Niemal każdego dnia spotykamy się z jakąś postacią agresji, jesteśmy jej świadkami, także ofiarami. Czasami jest to tylko agresja słowna. Tylko? No cóż, przyjęło się, że jest mniej groźna. Coraz częściej jednak mamy do czynienia także z fizycznymi atakami. Napaść na jednego z kolegów w Warszawie za to, że mówił po niemiecku, jest najświeższym przykładem. Jak reagujemy na tego rodzaju sytuacje? Czy kolejne głosy oburzenia coś zmieniają? A może tylko obchodzimy prawdziwe źródło problemu, poprzestając na tzw. słusznym ćwierknięciu? Przestaliśmy ze sobą rozmawiać, posługujemy się zasłoną internetu (media społecznościowe), rzeczowa dyskusja odchodzi gdzieś w niepamięć, a wymianę poglądów zastąpiło ich umacnianie we własnym gronie. Szkoła czy uczelnie nie są tutaj wyjątkiem. Chciałbym dotrzeć do badań nad młodzieżą uczestniczącą w różnego rodzaju „zadymach”. Kim są? Dlaczego wybierają polityczny radykalizm? Dlaczego odrzucają to, co dla mojego pokolenia (też przecież skłonnego niegdyś do zadym) było wymarzonym celem? Jak ich zrozumieć? Jak z nimi rozmawiać? Wkrótce rozpocznie się nowy rok akademicki, może warto zwrócić baczniejszą uwagę właśnie na rozmowę ze studentami, doktorantami?
„Niedokończony dom, przemieszczający się ludzie, ruchome granice” – to tytuł międzynarodowego projektu artystycznego, w którego zakończeniu wziąłem wczoraj udział. Jego pomysłodawcą jest znany i ceniony niemiecki reżyser teatralny, Stefan Stroux. Tematem przewodnim projektu były migracje w Europie, temat jak najbardziej współczesny. W czasie wielodniowych imprez artystycznych poszukiwano odpowiedzi na pytanie o europejską tożsamość, jej granice i źródła europejskiej kultury. W projekcie wzięli udział poeci, muzycy, filmowcy, fotografowie, aktorzy, performersi i artyści wizualni.
Miejsce wybrano nieprzypadkowo. Dworzec Świebodzki to niegdysiejsze miejsce początków i końców niezliczonych podróży, dobrowolnych, wymarzonych, ale także przymusowych. Wrocławianie kojarzą go również z targowiskiem, które odbywało się wokół, na którym nabyć można było mydło i powidło, spotkać najróżniejszych ludzi. O dawnym przeznaczeniu budynku przypomina namalowana na ścianie mapa dolnośląskiej sieci kolejowej. Tory prowadziły stąd do całej bez mała Europy. Od lat dworzec jest miejscem artystycznych wydarzeń, spektaklów i koncertów. Ma w sobie wielki potencjał, ale jego pełne wykorzystanie wymaga dużych nakładów finansowych.
W ramach projektu „Niedokończony dom…“ zorganizowano wystawy, prezentacje książek (wczorajsze spotkanie z Olgą Tokarczuk, która czytała fragmenty z „Ksiąg Jakubowych”, przyciągnęło liczną publiczność), pokazy filmowe i koncerty. Końcowym akordem były dwa koncerty. Pierwszy składał się z utworów związanych z trzema wielkimi religiami (chrześcijańską, żydowską oraz islamem). Z ogromnym przejęciem wysłuchałem pieśni starocerkiewnych, wykonanych przez kwintet młodych śpiewaków. Przypomnieli oni, jakim wspaniałym i potężnym instrumentem potrafi być ludzi głos. Bente Kahan w swoim występie na chwilę ożywiła świat małych żydowskich miasteczek. Entuzjazm publiczności wywołał także koncert grupy Małe Instrumenty. Podziwiałem grę muzyków na wielu instrumentach, często niezbyt serio przez nas traktowanych, jak np. dziecięce cymbałki czy fisharmonia. Stworzyli z nich niesamowity świat dźwięków, tajemniczy, zaskakujący, magiczny, w którym pobrzmiewały melodie z różnych stron.
Przed koncertami mieliśmy wielką przyjemność rozmowy i oprowadzenia po instalacjach przez Stefana Strouxa. W różnych miejscach przygotowano małe ekspozycje, z ekranów płynęły wywiady ze świadkami wydarzeń, instalacje artystyczne domagały się chwili uwagi i poszukania do nich klucza. Największe wrażenie zrobiła na mnie postać młodej kobiety kobiety i dziecka na jednym ze zdjęć. Oto współczesny wizerunek Madonny z Dziecięciem. Matka i Syn wśród uchodźców. Patrząc w ich oczy zapomina się o otaczającym świecie. Widzimy szlaki wędrówek, morze, bezdroża, naznaczone strachem, zmęczeniem, narodzinami i śmiercią, bólem utraty i mimo wszystko nadzieją. Gdybym miał znaleźć element łączący te czasami bardzo różne sposoby podejścia do głównego tematu projektu „Niedokończony dom…“, to wskazałbym być może na rzecz banalną, jednak w obliczu współczesnych wydarzeń nie tak już oczywistą. Ogromną wartością europejską – wypracowaną przez krwawe stulecia – jest szacunek dla innych, obcych, ich kultury, języka czy religii. Wiem, że czasem kończy się tu na słowach. Deklarujemy coś, bo mamy nadzieję, że wszystko pozostanie w sferze werbalnej. Ale przecież zawsze można do tych najważniejszych słów dorosnąć. Zmierzyć się z wyzwaniem.
