Jeszcze dekadę temu służba Polaków w Wehrmachcie wywoływała spore kontrowersje. „Dziadka z Wehrmachtu“ użyto w walce politycznej, czyniąc z niego zarzut pod adresem jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich 2005 r. Brudny chwyt polityczny pozwolił jednak zwrócić uwagę na los tysięcy obywateli Polski, którzy mieszkali na terenach wcielonych do Rzeszy. Przez dziesiątki lat nie mogli otwarcie mówić o swych doświadczeniach, bojąc się niechęci, posądzeń o narodową zdradę. To właśnie ich życiu poświęcona jest wystawa prezentowana w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu pt. „Dom Spotkań Współpracy Polsko-Niemieckiej “, której organizatorami są Dom Spotkań Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz Reportaż „Grossvater war in der Wehrmacht”.
Od kilku tygodni w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu można obejrzeć wystawę „Dziadek w Wehrmachcie“. W trzech salach ustawiono plansze, które przybliżają różne aspekty tematu służby Polaków w nazistowskiej armii. Plansze wzbogacają instalacje. Można zobaczyć fragment kuchni, szkolnej klasy z uczniowską ławką. Jest też kąt w izbie z piecykiem, tzw. kozą, na którym umieszczono nadpalone zdjęcia. Ta aranżacja stanowi klucz do zrozumienia całej ekspozycji.
Autorom udało się bowiem połączyć historię i pamięć o niej. Nadpalone zdjęcia są symbolicznym, ale i namacalnym, oddaniem konieczności zniszczenia materialnych śladów i wymazania z pamięci „hańbiących“ wydarzeń z biografii członków rodziny.
Na wystawie zaprezentowano losy 48 osób. Przeprowadzono z nimi długie wywiady. Ich historie przestawiono na planszach, można je też odsłuchać. Wiele z nich mówi gwarą, co dodaje ich opowieściom autentyczności. Wspomnienia zilustrowano pamiątkami rodzinnymi: zdjęciami i dokumentami. Wystawa składa się z kilku części. Poznajemy dzieciństwo i młodość bohaterów ekspozycji, ich reakcje na wybuch wojny i powołanie do niemieckiej armii. Następnie poruszono udział w walkach na różnych frontach, konfrontację z ranami i śmiercią kolegów.
Zachowano przy tym dystans do często bardzo osobistych opowieści. Przede wszystkim podkreśla się tragiczny wymiar tych doświadczeń: przymusowy charakter wcieleń, ponoszenie ran i śmierć w obcym mundurze. Kolejnym problemem jest wstępowanie żołnierzy Wehrmachtu do armii gen. Andersa (po dezercji lub w wyniku rekrutacji w obozach jenieckich).
Ciekawie pokazano powojenne losy niedawnych żołnierzy Wehrmachtu. Pamięć o tym epizodzie w biografii wypierano, próbowano zapomnieć lub przynajmniej przemilczeć. Często różne pamiątki z tego okresu, jak odznaczenia, zdjęcia, dokumenty starannie ukrywano, a nierzadko niszczono. Temat służby Polaków w Wehrmachcie nie istniał w przestrzeni publicznej. Wyjątkiem było poruszenie go w filmach fabularnych. W niezwykle popularnym serialu „Czterej pancerni i pies“ jeden z jego głównych bohaterów, Gustlik, był śląskim rekrutem do Wehrmachtu.
Dopiero po 1989 r. rozpoczęto badania naukowe. Otwarte dyskusje i zainteresowanie społeczne, a także zrozumienie (choć nie powszechne) tragicznego kontekstu noszenia niemieckiego munduru pojawiły się jednak całkiem niedawno. Wtedy też wielu byłych żołnierzy zdecydowało się wrócić do przeszłości i publicznie opowiedzieć o swych losach.
