Zaletą szkół letnich jest to, że – oprócz programu obowiązkowego – jest dużo czasu na tzw. prace własne. Można je spożytkować w różny sposób. Nie jest to mój pierwszy pobyt nad Sekwaną, chodzę więc po starych ścieżkach, ale też trochę wytyczam nowe. Po raz kolejny mieliśmy okazję zwiedzać miasto z prof. Michaelem Wernernem. To prawdziwy znawca Paryża, zwłaszcza jego części zapoznanych i śladów historii trudno już czytelnych. Podczas ostatniego spaceru jednym z tematów były uniwersytety. Wiele stuleci tradycji, duma i chwała, ale też konserwatyzm i długo pielęgnowana hierarchia nauk. Interdyscyplinarne podejście jest stosunkowo świeżej daty. Pomniki na głównym dziedzińcu Sorbony oddają miarę ważności, którą niegdyś stosowano.
Spacery po mieście z prof. Michaelem Wernerem stały się już stałym punktem naszej szkoły letniej. Zna on Paryż na wylot. Może chodzić po jego ulicach i opowiadać o budowlach i ludziach z nimi związanych godzinami. Paryż traktuje jako przestrzeń, którą za każdym razem wypełnia nową treścią. Snuje się wtedy przed nami wielowarstwowa opowieść. Jesteśmy z jednej strony świadomi historii, także tej najdawniejszej, jednak stąpamy po dzisiejszych ulicach. Te próby ponownego odczytania, dostosowania rytmu i estetyki miasta do naszych obecnych potrzeb są zawsze frapujące. Miasto jawi się nam wtedy nie tylko jako plama na mapie, lecz nabiera trójwymiarowych konturów, mieni się różnymi barwami.
Jednak by poruszać się po przestrzeni obfitującej w symbole, związki i ślady trzeba je dostrzec, umieć odczytać i przetłumaczyć. Jednym z wątków, który pojawił się w czasie naszej ostatniej wyprawy, były paryskie uniwersytety. Uwagę poświęciliśmy temu najstarszemu, Sorbonie. Dyskusję wywołał pomnik Augusta Comte’a, który stoi przed budynkiem głównym tej uczelni.
Ponoć powinien on stanąć – podobnie jak to się stało w przypadku dwóch innych monumentów, Wiktora Hugo i Ludwika Pasteura, na dziedzińcu, do czego jednak nie doszło. Na Sorbonie stanowczo i wytrwale utrzymywano bowiem, że dyscyplinami fundamentalnymi są nauki humanistyczne i ścisłe. Niejako ich personifikacjami były wspomniane osoby. Na nauki społeczne, dopiero się rodzące, nie było miejsca w tej przestrzeni chwały. Pomnik Comte’a stanął przed uczelnią.
Czy tak było, czy to tylko legenda? Tej interpretacji rozmieszczenia pomników trzech wielkich Francuzów swych czasów (spośród całego pocztu wybitnych osobistości, którymi obdarzyła nas Francja w XIX w.) nie znalazłem w żadnej czytanej o Paryżu książce. Nie wspomina o tym współautor poczytnego przewodnika po stolicy Francji Ludwik Stomma (A „Paryż za dwa ludwiki“ aż skrzy się od anegdot, legend i ciekawych faktów). Nawet jeśli to historia ad hoc wymyślona, to jednak oddaje w pewnym sensie uprzedzenia, od których nie są wolni nawet uczeni.