Aktualne informacje o poziomie czytelnictwa w Polsce zbiegły się z pierwszą rocznicą śmierci, “wędrowca między kulturą polską i niemiecką”, wybitnego tłumacza Karla Dedeciusa. Na przekór przygnębiającym doniesieniom o zakorzenionej chyba już niechęci Polaków do lektury sięgnąłem po zbiór jego esejów pt. Polen und Deutsche. Botschaft der Bücher (Polacy i Niemcy. Przesłanie książek). To rzecz sprzed 45 lat. Książkę wydał bowiem Carl Hanser Verlag w Monachium w 1971 r. Upływ czasu nie osłabił jednak głównej idei publikacji. Lektura tytułowego eseju skłania na nowo do refleksji na temat stanu wymiany kulturalnej między Polską a Niemcami, szczególnie na polu kontaktów literackich i czytelniczych.
Wyniki badań TNS Polska dla Biblioteki Narodowej powinny wywołać prawdziwą burzę, żałosne larum i głębokie zawstydzenie. Przeprowadzono je w związku ze Światowym Dniem Książki i Praw Autorskich, który obchodzimy od 1995 r. Po raz kolejny potwierdza się, że Polacy nie lubią (nie potrafią?) czytać. Nie uważają, że to ważna i potrzebna aktywność umysłowa (moja interpretacja). Aż 63% Polaków przyznało się, że nie przeczytało w ciągu roku żadnej książki. Zmniejszyła się także liczba osób, które przeczytały więcej niż jedną książkę. W większości Polacy pożyczają książki, jedynie 1/3 badanych je kupuje. Jeszcze bardziej zatrważające są kolejne dane. 18% zadeklarowało, że nie przeczytało nigdy żadnej książki (co piąty Polak!). Ponad połowa przestała je czytać zaraz po zakończeniu szkoły. 1/5 nie posiada w domu żadnej książki, podobna liczba osób ma jedynie podręczniki i książki dla dzieci. Tylko 1% badanych posiada więcej niż 1000 książek. W podsumowaniu badań ich autorzy stwierdzili, że 15% Polaków znalazło się „poza kulturą pisma“. Potrafią wprawdzie składać litery, ale są praktycznie analfabetami.
Już samo przytoczenie tych danych może przyprawić o ostry ból głowy. Nie jest to jednak news. Już to słyszeliśmy, autorytety zagrzmiały, ludzie pióra zapłakali w rękaw. Gdyby zapytać o zdanie władze (o których praktykach czytelniczych nic raczej nie wiemy, podobnie jak tzw. poprzedniej ekipy) zapewne powiedziałyby, że czytelniczą mizerię zmieni wdrażana reforma szkolnictwa. Ino czekać. Sienkiewicz w każdej klasie nas uratuje, jak król Sobieski Wiedeń. Publikacja tych statystyk zbiegła się z pierwszą rocznicą śmierci Karla Dedeciusa, wybitnego niemieckiego tłumacza, niestrudzonego ambasadora kultury polskiej w Niemczech. Faktowi temu nie poświęcono nawet wzmianki. Czy nasza pamięć o ludziach porozumienia i pojednania polsko-niemieckiego jest już tak słaba? Czy nie jest to zadanie dla tej pozostałej części osób, które jednak coś czytają? Jak będzie wyglądać przyszłość naszych relacji, które przez wiele dekad leczyła i prostowała także literatura? Warto zajrzeć do tekstów Dedeciusa. Jęśli nie znajdziemy w nich pociechy, to w każdym razie kilka ciągle aktualnych punktów do programu działań.
Wybór jego esejów pod znamiennym tytułem: „Przesłanie książek“ ukazał się kilka miesięcy po wizycie kanclerza RFN, W. Brandta w Warszawie i podpisaniu traktatu normalizacyjnego między Warszawą a Bonn. W tekście otwierającym ten tom Dedecius zawarł programowe postulaty, które i dzisiaj – choć w relacjach polsko-niemieckich wiele się zmieniło (przynajmniej tak się nam ciągle wydaje) – nic nie straciły na aktualności:
Historyczne spięcia między Polską a Niemcami są wszystkim dobrze znane. Na szczęście w stosunkach między Wschodem a Zachodem istnieją inne czynniki, budujące, a mianowicie nieustanna wymiana myśli, siła wzajemnego przyciągania i wzajemnego oddziaływania na siebie, zrozumienie stanowiska sąsiada, wreszcie wspólnota kultury. Z tych też powodów zamierzam stworzyć kronikę, która nie rejestrowałaby ani bitew ani morderstw, ani zdobyczy terytorialnych jako summa historiae, gdzie nie byłoby mowy o zadanych gwałtach, o liczbach zabitych, katowanych, więzionych, rozstrzelanych czy wygnanych, o cyfrach dokładnie wyliczonych, rozdzielonych na pozycje i zapisanych na właściwe konto. Myślę o kronice, która nie demonizowałaby głupoty i nie utwierdzała fatalnych uprzedzeń. Która stałaby ponad tym, co dzieli, co rani, co gwałt zadaje, karząc milczeniem i wzgardą wszystko, co złe, skazując je na naturalną śmierć, wymarcie. Myślę o kronice leczącej narodowe kompleksy i poszukującej wspólnych nici, by związać je w mocny węzeł przyjaźni; o kronice podkreślającej wspólne elementy i kładącej podwaliny pod jedność wszystkich ludzi dobrej woli i czystego sumienia. Myślę o kronice, rejestrującej nie cmentarze, lecz okres szczęśliwe chwile ludzkości.
Zwrócenie uwagi na elementy łączące, zbliżające jest zadaniem o wiele trudniejszym niż ciągłe przywoływanie konfliktów polsko-niemieckich, które pozwalają stosunkowo łatwo zarządzać emocjami. Trzeba zadać sobie trud uzmysłowienia, że Polacy i Niemcy, choć popadali w konflikty, to w przeszłości żyli też pokojowo z sobą i obok siebie przez wiele stuleci. Świadomość tego, jak choćby można się przekonać na przykładzie nowej podstawy programowej do szkół, jest jednak żadna. W zestawieniu z katastrofalnym poziomem czytelnictwa w Polsce nie wróży to najlepiej relacjom z naszym zachodnim sąsiadem i w ogóle ze światem (kwestię zrozumienia samych siebie pozostawiam na boku, choć jest ona zasadnicza). Obok problemów z czytelnikiem są jeszcze inne trudności, związane z brakiem środków na tłumaczenia, likwidacją serii wydawniczych, pogonią za tzw. bestsellerami. Jest to już jednak temat na osobny wpis.
Dziękuję Kierownikowi Archiwum Karla Dedeciusa, Błażejowi Kaźmierczakowi za udostępnienie polskiego wydania esejów K. Dedeciusa.
Zob.
Karl Dedecius, Deutsche und Polen. Botschaft der Bücher, München 1971 (polskie wydanie ukazało się w Wydawnictwie Literackim w Krakowie w 1973 r. tłumaczeniu Ireny i Egona Naganowskich).