rozwiązanie. Rząd NRF udzieli rządowi polskiemu kredytu w wysokości 10 mld DM na określony okres; będzie to kredyt nieoprocentowany lub oprocentowany nie wyżej niż 2%. Różnicę między tą stopą procentową a stopą rynkową pokryłby rząd NRF z jakichś środków. … Ten kredyt związany byłby umową między naszymi rządami, że raz na zawsze zamyka się okres odszkodowań.

Brandt obiecał przedyskutować propozycję polskiego przywódcy ze swymi współpracownikami. Zwrócił jednak uwagę na trudność załatwienia tak tego problemu. Jednym z nich była jego zdaniem sprawa utraty przez Niemcy ziem wschodnich.

Ludzie uważają, że Polska – aczkolwiek nie można materialnie zmierzyć cierpień – otrzymała tereny, które długo były niemieckie, a obecnie, na podstawie układu należą nieodwracalnie do państwa polskiego. Dla wielu łączy się to z pamięcią tego, co na tych ziemiach zostawili. Powstałyby bardzo nieprzyjemne dyskusje. (…) Tak więc jest to bardzo trudna sprawa i bardzo proszę, aby nie wyszła ona na zewnątrz (podkr KR).

Odpowiedź kanclerza nie zadowoliła Gomułki. Tym też można tłumaczyć jego pytanie o sens podejmowanie tego problemu w relacjach polsko-niemieckich.

Trudno odpowiedzieć na to pytanie – można było usłyszeć z ust kanclerza. (…) Nie mogę przeszkodzić wam w postawieniu tego problemu. Ale … sumy tak fantastyczne nie mieszczą się w naszych przepisach.

Propozycja Gomułki oznaczała de facto zrzeczenie się odszkodowań, gdyż kredyt zwrotny trudno określać jako odszkodowanie. W sposób jaskrawy objawił się tu również stosunek polskich komunistów do obywateli rządzonego przez nich państwa: lekceważenie ich potrzeb i praw, instrumentalizowanie ich cierpień zamienianych w dodatkowy argument w targach dyplomatycznych. W sposób charakterystyczny dla ustrojów niedemokratycznych państwo podejmowało decyzję za swych obywateli ani ich o zdanie nie pytając, ani nie informując o negocjacjach. Zajścia w Polsce w grudniu 1970 roku i odejście od władzy Gomułki przerwały dalsze rozmowy. Rozpoczęła się dekada rządów Edwarda Gierka, który w podejściu do problemu reprezentował jednak podobne lekceważenie własnych obywateli.

W pierwszych miesiącach 1971 r. Polski Czerwony Krzyż podjął starania o globalne uregulowanie roszczeń wszystkich ofiar zbrodniczych eksperymentów medycznych w drodze uzyskania odpowiedniej sumy ryczałtowej. Na podstawie zarejestrowanych wtedy wniosków, przewidziano konieczność pomocy finansowej dla ok. 5,5 tys. osób. Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce ustaliła ryczałtową kwotę na uregulowanie tych roszczeń przez rząd RFN w wysokości 100 mln DM. W wyniku pertraktacji 16 listopada 1972 r. zawarto porozumienie między Ministerstwem Zdrowia i Opieki Społecznej PRL a Federalnym Ministerstwem Gospodarki i Finansów RFN w sprawie pomocy finansowej dla obywateli polskich, którzy jako więźniowie hitlerowskich obozów koncentracyjnych ponieśli szkody na zdrowiu w wyniku eksperymentów medycznych. Władze niemieckie przyznały postulowane 100 mln DM oraz przekazały 3 mln DM na pokrycie kosztów administracyjnych.

