Był chlubą nazistowskich Niemiec, arcydziełem sztuki inżynierskiej. Ostatecznie okazał się jednak ślepym zaułkiem awiacji. Zanim jednak stało się to jasne, robił wrażenie majestatycznym lotem i potężnymi rozmiarami. Jako pierwszy sterowiec pasażerski przeleciał Atlantyk, co trwało dwa i pół dnia. Sterowiec „Hindenburg” (LZ-129) był w swojej klasie wyjątkowy także z innych powodów. Był największy (wraz z bliźniaczym LZ-130). Miał długość 245 m i średnicę 41 m; zawierał 200 000 m³ wodoru w 16 zbiornikach. Napędzały go cztery silniki diesla, dając mu prędkość maksymalną 125 km/h. Był luksusowo wyposażony, oferując 72 pasażerom (50 w rejsie transatlantyckim) wszelkie możliwe wygody. Obsługę sterowca i podróżnych zapewniało 61 osób załogi. 6 maja 1937 roku „Hindenburg”po szczęśliwym przebyciu Atlantyku spłonął w czasie lądowania. Zginęło 36 osób. Katastrofa sterowca zakończyła loty pasażerskie tego typu. Ten tragiczny dzień przeszedł do historii także jako data narodzin reportażu radiowego na żywo. Opublikowana dzień później relacja dziennikarza amerykańskiego, Herberta Morrisona do dzisiaj uważana jest za mistrzowską w swym gatunku.
Powietrzny luksus
Po raz pierwszy w powietrze sterowiec Hindenburg wzniósł się w 1936 roku. Podczas przelotu próbnego reklamował Olimpiadę w Berlinie. Był przystosowany do wypełnienia helem, jednak z powodu embarga amerykańskiego (jedynego producenta tego gazu) wypełniono go łatwopalnym wodorem. Z tego powodu wprowadzono na pokładzie duże środki ostrożności.
Lot do USA trwał 2,5 dnia. Bilety były bardzo drogie i kosztowały 40 tys. RM (obecnie ok. 45 tys zł.). Pasażerowie podróżowali w luksusowych warunkach. Wyposażenie było nowoczesne i gustowne. Sterowiec posiadał wykonaną specjalnie dla niego porcelanę, obrusy, serwetki i sztućce.
Pasażerowie mieli do dyspozycji 15 stewardów, karta dań mogła zadowolić smakoszy, dla których gotowało 5 kucharzy. Dla miłośników tytoniu urządzono specjalną bezpieczną palarnię. Pokoje były rozmieszczone na dwóch poziomach we wnętrzu sterowca. Każdy posiadał łazienkę z ciepłą wodą. Pasażerowie mogli spacerować po tarasie widokowym.
Katastrofalny lot
Sterowiec napędzały cztery silniki diesla o mocy 1200 KM każdy, dzięki którym mógł osiągnąć prędkość maksymalną 125 km/h. Hindenburg wystartował z Frankfurtu n. Menem z 97 osobami na pokładzie (36 pasażerami i 61 członkami załogi). W drodze do USA pogoda nie dopisywała.
Do Lakehurst, portu lotniczego marynarki amerykańskiej, w New Jersey k. Nowego Jorku Hindenburg przybył 6 maja 1937 r. z 12 godzinnym opóźnieniem. Nad miastem szalała burza. Nie otrzymał zezwolenia na lądowanie. Czas jednak gonił załogę. Sterowiec miał bowiem ponownie wystartować przed północą, by zdążyć do Londynu na koronację brytyjskiego monarchy Jerzego VI.
Kapitan Hugo Preuss zdecydował się zrobić rundę nad Nowym Jorkiem. Pogoda w tym czasie ustabilizowała się, przestał padać rzęsisty deszcz i wiać mocny wiatr. Kapitan otrzymał zezwolenie na lądowanie. Zastosowano rutynowe działania (spuszczono gaz, pozbyto się balastu). 4 minuty po wypuszczeniu lin dokujących sterowiec nagle zapalił się. Ogień szybko się rozprzestrzenił. Pasażerowie i obsługa wyskakiwali z gondoli. 30 sekund później sterowiec runął w płomieniach na ziemię.
