Nowy polski rząd nie bardzo potrafi lub nie chce znaleźć wspólnych tematów w rozmowach z niemieckim partnerem. Minęło kilka miesięcy od przejęcia władzy przez PiS i po ogólnych deklaracjach utrzymania dobrych stosunków, niczego konkretnego nie zaproponowano. Pogorszyła się za to atmosfera w relacjach, tu i tam odgrzebano antyniemieckie resentymenty, a za Odrą wezbrała fala krytycznych komentarzy o rządach PiS.
„Przyroda chroni tych, którzy są częścią tej krainy“
Przed wyjazdem na wakacje otrzymałem pięknie wydany katalog wystawy zdjęć „1957. Ełk w obiektywie Giseli i Klausa Skibowskich“. Autorem tekstów towarzyszących fotografiom jest znany niemcoznawca i pracownik naukowy Muzeum Historycznego w Ełku, Rafał Żytyniec, a wydawcą wspomniane muzeum. Przed wielu laty miałem okazję poznać autora zdjęć i jego przemiłą żonę. Okazją były moje studia nad biografią pierwszego kanclerza RFN, Konrada Adenauera. Klaus Skibowski, dziennikarz niemiecki, utrzymywał z kanclerzem różnorodne kontakty, pisał też na jego temat. Z ciekawością sięgnąłem więc do katalogu, by poznać inne oblicze małżeństwa Skibowskich. Ich pasją było robienie zdjęć, które dzisiaj moglibyśmy zaliczyć do tzw. Street Photography.
Pomnik, który straszy
Pomnik żołnierza polskiego i niemieckiego antyfaszysty (Denkmal des polnischen Soldaten und des deutschen Antifaschisten) w centrum Berlina-Friedrichshain w tzw. zwykły dzień gromadzi młodych entuzjastów jazdy na rolkach lub deskorolkach. W internecie aż roi się od stron na ten temat. Jedynie w dni rocznicowe miejsce to zmienia się na kilka chwil i przypomina o swym faktycznym przeznaczeniu. Zabawa usuwa się w cień, na scenę wkracza powaga, wręcz celebra. Nie ulega wątpliwości, że pomnik ten należy do instalacji, które już dawno przestały odgrywać rolę na mapie świadomości i pamięci związanych z relacjami polsko-niemieckimi. Nie jest to powszechnie akceptowane. Od kilku już lat czynione są starania, by zmienić ten stan zapomnienia i nieprzystawalności tego obiektu do obecnych czasów. Pojawiły się m. in. koncepcje, by w tym miejscu utworzyć centrum spotkań polsko-niemieckich.
Polonia non leguntur? A może inaczej: historycy do biblioteki!
Z pewnym opóźnieniem przeczytałem artykuł Pawła Żytyńca pod wymownym tytułem: „Polonia non leguntur” (\”Tygodnik Powszechny\”, 2013, nr 20, s. 26–27). Zastosowane w artykule uogólnienia i wnioski wymagają uzupełnienia. A swoją drogą czasem wystarczą konwencjonalne oceny, mówiące wprost o nieuctwie i ignorancji, w tym przypadku twórców serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Czy konieczne jest tu szukanie tzw. drugiego dna?