Rozdysponowanie tej sumy wśród osób uprawnionych pozostawiono stronie polskiej. Jak wynika z przeprowadzonej kontroli pod koniec lat 80., przekazane pieniądze trafiły do poszkodowanych. Wprawdzie początkowo władze chciały przekazać ok. 40 mln DM na cele budownictwa sanatoryjnego oraz zakupu aparatury medycznej, jednak wobec protestu środowisk kombatanckich uchylono tą decyzję. Podział pieniędzy wyglądał następująco. Osoby z I i II grupą inwalidzką otrzymały 20 tys. DM, a osoby z III grupą 15 tys. DM. Jeśli chodzi o walutę wypłat, to 75% wypłacano w złotówkach, resztę można było podjąć w DM wg kursu NBP w dniu wypłaty. Z uwagi na inflację w Polsce nie było to korzystne dla odbiorców i budziło podejrzenia, że władza na wymianie tych środków sporo zarabia.

O wiele trudniej przedstawiała się sprawa uzyskania odszkodowań dla pozostałych grup poszkodowanych. W czerwcu 1973 r. Warszawa przedstawiła listę zawierająca postulaty odszkodowawcze, w tym postulat zadośćuczynienia dla więźniów obozów koncentracyjnych, wdów po ofiarach eksterminacji, zwrotu mienia osobistego i in. Sumę świadczeń obliczono na 11,6 mld DM. Propozycje polskie nie stały się przedmiotem dyskusji. Natomiast Bonn domagało się – zresztą zgodnie z wcześniej podpisanymi uzgodnieniami – zgody na wyjazd pozostałych w Polsce Niemców. W tej sytuacji władze polskie usztywniły znacznie swe stanowisko i uzależniły swoją zgodę od przyznania Polakom odszkodowań. Dalsze kontynuowanie procesu normalizacyjnego w stosunkach między obu państwami stanęło pod znakiem zapytania. Wyraził to dobitnie Edward Gierek na wiecu w Poznaniu 23 marca 1973 r.

W żywotnych interesach obu krajów i całej Europy leży ukształtowanie między Polską i NRF stosunków trwałego pokojowego współżycia. Zawarcie Układu w 1970 r. i nawiązanie stosunków dyplomatycznych stworzyło po temu niezbędne podstawy. Ale tylko podstawy, gdyż nie zlikwidowano rachunku krzywd wyrządzonych narodowi polskiemu przez zbrodniczy hitleryzm, rachunku strat, które długo jeszcze odczuwać będzie nasze społeczeństwo. Są to sprawy wielkiej wagi z politycznego i moralnego punktu widzenia.

Porozumienie osiągnięto dopiero w 1975 r. W trakcie szczytu KBWE w Helsinkach doszło w nocy 1/2 sierpnia do spotkania Edwarda Gierka z kanclerzem RFN, Helmutem Schmidtem, podczas którego osiągnięto porozumienie w różnych sprawach, m.in. w sprawie układu o ubezpieczeniach emerytalno-rentowych, o ryczałtowym zaspokojeniu żądań rentowych oraz układu o przyznaniu kredytu finansowego. W zamian Schmidt otrzymał zapewnienie władz polskich o zgodzie na wyjazd ludności pochodzenia niemieckiego do RFN. W końcu Polsce przyznano 1,3 mld DM w ramach umowy rentowej, natomiast 1 mld DM kredytu Polska miała spłacać przez 20 lat. Polska delegacja wracała z Helsinek ogromnie zadowolona. Po latach tak wspominał jeden z członków BP, Franciszek Szlachcic:

Przyjechali z Helsinek w euforii (…). Wielkie wydarzenie, no w ogóle euforia wielka, jakby świat tylko wokół nas się kręcił. Podczas składania sprawozdania na Biurze z rozmów z Niemcami podano, że zgodziliśmy się na stały wyjazd 125 tysięcy osób oraz na 1 mld marek odszkodowań.

