Gościem specjalnym tegorocznej defilady ulicami Paryża z okazji narodowego święta Francji (14 lipca) były m.in. Niemcy. W tym roku oba państwa obchodziły hucznie 50 rocznicę podpisania Traktatów Elizejskich. Stosunki niemiecko-francuskie po 1945 r. to długa, niełatwa, ale też konsekwentnie wytyczana droga ku dobrosąsiedzkiemu ułożeniu wzajemnych relacji, porozumieniu i pojednaniu, tak w wymiarze państwowym, narodowym, ale i na płaszczyźnie kontaktów międzyludzkich. Było to dzieło wspólne elit obu krajów. Rolę przewodników, ale i przykładów pełnili przywódcy: kanclerz RFN, Konrad Adenauer i prezydent Francji, Charles de Gaulle. Traktaty Elizejskie stały się rzeczywiście tym, czym miały być: trwałą podbudową pod współpracę i zbliżenie. Musiały jednak upłynąć dziesięciolecia, by francusko-niemiecka bliskość zamanifestowała się choćby takich wydawałoby się prozaicznym faktem, jak uczestnictwo niemieckiej delegacji we francuskich świętach.
Pojednanie i zbliżenie niemiecko-francuskie po 1945 r. nie było jedyną opcją. Relacje mogły się ułożyć inaczej. Podobnie jak stosunki polsko-niemieckie, tak na kontakty Berlina z Paryżem niezwykle silnie wpływała historia. Generalnie jednak istniała znacząca różnica: nawet w okresie wojen Niemcy i Francuzi darzyli się szacunkiem, podkreślali swą przynależność do kultury zachodniej, nie lekceważyli się. Kiedy ważyły się losy rękopisów Heinricha Heinego wystawionych na sprzedaż w latach 60. XX w., prezydent Francji Ch. de Gaulle podjął decyzję o ich zakupie i umieszczeniu w zbiorach Francuskiej Biblioteki Narodowej (jedyny przypadek przechowywania rękopisów niemieckiego autora). Traktował on spuściznę H. Heinego jako część wspólnego dziedzictwa. Takiego podejścia z pewnością nie widać za często w relacjach polsko-niemieckich. W porównaniu z przeszłością są one wręcz zdumiewająco dobre, wszakże porównanie z niemiecko-francuskimi wypada nadal blado.
Pojednanie i zbliżenie niemiecko-francuskie było – bez wątpienia – procesem złożonym z wielu etapów i wielu poziomów. Ogromną rolę odegrali w nim i politycy, i elity kulturalne, ale i oba społeczeństwa. Jak każda „wielka opowieść” ma on swoje ikony i symbole. Bez wątpienia pierwszym z nich była wspólna msza św. w katedrze w Reims z udziałem Ch. de Gaulle’a i K. Adenauera. Słynne zdjęcie pokazało obu polityków, stojących obok siebie we wspaniałym gotyckim wnętrzu. Osamotnieni, bez świt, w skupieniu.
Wielkość Traktatów Elizejskich polegała również na stworzeniu skierowanej ku przeszłości bazy dla nowych stosunków między zwykłymi ludźmi. Tworzyło ją biuro wymiany młodzieży niemiecko-francuskiej. Polityczne działania miały się więc bezpośrednio przekładać na wspieranie kontaktów młodych ludzi, na kształcenie młodych generacji w duchu dialogu i zbliżenia. Wiele lat później, na początku nowego stulecia, parlament młodzieży obu państw wystąpił do polityków z propozycją wydania podręcznika do historii, który mógłby być używany w szkołach niemieckich i francuskich. Po latach inicjatywa ta została zrealizowana i obecnie uczniowie we Francji i Niemczech mogą korzystać z takiego wspólnego podręcznika.
Drugi etap zbliżenia (zachodnio-)niemiecko-francuskiego przypada na lata 80. XX wieku. 22 września 1984 r. prezydent Francji, Francois Mitterand i kanclerz Niemiec, Helmut Kohl spotkali się w na cmentarzu w Verdun i wspólnie oddali hołd poległym w tej bitwie-rzezi tysiącom żołnierzy. W necie można obejrzeć przejmującą relację z tego spotkania. Obaj politycy stoją obok siebie. W pewnym momencie podają sobie ręce i tak złączeni trwają przez dłuższą chwil, manifestując wspólne upamiętnienie i wspólną żałobę.
