W ferworze dyskusji o Trybunale Konstytucyjnym na plan dalszy schodzi – bo zejść musi – wiele spraw, w tym i relacje polsko-niemieckie. W tym roku obchodzimy – co warto za każdym razem przypominać – 25 rocznicę podpisania traktatu polsko-niemieckiego o dobrym sąsiedztwie. W przeciwieństwie do strony niemieckiej, która z jubileuszem wiąże duże nadzieje i spore plany, strona polska sprawia wrażenie niezbyt zainteresowanej. Co takiego wydarzyło się w dwustronnych kontaktach, że znów – można odnieść wrażenie – stoimy do siebie plecami? W ubiegłym roku ukazał się dwutomowy leksykon komunikowania polsko-niemieckiego „Interakcje“. Jego lekturę powinno się zalecić jako obowiązkową naszym obecnym decydentom od dialogu międzynarodowego.
Dzisiaj w sejmie odbyła się konferencja „Berlin-Warszawa wczoraj i dziś“, w której wzięli udział politycy i przedstawiciele Związku Polaków w Niemczech (ZPwN). Pretekstem do jej organizacji było otwarcie wystawy w sejmie, na której pokazano odrestaurowane sztandary tej organizacji. W informacji PAP na ten temat zwróciłem uwagę na wystąpienie sekretarza stanu w MSZ, Jana Dziedziczaka. Mówił on m.in. organizacji obchodów 25 rocznicy podpisania polsko-niemieckiego traktatu.
Myślę, że to 25-lecie będzie świetną okazją, by podsumować, co z tego traktatu zostało zrealizowane, w jaki sposób państwo polskie zrealizowało go w stosunku do mniejszości niemieckiej, a w jaki sposób strona niemiecka do polskiej mniejszości. Odnoszę wrażenie – konkludował Dziedziczak –, że wnioski z tego będą bardzo przykre i obchody 25-lecia mogą być przez te przykre wnioski zdominowane.
W kontekście położenia prawnego Polaków w Niemczech stwierdził, że obowiązują jeszcze
„(…) niektóre z zapisów z czasów III Rzeszy“ i że „klucz do rozwiązania tego problemu leży po stronie niemieckiej“.
Dziennikarz PAP przytoczył jeszcze inną wypowiedź wiceministra, w której apelował o „obronę dobrego imienia Polski, walkę z kłamliwymi stereotypami, m.in. dotyczącymi rzekomych polskich obozów śmierci, o rzekomym współudziale w zbrodni Holocaustu“. I konkludował:
Zróbmy wszystko, by walczyć o prawdę, by świat poznał prawdziwą historię XX wieku; ona szczególnie w Niemczech powinna być doskonale znana.
Wypowiedź Dziedziczaka w sprawie obchodów traktatu, statusu prawnego Polaków w Niemczech czy sugerowanej niewiedzy w Niemczech na temat historii XX wieku należy uznać za charakterystyczną dla tego środowiska politycznego. Są to kwestie, które były wielokrotnie podejmowane i tłumaczone, ale by o tym wiedzieć trzeba założyć, że konieczne jest poszerzanie własnej orientacji, po drugie zadać sobie nieco trudu (lektury, lektury…). Mam wrażenie, że stałe nawracanie do pewnych utartych i błędnych twierdzeń jest przejawem zwykłej niewiedzy, umysłowego lenistwa zakładającego nieliczenie się z innym zdaniem lub politycznej instrumentalizacji (ewentualnie kombinacji tych trzech czynników).
Być może z cenną pomocą pospieszy ministrowi (gdyby nagle poczuł takowy przymus) i wszystkim osobom zainteresowanym historią i współczesnością polsko-niemieckiej komunikacji dwutomowy leksykon „Interakcje“, który ukazał się w ubiegłym roku we wrocławskim wydawnictwie ATUT. Jest to efekt wieloletniego projektu badawczego, którego główną pomysłodawczynią była prof. Izabela Surynt z Instytutu Dziennikarstwa UWr. Celem naukowców z różnych dziedzin było stworzenie wyczerpującego przeglądu zagadnień ważnych dla zrozumienia polsko-niemieckich relacji na różnych polach, jak i zwrócenie uwagi – jeśli to było konieczne – na istniejące w nich asymetrie i ich wzajemne oddziaływanie. Interakcje międzykulturowe były analizowane w dwóch zakresach: komparatystyka kulturowa (zestawienie systemów kulturowych, by pokazać podobieństwa i różnice w wymiarach i standardach kulturowych) i działania interakcyjne (główna uwaga była skierowana na dynamikę i przebieg sytuacji interagowania). Pierwszy obszar był więc związany z różnymi systemami wartości i symboli, kształtowaniem różnej semantyki kulturowej, rytuałów i wzorców, natomiast drugi dotyczył dynamiki zarządzania sytuacją spotkania międzykulturowego.