Nie było naszym celem tworzenie białej czy czarnej legendy dawnych żołnierzy – tłumaczyli autorzy wystawy. Chcieliśmy utrwalić doświadczenia historyczne pokolenia naszych dziadków i spróbować je zrozumieć, aby móc z empatią przekazać nieproste historie takimi, jakie one są dla nas, którzy mamy szczęście żyć w zupełnie innej Europie niż ta, w której dorastali nasi dziadkowie.
Wystawie towarzyszy dwujęzyczny, polsko-niemiecki katalog:
Dziadek z Wehrmachtu. Doświadczenie zapisane w pamięci / Der Grossvater aus der Wehrmacht. Zeitzeugen erinnern sich, Gliwice 2014, ss. 46.
Wystawę można zwiedzać do 17 maja w Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu (ul. św. Wojciecha 13)
Zob. także
Reportaż „Grossvater war in der Wehrmacht”
https://www.youtube.com/watch?v=XZslnot2w6M
Moim zdaniem ta wystawa powinna trafić do Warszawy, aby zwrócić uwagę na inne akcenty II wojny światowej, niż te powszechnie funkcjonujące w naszej świadomości i debacie publicznej. Autorzy wystawy przedstawili historię osób służących w czasie wojny w Wehrmachcie – armii, która w Polsce ma jednoznaczną, negatywną konotację. Według mnie dużym walorem tej wystawy jest fakt, że koncentruje się ona na ludziach i zestawia nieszablonowe historie o doświadczeniach miejscowej ludności. Pozwalają one lepiej zrozumieć tożsamość Górnoślązaków. Wysłuchując ich zrozumiemy dlaczego w górnośląskich miejscowościach pod pomnikami i tablicami upamiętniającymi poległych żołnierzy Wehrmachtu nadal składane są kwiaty i palą się znicze. Bo to właśnie one upamiętniają owych dziadków z Wehrmachtu, którzy dla starszych pokoleń są braćmi, mężami, ojcami i wujkami. Podobnie jak Pan zwróciłem uwagę na losy tych osób, które do Polski wróciły w polskich mundurach.
Szczególnie w pamięć zapadła mi historia żołnierza, który po bitwie o Monte Casino został wzięty do niewoli, w której zwerbowano go do armii gen. Andersa. Ten Pan brał udział również w dyskusji panelowej otwierającej wystawę. Wspominał, że po powrocie do domu polskie służby bardziej interesowały się jego służbą w II Korpusie niż w niemieckiej armii. Tą osobą jest Pan Duda, którego można także wysłuchać w dołączonym przez Pana reportaży. Ta historia podobnie jak inne pokazuje, że dramat tych ludzi tak naprawdę rozpoczął się po wojnie, kiedy ich przeszłość nawet w rodzinnych domach była często tematem tabu.
Oprócz tego po obejrzeniu wystawy zadałem sobie pytanie o tożsamość jej bohaterów. Na planszach autorzy wyeksponowali listy żołnierzy z frontu do swoich najbliższych. Większość pisana jest po niemiecku i to pięknym Kurrentschriftem, wyćwiczonym zapewne w niemieckiej szkole. Pośród nich jest tylko jeden list pisany po polsku. Zatem mówimy o Niemcach, Polakach czy Ślązakach? Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. Być może celowo jej nie dano, aby takie pytania wywołać u zwiedzających.
Drugą rzeczą, która mnie uderzyła jest opowieść o wojennym szlaku bez ani jednego wystrzału. Rozumiem, że autorzy opierali się na zebranych relacjach i świadkowie historii niechętnie będą mówili o tym, co wówczas robili. I tu mam problem, gdyż w mojej opinii ten obraz został zniekształcony. Brakuje mi rekonstrukcji szlaków bojowych tych osób. Opisu formacji, w których służyli. Niemniej wystawa jest godna polecenia. Mam nadzieję, że zostanie pokazana w Warszawie i być może zapoczątkuję debatę na temat losów żołnierzy Wehrmachtu w Polsce po II wojnie światowej.