Trzeci etap otworzyli Gerhard Schröder i Jacques Chirac. Francuski prezydent w 2004 r. po raz pierwszy zaprosił niemieckiego polityka tej rangi do wzięcia udziału w obchodach 60. rocznicy lądowania aliantów w Normandii. Także i tu mieliśmy do czynienia z ważnymi gestami. Po raz pierwszy niemiecki kanclerz był „normalnym” gościem obok prezydenta USA, Georga Bush’a i innych przedstawicieli dawnych państw-członków koalicji antyhitlerowskiej. J. Chirac i G. Schröder uścisnęli się serdecznie w miejscu upamiętnienia w Caen, a w uroczystościach wzięli też udział niemieccy weterani II wojny światowej i niemiecka młodzież. Kanclerz i prezydent uczestniczyli w odsłonięciu jednego z najnowocześniejszych muzeów historycznych we Francji w Caen, poświęconego alianckiej inwazji. W pamięci Francuzów utkwiły proste słowa kanclerza: „Chcemy pokoju”.
Kilka lat temu zwiedzałem to miejsce. Trzeba przyznać, że nie szczędzono środków na budowę muzeum i wspaniałej ekspozycji. Po jej zwiedzeniu miałem jednak mieszane uczucia. Autorzy wystawy nie poprzestali tylko na ukazaniu wydarzeń poprzedzających desant aliantów na plażach Francji. Postawili sobie za cel pokazania całej II wojny światowej. Jednak zrobili to bardzo pobieżnie i wyrywkowo. Na darmo szukałem charakterystycznego zdjęcia ukazującego wybuch II wojny. Znalazłem jedynie zdjęcie … pucybuta w Nowym Jorku, obok którego stał stojak z pierwszą stroną gazety, informującej o wybuchu wojny. Informacji o wojnie obronnej Polski i polityce okupacyjnego na ziemiach polskich nie znalazłem wcale. Nie były to jedyne mankamenty. Francuskiemu ruchowi oporu poświęcono dużo miejsca. Informacje były bardzo obszerne. O reżimie Vichy informowała jedynie jedna tablica, która znalazłem właściwie przez przypadek. Zadałem sobie trud nawiązania kontaktu z dyrekcją muzeum. Okazał się bezowocny, choć pouczający…
Ostatni czwarty etap wiązać można z zaproszeniem przez prezydenta Nicolas’a Sarkozy’ego prezydenta RFN, Horsta Koehlera w 2009 r. do wzięcia udziału w obchodach rocznicy zburzenia Bastylii. Musiało więc minąć ponad 60 lat od zakończenia II wojny światowej, by niemiecki polityk mógł uczestniczyć w tradycyjnym święcie narodowym Francuzów, przekazać gratulacje i najlepsze życzenia „bratniemu” narodowi. Jednocześnie była to też okazja do wspólnego świętowania 20-lecia istnienia brygady niemiecko-francuskiej. W defiladzie wzięło wtedy udział 150 żołnierzy niemieckich. Zaproszenie prezydenta Sarkozy’ego podkreślało przyjaźń niemiecko-francuską i jej ważną rolę w budowie jedności europejskiej. Gest został doceniony. Dla Koehlera zaproszenie było „znakiem, (że) Sarkozy przykłada do relacji niemiecko-francuskich duże znaczenie”. A następnie dodał: „Ile razy niemieccy żołnierze maszerują po Polach Elizejskich, przypominamy sobie złą przeszłość”. Jednak ta pamięć tworzy fundament ”stałego doświadczenia”, jakim jest jedność europejska. Wypowiedź ta ponownie uwypuklała rolę i znaczenie tandemu niemiecko-francuskiego dla pogłębienia procesu integracji europejskiej i pokoju na kontynencie. „Zła przeszłość” znalazła się w szufladce z napisem „zamknięty rozdział historii”…
W tym roku jednostki wojsk niemieckich wspólnie z ich francuskimi partnerami dumnie maszerowały Polami Elizejskimi. Publiczność nie gwizdała, w pełni zaakceptowała obecność dawnego wydawałoby się wiecznego wroga. Niemieccy żołnierze zebrali nawet brawa.
Ps. Na lotnisku, pełen jeszcze wrażeń dowiedziałem się z plakatu, że wracam do „nowej Europy”. Niemal na inny kontynent. Zdaje się, że ciągle odległość z Warszawy do Paryża nie wynosi tyle samo, co znad Sekwany nad Wisłę. I Odrę, rzecz jasna:))!