W sprawie popularyzacji historii słów kilka

W

Popularyzowanie historii w epoce internetu nie należy do łatwych zajęć. Jest to chyba paradoks naszych czasów. Przecież bez większych problemów można dzielić się różnego typu informacjami, służą do tego portale streamingowe (audio czy wideo) czy blogi. Jednak to nie zawodowi historycy biorą na siebie główny ciężar edukacji historycznej, a różnej maści amatorscy specjaliści od „historii ciekawostkowej”. Często za nic nie mają ustalenia naukowe, ich „prawda objawiona” musi być na wierzchu. Dawno zostały już przekroczone granice przyzwoitości i odpowiedzialności za słowo i przekaz, nie ma też wystarczających mechanizmów weryfikacji. Podważanie dorobku naukowego jest na porządku dziennym. Czy obraz „szalonych husarzy pędzących na dinozaurach” ma zawładnąć naszą debatą historyczną?

Dylematy popularyzatorów

Pretekstem do włączenia się do dyskusji i podzielenia się kilkoma refleksjami stał się dla mnie wpis blogera i popularyzatora nauki Piotra Tafiłowskiego pt. „O historii”. Autor zwrócił uwagę na popularyzowanie historii przez badaczy, związane z tym kłopoty z hejterami, aż w końcu brak czasu pracowników akademickich na takie działania. Swe obserwacje dodatkowo podparł różnymi artykułami i wywiadami.

Wskazane przez P. Tafiłowskiego problemy nie wyczerpują tematu. Traktować je jednak można jako zaproszenie do dyskusji. Dodać należałoby na przykład kształcenie na kierunkach historycznych, zachęcanie przyszłych historyków do większej aktywności w internecie i wyposażanie ich w potrzebne do tego kompetencje, aż w końcu promocję działań popularyzatorskich przez ministerstwo nauki i edukacji w związku z ewaluacją dyscyplin (opis wpływu).

Brak zainteresowania popularyzacją i zrozumienia dla nowych mediów

Przed kilkoma miesiącami postanowiłem przekonać się, na ile koleżanki i koledzy historycy aktywnie udzielają się w internecie, tworząc blogi, podcasty czy videoblogi. W tym celu postanowiłem stworzyć wykaz tych aktywności. Uruchomiłem stronę internetową, gdzie na bieżąco wprowadzam nowe adresy.

Obraz tych działań nie skłania do optymizmu. Zawodowych (akademickich) historyków można policzyć na palcach jednej ręki, trochę lepiej jest z absolwentami historii. Mogę zaryzykować twierdzenie, że mimo bujnego rozwoju nowych mediów w ostatniej dekadzie, historycy nie odkryli ich dla swojej pracy, nadal traktują je z przymrużeniem oka i widzą w nich stratę czasu (rzecz jasna poza prywatnymi kontami na FB :).

Ponieważ nie ma osobnych zajęć kursowych poświęconych różnym formom popularyzacji historii w tym medium, brak jest solidnego fundamentu i zrozumienia dla tych aktywności.

Pandemia nowym przełomem

Pandemia obok wielu ważnych kwestii pokazała jeszcze jedną. Obnażyła w całości nasze nieprzygotowanie do poruszania się w internecie. Z dnia na dzień musieliśmy przejść z nauczania stacjonarnego na zdalne. Część z nas nie potraktowała tego jako szansy na zdobycie nowych kompetencji, wręcz odwrotnie.

Pojawiły się głosy sprzeciwu, wołania o powrót do starych czasów (do dzisiaj niektóre osoby nie potrafią odpowiednio ustawić kamerkę czy dobrać światło, dla wielu mikrofon zewnętrzny pozostaje zbędnym zakupem itd.). Nasi studenci to obserwują, biorą z nas przykład. Jednocześnie internet zaroił się od różnego rodzaju troglodytów historycznych, piewców teorii spiskowych, pseudohistorycznych szarlatanów od alternatywnych dziejów.

Próby nielicznych, by wdać się z nimi w merytoryczną polemikę, nie są w żaden sposób satysfakcjonujące. Zamiast wymiany argumentów, często spotykają się z wulgarnym hejtem.

Zadania społeczne naukowców

Jedną z oczywistości, o której się dzisiaj jakby się nie pamięta, są przypisane nam zadania społeczne. Należą do nich m.in. dzielenie się wiedzą. Jest to umowa między nami a społeczeństwem. Pieniądze, które otrzymujemy na badania, nie są jakimś podarunkiem, lecz zobowiązaniem.

Dlatego dla mnie nie ma dylematu, o którym pisał we wpisie Piotr Tafiłowski, czy to robić. Pozostaje tylko jak. Paradoksalnie ostatnia ewaluacja może wpłynąć inspirująco na naszą aktywność popularyzatorską. Trzecia część ewaluacji, opis wpływu, ma zawierać dokonania właśnie na tym polu. Jestem bardzo ciekaw wyników.

Nie potrafię sobie wyobrazić badania takiego czy innego problemu bez dzielenia się uzyskanymi wynikami w różnej formie, także przystępnej dla osób spoza kręgu historyków. Gdybyśmy z tego zrezygnowali, nauka jako społecznie użyteczna działalność, nie miałaby sensu. Nawet bogatych społeczeństw nie stać na taki luksus.

Konieczne wsparcie

Ofiary hejtu nie powinny być pozostawione bez pomocy ze strony środowiska. Ale jak mogą ją otrzymać, skoro część z nas nawet nie ma zielonego pojęcia o tego rodzaju sytuacjach?

Wydaje mi się, wnioskowałem to już przy wielu innych okazjach, że przemyślenia wymagają programy studiów, dostosowanie ich do wyzwań rewolucji informatycznej, stworzenie platformy do wymiany między specjalistami a internetowymi popularyzatorami.

Krótko wsparcie i intensywna wymiana doświadczeń. Tylko w ten sposób uda nam się wyjść z murów uczelni, wziąć odpowiedzialność za poziom debaty historycznej, nie bojąc się konfrontacji z różnej maści historycznymi magikami.

O autorze

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Wstaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Krzysztof Ruchniewicz

professor of modern history, blogger - @blogihistoria and podcaster - @2hist1mikr. Personal opinion

Newsletter „blogihistoria”

Zamawiając bezpłatny newsletter, akceptuje Pan/Pani zasady opisane w Polityce prywatności. Wypisanie się z prenumeraty newslettera jest możliwe w każdej chwili.

Najnowsze publikacje

Więcej o mnie

Kontakt

Translate »