Zginęły 32 osoby, 13 pasażerów, 22 członków załogi i jedna osoba z obsługi naziemnej. Jako ostatni sterowiec opuścili dwaj kapitanowie, dowódca i jego zastępca, Hugo Preuss przeżył, Ernst Lehmann zmarł z powodu odniesionych obrażeń.
Narodziny reportażu na żywo
Przybycie sterowca było wydarzeniem. Na lądowanie czekały liczni przedstawiciele mediów. Na miejscu byli fotoreporterzy, dziennikarze radiowi i telewizyjni. Do historii przeszła relacja pracownika rozgłośni WLS z Chicago, Herberta Morrisona. Jest dostępna w internecie. „Pali się! Pali się i roztrzaskuje się!” – krzyczał do mikrofonu Morrison. „To jest takie straszne, najgorsza katastrofa na świecie” – szlochał. „Och, ludzkość”.
Kompletnie zrozpaczony, w końcu przerwał relację, mówiąc: „Panie i panowie, proszę posłuchać: ja – ja muszę przerwać na kilka minut, bo głos zamiera mi w gardle. To jest najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem”.
Kiedy dziennikarz otrząsnął się z pierwszego szoku, kontynuował relację przez kolejne 37 minut. W sposób profesjonalny i dokładny przedstawił przebieg rozpoczętej akcji ratunkowej, los podróżnych. Owe pierwsze wypowiedziane słowa przez Morrisona uczyniły z niego legendę.
Materiały nagrane na miejscu katastrofy przetransportowano do redakcji w Chicago, po raz pierwszy wyemitowano je w nocy. Następnego dnia relację Morrisona znały już całe Stany Zjednoczone dzięki stacji radiowej NBC. W następnych latach do materiału filmowego z momentu katastrofy dodano ścieżkę z nagraniem Morrisona, co dodatkowo wzmocniło wrażenie relacji na żywo.
Przyczyny katastrofy
Przyczyny katastrofy do dzisiaj pozostają niewyjaśnione. Zaraz po katastrofie zaczęto upowszechniać plotkę o rzekomym zamachu. Czy eksplozję wywołała bomba? Czy możliwe było dokonanie ataku na podniebnego olbrzyma z ziemi?
Bardziej prawdopodobny jest jednak inny scenariusz. Kapitan sterowca musiał zarządzić ostrą korektę kursu podczas podejścia do lądowania z powodu porywistego wiatru. W trakcie tego manewru mogła pęknąć jedna z lin napinających, które stabilizowały żebro Hindenburga wewnątrz statku. Lina ta mogła spowodować rozszczelnienie jednego lub więcej ogniw gazowych – wodór wypłynął na zewnątrz i utworzył łatwopalną mieszaninę z tlenem znajdującym się w powietrzu.
Powietrze w miejscu lądowania w Lakehurst było również naładowane statycznie. Kiedy mokre liny opadły na ziemię, sterowiec został gwałtownie uziemiony. Powstało wyładowanie elektryczne i zapłon mieszaniny wodoru i powietrza. Winą można więc obarczyć kapitana sterowca. W tak trudnych warunkach atmosferycznych powinien maksymalnie opóźnić lądowanie. Cóż, miał napięty grafik…
Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni ludzki błąd i pośpiech prawdopodobnie doprowadziły do tragedii. Choć w katastrofach samolotów ofiar było więcej, spektakularny koniec „Hindenburga” oznaczał także kres rozwoju sterowców jako alternatywy dla lotów pasażerskich. Natomiast relacje na żywo z miejsc wypadków i wszelkich nieszczęśliwych zdarzeń stały się częścią codziennej pracy dziennikarzy.
Postanowiłem uregulować sprawę wszystkich moich blogów. W przeszłości pojawiły się różne wątpliwości. Chcę podkreślić, że jest to moje hobby, pisanie tekstów, robienie zdjęć czy nagrywanie podcastów wykonuję w czasie wolnym i finansuję z prywatnych środków (poza podcastem #2historykow1mikrofon) . Nie wyrażam więc zdania instytucji, w których pracuję. Wpisy na blogu #blogihistoria będę zamieszczać raz w tygodniu w sobotę.