Czy tylko prowokacja?

C

W ostatnich dniach sporo dyskutowano o rzeźbie gdańskiego studenta ASP, Jerzego B. Szumczyka przedstawiającej sugestywną i dosłowną scenę gwałtu żołnierza Armii Czerwonej na Niemce. Jego dzieło dostrzeżono i to w sposób rzadki w przypadku pracy tak młodego artysty. Służby porządkowe wprawdzie szybko usunęły rzeźbę sprzed oczu publiczności, jednak zdjęcia szybko obiegły net. Media tak kontrowersyjnego wydarzenia nie mogły oczywiście zignorować. Zrobiło się głośno i na rzeźbę zwrócił uwagę także ambasador Federacji Rosyjskiej, który w ostry sposób potępił pracę studenta. Właśnie wróciłem z ciekawej konferencji w Weimarze, która była poświęcona Gazeta Wyborcza Szefowa Fundacji „Stiftung „Aufarbeitung”, Anna Kaminsky w swym wystąpieniu nawiązała do artystycznej wypowiedzi gdańskiego studenta. Zwróciła m. in. uwagę, że temat gwałtów Japończyków na kobietach był tematem koreańskich artystów, którzy swym dziełem sprowokowali japońską ambasadę do reakcji.

Rzeźba gdańskiego artysty może szokować. Nie potrafię ocenić walorów estetycznych tego dzieła. W mediach padło już kilka opinii w tym zakresie. Nie ulega wątpliwości, że rzeźba ta działa przez swą dosłowność. Nie spotkałem się dotąd z tak jednoznacznym postawieniem sprawy. W przestrzeni publicznej unikano tak daleko idącej dosłowności. Jeśli podejmowano temat gwałtów przez żołnierzy Armii Czerwonej na Niemkach, Węgierkach, Czeszkach czy Polkach, czyniono to z rzadka w literaturze wspomnieniowej, pięknej czy pracach naukowych.

Dopiero w ostatnich latach zainteresowanie tematem wyraźnie wzrosło. W tym kontekście warto choćby zwrócić uwagę na monografię wrocławskiej badaczki, Joanny Hytrek-Hryciuk, która pisze m.in. o gwałtach na Śląsku w końcowych miesiącach wojny i pierwszych tygodniach powojennych. Wcześniej problem ten próbowano spopularyzować w tygodniku „Polityka“.

Tematem zajęli się też filmowcy. Przed rokiem mogliśmy oglądać bardzo przejmujący obraz Wojciecha Smarzewskiego „Róża“. Sposób prowadzenia narracji przez reżysera, wykorzystane środki silnie oddziaływały na widza. Tytułowa „Róża“ – tak tragicznie doświadczona przez żołnierzy Armii Czerwonej – zachowała do końca godność, nie poddała się. To bardzo przejmujący obraz, oddający dzisiejszą wrażliwość i wyczulenie. Podobnie jak niemiecki film „Anonima“.

Czy akcja gdańskiego studenta była tylko artystyczną prowokacją, niepotrzebną i niesmaczną próbą zaistnienia twórcy? Okazała się przysłowiowym uderzeniem kulą w płot? Nie sądzę. Każda generacja ma prawo zadawać pytania na nowo, grzebać w historycznej materii i budować własny do niej stosunek.

Wątpię jednak, by prowokacja Szumczyka miała jakiś ciąg dalszy i zachęciła do publicznej debaty. Są to tematy bardzo bolesne, a ilość świadków wydarzeń niewielka. Pozostają wprawdzie źródła, lecz te są rozproszone, zestawienie na ich podstawie danych bardzo utrudnione. Pozostają szacunki i liczne opisy jednostkowych zdarzeń zaczerpnięte ze wspomnień.

Przed laty uczestniczyłem w pionierskim projekcie prof. Karola Joncy z Uniwersytetu Wrocławskiego poświęconym wysiedleniu Niemców i osiedleniu ludności polskiej w małej podświdnickiej wsi, Krzyżowa i jej okolicach. Jednym z zadań było przejrzenie ksiąg chrztów i zestawienie na ich podstawie wykazu pierwszych mieszkańców. Przeglądałem te materiały. Ówczesny proboszcz w rubryce odnoszącej się do rodziców dziecka zapisywał nieraz ojciec nieznany lub żołnierz Armii Czerwonej. W zespole odbyliśmy krótką dyskusję, czy podawać te dane. Decyzje podjął prof. K. Jonca.

Ponieważ nie było pewności, czy któraś z tych osób żyje lub jej dzieci, zrezygnowaliśmy z podawania tych informacji. Zresztą był to bardzo długo temat tabu, milczały przede wszystkim same ofiary i ich rodziny. Fakty takie zdarzały się, ale komuś, innym, nie własnej matce czy babce.

Inną drogę wybrały ofiary gwałtów armii japońskiej. Już od ponad 20 lat organizują one publiczne protesty. Naprzeciwko ambasady Japonii w Seulu postawiono pomnik. Przestawia on siedzącą młodą dziewczynę w tradycyjnym ubraniu. Obok niej stoi puste krzesło. Można to różnie interpretować.

W tym przypadku dzieło artysty jest pełne niedomówień, pozostawia wolną przestrzeń do refleksji. Problem zamykania młodych kobiet w domach publicznych dla żołnierzy cesarskiej armii jest jednym z wielu problemów z przeszłości, które czekają na rozwiązanie. Należy pamiętać, że Japonia do dzisiaj nie przyznała się do zbrodni, jakich dokonała w czasie II wojny światowej. Milczą o tym politycy, milczą też podręczniki szkolne.

Premierzy oddają hołd w Yasukuni Shrine, świątyni ku czci poległych w wojnach XIX i XX wieku. Przed laty zwiedzałem to miejsce. Robiło upiorne wrażenie. Nasza przewodniczka, młoda studentka tokijskiego uniwersytetu, tylko na naszą wyraźną prośbę udała się z nami do tej świątyni. Wcześniej wzbraniała się, uważała, że świątynię tą odwiedza jedynie specyficzna grupa Japończyków. W sąsiedztwie świątyni wybudowano muzeum, gdzie pokazano świetność japońskiego oręża. Na zewnątrz postawiono pomniki zwierzętom, które pomagały japońskiej armii w zwycięstwach.

Ianfu – „pocieszycielki“, bo tak nazywano kobiety wykorzystywane seksualnie przez żołnierzy japońskich, były niewolone już od od końca lat 30. XX wieku. Szacuje się, że było to ok. 200 tys. kobiet.  Były torturowane i zmuszane do prostytucji. Ofiary pochodziły z Chin, Tajwanu, Malezji, Wietnamu i Indonezji, najwięcej z Korei (kolonia Japonii). Były albo uprowadzane, albo wabiono je do Japonii fałszywymi obietnicami: podjęcia nauki, pracy. Zamykano je w tzw. „stacjach pocieszenia”, by mogły nieść żołnierzom armii cesarskiej „pocieszenie i dobre samopoczucie“.

Istnienie tych „placówek“ Japończycy motywowali wzmocnieniem morale żołnierzy. Tym samym – jak twierdzono – chciano uniknięć masowych gwałtów na podbitych terenach. W „stacjach pocieszenia“ panowała żelazna dyscyplina, za dnia kobiety oddawano zwykłym żołnierzom, wieczorem oficerom. Lekarze wojskowi kontrolowali ich stan zdrowia, usuwali ciąże. Generalnie istniało ogólne przyzwolenie na tego rodzaju praktyki.

Koniec wojny nie zakończył cierpienia tych kobiet. W czasie odwrotu japońskich wojsk były albo zabijane przez swych dręczycieli, albo pozostawiane swemu losowi w kraju wroga (szacuje się, że przeżyło jedynie 30% kobiet). Część nigdy nie wróciła do rodzin, ze stygmatem prostytutki bały się powrotu do domu. Wiele zmarło już po wojnie.

Wychowane w społeczeństwie patrialchalno-konfucjańskim, gdzie ideałem było życie w cnocie, miały poczucie „brudu“, obawę przed napiętnowaniem i wykluczeniem. O swych przeżyciach – co zrozumiałe – nie mówiły nigdy, wspomnienia zachowały dla siebie, starały się wyprzeć z pamięci. Część popełniła samobójstwa. Dopiero w 1991 r.  w Korei Płd.  przerwano milczenie  w tej sprawie. Opublikowano dokumenty, które wykazywały winę japońskiej armii. Rząd koreański oskarżył Japonię o udział w „tworzeniu“, administrowaniu i kontrolowaniu domów publicznych, w których kobiety zmuszano siłą do prostytucji.

Nawet w obliczu potwierdzonych faktów władze japońskie nie były gotowe do oficjalnego przyznania się do winy, czy wyrażenia skruchy. Dopiero w 1995 r. utworzono specjalny fundusz złożonych z pieniędzy państwowych i prywatnych, środki z którego zamierzono przekazać skrzywdzonym kobietom. Wyrażono  wprawdzie ubolewanie, wypłat tych nie potraktowano jednak jako odszkodowania.

W postępowaniu władz japońskich w tej kwestii można łatwo znaleźć paralele z relacji polsko-niemieckich i polskich zabiegów o niemieckie odszkodowania za pracę przymusową. Koreanki odrzuciły proponowaną pomoc finansową, nadal domagają się przyznania się Japonii do zbrodni wojennej. Te jednak do dzisiaj nie wyraziły żadnych formalnych przeprosin. Nie uznają masowych gwałtów na nieletnich i młodych kobietach za zbrodnię wojenną.

W Japonii nie prowadzi się badań historycznych na ten temat, w podręcznikach do historii pomija się informacje o tym, ostatni żyjący winni nie są pociągani do odpowiedzialności. Można wręcz mówić o regresie w tej kwestii za obecnego rządu. Niektórzy politycy z partii premiera Shinzo Abe domagają się wycofania z ustaleń z lat 90. Wypowiedzi niektórych szokują. Burmistrz Osaki, Toru Hashimoto, powiedział publicznie: „System pocieszycielek był konieczny“, natomiast obecny premier przed laty twierdził, że kobiety zgłaszały się dobrowolnie.

Czasami warto opuścić Europę i przyjrzeć się, jak inne państwa radzą sobie z trudną przeszłością. Przykład japoński jest bardzo pouczający i równocześnie przygnębiający. Może warto w przyszłości częściej wracać do tych zagadnień. Chciałbym napisać więcej o wspólnym podręczniku chińsko-koreańsko-japońskim do historii.

Powstał już przed kilkoma laty jako efekt krytyki części japońskich podręczników.  W czasie poszukiwań w necie nie znalazłem jednak żadnych informacji na  temat jego dalszych losów (zapowiadano anglojęzyczną wersję). Być może z powodu braku gotowości Japonii do dialogu, sprawa podręcznika przestała być aktualna.

Zob. także:

Wojciech Pięciak, Frau, komm!, „Tygodnik Powszechny“, nr 43 z 27.10.2013, s. 28-29.

Andrzej Meller, Gwałciliśmy bez skrupułów, „Tygodnik Powszechny“, nr 43 z 27.10.2013, s. 26-27.

Tessa Morris-Suzuki, You Don’t Want to Know About the Girls? The 'Comfort Women’, the Japanese Military and Allied Forces in the Asia-Pacific War, „The Asia-Pacific Journal”, Vol. 13, Issue. 31, No. 2, August 03, 2015.

Südkorea und Japan erzielen die Einigung. Streit um Trostfrauen, „FAZ”, 28.12.2015.

Rafał Tomański, Abe przeprosił za cierpienia kobiet, „Rzeczpospolita”, 28.12.2015.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Wstaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »