„8 maja był dniem wyzwolenia”. Richard von Weizsäcker o II wojnie światowej

&

Wielu polityków przechodzi do historii dzięki przemówieniom, ważkie słowa w tzw. historycznym okresie. Istotna treść, ale i doskonała forma. Gdybym miał stworzyć swój osobisty ranking mów XX w., z pewnością znalazłoby się wśród nich wystąpienie zmarłego dzisiaj wybitnego polityka i męża stanu, prezydenta RFN, Richarda von Weizsäckera. Wygłosił je z okazji 40. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Mimo upływu trzech dziesięcioleci nadal zawiera aktualne przesłanie i – w obliczu czekających nas rocznicowych obchodów w tym roku – warte jest przypomnienia. Przygotowując tekst o R. von Weizsäckerze, nie natrafiłem w internecie na tłumaczenie tamtego wystąpienia na język polski. A przecież warto je znać. Postanowiłem zeskanować je z wydania, które ukazało się w 9 numerze czasopisma “Więź“ z 1989 r. Tłumaczenia dokonała Małgorzata Łukasiewicz.

Foto: Wystąpienie Richarda von Weizsäckera w Bundestagu 8 maja 1985 r.

Wystąpienie prezydenta federalnego Richarda von Weizsäckera z okazji czterdziestej rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej w dniu 8 maja 1985 r.

I

Dzień zakończenia drugiej wojny światowej w Europie wspomina dziś wiele narodów.Wedle swoich losów każdy naród żywi przy tym odmienne uczucia. Zwycięstwo albo klęska, wyzwolenie od nieprawości i obcego panowania albo nowa podległość, podział, nowe sojusze, gwałtowne zmiany układu sił – 8 maja 1945 roku to w Europie data o zasadniczym znaczeniu historycznym.

My, Niemcy, obchodzimy ten dzień między sobą, i tak musi być. Musimy sami odnaleźć kryteria. Na nic się nie zda, jeśli będziemy oszczędzali swoje uczucia albo jeżeli będą to w stosunku do nas czynili inni. Musimy mieć i mamy dość siły, aby – tak jak nas na to stać – spojrzeć prawdzie w oczy, bez upiększeń i bez stronniczości.

8 maja to dla nas przede wszystkim dzień rozpamiętywania tego, co ludzie musieli przecierpieć. To zarazem dzień namysłu nad biegiem naszych dziejów. Im uczciwiej obchodzimy ten dzień, tym bardziej jak ludzie wolni możemy przyjąć odpowiedzialność za jego konsekwencje.

8 maja dla nas, Niemców, nie jest dniem radosnym. Ludzie, którzy przeżyli ten dzień świadomie, myślą o całkiem osobistych, a więc i całkiem różnych doświadczeniach. Jedni wrócili wtedy do domu, inni stracili ojczyznę. Jedni odzyskali wolność, dla innych zaczęła się niewola. Wielu było gotowych dziękować choćby za to, że nie będzie już nocnych nalotów i strachu, a oni uszli z życiem. Inni boleli nad ostateczną klęską ojczyzny. Jedni rozgoryczeni w obliczu rozbitych złudzeń, inni wdzięczni za dar nowego początku.

Trudno było od razu zdobyć jakieś rozeznanie. Kraj wypełniała niepewność. Kapitulacja militarna miała charakter bezwarunkowy. Nasz los leżał w ręku wrogów. Przeszłość była straszna, także dla wielu spośród owych wrogów. Czy nie zechcą nam stokrotnie odpłacić za doznane krzywdy?

Większość Niemców wierzyła, iż walczą i cierpią w imię słusznej sprawy własnego kraju. A teraz miało się okazać, że wszystko to było nie tylko daremne i bezsensowne, ale służyło nieludzkim zamysłom zbrodniczego kierownictwa. Uczucia większości stały pod znakiem wyczerpania, bezradności i nowych trosk. Czy odnajdą się bliscy? Czy odbudowa wśród ruin ma w ogóle sens?

Spojrzenie zagłębiało się w mroczną otchłań przeszłości i wybiegało w mroczną, niepewną przyszłość. A mimo to z dnia na dzień coraz jaśniejsze zdawało się to, co dziś można powiedzieć w imieniu nas wszystkich: 8 maja był dniem wyzwolenia. Wyzwolił nas wszystkich od pomiatającego człowiekiem systemu narodowosocjalistycznej przemocy.

Świadomość tego nie zaciera pamięci o cierpieniach, jakie dla wielu ludzi zaczęły się dopiero z dniem 8 maja i nastąpiły potem. Ale nie możemy w zakończeniu wojny upatrywać przyczyny uchodźstwa, wygnania i niewoli. Przyczyna leży u początku wojny i u początku owej przemocy, która do wojny doprowadziła. Nie możemy oddzielać daty 8 maja 1945 roku od daty 30 stycznia 1933 roku.

Nie mamy zaiste powodów, aby w dniu dzisiejszym brać udział w święcie zwycięstwa. Ale mamy wszelkie powody, aby dzień 8 maja 1945 r. traktować jako koniec manowców niemieckiej historii, niosący zalążek nadziei na lepszą przyszłość.

II

8 maja to dzień rozpamiętywania. Rozpamiętywać, to wspominać jakieś wydarzenie tak czysto i uczciwie, aby stało się cząstką naszego wnętrza. Nasza szczerość musi sprostać wysokim wymaganiom.Myślimy dziś w żałobie o wszystkich, którzy wskutek wojny i przemocy ponieśli śmierć.

Myślimy zwłaszcza o sześciu milionach Żydów zamordowanych w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Myślimy o wszystkich narodach, które ucierpiały w czasie wojny, przede wszystkim o niezliczonych obywatelach Związku Radzieckiego i Polski, którzy stracili życie.

Jako Niemcy myślimy w żałobie o naszych rodakach, którzy zginęli jako żołnierze, wskutek nalotów bombowych na ojczystej ziemi, w niewoli i w trakcie wygnania z rodzinnych stron.

Myślimy o wymordowanych ludach Sinti i Roma, o uśmierconych homoseksualistach, o zabitych chorych umysłowo, o ludziach, którzy poszli na śmierć za swoje przekonania religijne lub polityczne.

Myślimy o rozstrzelanych zakładnikach.

Myślimy o ludziach we wszystkich okupowanych przez nas państwach, którzy ponieśli śmierć jako uczestnicy ruchu oporu.

Jako Niemcy czcimy pamięć uczestników niemieckiego ruchu oporu, obywatelskiego, wojskowego i wyznaniowego, ruchu oporu robotniczego i związkowego, ruchu oporu komunistycznego.

Myślimy o tych, którzy nie stawiali czynnie oporu, ale woleli raczej zginąć, niż zdradzić swoje sumienie.

Obok nieprzeliczonej armii śmiertelnych ofiar wznosi się góra ludzkiego cierpienia,

cierpienia z powodu cudzej śmierci,

cierpienia wskutek ran i kalectwa,

cierpienia wskutek nieludzkich praktyk przymusowej sterylizacji,

cierpienia w czasie nocnych-bombardowań,

cierpienia wskutek uchodźstwa i wygnania, gwałtów i rozboju, przymusowych robót, krzywd i tortur, głodu i nędzy,

cierpienia wskutek strachu przed aresztowaniem i śmiercią,

cierpienia wskutek utraty wszystkiego tego, czemu błędnie zawierzono i czemu oddano swoją pracę.

Wspominamy dziś to ludzkie cierpienie i rozpamiętujemy je w żałobie.

Najcięższe może brzemię przyszło znieść kobietom. Historia zbyt łatwo zapomina o ich cierpieniach, ich wyrzeczeniach i ich cichych wysiłkach. Bały się i pracowały, nosiły i osłaniały ludzkie życie. Opłakiwały poległych ojców i synów, mężów, braci i przyjaciół. W najmroczniejszych latach nie pozwoliły zgasnąć światełku człowieczeństwa.

Po zakończeniu wojny jako pierwsze i bez widoków bezpiecznej przyszłości poczęły znów stawiać kamień na kamieniu – kobiety z ruin Berlina i innych miast. Kiedy mężczyźni, którym dane było przeżyć, wracali do domu, kobiety często nadal musiały ponosić wyrzeczenia. Wiele kobiet wojna pozbawiła bliskich i skazała na życie w samotności.

A jeśli ludzie nie załamali się wewnętrznie w obliczu zniszczeń, spustoszeń, okrucieństw i nieludzkości, jeśli po wojnie z wolna poczęli wracać do siebie – zawdzięczamy to przede wszystkim naszym kobietom.

III

U źródeł panowania przemocy stała bezmierna nienawiść Hitlera do naszych bliźnich Żydów. Hitler nigdy nie ukrywał tej nienawiści, przeciwnie – cały naród uczynił jej narzędziem, jeszcze w przeddzień swego końca, 30 kwietnia 1945 r., zamknął swój tak zwany testament słowami: „Nade wszystko zobowiązuję przywódców i posłuszne im zastępy narodu, by skrupulatnie przestrzegali ustaw rasowych i bezlitośnie występowali przeciwko światowemu żydostwu, które swym jadem zatruwa wszystkie narody“.

Zapewne nie ma państwa, które w swych dziejach nie splamiłoby się uczestnictwem w wojnie i przemocy. Ale ludobójstwo popełnione na Żydach jest w historii czymś bezprzykładnym.

Dokonanie tej zbrodni leżało w rękach nielicznych. Było skrywane przed opinią publiczną. Ale każdy Niemiec mógł się przekonać, co musieli znosić jego współobywatele Żydzi – od chłodnej obojętności, poprzez ukrytą nietolerancję, do jawnej nienawiści.

Kto mógł zachować niewzruszony spokój ducha, kiedy palono synagogi, rabowano, współobywateli Żydów naznaczono stygmatem żółtej gwiazdy i wyjmowano spod prawa, kiedy nieustannie hańbiono ludzką godność? Kto miał oczy i uszy otwarte, kto chciał się dowiedzieć, ten nie mógł nie zauważyć masowych deportacji. Być może forma i rozmiary unicestwienia przekraczały ludzką wyobraźnię. Ale w rzeczywistości do samych aktów zbrodni dochodzą nadto częste – także w moim pokoleniu, młodym i nie uczestniczącym w planowaniu i realizacji tych wydarzeń – usiłowania, by nie przyjmować do wiadomości tego, co się dzieje.

Na wiele sposobów można było stłumić w sobie sumienie, odwrócić się, patrzeć w bok, milczeć. Kiedy potem po wojnie wyszła na jaw cała niewyrażalna prawda o Holokauście, zbyt wielu spośród nas tłumaczyło się, że nie wiedzieli, a nawet się nie domyślali.

Nie ma winy i niewinności całego narodu. Wina, tak jak niewinność, nie jest czymś zbiorowym, ale osobistym.

Istnieją ujawnione i ukryte winy człowiecze. Istnieje wina, którą człowiek wyznaje, i wina, której się wypiera. Każdy, kto przeżył ten czas w pełni świadomie, niechaj zapyta dziś w cichości serca o własny udział.

Znaczna większość ludzi żyjących dziś w naszym kraju była wówczas albo dziećmi, albo w ogóle jeszcze nie przyszła na świat. Nie mogą uznać się winnymi czynów, których nie popełnili. Żaden czujący człowiek nie oczekuje od nich, by włożyli pokutną koszulę tylko dlatego, że są Niemcami. Ale przodkowie pozostawili im ciężkie dziedzictwo.

My wszyscy, winni czy nie, starzy czy młodzi, musimy przyjąć przeszłość. Nas wszystkich dotknęły jej skutki i wszyscy ponosimy odpowiedzialność. Młodsi i starsi muszą i mogą sobie wzajemnie pomagać w zrozumieniu, dlaczego sprawą żywotnej wagi jest zachowanie pamięci.

Nie chodzi o to, by przezwyciężyć przeszłość. Bo to jest niemożliwe. Przeszłości nie można odmienić ani uczynić niebyłą. Ale kto zamyka oczy na przeszłość, staje się ślepy na dzień dzisiejszy. Kto nie godzi się na rozpamiętywanie nieludzkości, temu grozi niebezpieczeństwo ponownego zarażenia.

Naród żydowski pamięta i będzie zawsze pamiętał. jako ludzie szukamy pojednania.

Właśnie dlatego musimy zrozumieć, że nie ma i być nie może pojednania bez pamięci.Doświadczenie milionkrotnej śmierci jest cząstką wewnętrznego świata każdego Żyda, nie tylko dlatego, że takiej grozy nie sposób zapomnieć. Albowiem pamięć należy do żydowskiej wiary.

„Chęć zapomnienia przedłuża wygnanie, a tajemnica zbawienia zwie się pamięć”.

Ta często cytowana żydowska mądrość mówi, że wiara w Boga jest wiarą w jego działanie w historii. Pamięć to doświadczenie działania Boga w historii. Pamięć to źródło
wiary w zbawienie. To doświadczenie rodzi nadzieję, rodzi wiarę w zbawienie, w ponowne połączenie rozdzielonych, w pojednanie. Kto o nim zapomina, traci wiarę.

Gdybyśmy ze swej strony chcieli, zapomnieć, co się stało, zamiast rozpamiętywać, byłoby to nie tylko nieludzkie. Byłaby to obraza wiary Żydów, którzy przeżyli – i w ten sposób zniszczylibyśmy zalążki pojednania.

Potrzebny nam jest pomnik myślenia i czucia w naszym własnym wnętrzu.

IV

8 maja to głęboka historyczna cezura, nie tylko w historii Niemiec, ale w historii Europy. Europejska wojna domowa dobiegła kresu, runął dawny świat Europy. „Europa się wykrwawiła” (M. Stürmer). Spotkanie amerykańskich i radzieckich żołnierzy nad Łabą stało się symbolem tymczasowego końca ery europejskiej.

Zapewne wszystko to miało swoje historyczne korzenie. Europejczycy wywierali ogromny – decydujący – wpływ na cały świat, ale ułożyć sobie współżycia na własnym kontynencie już nie umieli. Przez ponad sto lat Europa cierpiała wskutek ścierania się wybujałych nacjonalizmów. Po pierwszej wojnie światowej doszło do zawarcia traktatów pokojowych. Ale traktatom tym zabrakło mocy, by ugruntować pokój. Znowu rozgorzały nacjonalistyczne namiętności i sprzęgły się ze społeczną nędzą.

Hitler był siłą napędową na drodze do katastrofy. Produkował masowe szaleństwo i wykorzystywał je. Słaba demokracja była niezdolna stawić mu opór. Również zachodnie mocarstwa europejskie, według formuły Churchilla, „naiwne, nie niewinne”, przyczyniły się, wskutek swej słabości, do zgubnego przebiegu wypadków. Ameryka po pierwszej wojnie wycofała się i w latach trzydziestych nie miała wpływu na Europę.

Hitler chciał zapanować nad Europą, i to w drodze wojny. Szukał po temu okazji i znalazł ją w Polsce. 23 maja 1939 r. – na kilka miesięcy przed wybuchem wojny – oświadczył niemieckim generałom: „Dalszych sukcesów nie da się osiągnąć bez rozlewu krwi (…). Nie o Gdańsk nam chodzi. Chodzi o rozszerzenie przestrzeni życiowej na Wschodzie i zapewnienie wyżywienia (…). Kwestia oszczędzenia Polski zatem odpada i pozostaje decyzja zaatakowania Polski przy pierwszej nadarzającej się sposobności (…). Prawo, bezprawie czy traktaty nie grają tu żadnej roli”.

23 sierpnia 1939 r. został zawarty niemiecko-radziecki pakt o nieagresji. Tajny protokół dodatkowy określił przyszły podział Polski. Pakt został zawarty, aby umożliwić Hitlerowi wkroczenie do Polski. Ówczesne przywództwo radzieckie było tego w pełni świadome. Dla wszystkich umiejących myśleć politycznie ludzi w owym czasie było jasne, że niemiecko-radziecki pakt oznacza wkroczenie Hitlera do Polski i tym samym drugą wojnę światową.

Nie umniejsza to niemieckiej winy za wybuch drugiej wojny światowej. Związek Radziecki zgodził się narazić na wojnę inne narody, aby wziąć udział w podziale łupów. Ale inicjatywa wojny wyszła od Niemiec, nie od Związku Radzieckiego. To Hitler użył przemocy. Wybuch drugiej wojny światowej pozostaje związany z niemieckim imieniem.

Podczas tej wojny narodowosocjalistyczny reżim udręczył i pohańbił wiele narodów.
Na koniec pozostał jeden jeszcze naród, który można było dręczyć i hańbić: własny, niemiecki naród. Hitler powtarzał ciągle: jeśli naród niemiecki nie jest już zdolny, aby wygrać tę wojnę, niech przepadnie. Inne narody padły ofiarą wywołanej przez Niemcy wojny, zanim my sami padliśmy ofiarą prowadzonej przez nas wojny.

Nastąpił ustalony przez zwycięskie mocarstwa podział Niemiec na odrębne strefy. Tymczasem Związek Radziecki wkroczył do wszystkich państw Europy Wschodniej i Południowej, które w czasie wojny były okupowane przez Niemcy. Z wyjątkiem Grecji wszystkie te państwa stały się państwami socjalistycznymi.

Europa rozpadła się na dwa systemy polityczne. Prawda, dokonało się to dopiero w okresie powojennym. Ale gdyby Hitler nie wszczął wojny, nie doszłoby do podziału.