Warto jednak zaznaczyć, że w żadnym z podpisanych wtedy dokumentów nie było mowy wprost o odszkodowaniu dla ofiar nazizmu, choć w istocie owe renty dla nich były przeznaczone (strona niemiecka zwiększyła nieoficjalnie kwotę ryczałtową z 700 mln do 1,3 mld marek). Artur Hajnicz, znawca stosunków polsko-niemieckich i aktywny działacz na rzecz polsko-niemieckiego porozumienia, uważał, że ten kamuflaż leżał w interesie rządów obu państw. RFN nie chciała wywołać fali roszczeń ze strony innych państw wschodnich, a także wzbudzać niezadowolenia niektórych grup własnych obywateli. PRL chciała ukryć wiązanie odszkodowań z uzyskaniem kredytu. Nie zamierzała także powodować pozytywnej zmiany w stosunku społeczeństwa polskiego do RFN.

Dawni więźniowie kacetów dostali dodatkowe świadczenia z racji wojennych cierpień, ale nie wiedzieli, że pieniądze pochodzą ze środków RFN. Fakt uzyskania kredytu oraz handlu „ludzie za marki” utrzymywano w dużej tajemnicy. Jeśli chodzi o odbiór społeczny w Polsce, ostatecznie ta „tajna dyplomacja” uderzyła w obie strony. Trafnie ujął to A. Hajnicz:

(…) W środowiskach osób poszkodowanych przez III Rzeszę panuje dotąd przekonanie, że nie uzyskały wówczas żadnego odszkodowania od niemieckiego państwa. Niejasne informacje, że jednak Niemcy jakieś pieniądze za rządów Gierka wypłaciły, wywołują jedynie przekonanie, iż ówczesne władze te pieniądze po prostu ukradły. W ten sposób przez wiele lat ludzie poszkodowani czuli się podwójnie oszukani: zarówno przez Niemcy, jak i przez komunistyczne władze polskie.

Rozgoryczenie w Polsce budziło także powolne, trwające całe dekady, załatwianie spraw osób poszkodowanych. W opinii zwykłych Polaków zwlekanie Niemiec było wyrachowanym oczekiwaniem na „naturalne” zmniejszenie liczby wniosków odszkodowawczych wskutek śmierci ich autorów. Trzeba jednak gwoli sprawiedliwości, zauważyć, że brak postępów w sprawie przyznawania odszkodowań ofiarom III Rzeszy budziło niezadowolenie części społeczeństwa zachodnioniemieckiego. Kręgi te podjęły w końcu pewne działania na rzecz zadośćuczynienia Polakom. Przykładem działalność środowisk kościelnych: Zeichen der Hoffnung (Frankfurt am Main) i Maksymilian-Kolbe-Werk (Freiburg im Breisgau).

Ostatecznie kwestię reparacji rozstrzygnięto w tzw. Układzie 2+4, który poprzedził zjednoczenie Niemiec w 1990 r. Dotyczył on ostatecznej regulacji („final settlement”) wszelkich kwestii wynikających z II wojny światowej w stosunku do Niemiec. Mocarstwa niegdysiejszej koalicji antyhilerowskiej, sygnatariusze układu, działały w imieniu wszystkich narodów zjednoczonych, także Polski (Polskę interesowały w tym czasie przede wszystkim kwestie dotyczące granicy). Podnoszenie dzisiaj sprawy reparacji, jak to czynią niektórzy politycy, oznacza, że podważa się także te decyzje, podejmowane już w nowych warunkach politycznych. Wprawdzie w późniejszych latach w związku z roszczeniami części byłych mieszkańców ziem niemieckich włączonych do państwa polskiego po 1945 roku, podnoszono kwestię reparacji, jednak oświadczenie kanclerza Gerharda Schrödera z 1 sierpnia 2004 r. zamykało ostatecznie ten problem. RFN zrzekła się wszystkich roszczeń niemieckich z okresu II wojny światowej, rezygnowała więc z pomocy dyplomatycznej dla obywateli niemieckich podnoszących roszczenia majątkowe wynikające ze skutków wojny.