Prof. Surynt zebrała międzynarodowy zespół autorów (60 osób), reprezentujących różne dyscypliny naukowe. Aktywnie do współpracy włączył się literaturoznawca i kulturoznawca prof. Alfred Gall z Uniwersytetu w Moguncji. Do opracowania wybrano zagadnienia, które po 1989 r. szczególnie zajmowały opinię publiczną lub też nie były tak obecne w mediach, ale odegrały znaczącą rolę dla relacji polsko-niemieckich. Uczestników projektu interesowały hasła nie tylko „mainstreamowe“, lecz uwzględniono również tematy zaczerpnięte z kultury popularnej i życia codziennego, które nie pojawiały się w „kanonicznym“ zestawie problemów polsko-niemieckich. Aż w końcu uznano za rzecz ważną, by procesy i wydarzenia ostatnich 25 lat ukazać na szerszym tle kulturowym i historycznym.
Autorzy, opierając się na takich założeniach wstępnych, tworzyli teksty liczące ok. dziesięciu stron. Dwa tomy leksykonu obejmują 75 takich haseł. Na ile to było możliwe opatrzono je ilustracjami, tabelami. Każdy zawiera także podstawową literaturę. Uporządkowano je według układu alfabetycznego. Czytelnik znajdzie takie hasła, jak autostereotyp polski, druga wojna światowa, granica, inteligencja, kresy, kultura polityczna, list biskupów, media, migracje, mniejszość niemiecka, Niemcy w Polsce, pamięć, podręczniki szkolne, Polacy w Niemczech, Polak – katolik i Niemiec – protestant, polnische Freiheit, poniemieckość, popkultura, robotnicy przymusowi, stereotypy, wypędzenia, ziemie odzyskane. Hasła mają charakter otwarty. Zamieszczono je bowiem także na stronie internetowej z myślą o regularnym uzupełnianiu i aktualizacji.
Interakcje. Leksykon komunikowania polsko-niemieckiego, pod red. Alfreda Galla, Jacka Grębowca, Justyny Kalicińskiej, Kornelii Kończal i Izabeli Surynt we współpracy z Christianem Pletzingiem, t. 1-2, Wrocław: ATUT.
Dziękuję za link do leksykonu „Interakcje”. Bardzo ciekawa treść!
Wśród moich znajomych jest wielu, którzy patrzą z niepokojem na aktualny rozwój w Polsce. Wierzę jednak, że Polacy wybiorą właściwą drogę dla swego kraju.
Jeśli chodzi o krytykę pewnych praw lub praktyk w Niemczech: oczywiście nie ma jeszcze powodu do pełnego zadowolenia. Państwo wydaje się często aroganckie i nieskłonne do zmian nie tylko wobec Polaków, ale wobec wszystkich obywateli. Często jest to skutek decyzji polityków lub urzędników, którzy zapominają, że w demokracji państwo ma służyć ludziom, a nie odwrotnie.
Jasne, by znaleźć dziurę w całym, czyli w stosunkach polsko-niemieckich, można wykorzystać rozmaite okazje (z których pan sekretarz stanu Dziedziczak widocznie też skorzystał). Powstaje pytanie, do czego to prowadzi i komu to służy. Nasze kraje są w bezpośrednim sąsiedztwie w środku Europy, więc mamy mnóstwo wspólnych interesów właśnie europejskich – dobry powód, żeby ich wspólnie bronić. Łatwiej będzie to jednak osiągnąć, patrząc do przodu i pogłębiając współpracę, niż konstruując nową konfrontację.