Każdy z nas, uczestników lub obserwatorów nowoczesnych mediów, spotkał się z trollingiem. Wystarczy otworzyć internetowe wydanie jakiejś gazety i zajrzeć na fora internetowe pod dowolnym artykułem. Ilość obraźliwych wpisów jest zastraszająca i rodzi pytanie o kondycję psychiczną autorów. Anonimowi hejterzy swoją działalność mają w dodatku za praktykowanie wolności słowa. To chyba jedno z największych i najgłupszych nieporozumień. Jak bumerang wraca wiec pytanie, co z tym zrobić, jak temu przeciwdziałać. Czy apel o szacunek w sieci to tylko kolejne przysłowiowe wołanie na puszczy? W każdym razie coraz cześciej się o tym dyskutuje. Podejmowane są również pewne przeciwdziałania. Eryk Mistewicz, niestrudzony popularyzator TT w Polsce, zaproponował „Dekalog antrytrollingu“, z którym warto się zapoznać.
Przed kilku miesiącami próbowałem usunąć z sieci obraźliwe dla mnie i mojego kolegi wpisy. Odkryłem je przypadkowo. Umieszczono je na jednym z portali ważnej gazety. Najpierw skontaktowałem się z jego administratorem. Poinformował mnie, że za treść odpowiedzialny jest autor i to on może usunąć tekst.
Autor, skryty rzecz jasna pod pseudonimem (z nazwiskami występują jedynie osoby „rozpracowywane“), raczył mi odpowiedzieć. Najpierw zostałem pouczony, o jakie forum chodzi i co się w jego profilu mieści (oczywiście same szczytne cele, nie obrzucanie innych błotem), a potem otrzymałem wykładnię wolności słowa:
(…) Internetowe fora tym się różnią od naukowej, czy medialnej polemiki, że dyskusja odbywa się w gronie znajomych i nie jest wyrazem opinii właściciela serwerów, czy innej osoby prawnej, która słowami użytkownika forum reprezentuje linię programową. Kasowanie wpisów, tylko dlatego, że ktoś poczuł się urażony prywatną opinią na jego temat byłoby rażącym naruszanie wolności dyskusji. Nie znam Szanownego Pana i nie mam pojęcia, czy użyte słowa są obelgą, czy też zostały wyrażone wskutek Szanownego Pana działania, bądź zaniechania działania. Cenzurowanie forum stanowiłoby powrót do minionego okresu komuny i urzędu cenzorskiego.
Mnie ta osoba nie zna, ale jak widać zakłada, że co przyjdzie do głowy uczestnikowi takiej „polemiki“ musi być prawdą. Wszak to „grono znajomych“. Wolność słowa jednych, rozumiana tu jako możliwość kolportowania nieprawdziwych informacji, zderza się z prawem do godności osobistej drugich. Tym ostatnim pozostaje machnięcie ręką lub tłumaczenie się (że się nie jest osłem lub złodziejem). Czy gdyby takież opinie opatrywane były nazwiskami byłyby równie chętnie powielane? Z pewnością nie w takiej obcesowej, nieraz wulgarnej formie.
Takich przypadków mogę przywołać więcej. Wniosek może być taki, że niezależnie od tego jaką głupotę umieszczamy, mieści się to w ramach chronionej wypowiedzi prywatnej (choć rozchodzi się w sposób często nieograniczony), a do osoby zaatakowanej należy podjęcie tematu i obrona. Administrator forum ogranicza swe funkcje do czysto technicznych, co jest bardzo wygodne.
Na moim blogu, jak najbardziej prywatnym, by odsunąć hejterów, ograniczyłem możliwość zamieszczania komentarzy. Wiele osób było zdziwione taką decyzją. Uważali, zapewne słusznie, że reakcji byłoby więcej, gdyby nie wymóg przedstawienia się z imienia i nazwiska. Tylko jakie byłyby to reakcje? Co wnosiłyby do meritum poruszanych spraw? Decyzji nie zmieniłem, dzięki temu – takie mam wrażenie – udało mi się utrzymać pewien poziom debaty.
Z ciekawą propozycją przeciwdziałania trollingowi wystąpił znany popularyzator TT w Polsce, specjalista mediów, Eryk Mistewicz. Swe przemyślenia sformułował w 10 podejściach (sam nazwał to „dekalogiem antytrollingu“). Warto poświęcić im nieco czasu i wczytać się w ogólne przesłanie. Myślę zresztą, że te dwa elementy „wczytać się“, „poświęcić więcej czasu“ mogą być nicią przewodnią jego propozycji. Nie chcę się rozwodzić nad fenomenem trollingu, są do tego bardziej powołane osoby a liczba publikacji rośnie w miarę rozwoju zjawiska. Jednak z większym dystansem powinniśmy podchodzić, taki wyciągam wniosek z lektury tego tekstu, do zastanych w sieci informacji, ich ewentualnego dalszego wykorzystania.
Moje zainteresowanie wzbudziły szczególnie punkty 4, 5 i 8. Pierwszy z nich dotyczy brania w obronę osób zaatakowanych przez trolli. Można to czynić w różny sposób. Realizuję ten punkt już od jakiegoś czasu. Wielokrotnie zwracam uwagę studentom na zasady przemyślanego korzystania z internetu, aktywnego uczestniczenia w jego ofercie. Chętnie sprzeczam się na argumenty, unikam „osobistych wycieczek“. Myślenie w kategoriach ostrych podziałów jest dzisiaj wszechobecne. To wynik „jałowości“ myślenia, pośpiechu i konieczności skrótowego wyrażania stanowiska, może też wyścigu na lajki.
Polemika z argumentami – choćby wziętymi z sufitu – wymaga i cierpliwości i większego zaangażowania. Czy nie za szybko się irytujemy i rezygnujemy z podjęcia rzeczowej dyskusji? I ostatni punkt. Kilka dni temu zrobiłem „przegląd“ moich kontaktów na TT. Zablokowałem ok. 50. Korzyści nie miałem z nich żadnych, spamowały tylko moje konto, czasem wkurzały. Może warto od czasu do czasu zrobić taki krok – w końcu nie chodzi tu o ilość tych kontaktów, lecz jakość. W pełni zgadzam się z Mistewiczem:
Rozstań się z nadawcami operującymi kłamstwem, propagandą, wprowadzającymi niepotrzebne emocje, nieszanującymi innych ludzi — nawet jeśli od czasu do czasu zdarza im się przekazać coś ważnego. Trudno. Zrobisz w ten sposób w swoim świecie miejsce (znajdź miejsce) dla tych, którzy mówią cicho, ale za to z większym sensem.
Zob. także
Małgorzata Wanke-Jakubowska, Zasady savoir-vivr’u są niezmienne. Przeciw „tykaniu“ w sieci, „Wszystko co najważniejsze“, 18.03.2016.
Daniel Jachyra, Trollowanie – antyspołeczne zachowania w internecie, sposoby wykrywania i obrony, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego. Studia Informatica“, 2011, nr 656, s. 253-261.
Justyna Kwiecień, O trollach internetowych słów kilka, „socjomania“, 21.01.2013.
Marta Juza, Hejterstwo w komunikacji internetowej: charakterystyka zjawiska, przyczyny i sposoby przeciwdziałania, w: Profilaktyka społeczna i resocjalizacja, 2015, t. 25, s. 27-50.