My, Niemcy – mówił niemiecki kanclerz w Warszawie 1 sierpnia 2004 r. – wiemy bardzo dobrze, kto rozpoczął wojnę i kto stał się jej pierwszą ofiarą. Z tego powodu nie może dzisiaj być już miejsca dla roszczeń restytucyjnych z Niemiec, które stawiałyby historię na głowie. Związane z drugą wojną światową problemy majątkowe nie są już tematem dla obu rządów w stosunkach niemiecko-polskich. Ani rząd federalny, ani żadna poważna siła polityczna w Niemczech nie popiera żądań indywidualnych, w przypadku gdyby zostały one jednak postawione. Stanowisko takie rząd federalny będzie reprezentował również przed sądami międzynarodowymi.

Zapewnienia niemieckiego kanclerza nie wyciszyły emocji. Kilka tygodni później odbyła się parlamentarna debata, w efekcie której 10 września 2004 roku Sejm RP przyjął prawie jednogłośnie uchwałę „w sprawie praw Polski do niemieckich reparacji wojennych oraz w sprawie bezprawnych roszczeń wobec Polski i obywateli polskich wysuwanych w Niemczech“. W uchwale stwierdzono, że

Polska nie otrzymała dotychczas stosownej kompensaty finansowej i reparacji wojennych za olbrzymie zniszczenia oraz straty materialne i niematerialne spowodowane przez niemiecką agresję, okupację, ludobójstwo i utratę niepodległości przez Polskę.

Kończyła się ona apelem do polskiego rządu o podjęcie stosownych działań. Oświadczenie posłów nie było wiążące dla rządu, stanowiło jedynie rekomendację. Tak też zostało potraktowane przez rząd premiera Marka Belki. 19 października 2004 roku Rada Ministrów wydała oświadczenie, w którym stwierdzono:

Oświadczenie rządu PRL z dnia 19 października o zrzeczeniu się przez Polskę reparacji wojennych Rząd RP uznaje za obowiązujące (…). Oświadczenie z 23 sierpnia 1953 r. Było podjęte zgodnie z ówczesnym porządkiem konstytucyjnym, z pogwałceniem zasad prawa międzynarodowego, wyrażonych w Karcie Narodów Zjednoczonych.

(Do tego dokumentu nawiązał wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Beaty Szydło, Marek Magierowski w oświadczeniu z 17 sierpnia 2017 r.)

W czasie polsko-niemieckich konsultacji międzyrządowych w Krakowie 4 listopada 2004 roku premier RP i niemiecki kanclerz ogłosili „koniec roszczeń“. Premier Belka zakończył swoje wystąpienie apelem, by wszyscy w Polsce i Niemczech, którzy

do tej pory nastawiali się na dalsze eksploatowanie i nadużywanie problematyki wywłaszczeń, roszczeń majątkowych i reparacji, przemyśleli swoje podejście. Mogą albo nadal spalać się w jałowych działaniach i zatruwać stosunki wzajemne, albo zachować się racjonalnie. Wybór należy do nich.

Polska nie była więc stroną w negocjacjach w sprawie reparacji / odszkodowań, nie podpisała ze zjednoczonymi Niemcami żadnych dokumentów na ten temat (sprawy majątkowe wyłączono z traktatu o dobrym sąsiedztwie w 1991 r.). Przez kilka dziesięcioleci akceptowała decyzje mocarstw oraz rządu PRL z 1953 roku. W polskim interesie było przede wszystkim uzyskanie potwierdzenia zmian granicznych, stanowiących fundament bytu powojennej Polski. W relacjach polsko-niemieckich to polityka, a zwłaszcza proces powolnego zbliżenia i współpracy w Europie, brały górę nad pozostałymi sprawami.

