Tym razem zrezygnuję z napisania dłuższego wpisu, choć temat teoretycznie tego wymaga. Czasem jednak już brak i sił, i wytrzymałości. Z uwagą wysłuchałem zapisu czterogodzinnej dyskusji pt. „Polska i niemiecka narracja historyczna – kody pamięci“, która w połowie września odbyła się w siedzibie Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Było to męczące momentami, ale z pewnością też pouczające doświadczenie.
Podczas odsłuchiwania zapisu debaty dwie rzeczy rzuciły mi się szczególnie w oczy: dobór dyskutantów i moderatorów oraz brak tłumaczenia wystąpień niemieckich na język polski. I może jeszcze jedna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Im dłużej słuchałem wystąpień dyskutantów, tym bardziej przekonywałem się, jak część z nich niewiele ma do powiedzenia o relacjach polsko-niemieckich w ostatnich 25 latach. Nie wiem, czy mankamenty te można tłumaczyć jedynie przypadkowością w doborze dyskutantów i moderatorów; może taki stan wiedzy o tych relacjach jest dzisiaj tzw. przekazem dnia, a każdy wątpliwy, niesprawdzony, niedowiedziony pogląd podawany jest jako niezbity fakt.
Pełny zapis debaty poniżej.
Zob. także:
Temida w służbie Klio? „Kultura Liberalna”, 28.01.2014.
Ta smutna dyskusja pokazuje, że warto też pamiętać czego (nie)nauczyliśmy się przez 25 lat. Bardzo trudny materiał do przebrnięcia, a niektórzy uczestnicy paneli reprezentują duże – nazwijmy to – ułomności cywilizacyjne. Przerażona jestem poziomem języka polskiego w trakcie wielu wypowiedzi. Dziękuję za udostępnienie. Ważna lekcja na dzisiaj i przyszłość. Kto wyciągnie z niej wnioski?…
Niedawno się dowiedziałem, że z okazji którejs tam rocznicy podpisania umowy partnerskiej między dwoma miastami: Denzlingen w Badenii-Wirtembergii i Konstancinem (pod Warszawą), planowana jest uroczystść w Denzlingen, na której historyk z Uniwersytetu we Freiburgu, działający od dobrych lat w przestrzeni polsko-niemieckiej, ma wygłosić okolicznościowy wykład. Manuskrypt wykładu o relacjach polsko-niemieckich, historycznych i bieżących, przedłożył gospodarzom wydarzenia. Przed kilkoma dniami otrzymał jednak odpowiedź, że treść wykładu musi zmienić, gdyż delegacja Konstancina wyjdzie albo przed wykładem, albo w jego trakcie, gdyż nie zgadza się z naszkicownaną tam oceną relacji polsko-niemieckich. Historyk jest oburzony i ingerencję władz Konstancina traktuje jako cenzurę prewencyjną.
Skoro Krzysztof Ruchniewicz nie chciał skomentować, to też nie będę komentować wypowiedzi ani zachowania poszczególnych osób w tej debacie. Powiem tylko tyle: bardzo smutnie to wszystko. Pamiętam bowiem czasy, kiedy Polacy i Niemcy rozsądniej i bardziej rzeczowo dyskutowali na trudne i bolesne tematy historyczne, na tematy polsko-niemieckie. I mam nadzieję, że to, co zostało osiągnięte w porozumieniu między polskimi i niemieckimi historykami w ostatnich 40 latach, miedzy innymi dzieki pracy Wspólnej Komisji Podręcznikowej nie zostanie zmarnowane w tych aktualnych – nie historycznych, lecz politycznych – dyskusjach. Jestem optymistą, bo zajmuję się sprawami polsko-niemieckimi nie od wczoraj, lecz od 40 lat. A z próbami wykorzystywania historii dla oczywistych celów politycznych – z obu stron, polskiej i niemieckiej – zawsze mieliśmy do czynienia. Nie dajmy się wykorzystać przez żadne polityki historyczne – ani polską, ani niemiecką. Bądźmy uczciwymi historykami. Pracujmy na rzecz pojednania polsko-niemieckiego przez nasze rzeczowe badania i publikacje na temat trudnej i bolesnej historii. Jest rzeczą oczywistą, że dzielą nas doświadczenia historycznie, ale jeszcze bardziej dzielą nas próby wykorzystania tej historii w celach doraźne politycznych.
Odfajkowano sprawę, groch z kapustą. Wieża Babel, każdy powiedział swoje.
Już chyba nie bedzie lepiej. Lata prób zbliżania się do siebie (jako narody, jako badacze, jako politycy) szlag trafił. Można się różnić, mieć inne stanowiska, spierać się, ale jeżeli się jest dyletantem i sterowaną politycznie marionetką, to wszystko już nie ma sensu.