Jeden z facebookowiczów zwrócił uwagę na nowy projekt IPN. Informację na ten temat zatytułowano: „Będzie śledztwo IPN w sprawie niemieckiego obozu w Ravensbrück“. W tekście użyto określenie, przeciw któremu występuję od dawna, ale – jak widać – bezskutecznie. Mam na myśli „pseudomedyczne eksperymenty“, którym obozowi lekarze poddawali więzione kobiety. Określenie to jest niewłaściwe, można nawet powiedzieć, że prowadzi do dezinformacji i pośrednio osłabia straszny charakter tych występków.
Od kilku dobrych lat staram się zwalczać błędne określenia, których używa się w polskiej historiografii lub przestrzeni publicznej. Do jednych z nich należą „eksperymenty pseudomedyczne“. Moim zdaniem ten termin powinien trafić na listę wadliwych kodów pamięci.
Czynów tych dokonywali zawodowi lekarze, często o wysokiej w swym środowisku pozycji, uznanym dorobku. Nie byli pseudomedykami, wiejskimi felczerami, domorosłymi uzdrowicielami, czy znachorami. I to właśnie było najstraszniejsze! Wybitni lekarze, z pewnością wielokrotnie ratujący wcześniej zdrowie i życie ludzi, decydowali się na wykonywanie okrutnych doświadczeń na innych ludziach, w ich oczach istotach niższych, podobnych zwierzętom z laboratoriów. Torturowali, bo tak to trzeba nazwać, osoby pozbawione wszelkich praw i możliwości odmowy, łamiąc przy tym wszelkie zasady swego zawodu i postępowania ludzkiego.
Ich postępowanie budzi większą grozę i obrzydzenie niż działania jakichś „pseudomedyków”, co sugeruje wyżej przytoczone określenie – nie pochodzących ze środowiska lekarskiego Niemiec, jednego z najlepszych w Europie tamtych czasów. By podkreślić, że zbrodnie te na sumieniu mają zawodowi lekarze, pełnoprawni członkowie cechu Hipokratesa, niemiecka Fundacja „Stiftung, Verantwortung und Zukunft” konsekwentnie używa określenia „eksperymenty medyczne” (medizinische Experimente).
Dokonywano ich w obozach koncentracyjnych i zagłady w czasie II wojny światowej, w Auschwitz-Birkenau, na Majdanku, w Dachau, Ravensbrück, Buchenwaldzie i innych. Uznawane są za zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciw ludzkości. Wyróżnia się generalnie pięć kategorii takich doświadczeń: pierwsza z nich służyła celom wojskowym, drugą wykorzystywano dla zbadania rasowo-higienicznych koncepcji ideologii narodowosocjalistycznej, trzecia dotyczyła chorób zakaźnych, natomiast czwarta spraw terapeutycznych. Do piątej zaliczono pozostałe, dokonywane na mniejsza skalę doświadczenia medyczne.
Dla wszystkich wymienionych kategorii wspólne było to, że dokonywano ich z wielkim okrucieństwem, gwałcąc najbardziej elementarne zasady humanitaryzmu, etyki i deontologii lekarskiej, zasady sumienia i zwykłej litości. Eksperymenty te przeprowadzano bez zgody osób im poddawanych. Stosowano je wobec mężczyzn, kobiet i dzieci. Ich ofiary nie miały żadnych faktycznych i prawnych możliwości obrony, były niejako wyjęte spod prawa i poddane niewolniczo zbrodniczym lekarzom i ich współpracownikom. Traktowano je faktycznie jak zwierzęta, które wykorzystywano w badaniach w laboratoriach poza światem kolczastych drutów.
Zbrodnicze eksperymenty przeprowadzano w ciężkich warunkach, nie licząc się z zagrożeniem życia i zdrowia więźniów. Większość osób poddanych eksperymentom zmarła w czasie ich trwania albo niedługo później w wyniku skutków działań lekarzy. Jeśli udało się im przeżyć, częstokroć stawały się kalekami na resztę swego życia. Powszechną konsekwencją były głębokie urazy psychiczne.