Nie można się też zgodzić z twierdzeniem, że Polska przed 1989 rokiem była jedynie satelitą Moskwy, ubezwłasnowolnionym państwem, którego działania można obecnie uznać za nieważne czy nieprawomocne. Była uznawana przez inne państwa, zawierała porozumienia międzynarodowe, które były respektowane, a część z nich jest aktualna do dzisiaj. Należy się zgodzić z opinią Roberta Grzeszczaka, prawnika z UW, który stwierdził:

Nie można wyjąć elementu misternej układanki i oczekiwać, że całość konstrukcji nie runie. Tak jest z domaganiem się reparacji, co oznaczałoby zakwestionowanie prawnomiędzynarodowego stanu rzeczy w 2017 roku, ponad 70 lat po II wojnie światowej. To niebezpieczna gra polityczna. Prawo jest w tej kwestii jednoznaczne – nie ma podstaw do poruszenia kwestii reparacji, prawnie została już zamknięta.

Dla ewentualnych roszczeń indywidualnych obywateli pozostaje droga sądowa. Tej nikt nie może im odebrać, ale sukces na niej jest wątpliwy. Wynikające ze straszliwych strat lat okupacji poczucie indywidualnej i zbiorowej krzywdy może być zrozumiałe, przede wszystkim w pokoleniach wojną doświadczonych. Polska była krajem ogromnie zniszczonym, którego ludność poddawano eksterminacji, a w części ludobójstwu. Niemcy dokonali szeregu aktów ekspiacyjnych (co trzeba dostrzec, nawet jeśli uważa się, że są one za małe czy za rzadkie), a Polacy i Niemcy razem rozwijali przekonanie, że ratunkiem i szansą dla obu narodów jest wybaczenie, pojednanie i współpraca.

Po 70 latach uznać trzeba, że wyrównanie w gruncie rzeczy niepoliczalnych strat wojennych w formie wypłat ogromnych rekompensat jest nierealne (skąd Niemcy miałyby wziąć takie sumy, czy nie wpłynęłoby to na reaktywację rewizjonizmu w stosunku do granicy polsko-niemieckiej i podważenia korzystnej dla obu stron współpracy, a co z innymi pokrzywdzonymi państwami?). Formułowanie takich żądań jest łudzeniem własnych obywateli i celowym kierowaniem ich niezadowolenia bądź frustracji, które są pewne wobec braku możliwości spełnienia takich oczekiwań, przeciwko sąsiadowi i partnerowi w polityce europejskiej. To także niebezpieczne i dwuznaczne działanie, które po wielu dekadach „merkantylizuje“ w jakimś sensie śmierć i cierpienia milionów Polaków podczas wojny. Głupia i pozbawiona szacunku dla ofiar grafika z przerobionym napisem z bramy obozu oświęcimskiego jest wyrazem właśnie tego „handlowego“ podejścia.

Szerzej zob.

Problem reparacji, odszkodowań i świadczeń w stosunkach polsko-niemieckich 1944-2004, t. 1: Studia (pod red. Witolda M. Góralskiego), t. 2: Dokumenty (pod red. Sławomira Dębskiego i Witolda M. Góralskiego), Warszawa 2004.

Krzysztof Ruchniewicz, Polskie zabiegi o odszkodowania niemieckie w latach 1944/45-1975, Wrocław 2007.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

komentarze

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

  • Ciekawa, kompetentna analiza. Rzecz w tym, że sprawę PiS podniósł dla celów wewnętrznych. Prezes JK nie jest tak naiwny, by wierzyć w skuteczność żądania reparacji.

  • Ważne, zwięzłe zródło wiedzy na ten temat. Myśle jednak, że problem z populizmem nie polega na braku wiedzy, lecz na sposobie popularyzacji wiedzy. Politycy-populiści używają emocji, „podwieszonych” pod zredukowany poznawczo czarno-biały obraz świata. Powstaje pytanie, jak dotrzeć z wiedzą do tej części społeczeństwa, która już pozwolila się tym emocjom porwać?

  • Władze wolą teologię polityczną od krytyki politycznej, zatem módlmy się. Krzysztof Ruchniewicz – poza konkurencją. Gratuluje.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »