Jednym z tekstów Karla Dedeciusa, wybitnego tłumacza literatury polskiej, jest „Kanon tłumacza w trzynastu zdaniach“. W lakonicznej formie oddaje on to, co innym autorom zajmuje wiele stron. Ten trudno dostępny tekst wart jest upowszechnienia. Może zainspiruje początkujących tłumaczy, a doświadczonym pozwoli spojrzeć analitycznie na dotychczasowe dokonania? Poniżej 13 rad mistrza przekładu.
Karl Dedecius
Kanon tłumacza w trzynastu zdaniach (do użytku osobistego)
- Kto pisze, szuka odpowiedzi, odpowiedzi są, niestety, zawsze nieuniknionymi uproszczeniami, często (samo-)złudzeniami, które nie w pełni (o ile w ogóle) odpowiadają rzeczywistości. Najbardziej cierpi na tym przede wszystkim sam piszący. Potem oczywiście jego czytelnik (o ile ma czytelnika) także. Piszący wędrują miedzami. Na przykład pomiędzy sposobami myślenia, mówienia, życia; na przykład między wschodnim sposobem i zachodnim; pomiędzy, na przykład, kontemplacją i działaniem. Należałoby sądzić, że vita activa całkowicie sprzeczna jest z vita contemplativa. Piszący zaprzecza tej sprzeczności – i – pisząc – znosi ją. Jest to zapewne najlepsza z jego zdolności: umiejętność przezwyciężania przeciwieństw za pomocą zdań. Ale: każda zaleta ma swoją wadę. Kto przezwycięża, znosi. Refleksja staje się poprzez działanie (zapis) nieczysta, działanie traci poprzez refleksję na sile. Kto stawia znaki, stawia sidła. Zastawia pułapki, w które najczęściej sam pierwszy wpada. To wpada w oko. I ten wypadek jest częsty.
- Ważny jest temat. Kto pisze, wie (chyba), o czym i dlaczego pisze. Zawsze istnieją dwa wielkie tematy. Świat zewnętrzny i świat wewnętrzny. (Większość uważa ten ostatni za ważniejszy. Oczywiście temat. Inni sądzą – zło.) Komu wyczerpią się lub zamkną oba tematy, ten pisze o pisaniu. Jak widać, nie ma znów tak wiele możliwości, żeby być pod względem tematu oryginalnym. Prowadzi to do pierwszej (najczęstszego) złudzenia – samozłudzenia – obłudy (pisarzy i czytelników).
- Tak jak pisarz jest hermafrodytą (ani konsekwentny myśliciel, ani konsekwentny praktyk), tak tłumacz jest podwójnym obojnakiem. Hermafrodytą do kwadratu. Rozmyślając, działa na cudze ryzyko i własny rachunek. Obawia się czystego myślenia, jak i czystego czynu, i w dodatku jeszcze samego siebie. Tutaj łączy się potrzeba pisania i niechęć do własnej osoby: w punkt zaniku albo punkt wyjścia, jak kto chce (albo jak kto może).
- Wyobraźmy sobie: powódź. Wszędzie wody. Zabudowania wraz z inwentarzem zalane. Tylko wierzchołki dachów (niektóre) sterczą nad powierzchnią. Wodna pustynia bez końca. A jednak ktoś tam wiosłuje w tej pustyni w lichej łódeczce z dwoma pełnymi wiadrami na ramionach, kręci się tu i tam, tu zaczerpnie wody, tam przeleje, i jest przekonany o swojej pożyteczności. A tymczasem (w najlepszym wypadku) mąci już i tak mętne zwierciadło wody. „…a ta woda te słowa cóż mogą książę…” (Z. Herbert, Tren Fortynbrasa, w: Wiersze zebrane, Warszawa 1971)
- Kompromis. W czasie powodzi rzucić wiadra i ratować się wdrapując na suchy stromy brzeg albo na cudzy dach. Brać pod uwagę to, co wyrosło ponad poziom i przestać wgapiać się w zwierciadło wody.
- Obsesje tego rodzaju – jako skutki przesytu? – są gorzkim owocem podwójnego (sprzecznego) doświadczenia: nieprzytomnej aktywności (niepokoju) i paraliżującej przytomności (bezwoli). Szkoda jest nie do naprawienia. Odtąd trzeba będzie przestać ufać własnej nieufności.
- Ważne są informacje. Należy trzymać się tego, co daje punkt oparcia. Takowy niechaj będzie zamiar (zmierzający do wymiaru). Niestety, przy tym dochodzi często do nadmiaru, który niweczy umiar. W ten sposób informacja traci miarodajność. Informacje są jak tlen. Jeśli nieczyste, ponosimy szkodę. Jeśli ich brak, giniemy. Poprzez informację dochodzimy do formy, jesteśmy zdolni formować normy.
- Trzeba unikać form ujednoliconych i formuł, szukać oparcia w różnorodności. Unisono może zachwycać, ale w ostatecznym rezultacie (obawiam się) jest narcystyczne, zagubione. Chętnie czerpię impuls z akordów, partytur na różne instrumenty z różnego materiału (metal, drzewo, róg). Z polifonii. Taka jest bowiem (sądzę) natura sztuki jak i sztuka natury. Wieloznaczności, paraboliczność.
- Parabole to obrazy umożliwiające swobodę decyzji. Nie znają przymusu. Nie łudzą, jakoby jedność i jednoznaczność były możliwe, jakoby wszystko było mocne i trwałe. Uczą nie pouczać. Wyzwalają nie żądając okupu. Zysk, który przynoszą, tkwi w nie narzucającym się wzorze: jak wygodnie mieszczą się przeciwieństwa jednej i tej samej przestrzeni! Zbierają. Scalają. Pokazują, jak korzystnie uporządkowany jest nieporządek całości.
- Przy pisaniu to, co ukryte, jest pierwszoplanowe, to, co uboczne – główne. Odpowiedzi znajdujemy przeważnie tam, gdzie się ich najmniej spodziewamy: poza i obok. Outsiderzy tworzą punkty środkowe. Dopiero kontrasty dają obrazom ostrość i perspektywę: ciemność w świetle, światło w mroku, to, co po lewej stronie, i to, co po prawej.
- Las mieszany jest właściwością natury. I piękna. Jego przeciwieństwo (las dębowy, świerkowy, sosnowy) to już wytwór (relikt) trzebieży. Las mieszany jest biologicznie pierwotniejszy, a ekonomicznie wartościowszy. (Sprawdzałem to w literaturze fachowej.) W jego wnętrzu panuje ciepły, jasny klimat. Zwierzyna, ptactwo i owady chętnie tu żyją – warunki egzystencji są zdrowsze. Opadające liście polepszają ciągle glebę. Korzyści wielowarstwowego ukorzenienia są bezsporne. Dzięki nim drzewostan zyskuje na odporności i łatwiej znosi burze. Wielojęzyczność do las mieszany. Zakorzenieni w niej żyją w cieplejszej i jaśniejszej atmosferze.
- Leśnicy wiedzą, że czysty las sosnowy (na przykład) nie jest biologicznie pożądany. W jego wnętrzu panuje ciemna, zatęchła atmosfera. Flora i fauna jest tu uboższa. Płaskie korzenie wyczerpują glebę. Las ponosi znaczne szkody, gdyż wiatr i śnieg łatwiej łamią gałęzie i drzewa. Jednakże – wielkie jest jego znaczenie teoretyczne. I dochód handlowy (wiele jednolitego drzewa). Leśnicy wiedzą… ale producenci, handlarze i użytkownicy mebli są w większości.
- Kto pisze, szuka w każdym razie odpowiedzi. Wypowiedziane zazwyczaj wypowiada się przeciw. Przemilczane przemilcza także za. Pisane jest (w pewien sposób) wyrażonym milczeniem. Jest (w pewien sposób) odpowiedzią. Kto tłumaczy, układa antologie, szuka wielu odpowiedzi naraz: aby się nie zaprzedać ani wnętrzu, ani zewnętrzności wyłącznie, aby nie utonąć na płyciźnie (samoodzwierciedlenia), aby nie zamknąć się w jednym uniformie. Nie wysmażać sztucznych (jednolitych) formuł, znajdować spełnienie w pełni.
Karl Dedecius, Notatnik tłumacza, tł. Jan Prokop, Irena Naganowska, Egon Naganowski, Warszawa 1988, s. 158-161.