0 tym przede wszystkim myślą dotknięte tym podziałem narody, kiedy wspominają wywołaną przez niemieckie przywództwo wojnę.

Ze względu na podział naszego własnego kraju i na utratę znacznej części obszaru państwa niemieckiego, my również o tym myślimy. W kazaniu z okazji 8 maja kardynał Meissner powiedział w Berlinie Wschodnim: „Najbardziej rozpaczliwą konsekwencją grzechu jest zawsze rozdział”.

V

Zniszczenia odbiły się w arbitralnym rozłożeniu skutków. Zdarzało się że prześladowano niewinnych, a winni uchodzili cało. Jedni mieli szczęście, mogąc budować nowe życie w domu, w swojskim otoczeniu. Inni zostali wygnani z ojczystych stron.

My, którzy żyjemy w powstałej później Republice Federalnej Niemiec, otrzymaliśmy cenną szansę wolności. Wielu milionom naszych rodaków szansy tej do dzisiaj odmówiono.

Nauczyć się znosić los, zrządzony arbitralnym wyrokiem, było pierwszym duchowym zadaniem obok zadania materialnej odbudowy. W tym zadaniu miała się sprawdzić nasza umiejętność dostrzegania brzemienia, jakie spadło na innych, pomocy w dźwiganiu tego brzemienia, pamięci o tym brzemieniu. Zadanie to kazało rozwijać zdolność do życia w pokoju i gotowość do pojednania wewnątrz i na zewnątrz, czego nie tylko żądali od nas inni, ale czego nam samym najbardziej było potrzeba.

Nie możemy rozpamiętywać 8 maja bez myśli o tym, jakiego samozaparcia wymagało to pojednanie od niedawnych wrogów. Czy doprawdy umiemy postawić się w położeniu rodzin ofiar warszawskiego getta albo masakry w Lidicach?

Jak trudno musiało być też mieszkańcowi Rotterdamu albo Londynu wspierać odbudowę naszego kraju, z którego pochodziły bomby, tuż przedtem padające na jego miasto. Musiała stopniowo narastać pewność, że Niemcy nie spróbują już nigdy naprawiać klęski przemocą.

Najtrudniej było tym spośród nas, których wygnano z ojczystych stron. Jeszcze długo po 8 maja przyszło im znosić gorycz bólu i ciężar krzywdy. Nam, ludziom stąd, często brak wyobraźni, a także szczerości serca, aby odnieść się do ich trudnego losu ze zrozumieniem.

Ale natychmiast też ujawniła się gotowość pomocy. Przyjęto wiele milionów uchodźców i wygnańców. Z biegiem lat mogli się na nowo zadomowić. Ich dzieci i wnuki zachowują na rozmaite sposoby kulturę i miłość do ojczyzny swoich przodków. I tak jest dobrze, jest to bowiem w ich życiu cenna wartość.

Oni sami jednak mają już nową ojczyznę, gdzie dorastają wraz ze swymi tutejszymi rówieśnikami, mówią ich dialektem i dzielą ich zwyczaje. To młode życie dowodzi zdolności do wewnętrznego pokoju. Ich dziadkowie lub rodzice zostali niegdyś wygnani, lecz oni są dziś u siebie w domu.

Wygnańcy wcześnie i sposób przykładowy wyrzekli się przemocy. Nie była to przelotna deklaracją złożona w początkowym stadium bezradności, ale deklaracja, która zachowuje wagę. Wyrzec się przemocy to znaczy działać na rzecz powszechnej ufności, że również wzrosłe w potęgę Niemcy pozostaną wierne tej deklaracji.

Ich ojczyzna stala się tymczasem ojczyzną innych ludzi. Na wielu starych cmentarzach na Wschodzie znaleźć dziś można więcej grobów polskich niż niemieckich.

Po wymuszonej wędrówce milionów Niemców na zachód rozpoczęła się wędrówka milionów Polaków, a potem Rosjan. Wszystkich tych ludzi nie pytano o zdanie, wszyscy ci ludzie doznali krzywdy, stali się bezbronnymi obiektami wydarzeń politycznych i żadne wyliczanie krzywd, żadna konfrontacja roszczeń nie może naprawić tego, co im wyrządzono.

Wyrzec się przemocy oznacza dziś dać tym ludziom – tam, gdzie po 8 maja rzucił ich los i gdzie żyją od paru dziesiątków lat – trwałą, politycznie nienaruszalną pewność przyszłości. To znaczy ponad sprzecznymi roszczeniami prawnymi postawić przykazanie porozumienia. Na tym polega autentyczny, ludzki wkład, jaki możemy wnieść w dzieło pokoju w Europie.

Odnowa w Europie po 1945 r. przyniosła ideę pokoju i samookreślenia zwycięstwa i klęski. Naszym obowiązkiem jest wykorzystać tę szansę i raz na zawsze zamknąć długi okres w dziejach Europy, kiedy to dla każdego państwa pokój wydawał się możliwy i pewny tylko jako rezultat własnej przewagi i kiedy to pokój oznaczał czas na przygotowywanie następnej wojny.

Europejczycy kochają swoją ojczyznę. Niemcy nie różnią się tu od innych narodów. Któżby zawierzył pokojowym dążeniom narodu, skłonnego zapomnieć o własnej ojczyźnie? Nie, wszak umiłowanie pokoju przejawia się w tym, że ludzie nie zapominają o swojej ojczyźnie i właśnie dlatego gotowi są uczynić wszystko, aby zawsze współżyć ze sobą w pokoju. Patriotyczne uczucia wygnańców nie są przejawem rewanżyzmu.

VI

Ostatnia wojna silniej niż kiedykolwiek wzbudziła w sercach ludzkich tęsknotę za pokojem. Pojednawcze wysiłki Kościołów znalazły głęboki oddźwięk. Mamy wiele przykładów pracy w duchu porozumienia ze strony młodzieży. Myślę tu o akcji Sühnezeichen, prowadzonej w Oświęcimiu i w Izraelu. Gmina miasta Kleve w Dolnej Nadrenii otrzymała niedawno w darze od polskich gmin bochenki chleba – na znak pojednania i wspólnoty. Jeden z tych bochenków posłano pewnemu nauczycielowi w Anglii. Nauczyciel ów bowiem porzucił anonimowość i napisał, że w czasie wojny jako lotnik bombardował kościoły i domy w Kleve oraz że pragnie dostać znak przebaczenia.

Dla sprawy pokoju niezmiernie ważne jest, aby nie czekać, aż przyjdzie ten drugi, tylko wyjść mu naprzeciw, tak jak to zrobił ten człowiek.

VII

W następstwie wojny dawni przeciwnicy zbliżyli się do siebie w sensie ludzkim, a także
politycznym. Już w 1946 r. amerykański minister spraw zagranicznych Byrnes w ważkiej mowie, wygłoszonej w Stuttgarcie, wezwał do porozumienia w Europie oraz do udzielenia narodowi niemieckiemu pomocy w dążeniu do wolnej i pokojowej przyszłości.

Mnóstwo obywateli amerykańskich z prywatnych środków wspierało wówczas nas, Niemców, zwyciężonych, aby uleczyć wojenne rany. Dzięki dalekowzroczności Francuzów takich jak Jean Monnet i Robert Schumann oraz Niemców takich jak Konrad Adenauer na zawsze skończyła się zadawniona wrogość między Francuzami a Niemcami.

Nowy prąd woli odbudowy i energii przeniknął nasz kraj. Wiele z dawnych okopów zasypano, konflikty wyznaniowe i napięcia społeczne straciły na ostrości. Po partnersku zabierano się do roboty. Nie było godziny zerowej – była szansa nowego początku. Wykorzystaliśmy ją tak jak umieliśmy. W miejsce zniewolenia ugruntowaliśmy demokratyczną wolność.

W cztery lata po zakończeniu wojny, w 1949 r., 8 maja, Rada Parlamentarna uchwaliła naszą ustawę zasadniczą. Nie bacząc na partyjne podziały, demokraci dali odpowiedź wojnie i przemocy artykułem pierwszym konstytucji: „Naród niemiecki uznaje nienaruszalne i niezbywalne prawa człowieka za podstawę wszelkiej ludzkiej wspólnoty, pokoju i sprawiedliwości na świecie”. Także i to znaczenie daty 8 maja warto dziś przypomnieć.

Republika Federalna Niemiec stała się powszechnie szanowanym państwem. Należy do wysoko rozwiniętych krajów przemysłowych. Rozporządzając potęgą gospodarczą, czuje się zobowiązana do udziału w walce z głodem i nędzą na świecie oraz do działania na rzecz usunięcia społecznych różnic między narodami.

Od czterdziestu lat żyjemy w pokoju i wolności, a dzięki naszej polityce wśród wolnych narodów Paktu Atlantyckiego i Wspólnoty Europejskiej sami w znacznej mierze się do tego przyczyniliśmy.

Nigdy na niemieckiej ziemi swobody obywatelskie nie były lepiej chronione niż dziś. Gęsta sieć socjalna, która nie obawia się porównań z żadnym innym społeczeństwem, zapewnia ludziom podstawy egzystencji. Jeśli w chwili zakończenia wojny wielu Niemców usiłowało jeszcze ukryć swój paszport albo wymienić na inny, dziś niemieckie obywatelstwo jest cenionym prawem.

Nie mamy zaiste powodów do wyższości i zadufania. Ale możemy z wdzięcznością wspominać te czterdzieści lat, kiedy we własnej pamięci historycznej szukamy wytycznych dla postępowania w chwili obecnej i dla rozwiązania zadań, które nas dopiero czekają.

– Kiedy sobie przypomnimy, że w Trzeciej Rzeszy uśmiercano chorych umysłowo, zrozumiemy, że troska o chorych psychicznie obywateli jest naszym własnym zadaniem.

– Kiedy sobie przypomnimy, że ludzie prześladowani z przyczyn rasowych, religijnych i politycznych napotykali często zamknięte granice innych państw, nie zamkniemy drzwi przed tymi, którzy są dziś rzeczywiście prześladowani i szukają u nas schronienia.

– Kiedy zastanowimy się nad prześladowaniem wolności duchowej pod rządami dyktatury, będziemy chronili swobodę wszelkiej myśli i wszelkiej krytyki, choćby przeciwko nam skierowanej.

– Kto osądza stosunki na Bliskim Wschodzie, niechaj pomyśli o losie, jaki Niemcy zgotowali swoim żydowskim współobywatelom i o tym, że założenie państwa Izrael nastąpiło w warunkach, które do dziś są obciążeniem i zagrożeniem dla ludzi w tym rejonie.

– Kiedy pomyślimy o tym, co musieli przecierpieć w czas wojny nasi wschodni sąsiedzi, zrozumiemy lepiej, że równość, odprężenie i pokojowe współżycie z tymi krajami pozostaje głównym zadaniem niemieckiej polityki zagranicznej. Chodzi o to, by obie strony pamiętały i by obie strony szanowały się wzajemnie. Mają po temu wszelkie powody – ludzkie, kulturowe, a wreszcie także historyczne.

Sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Michaił Gorbaczow, oświadczył, że w czterdziestą rocznicę zakończenia wojny kierownictwo radzieckie dalekie jest od chęci wzniecania nastrojów antyniemieckich. Związek Radziecki opowiada się za przyjaźnią między narodami. Jeśli zatem chcemy pytać także o radziecki wkład w sprawę porozumienia między Wschodem i Zachodem oraz poszanowania praw człowieka we wszystkich częściach Europy, w żadnym razie nie wolno nam ignorować tego sygnału z Moskwy. Chcemy przyjaźni z narodami Związku Radzieckiego.

VIII

W czterdzieści lat po zakończeniu wojny naród niemiecki jest nadal podzielony. W czasie nabożeństwa w drezdeńskim kościele św. Krzyża biskup Hempel powiedział w lutym tego roku: „Krwawym brzemieniem jest podział Niemców na dwa państwa o tak trudnej granicy. Krwawym brzemieniem jest mnogość granic w ogóle. Ciężkim brzemieniem jest broń”.

Niedawno w Baltimore W Stanach Zjednoczonych otwarto wystawę „Żydzi w Niemczech”. Ambasadorzy obydwu państw niemieckich przyjęli zaproszenie. Rektor uniwersytetu Johna Hopkinsa jako gospodarz imprezy powitał ich wspólnie. Podkreślił, że wszyscy Niemcy stoją na gruncie tej samej historii. Wiąże ich wspólna przeszłość. Taka więź może i być radością albo problemem – ale zawsze jest źródłem nadziei.

My, Niemcy, stanowimy jeden naród. Czujemy się związani, bo przypadła nam w udziale ta sama historia. Również 8 maja 1945 r. przeżyliśmy jako wspólny los naszego narodu, los, który nas jednoczy. Czujemy się połączeni w woli pokoju. Z niemieckiej ziemi obu państw powinno wyjść posłanie pokoju i dobrego sąsiedztwa. Również inni nie powinni dopuścić, by niemiecka ziemia stała się zagrożeniem dla pokoju. j Ludzie w Niemczech chcą wspólnie pokoju, który niesie sprawiedliwość i prawa człowieka dla wszystkich narodów, także dla naszego narodu. Nie Europa murów ma się pojednać ponad granicami, ale kontynent, który granicom odbierze znaczenie podziału. O tym właśnie każe nam myśleć koniec drugiej wojny światowej.

Ufamy, że 8 maja nie pozostanie ostatnią w naszej historii datą wiążącą wszystkich Niemców.

IX

Wielu młodych ludzi zadawało w ostatnich miesiącach sobie i nam pytanie dlaczego w czterdzieści lat po zakończeniu wojny doszło do tak żywych sporów o przeszłość. Dlaczego teraz spieramy się bardziej niż w dwadzieścia pięć albo trzydzieści lat po wojnie? Skąd bierze się ta wewnętrzna konieczność? Niełatwo jest odpowiedzieć na takie pytania. Ale przyczyn nie powinniśmy upatrywać przede wszystkim w okolicznościach zewnętrznych, choć i takie niewątpliwie istniały.

Czterdzieści lat odgrywa wielką rolę w życiu człowieka i losach narodów. Raz jeszcze chciałbym odwołać się do Starego Testamentu, który dla każdego człowieka, niezależnie od jego wiary, kryje w sobie głęboką mądrość. Okres czterdziestoletni często tam powraca i ma istotne znaczenie.

Przez czterdzieści lat Izrael miał pozostawać na pustyni, zanim wejście do Ziemi Obiecanej rozpoczęło nowy rozdział w historii. Trzeba było czterdziestu lat, aby wymieniło się obarczone wówczas odpowiedzialnością pokolenie ojców. W innym miejscu wszelako – w Księdze Sędziów – mówi się, jak często pamięć o doznanej pomocy i ratunku trwała zaledwie czterdzieści lat. Gdy urywała się pamięć, kończył się spokój.

Tak więc czterdzieści lat stanowi zawsze cezurę. Okres czterdziestu lat zaznacza się w świadomości ludzkiej, czy to jako koniec mrocznych czasów z nadzieją na nową i dobrą przyszłość, czy to jako niebezpieczeństwo zapomnienia i ostrzeżenie przed konsekwencjami. Nad jednym i nad drugim warto się zastanowić.

U nas dojrzało do politycznej odpowiedzialności nowe pokolenie. Młodzi nie są odpowiedzialni za to, co stało się wtedy. Ale są odpowiedzialni za to, czym ta przeszłość zaowocuje. My, starsi, jesteśmy winni młodzieży nie spełnienie marzeń, ale szczerość. Musimy tym młodszym pomóc w zrozumieniu, dlaczego rzeczą żywotnej wagi jest zachowanie pamięci. Chcemy im pomóc w przyjęciu tej historycznej prawdy trzeźwo i bezstronnie, bez uciekania się do utopijnych doktryn zbawienia, ale i bez moralnej wyższości. Nasza własna historia poucza nas, do czego człowiek jest. zdolny. Dlatego nie wolno nam sobie wyobrazić, że jako ludzie staliśmy się inni i lepsi. Nie ma ostatecznej doskonałości moralnej – dla żadnego kraju i dla nikogo! Jako ludzie nauczyliśmy się, jako ludzie jesteśmy zagrożeni. Ale mamy siłę, by wciąż na nowo pokonywać niebezpieczeństwo.

Hitler zawsze posługiwał się wzniecaniem przesądów, wrogości i nienawiści.

Prośba do ludzi młodych brzmi: Nie dajcie się wpędzić we wrogość i nienawiść
wobec innych ludzi,
wobec Rosjan lub Amerykanów,
wobec Żydów lub Turków,
wobec idei alternatywnych lub konserwatywnych,
wobec bieli lub czerni.

Uczcie się żyć ze sobą, nie przeciwko sobie.
Pomóżcie nam, demokratycznie wybranym politykom, zawsze o tym pamiętać i dawać przykład.

Szanujmy wolność.
Pracujmy dla pokoju.
Przestrzegajmy prawa.
Służmy naszym wewnętrznym miarom sprawiedliwości.
Dziś, 8 maja – tak jak nas na to stać – spójrzmy prawdzie w oczy.

Źródło: „Więź” 9 (371), 1989 (pierwodruk).

Tłum. Małgorzata Łukasiewicz

Zob. także Rede von Bundespräsident Richard von Weizsäcker bei der Gedenkveranstaltung im Plenarsaal des Deutschen Bundestages zum 40. Jahrestag des Endes des Zweiten Weltkrieges in Europa.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »