Nie ustają dyskusje o zmianie kierownictwa w Muzeum II wojny światowej. Nie miałem dotąd okazji pisać na ten temat. Czynili to natomiast wielokrotnie moi koledzy, wyrażając krytyczne opinie o działaniach ministra P. Glińskiego, które w pełni podzielam. Wczoraj wziąłem udział w ciekawej dyskusji na temat ukazania II wojny w podręcznikach szkolnych siedmiu krajów. Jej organizatorem było Kolegium Europy Wschodniej we Wrocławiu oraz warszawski Ośrodek „KARTA“. Dyskusję poprzedziło zwiedzanie wystawy, na której pokazano fragmenty tekstów i zdjęcia z tych podręczników. W pełni uwidoczniła ona zróżnicowanie podejść i perspektyw w przedstawieniu tego tematu. Ataki na Muzeum, które za cel postawiło sobie pokazanie całości problematyki wojennej oraz umieszczenie w niej polskiego doświadczenia, tym silniej sprawiają wrażenie jakiegoś totalnego oderwania nie tylko od stanu badań, potrzeb muzealnictwa w Polsce, zainteresowań odbiorców, ale po prostu od zdrowego rozsądku, nie mówiąc o elementarnej uczciwości i szacunku dla wszystkich zaangażowanych w gdański projekt. Już sam tryb powstawania opinii na temat projektu wystawy i ich zawartość, świadczą o pozamerytorycznych przesłankach akcji Ministerstwa. Pominę tu kwalifikacje autorów owych opinii, bo temat ten był już wielokrotnie podejmowany.
Pomnik, który nie straszy
Od wielu lat kierowcy szukają szybkiego dojazdu do centrum Wrocławia z podwrocławskich wsi. Główne drogi dojazdowe w godzinach szczytu są zakorkowane, a na wyjazd o 5.00 rano zdobywają się tylko najbardziej zdesperowani/zmotywowani. Drogą alternatywną, z której korzystam od dłuższego czasu, jest trasa przez Blizanowice i Trestno. Po generalnym remoncie początkowego odcinka droga jest bardzo wygodna. Wprawdzie ruch jest intensywny, ale z racji swej jednokierunkowości (rano do, a popołudniu z Wrocławia) nie obniżający płynności przejazdu. Kilka razy w tygodniu mijam więc wsie na trasie, ale dopiero ostatnio zwróciłem baczniejszą uwagę na mijane zabytki.
Przemysłowe tło artystycznego survivalu
Miasto można poznawać na rożne sposoby. Tradycyjne zwiedzanie z mapą i przewodnikiem jest tylko jednym z nich. Coraz częściej inicjowane są różne projekty artystyczne, które koncentrują się na wybranym fragmencie miejskich dziejów oraz przestrzeni i ludziach z nią związanych. Od kilku lat we Wrocławiu realizowane jest przedsięwzięcie tego rodzaju pod tytułem „Survival“. W ubiegłym roku odbyła się już jego 14 edycja pod hasłem „Warsztat pracy“. Na miejsce wybrano jedną z zabytkowych hal Fabryki Automatów Tokarskich. Artystyczne akcje tam się rozgrywające udokumentowano w katalogu, który właśnie się ukazał.
Zakrzyczane zwycięstwo
Od kilku dni jesteśmy świadkami przedziwnego spektaklu, który przypomina jakieś zbiorowe wprawianie się w trans przez jego uczestników. Krążą niby w chocholim tańcu po różnych mediach i publikatorach powtarzając, a raczej krzycząc w kółko: „zwycięstwo, godność, podmiotowość, dzielność”. Rządzący przekonują nas do ogromnego sukcesu, odniesionego w Brukseli. I nie chodzi im o fakt, iż Polak pozostanie na czele Rady Europejskiej, bo to jest klęska i zło, choć dotąd pilnie odnotowywaliśmy takie wydarzenia i dokarmialiśmy nimi nasze narodowe ego. Cieszyć się mamy z faktu, że Polska została przegłosowana 27 do 1, a jej stanowiska nikt nie poparł. Nikt w całej Unii Europejskiej! Ma to być dowód naszej moralnej wielkości i doskonałej dyplomacji?
Rzym w trzech odsłonach
W dzielnicy Rzymu EUR, jednej z najmłodszych w wiecznym mieście, bo nawet nie 100-letniej, na budynku Palazzo Uffici umieszczono imponującą płaskorzeźbę. To kamienny komiks o dziejach Rzymu i Italii. Jego autor, Publio Morbiducci (1889-1963) podzielił dzieło na trzy wyraźne części. Pierwsza dotyczy Rzymu antycznego, druga papieskiego, a trzecia stolicy zjednoczonych Włoch z ostatnim rozdziałem w postaci sceny z tryumfującym il Duce. „La terza Roma“, trzeci Rzym, faszystowska stolica wprawdzie nie powstał, jednak jego niektóre symbole (wspomniana dzielnica, płaskorzeźba, pomniki itd.) nadal są obecne w przestrzeni miejskiej.