Możliwość eksperymentowania na ludziach wykorzystywały bez skrupułów niemieckie koncerny chemiczne, by wypróbować nowe preparaty medyczne i lekarstwa. Obciąża to także je odpowiedzialnością za praktyki, których dopuszczali się lekarze w obozach koncentracyjnych.
Między grudniem 1946 r. a sierpniem 1947 r. przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze odbył się proces niemieckich lekarzy, którzy w latach wojny dokonywali zbrodniczych eksperymentów. Wyrok ogłoszono w dniach 19-20 sierpnia 1947 r. Większość oskarżonych skazano na karę śmierci. Wtedy też po raz pierwszy świat dowiedział się o ogromie popełnionych przez nich zbrodni.
Jednym z obserwatorów procesów był Alexander Mitscherlich, który pod wrażeniem rozprawy napisał pierwsze opracowanie poświecone zbrodniczym eksperymentom medycznym pt. „Nieludzka nauka” (Wissenschaft ohne Menschlichkeit). Wokół książki zapadło głębokie milczenie, w księgarniach nie można było jej znaleźć. Sam autor przypuszczał, że dużą część nakładu po cichu wykupiła Niemiecka Izba Lekarska, która nie chciała zaakceptować zbrodni tak wielu lekarzy w niej zrzeszonych. Publikacja ukazała się ponownie w RFN dopiero w 1960 r. (polskie wydanie w 1963 r. pt. Nieludzka medycyna). Jej autor wielokrotnie spotykał się z niechęcią środowiska lekarskiego, nie mógł znaleźć zatrudnienia na żadnym uniwersyteckim wydziale medycznym.
Natomiast określenie „eksperymenty pseudomedyczne” pojawiło się, by zdjąć odium zbrodni z niemieckiego środowiska lekarskiego, zrzucić odpowiedzialność i hańbę na grupę osób, która, jak sugerowano, nie miała rzekomo z prawdziwą medycyną nic wspólnego. Było więc instrumentem w działaniach zaprzeczających głębokiemu zaangażowaniu w nazizm niemieckich elit. Warto dodać, że pełny zapis procesu lekarzy przez wiele lat w RFN nie był dostępny, upubliczniono go dopiero pod koniec lat 90. XX wieku.
Używanie tego określenia dziś, tak jak robi to IPN, jest błędem, dowodzącym że osobom zaangażowanym w ten projekt przydałaby się szeroka kwerenda biblioteczna (stan badań jest ogromny), a po niej intensywna lektura. Inną kwestią, także wartą dyskusji, jest, jakie efekty miałoby przynieść śledztwo prokuratorów IPN w tej sprawie.
Zob.
Nieludzka medycyna: dokumenty procesu norymberskiego przeciwko lekarzom, wydali i opatrzyli koment. Alexander Mitscherlich i Fred Mielkem, przedm. do wyd. pol. Jerzy Sawicki, z oryg. niem. tł. Adam Bukowczyk, Warszawa: Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, 1963.
Krzysztof Ruchniewicz, Polskie zabiegi o odszkodowania niemieckie w latach 1944/45–1975, Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 2007.
Tobias Freimüller, Alexander Mitscherlich. Gesellschaftsdiagnosen und Psychoanalyse nach Hitler, Göttingen: Wallstein Verlag, 2007.
Martin Dehli, Leben als Konflikt. Zur Biographie Alexander Mitscherlichs, Göttingen: Wallstein Verlag, 2007.
Badania prowadzone w nazistowskich obozach koncentracyjnych miały na celu poszerzenie ówczesnej wiedzy medycznej – z tego punktu widzenia są więc „eksperymentami medycznymi”. Wszelkie inne określenia w tym przymiotnik „pseudomedyczne”, obniżają grozę działań, które te eksperymenty stanowiły. Umniejszają również znaczenie ofiar (ludzie i zdrowie), sugerując, że byli ofiarami czegoś „pseudo” – a więc wydarzeń, zjawisk czy rzeczy, które na prawdę nie występują (za słownikiem jęz. polskiego). Co ciekawe, hasło „eksperymenty pseudomedyczne”, nie ma zastosowania w przypadku eksperymentów prowadzonych przez jednostki japońskie na żołnierzach amerykańskich czy australijskich. Tu literatura mówi wyraźnie o „eksperymentach medycznych”.
