Nie jest ważne, czy krótki czy dłuższy tekst, czy naukowy czy popularnonaukowy. Do każdego trzeba się solidnie przygotować, zebrać potrzebne materiały, przemyśleć konstrukcję i formę… To w końcu podstawowe problemy, przed którymi staje każdy z nas. A potem… Do dzieła! Ale tu też pojawiają się nowe wyzwania, natury bardziej technicznej. Z pewną nostalgią można wspominać lata, gdy do dyspozycji miało się jedynie kartkę i ołówek lub solidną maszynę do pisania. Czasy te minęły bezpowrotnie, choć – mimo rozwoju techniki – nieraz wracam i do tych „przeżytych“ form. Historyk musi dzisiaj łączyć dwie umiejętności. Korzystać i z tradycyjnych, drukowanych źródeł i materiałów, oraz umieć poruszać się po gąszczu cyfrowej przestrzeni. Ta ostatnia staje się coraz bardziej złożona i zróżnicowana, zbiory dostępnych materiałów przyrastają niemal każdego dnia. Stworzenie własnego workflow, by użyć tego modnego słowa, staje się koniecznością.
Walecznych 500 idzie na front
Kiedy przed rokiem (22 maja minął dokładnie rok) postanowiłem stworzyć własny blog, miałem różne wątpliwości. Nie byłem pewien, czy poradzę sobie z techniką, a zwłaszcza, czy znajdę czas na regularne zamieszczanie wpisów. Jednego się nie bałem. Blog postanowiłem poświęcić temu, czym się zajmuję i na czym się (tak mi się przynajmniej wydaję) znam. Nie miał to być kolejny blog o modzie, kuchni, publicystyce politycznej, a jeden z niewielu blogów naukowych poświęconych Niemcom i relacjom polsko-niemieckim. Do uruchomienia bloga zachęcili mnie ostatecznie moi doktoranci. Zwłaszcza jeden z nich, nieważne teraz nazwisko, w pewnym momencie zaznaczył, gdy ważyły się losy na „tak“ czy „nie“, że warto spróbować, a miarą „sukcesu“ będą reakcje czytelników, zwłaszcza te publikowane na ich blogach. Dzisiaj z rana w necie znalazłem wpis, cenionej przeze mnie pisarki i dziennikarki z Berlina, Ewy Marii Slaskiej na temat jednego z moich ostatnich tekstów. Jest to więc piękny „prezent urodzinowy“, a jednocześnie potwierdzenie słuszności stworzenia takiego bloga. Niestety, tekst Autorki jest przysłowiowym trafieniem kulą w płot.
Blogowa filozofia
Dni świąteczne pozwalają na sięgnięcie po książki, które się kupiło jakiś czas temu, ale z różnych powodów, najczęściej braku czasu, odłożyło się na później. O moim biurku i jego otoczeniu wolę nie pisać, sterty nieprzeczytanych książek piętrzą się wokół od miesięcy. Coraz częściej kupuję także książki elektroniczne. Nie zabierają miejsca, można do nich sięgnąć w każdej chwili. Wczoraj przeczytałem książkę spoza tzw. branży. Nie będzie w tym wpisie nic o zawiłościach relacji polsko-niemieckich, problemach pamięci i jej wyrażania w przestrzeni publicznej itp. Autorem książki jest bloger, Tomek Tomczyk. Jej zawartość trafnie streścił w trzech użytych w tytule słowach: pisz, kreuj, zarabiaj. Książkę przeczytałem jednym tchem. Lektura ciekawa i pożyteczna. Nawet osoby niewiele mające do czynienia na co dzień z blogiem, dowiedzą się wiele o elektronicznym świecie, bardziej obeznani znajdą kilka pomysłów na stworzenie własnego bloga lub ulepszenie już istniejącego. Być może lektura zachęci ich też do wykorzystania bloga w kontaktach biznesowych, a z pewnością uwrażliwi ich na tego typu kontakty.