Przez stulecia ukształtowały się różne alegoryczne przedstawienia państw. Szczególny wysyp tego typu wizerunków nastąpił w XIX wieku. Nowoczesne państwa narodowe wykorzystywały w niektórych wypadkach wcześniejsze wyobrażenia lub też naprędce tworzyły nowe, wzorując się na sąsiadach i sięgając do wywodzącego się z antyku koszyka akcesoriów. Także te narody, które zabiegały o własne państwo w walce ideologicznej, posługiwały się takimi obrazami. Poza nielicznymi przypadkami, państwa i narody uosabiały kobiety. Polonia, Germania, Italia, Helwecja czy francuska Marianna. Symbolizowały jedność narodu, piękno ojczyzny, jej niewinność i czystość. Pozowano je na waleczne dziewice bliskie Atenie, albo Matki Narodu, przywodzące na myśl Madonnę. Przed prawie 40 laty szwajcarska rzeźbiarka, Bettina Eichin, postanowiła nadkruszyć nieco obowiązujący w ojczyźnie Wilhelma Tella narodowy wizerunek. Umieściła na jednym z mostów w Bazylei Helwecję w niekonwencjonalnej pozie.
Helwecja to alegoryczna postać symbolizująca alpejską republikę, znaną z bogactwa, neutralności, czekolady i zegarków, ale też posądzaną o egoizm i ukrywanie brudnych pieniędzy. Stan uczuć Polaków do tego państwa w ostatnich latach kształtują ich relacje z kredytami walutowymi, tak chętnie branymi w szwajcarskiej walucie. Na monetach 1- lub 2-frankowych widnieje postać Helwecji. To postawna kobieta w długiej tunice z włócznią i tarczą herbową Szwajcarii w rękach. Włosy ma splecione w węzeł, a na czole diadem. Otacza ja okrąg z 22 gwiazd symbolizujących kantony szwajcarskiej federacji.
Jako personifikacja Szwajcarii Helwecja pojawiła się w XVII wieku. Symbolizowała jedność Szwajcarów, mimo różnic religijnych i językowych. Wyrażała też wzrost pewności siebie i suwerenny status, który potwierdziły postanowienia pokoju westfalskiego z 1648 r. Po utworzeniu Szwajcarii w 1848 r. wzrosło znaczenie symbolicznego przedstawienia państwa. Helwecja pojawiła się na monetach, znaczkach pocztowych, plakatach, książkach, stając się codzienną praktyką nacjonalizmu. Zawsze w pełnej dumy pozie, bez oznak zmęczenia, strachu czy choćby przejściowych wątpliwości, nawet bez oznak radości czy beztroski. Jej kobiecość była wydestylowana ze związków ze zwykłymi Szwajcarkami. Firmowała republikę, która długo i z oporami wprowadzała równouprawnienie polityczne kobiet. Podobnie jak jej „siostry“ z innych narodów, Helwecja stale nosiła kostium narodowej bogini. Stanowczo nie była „dziewczyną z sąsiedztwa“.
Z takim wizerunkiem Helwecji postanowiła podyskutować rzeźbiarka Bettina Eichin (ur. 1942). Stworzyła postać narodowej bohaterki, która nie przewodzi, nie wzywa do czynu, ale… odpoczywa. Siedzącą figurę Helwecji możemy oglądać na jednym z centralnych mostów Bazylei. Siedzi w mało eleganckiej pozie, patrzy zamyślona na Ren, a podwinięta suknia odsłania nogi. Płaszcz, tarcza i włócznia leżą obok. Zaraz przy nich stoi zwykła walizka, żaden tam kufer podróżny czy sakwa. Przyciąga od razu uwagę, bo stylistycznie razi w tym zestawieniu z archaicznym bojowym rynsztunkiem.
Pewnego dnia Helwecja opuszcza dwufrankówkę, – czytamy na tablicy umieszczonej obok pomnika – miesza się z ludźmi i udaje się w dłuższą podróż
Po drodze zatrzymuje się w Bazylei
Po wyczerpującej marszrucie
Przez miasto odkłada płaszcz, tarczę, włócznię i walizkę
Odpoczywa na jednym z filarów Mostu Średniego (Mittlere Brücke) i spogląda zamyślona z dół Renu (1979/80)
Odsłonięcie pomnika w 1980 r. wywołało ożywione dyskusje. Zastanawiano się nad przesłaniem artystki. Czy chciała skłonić do refleksji nad kondycją Szwajcarii? Bo czemu Helwecja zeszła z piedestału? Dlaczego jest znużona, czemu wydaje się być w rozterce? Czy za chwilę nie porzuci w ogóle włóczni, tego ciążącego jej chyba rekwizytu, i nie pójdzie dalej po prostu z walizką, szukając gdzieś dla siebie nowego miejsca (albo nie daj Boże skoczy do rzeki…)? Znaleźli się także obrońcy narodowej godności, oburzeni widokiem obnażonych do kolan nóg Helwecji, a naprawdę chyba sugestią, że chciałaby ona owe nogi wziąć za pas i zniknąć ze szwajcarskiego raju.
W jednym z wywiadów Eichin tak opowiadała o swym dziele:
Z alegorii Helwecji na naszych monetach chciałam uczynić ponownie kobietę, uwolnić ją od pomnikowego przedstawienia, pozwolić na oddech – tak samo, jak nam, kobietom. Niewiele osób zrozumiało przed 30 laty, co chciałam wyrazić za pomocą Helwecji (…). Przesłanie dzieła zostało wtedy odrzucone. Było absolutnie nagannym wyrażanie czegoś politycznego za pomocą sztuki albo zwracanie uwagi na sprawy społeczne. Sztuka z tzw. „przesłaniem” nie była uznawana za sztukę. Sztuka realistyczna była podejrzana, socjalistyczna, faszystowska a w najlepszym wypadku historyzująca (…). Sztuka jest jednak zawsze językiem, środkiem komunikacji, a ja chciałam za pomocą Helwecji opowiedzieć historię. (…) Rozbroiła się (Helwecja – przyp. Krzysztof Ruchniewicz) i odłożyła symbole panowania za siebie, walizka jest wskazówką na jej „bycie w podróży”‚ na stulecie pakowania walizek, ucieczkę i wymarsz.
Artystka chciała więc przypomnieć rodakom, że spokój i stabilność jest w świecie rzadkim doświadczeniem. Kiedy oni zażywają ich każdego dnia, miliony innych ludzi z jedną walizką próbują ratować siebie, bliskich, wybierając ucieczkę lub też opuszczają swe domy bezlitośnie wypędzani. Niektórzy z nich kierowali się i kierują do Szwajcarii. Czy staje się dla nich przystanią, domem? Warto sięgnąć do tekstów naszego „szwajcarskiego wychodźcy“, Jerzego Stempowskiego.
Z biegiem lat dzieło Eichin zaakceptowano, choć nie wszystkie jej prace potraktowano z taką otwartością (przykładem jest jej inna praca odnosząca się do katastrof ekologicznych pt. Targowe stoły, którą można podziwiać w jednym z krużganków katedry w Bazylei). Mimo upływu lat budzi odzew u oglądających. W końcu tematy dotyczące narodowych stereotypów, uchodźców i emigrantów, roli kobiet w społeczeństwie są stale żywe. Jak pokazano by w tym kontekście naszą Polonię?
Mnie się zdekonstruowana Helwecja zawsze kojarzyła tak: wyskoczyła sobie z łódki płynącej Renem i to przypatruje się epoce dekonstrukcji, po Derrida, to ucieleśnia sobą organiczne sprzeżenie między miastem a rzeką. Bo zawsze też mnie fascynowała ludyczna frajda mieszkańców Bazylei, którzy w obrębie miasta na pontonach płynęli nurtem rzeki.