Po raz drugi obejrzałem film Michaela Majerskiego pt. Oberschlesien. Tu, gdzie się spotkaliśmy… Okazją były zajęcia ze studentami programu Erasmus. Obraz ten z pewnością nie pozostawia widza obojętnym.
W życiorysie reżysera Michaela Majerskiego jak w soczewce skupiają się losy przeciętnego mieszkańca Śląska. Urodził się w 1948 r. w Polanicy Zdroju, matka była Niemką, ojciec Polakiem. Dzieciństwo spędził w Gliwicach. Skończył łódzką filmówkę, potem został tam wykładowcą. Do jego mistrzów należeli Krzysztof Kieślowski, Andrzej Tarkowski i Luc Bondy. W 1978 r. wyemigrował z rodziną do Niemiec, otrzymał niemieckie obywatelstwo (tzw. Spätaussiedler). Dzielił los tysięcy osób, które tułały się po różnych obozach przejściowych. Doświadczenie to będzie miało wpływ na jego dalszą twórczość. Majerski osiadł wreszcie w Berlinie Zachodnim, utworzył tam firmę producencką Arkona Filmproduktion.
Jest autorem kilku filmów dokumentalnych. Podejmuje w nich problemy związane z II wojną światową. Interesuje go szczególnie wpływ wojny na losy pojedynczych osób. W centrum zainteresowania są Polacy i Niemcy. Wykorzystuje przy tym zderzenie generacji. Do głosu dochodzą i świadkowie wydarzeń, i generacja ich wnuków. Dużą uwagę przykłada reżyser do zgrania różnych elementów wyrazu artystycznego w jedną całość, przy czym światło i muzyka stanowią ważną oprawę obok wypowiedzi świadków, prezentacji dokumentów i in.
Film „Oberschlesien, tu gdzie się spotkaliśmy” jest ostatnią pracą reżysera. W skrócie opowiada historię krainy, która jego zdaniem już nie istnieje. Katastrofalnym przełomem w jej dziejach była II wojna światowa i włączenie Górnego Śląska w granice państwa polskiego. Polityka polonizacyjna w pierwszych latach powojennych mocno wpłynęła na zniszczenie istniejącej dotąd tkanki kulturowej, zamieszkałych tam ludzi zmuszono – podobnie jak to wcześniej czynili Niemcy w okresie II wojny – do opowiedzenia się za Polską lub Niemcami. Pozostawione przez nich dziedzictwo uległo destrukcji, wielu zmuszono do emigracji, zaczęto budować podstawy nowego społeczeństwa i nowej tradycji. W tej atmosferze zaniku, wyparcia Majerski stawia pytania i tym, którzy z różnych powodów pozostali w regionie, i tym, którzy przybyli na Górny Śląsk po 1945 r. Jednak ich losy, jak pokazuje reżyser, są także skomplikowane. Część przybyłych osób z Kresów Wschodnich przywiozła w bagażu własną traumę, którą przez lata nie pozwalała im prowadzić normalnego życia. Relacje świadków, Niemców, potomków pierwszych osadników, Schlesierów, Ślązaków, konfrontuje Majerski z wypowiedziami młodego pokolenia.
Z kamerą prowadzi nas do salki prób jednego z zespołów rockowych, widz staje się też świadkiem lekcji szkolnej. Wypowiedzi młodych ludzi są zaskakujące. Choć życzyliby sobie więcej zajęć z dziejów regionu, zaznaczają, że jednoznaczny podział na Polaków i Niemców dzisiaj nie odgrywa dla nich większej roli. W żadnej wypowiedzi nie spotkaliśmy się z odrzuceniem tradycji kulturowej, w wręcz odwrotnie. Jesteśmy świadkami dużej ciekawości, chęci poznania nieznanych kart z dziejów Górnego Śląska. W filmie pada sporo gorzkich słów, można wysłuchać licznych skarg. Wrażenie upadku, odejścia pewnej epoki pogłębiają obrazy rozbiórki budynków pokopalnianych. Jest jednak promyczek nadziei, który przewija się przez cały film. To młodzi tancerze, którzy w ekspresyjny sposób wyrażają swe uczucia strachu, radości, zadowolenia. Jedna z ostatnich scen z ich udziałem pokazuje młodych ludzi, jak zgodnie wykonują różne figury taneczne.
Może to jest też przyszłość tej krainy? Może czas zastanowić się nad zmianą opowieści o jej dziejach? A może rozwiązaniem nie będzie rozpatrywanie jej losów jedynie przez pryzmat rywalizacji państwowej, czy narodowej, lecz traktowanie tej materii jako przestrzeni kulturowej, gdzie przecinają się i różne losy, i różne historie? Za znamienną może uchodzić wypowiedź jednej z bohaterek, która na ponawiane pytanie reżysera, czy czuje się Polką czy Niemką, odpowiedziała, że nie rozumie takiego pytania.