W połowie września 2017 roku, dwa dni przed rocznicą agresji ZSRR na Polskę, wyemitowano na popularnym kanale YouTube film pt. „Niezwyciężeni”. Do dzisiaj (4.11.2017) obejrzało go ponad 1,6 mln osób. Film w reżyserii Michała Misińskiego wykonała na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej (dalej IPN), znana z wcześniejszych, podobnych realizacji polska firma, Fish Ladder. Miał był pokazywany w kraju i zagranicą. Narratorem wersji anglojęzycznej jest znany m.in. z serialu „Gra o Tron“ aktor, Sean Bean. W ostatnich dniach zastąpił on film pokazywany dotąd na wystawie Muzeum II wojny światowej. To pierwsza tak poważna zmiana w wystawie przygotowanej pod kierownictwem prof. P. Machcewicza, usuniętego w początkach tego roku ze stanowiska dyrektora MIIWŚ. Włączony został element nie pasujący do scenariusza wystawy, zmieniejacy zasadniczo jej epilog.
„Niezwyciężeni“ to czterominutowa opowieść o wojennych i powojennych losach Polski. We wprowadzeniu pokazano mapę przedwojennej Polski i atak dwóch sąsiadów, Niemiec i ZSRR. W filmie poruszono m.in. powstanie w getcie w Warszawie (1943), powstanie warszawskie (1944), KL Auschwitz-Birkenau, bitwę o Monte Cassino we Włoszech (1944) czy powstanie „Solidarności” (1980). Pojawia się kilka starannie dobranych postaci historycznych, m.in. Irena Sendler, rotmistrz Witold Pilecki, gen. Mieczysław Smorawiński, Jan Karski. Każda z nich zderzyła się z różnymi formami totalitaryzmu, stawiając mu na różnych polach czynny opór. Zwrócono tym samym uwagę na problem pomocy Żydom (Irena Sendlerowa), pozyskiwanie informacji o warunkach panujących w obozach koncentracyjnych (Witold Pilecki), mord na jeńcach w Katyniu (gen. Mieczysław Smorawiński) czy przekazywanie informacji o zbrodni na Żydach zagranicę (Jan Karski).
Słowem-klucz filmu, jego motywem przewodnim, miał być „opór“ i związane z nim osamotnienie wobec przemocy, wytrwanie mimo zagrożenia oraz dawanie świadectwa prawdzie i wyznawanym wartościom. II wojna światowa jest centrum tej opowieści.
Zamieszczenie filmu „Niezwyciężeni“ w internecie wywołało ożywioną dyskusję, w której nie zabrakło ostrych ocen. Zdaniem jednego ze znanych historyków, Adama Leszczyńskiego, historia Polski w ujęciu twórców „Niezwyciężonych“ jest
Film „Niezwyciężeni” to bez wątpienia przykład obecnej polityki historycznej, realizowanej przez obóz rządzący oraz podporządkowane mu instytucje państwowe, w tym IPN. Jej pierwszym przykazaniem jest polonocentryzm. Przekaz filmu jest jasny, widz nie ma mieć żadnych wątpliwości, nie zmusza się go do żadnej refleksji. Ma przyjąć taką a nie inna wersję historii, która w tym wydaniu jest biało-czarna i do tego podlana nieznośnym patosem. Film zamówił IPN i miał go wykorzystywać do swoich celów, do czego ma prawo, niezależnie od reakcji, jakie to budzi. Skąd jednak ta transplantacja do gdańskiej wystawy, zrealizowanej przez całkiem inną instytucję? Braterska pomoc?
Do niedawna na zakończenie ekspozycji prezentowano zwiedzającym film w reżyserii Matusza Subiety-Chedy (jest także autorem filmu promocyjnego o Muzeum). Usunięto go przed kilkoma dniami i zastąpiono filmem „Niezwyciężeni“. Decyzję tak uzasadnił dyrektor tej placówki, dr Karol Nawrocki:
Nie tylko w moim odczuciu zmiana ta podważyła uniwersalne przesłanie wystawy. W filmie przypominano, że wojny nie są jedynie zjawiskiem historycznym. Świat nadal zmaga się z podobnymi problemami: łamaniem praw człowieka, nacjonalizmem i rasizmem, które często przeradzają się wieloletnie w prześladowania i lokalne wojny. Reakcją społeczeństw prześladowanych był i jest opór, który ma różne formy, od pokojowych demonstracji do powstań.
Film przypominał więc o globalnych problemach, podkreślał jedność ludzi walczących o pokój i wolność. Europejczykom, czy szerzej: ludziom zachodu przypominał, że wraz z upadkiem „żelaznej kurtyny” problemy bynajmniej się nie skończyły. „Długi cień II wojny“ prześladuje nas do dzisiaj, choć stosuje różne maski i kamuflaże. Pokazane w tej części filmu problemy mają więc charakter ogólny, dotyczą nas wszystkich. Duże wrażenie robią ostatnie sceny.
Wojna nie jest w tym ujęciu „żadną przygodą“, „wzmacnianiem“ hartu ducha. Nie rozwiązuje też żadnych problemów politycznych i społecznych. Film jest oczywiście w swym przesłaniu jednoznaczny, antywojenny, jednak nie narzuca żadnych prostych odpowiedzi. Poprzez swą wielowątkowość i uniwersalność stawianych pytań, zmusza nas do refleksji, zastanowienia nad kondycją i skutkami podejmowanych przez nas działań. Natomiast film „Niezwyciężeni“ nie był kręcony z myślą o ekspozycji Muzeum, całkowicie do niej nie pasuje. Wpisuje się jednak, jak wspomniałem wcześniej, w nurt obecnej polityki historycznej. Nie krył tego też sam dyrektor Muzeum, który stwierdził:
Dlaczego do tej walki ma bardziej przygotowywać film IPN, a nie poprzedni, nie wiadomo. Czy dlatego, że ewentualna walka ma być jedynie o polskie sprawy? I tu chyba znajduje się klucz do zrozumienia obecnej polityki. Na uwadze nie ma się światowego charakteru tej unikalnej ekspozycji, która – jak każda – wymaga oczywiście dyskusji i dalszej pracy – lecz ma powstać „produkcja“ na rynek polski, dla polskiego odbiorcy, jak go sobie wyobraża dyr. Nawrocki.
Być może więcej refleksji i dystansu do własnej, narodowej historii, byłoby większym hołdem wobec rzeszy osób, które o tą wolność walczyły i oddawały za nią życie, nierzadko mając na uwadze nie tylko wąskonarodowe, ale ogólnoludzkie wartości. Takim odgradzaniem, izolowaniem trudno będzie jednak budować zdrowe poczucie jedności i dumy z historii Polski, która działa się (i dzieje się nadal) w Europie, w powiązaniu z wieloma procesami zachodzącymi na kontynencie.
Decyzja dyrektora Muzeum spotkała się z jednoznaczną i powszechną dezaprobatą wielu naukowców. W necie można znaleźć list protestacyjny, opublikowano też wycofany z wystawy film. Ma to i swoją dobrą stronę. Pobudza do dyskusji, czym jest właściwie wojna, co wiąże się z chwytaniem za broń, co doświadczenie wojen znaczy w narodowej i nie tylko historii. Trochę to smutne, że musimy o tym rozmawiać 70 lat po najkrwawszej wojnie w naszej historii.
Zob.
Anna Wolff-Powęska, Film, który zniechęca, „Tygodnik Powszechny”, 20.11.2017