Roboczy fragment tekstu:
„Doświadczenia medyczne w obozach koncentracyjnych nie były nie-naukowe, tylko pozbawione wszelkich hamulców moralnych. Uwaga – znana sprawa przeprowadzonego w 1942 roku w Chicago eksperymentu, gdy zarażono malarią nic o tym nie wiedzących 400 więźniów. W Niemczech ważne założenie, że skoro rasy gorsze, to mogą one zostać wykorzystane do eksperymentów medycznych. Wynikiem były eksperymenty prowadzone na więźniach obozów koncentracyjnych, jeńcach i osadzonych w Heil- und Pflegeanstalten. J. Mengele prowadził badania nad bliźniętami. O badaniach tych pisał przed wojną polski lekarz, Karol Mikulski: „Najmłodszą gałęzią wiedzy, wyłaniającą się dopiero w ostatnich latach, jest nauka, zajmująca się badaniami bliźniąt, którą w dalszym ciągu nazywać będziemy gamelliologią. Gamelliologia zasługuje już dziś całkowicie na na szczytną nazwę nauki, stanowiąc oddzielną dyscyplinę wiedzy, tak ze względu na stosowane metody badawcze, jak i materiał naukowy, którym się zajmuje”. Gemalliologia miała umożliwić zweryfikowanie wpływu czynników dziedzicznych i środowiskowych. Mikulski postulował, powołując się na profesorów Borowieckiego i St. Pieńkowskiego, utworzenie w Polsce specjalnego instytutu do badań nad dziedzicznością, który zajmie się badaniami nad bliźniętami. Wysoko oceniał badania metodą seryjną (czyli na seriach bliźniąt), polegającą na zestawieniu zbieżnych i rozbieżnych przypadków występowania określonej cechy, żałując że sam nie ma możliwości tworzenia takich serii (K. Mikuski 1937: 3, 7, 15). Mengele tworzył będzie takie serie w obozie w Auschwitz.
Równocześnie wprowadzono w Niemczech przepisy na wysokim poziomie chroniące pacjentów przed eksperymentami, a w 1933roku wprowadzono kolejne – ograniczające eksperymenty na zwierzętach. Obok tego rozwinięto szeroko badania na „podludziach”: podciśnienie, wyziębienie, tyfus, Sulfonamid-, transplantacja kości, Phlegemon, malaria, gruźlica, gazy trujące/ Kampfstoff. Mengele eksperymentujący na bliźniakach, Johann Kremer badający działanie gruczołów wydzielniczych zabijanych wskazanych przez niego więźniów (R. Jütte i in. 2011: 129-130).”
Zastanawiam się, czy słowo „pseudomedyczny”, niezależnie od jego genezy, rzeczywiście uznać można za „wadliwy kod pamięci”. Zawiera sugestię, że zbrodnicze eksperymenty były błędem z medycznego punktu widzenia i nie mogły doprowadzić do postępu w nauce. Jest ono zatem formą dodatkowego potępienia zarówno czynów, jak sprawców.
Natomiast termin „eksperyment medyczny” ma również swoje ułomności. Po pierwsze, wydaje się niebezpiecznie pojemny, stawiając na jednej płaszczyźnie testy dokonywane na zwierzętach, na grupach ochotników świadomych ryzyka (inna rzecz, że okazji do nadużyć jest tu mnóstwo), a wreszcie na niewolniczych królikach doświadczalnych. Po wtóre, zawiera w sobie sugestię racjonalności podobnych działań, co może być odczytane jako usprawiedliwienie czynów zbrodniczych wprawdzie, ale w wymiarze jednostkowym, potencjalnie wszakże oferujących korzyści zbiorowości – poprzez wskazanie nowych możliwości terapii. Boję się takich usprawiedliwień. Tak czy owak rzecz wymaga namysłu…