Inną ważną wartością jest otwartość na dialog, szacunek dla zdania innego, szukanie wspólnych rozwiązań. Wartości te nie straciły na znaczeniu także i dzisiaj. Może warto – w końcu za chwilą rozpocznie się nowy rok akademicki – częściej rozmawiać z młodymi ludźmi o ich wyobrażeniach, bolączkach, oczekiwaniach. Ksenofobia, brak tolerancji, agresja nie biorą się z niczego. Uczelnie są też polem kształtowania naszych postaw, także wobec inności. Często zdarza się, że na zajęciach przedmiotowych brak jest studentów z zagranicy (brak znajomości języka przez każdą ze stron). Może warto zmienić sytuację i zaprosić na swoje seminaria i tych ze Wschodu, i Zachodu, przekroczyć granice, pokazać, jak w projekcie Stefana Strouxa, że są one ruchome, w dużej części zależne od nas.
Zob.
Olga Tokarczuk, Czy tożsamość lokalna ma dziś sens? „Gazeta Wyborcza“, 15.09.2016.
’Bagaż aksjologiczny’ p. A. Polasiewicza jest albo ubogi, albo niesprecyzowany. Obok mojego mieszkania pod Paryżem ma warsztat samochodowy Kabyl, Algierczyk. Pracuje od wczesnego ranka do późnego wieczora. Wziął kredyt na kupno warsztatu i od trzech lat nie korzysta z urlopu. Nie widzę żadnej różnicy miedzy jego chęcią i potrzebą zapewnienia bytu rodzinie, jak w przypadku odpowiedzialnego europejczyka. Dodam, że nikt z jego powodu nie czuje się 'zagrożony’.
Odpowiedź autora bloga: Zaprezentował Pan szczególną koncepcję genezy europejskich totalitaryzmów. Ale czym jest ona poparta, poza chęcią dyskredytacji tzw. lewaków i pośrednio wybielenia części prawicy, co to Pana zdaniem nic wspólnego z tragedią XX w. nie miała? To że ubarwił Pan swoje wywody terminologią naukową, nie zmienia faktu, że przebijają przez nie przede wszystkim Pańskie uprzedzenia i fobie. Jak na razie, sprawcy gwałtów na dzieciach, to głównie europejscy pedofile. W przypadku Polaków zapewne ochrzczeni, pochodzący z katolickich rodzin. Czasem nawet księża. Możemy się więc przerzucać tego rodzaju (pseudo-)argumentami do woli. Nie zmienia to jednak faktu, że wcale nie tak daleko od nas giną ludzie. A my zasłaniamy się wydumanymi argumentami, by ich odczłowieczyć, nie dostrzec ich cierpienia i tym samym nie odczuć własnych wyrzutów sumienia. I jeszcze zawodzimy o upadku europejskiej kultury chrześcijańskiej, do którego ma wieść przykazanie stojące w centrum przesłania Chrystusa. Jestem przekonany, że gdyby pogorszyła się sytuacja na Ukrainie i napłynęli do nas uchodźcy stamtąd, to jakaś część naszego społeczeństwa ochoczo by zakrzyknęła, precz z „banderowcami“ i „rezunami“. Nie będę się też rozwodzić nad argumentem, że sami dość masowo wyjeżdżamy do niektórych krajów i głośno oburzamy się, gdy nasi rodacy są źle traktowani lub nawet prześladowani. Czy wychodzi z tego moralność Kalego? A swoją drogą w ciekawych (albo raczej smutnych) żyjemy czasach, skoro nawiązania do potrzeby ludzkiej solidarności, współczucia, zbywa się kpiną lub zarzutem infantylności.
Uwaga edytorska:
Komentarz internauty o nicku A. Polasiewicz zamieściłem wyjątkowo. Osoby, chcące się dzielić ze mną podobnego rodzaju przemyśleniami, proszę o wstrzymanie się, zaoszczędzenie czasu sobie i mnie.
Czy na prawdę ten stek infantylizmów wypływa z pańskich przekonań, czy też koniunkturalizmu? A może chęci przypodobania się środowiskom „modernistycznym” i „awangardowym”? Czy za tą „Madonną z dzieckiem” (pożal się boże dziełem artystycznym) nie stoi chęć wywołania infantylnych uczuć, dla przemycenia niebezpiecznej koncepcji intiernacjonalizma? A czy zapomina pan, że ci ludzie niosą ze sobą w pełni ukształtowany bagaż aksjologiczny, często niebezpieczny dla wartości, czy raczej należy powiedzieć bez wartościowościowej Europy. Sformułowanie pacyfistyczny, miłosierny (dla niewiernych) islam to oksymoron, a więc owe „śliczne dzieciątko” z mamusią to jednak bardzo poważne zagrożenie dla mojego dziecka. W imię poprawności politycznej nie pozwolę go zgwałcić, indoktrynować religijnie, a nawet zabić. To co pan proponuje to stek bzdur rodem z lewicowych ideologii, które już raz w Europie dały nam obozy koncentracyjne, gestapo, łagry czy NKWD. Jak na człowieka o wiedzy historycznej i podobnież inteligentnego mógłby pan opakowywać ten infantylny totalitaryzm w bardziej subtelny blichtr.