Popularyzowanie historii w epoce internetu nie należy do łatwych zajęć. Jest to chyba paradoks naszych czasów. Przecież bez większych problemów można dzielić się różnego typu informacjami, służą do tego portale streamingowe (audio czy wideo) czy blogi. Jednak to nie zawodowi historycy biorą na siebie główny ciężar edukacji historycznej, a różnej maści amatorscy specjaliści od „historii ciekawostkowej”. Często za nic nie mają ustalenia naukowe, ich „prawda objawiona” musi być na wierzchu. Dawno zostały już przekroczone granice przyzwoitości i odpowiedzialności za słowo i przekaz, nie ma też wystarczających mechanizmów weryfikacji. Podważanie dorobku naukowego jest na porządku dziennym. Czy obraz „szalonych husarzy pędzących na dinozaurach” ma zawładnąć naszą debatą historyczną?
Kontakt z czytelnikami. Uwagi na marginesie nieopublikowanego listu
Wieloletnie tworzenie bloga naukowego ma kilka aspektów. Można dzięki temu medium przedstawiać swoje cząstkowe wyniki badań, dzielić się pomysłami i opiniami, recenzować publikacje. Często takie wpisy przybierają formę swoistego roboczego dziennika. Publikacja wpisów jest także zaproszeniem do dyskusji. Z perspektywy lat muszę przyznać, że moje pierwotne założenia sprawdziły się. Myślę, że udało się stworzyć grupę wiernych i krytycznych czytelników, którzy z życzliwością i zainteresowaniem śledzą moje zmagania z historią. W ostatnim czasie otrzymuję jednak coraz więcej listów, z których publikacji po zastanowieniu rezygnuję. Nie dotyczą sprawy poruszanej we wpisie, są motywowanym polityką czy nacjonalizmem atakiem ad personam. Jednym słowem, są wynurzeniami bliskimi wpisom trolli czy hejterów internetowych. (więcej…)
Antyblogowy wpis
Z ciekawości wrzuciłem dzisiaj do przeglądarki frazę „pisanie bloga“. W oka mgnieniu wykazała ponad 1 milion wskazań. Ich autorzy przekonywali do zakładania bloga, wskazywali wiele powodów. Jedna rzecz rzuciła mi się w oczy po pobieżnym przejrzeniu kilkunastu stron. Nie trafiłem na tekst, który by zniechęcał do założenia bloga. Pomyślałem, że to dobra okazją, by przewrotnie napisać antyblogowy wpis. Czy faktycznie – jak twierdzi wielu – pisanie tekstów na blogu jest lekkie i przyjemne?
Nieznana dziewczyna
W drodze na lotnisku w Paryżu siedziałem w metrze przez dłuższą chwilę naprzeciwko młodej muzułmanki. Miała chustę na głowie, okulary, w ręku książkę. Przez chwilę obserwowałem ją. Chciałem zrobić jej zdjęcie, jednak powstrzymałem się. Nie dlatego, że nie mogłem jej zapytać o zgodę, z tym nie mam żadnych problemów. Zrezygnowałem ze zrobienia zdjęcia, gdyż pojawił się jakiś dylemat. Jak zareaguje, czy w ogóle mogę jej zrobić zdjęcie? To tylko historia, choć można ją bez większych problemów odnieść do innych spraw. Gdzie są granice, do których możemy się posunąć? Czy może nie warto zrezygnować nawet z najlepszego ujęcia, zdjęcia, które mogło zwieńczyć moją krótką wyprawę do miasta nad Sekwaną?