Jedną z ostatnich czynności służbowych (Diensthandlung) Hansa Golombka, kierownika wydziału Europy Środkowo-Wschodniej w Niemieckiej Centrali Wymiany Akademickiej (DAAD) przed odejściem na emeryturę było przekazanie mi trzech krawatów z logo DAAD: żółtego, niebieskiego i czerwonego. Krawaty nadeszły, a zatem powinny zawisnąć… nie było już możliwości wykrętu. Z żółtym w kieszeni wybrałem się więc do stolicy, by uczestniczyć w pożegnaniu Hansa.
Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy\’ego Brandta zorganizowało wczoraj piękną uroczystość. Nawet pogoda (i to trzeba w deszczowym czerwcu docenić ) dopisała: było ładnie, ale też w odpowiednim czasie (wygłaszanie pożegnalnych przemówień) spadł deszcz. Krople deszczu i łzy zlały się w jedno na niektórych przynajmniej twarzach… Potem znów się wypogodziło. A bohater uroczystości, uśmiechnięty, w świetnej formie zmuszał do zastanowienia się, czy aby na pewno sztywny termin przechodzenia na emeryturę powinien być stosowany bez wyjątków.
Co sprawia, że Hans Golombek powszechnie zjednuje sobie szacunek i sympatię? Jakie były jego \”polskie ścieżki\”?
Hans Golombek jest bowiem od wielu lat związany z Polską i sprawami polskimi. W 1997 r. w Warszawie budował od podstaw przedstawicielstwo DAAD i był jego pierwszym dyrektorem (do 2004 r.). Od samego początku zależało mu na nawiązaniu dobrej współpracy między nową placówką a uczelniami polskimi. W szybkim tempie stworzył sieć dobrze ze sobą współpracujących uczelni i naukowców z Polski i Niemiec. W kontekście polskich aspiracji do przystąpienie do Unii Europejskiej te działania – podejmowane niejednokrotnie w sposób bardzo dyskretny i z wielkim taktem – przełamywały różne trudności, pozwalały budować partnerskie relacje w nowej sytuacji. Ważnym polem działalności warszawskiego przedstawicielstwa było czuwanie nad programem stypendialnym dla pracowników naukowych i studentów. Nie sposób zliczyć wszystkich naukowców różnych generacji oraz studentów z różnych uczelni w Polsce, którzy na zaproszenie DAAD wyjechali do RFN na pobyty naukowe. Świetnym doradcą w tych sprawach był zawsze Hans. Zwracał uwagę na zawiłości procesu kwalifikacyjnego, uczył składania podań, zachęcał do doprecyzowywania zamierzeń badawczych. Innym polem jego działalności było wspieranie polskiej germanistyki, zwłaszcza poprzez delegowanie tzw. lektorów oraz asystentów językowych. Z tej możliwości uczelnie w naszym kraju korzystają do dzisiaj. Jak ważna to była część pracy Hansa można się było przekonać wczoraj. Duża liczba byłych i obecnych lektorów i asystentów językowych, obecnych na spotkaniu dowodziła skali tego projektu.
Bez wątpienia jego największą zasługą było utworzenie na Uniwersytecie Wrocławskim Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy\’ego Brandta. Od samego początku bardzo pozytywnie był nastawiony do wrocławskiego kandydata, a po utworzeniu Centrum wspierał je wielokrotnie swym doświadczeniem i radą. Centrum stale cieszyło się pomocą i zainteresowaniem z jego strony. To dzięki jego pomocy wrocławska jednostka otrzymała znaczne środki na zakup literatury naukowej, prowadzenie nauki języka niemieckiego, oraz stypendia zagraniczne dla pracowników oraz studentów.
Hans lubił działać w sposób nieszablonowy. Łączył cechy powszechnie kojarzone jako \”niemieckie\”: wielką pracowitość, dokładność, dbałość o procedury z \”polską\” wrażliwością, fantazją, emocjonalnym zaangażowaniem. Dla Hansa praca nie kończyła się o przysłowiowej 17.00, a tydzień w piątek. Gdy działo się coś ważnego, można było na niego liczyć niezawodnie.
Osobiste związki Hansa Golombka z Polska i krajami Europy Środkowo-Wschodniej są zresztą o wiele wcześniejsze niż zawodowe. W latach 70. studiował w Monachium i Marburgu politologię, historię Europy Wschodniej, slawistykę oraz pedagogikę. W 1977 r. zdał pierwszy egzamin państwowy, który upoważniał go do podjęcia pracy w szkole (dwa lata później zdał drugi egzamin tego rodzaju). W Brunszwiku nauczał historii, propedeutyki oraz rosyjskiego. W latach 1980-82 prowadził w Brunszwiku i Kolonii zajęcia z języka niemieckiego dla uchodźców z Polski. Był to – jak się wydaje – szczególny okres w jego biografii. Wszystko wskazuje na to, że kontakty z polskimi emigrantami, ich opowieści o opozycji antykomunistycznej, współczesnym społeczeństwie polskich, wielkich Polakach tamtych czasów wywarły na nim duże wrażenie, postanowił bardziej zainteresować się losami Polski i Polaków. W 1981 r. w Bonn wstąpił do DAAD, którego aktywnym członkiem jest do dzisiaj. W 1982 r. podjął pracę w DAAD. Początkowo pracował w referacie zajmującym sie gromadzeniem informacji i opracowaniem różnych dokumentacji. Z racji dobrej znajomości języków słowiańskich w następnych latach przygotował broszury informacyjne oraz poradniki dla studiujących w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
W 1990 r. awansował na kierownika referatu ds. \”krajów reformujących się\”, jak Polskę, Węgry, Bułgarię i rychło podzieloną Czechosłowację. W następnych latach DAAD powierzyła mu zadanie utworzenia referatu zajmującego się całą Europą Środkowo-Wschodnią. Z zadania tego wywiązał się znakomicie, w 1997 r. DAAD powierzyło mu utworzenie swego przedstawicielstwa w Warszawie. Stworzył je od podstaw, umocował w sieci kontaktów z polskim środowiskiem naukowym. Po powrocie z Polski w 2004 r. objął ponownie kierowanie referatem Europy Środkowo-Wschodniej. W tym roku, 30 kwietnia przeszedł na emeryturę.
Dla każdego państwa ważną rzeczą jest pozyskanie życzliwych ambasadorów jego spraw zagranicą. Bez wątpienia taką rolę pełnił w Niemczech Hans Golombek, zyskując naszą wdzięczność i uznanie. Skromny, pracowity, wrażliwy to tylko niektóre cechy. Można do nich dodać ciekawość spraw sąsiada, ogromne oczytanie, umiejętność cieszenia się z osiąganych przez polskich partnerów sukcesów, wielką otwartość i przychylność w kontaktach, poczucie humoru. Pozwolę sobie wyrazić nieśmiałą nadzieję, że gdy już nieco znudzą go uroki życia emeryta, całkowicie społecznie – non profit i ad maiorem Dei gloriam – wesprze czasem dobrą radą polskich przyjaciół…
A krawaty? Dołączyły do innych w szafie. Ile razy któryś z nich założę (choć firmowe nie są wcale szpetne), będzie mi się przypominał Hans i ten czerwcowy dzień w Warszawie.