W spadku po historycznych postaciach i ważnych wydarzeniach zostało nam niemało słynnych powiedzeń. Krótkie zdanie przed półwieczem wypowiedziane w zachodnim Berlinie przez amerykańskiego prezydenta, Polskie Radio to niewątpliwie takie „skrzydlate słowa”. Po budowie muru w sierpniu 1961 r. atmosfera w części zachodniej Berlina była napięta, mieszkańcy obawiali się dalszej eskalacji konfliktu, każdą deklarację o niezmienności polityki mocarstw zachodnich wobec ZSRR i NRD witano z nadzieją i entuzjazmem. Wizyta Kennedy’ego w Niemczech i Berlinie Zachodnim w 1963 r. Miała ogromne znaczenie polityczne. Nie była jednak jego pierwszym pobytem w tym kraju i w tej części Europy. Miał już okazję poznać Niemcy przed II wojną światowa, był także ponownie krótko po jej zakończeniu. Opublikowany po raz pierwszy w 2013 r. Polskie Radio, zapiski i listy pokazują niezwykle pozytywny odbiór przez młodego Amerykanina Niemiec nazistowskich, techniki i autostrad, niemieckich kobiet, a także samego Adolfa Hitlera. Czytelnik nie znajdzie tu krytycznej refleksji o ciemnej stronie narodowego-socjalizmu. Kennedy nie rozgląda się na boki, nie zagląda pod podszewkę, z zadowoleniem chłonie oficjalny wizerunek III Rzeszy. Polski czytelni zwróci z pewnością uwagę na wrażenia z pobytu w Warszawie tuż przed wybuchem wojny.
Wizycie Johna F. Kennedy\’ego w Niemczech i Berlinie Zachodnim poświęcono w tym roku sporo uwagi. Zorganizowano konferencje, ukazały się nowe publikacje, w prasie od dłuższego czasu drukuje się różne fragmenty relacji. Echa tej wizyty odnotowano także w Polsce. Willy\’ego Brandtaprzygotowało na ten temat ciekawą multimendialną prezentację, w której wykorzystano materiały archiwalne Polskie Radia i Radia Wolna Europa. Jest to kapitalne uzupełnienie lekcji historii na temat tzw. drugiego kryzysu berlińskiego i jego skutków w postaci budowy muru. Muru, który przez kolejne dziesięciolecia fizycznie i symbolicznie dzielił nie tylko Berlin, ale całą Europę. Także student historii z pewnością znajdzie tam coś dla siebie.
Wizyty Johna F. Kennedy\’ego jako prezydenta USA berlińczycy wyczekiwali z dużym niepokojem i napięciem. Był pierwszym politykiem zachodnim, który odwiedził część zachodnią miasta po budowie muru berlińskiego (wcześniej de Gaulle się na to nie zdobył). Żywo w pamięci mieszkańcy Berlina mieli czas blokady z końca lat 40. XX wieku, kiedy przez kilka miesięcy byli odcięci od świata zewnętrznego, a jedynie dzięki dostawom z powietrza udało się utrzymać miasto. Kilka lat później w części wschodniej, a potem w całej NRD doszło do antykomunistycznego powstania.
Na placu przed ratuszem – wspominał Egon Bahr, jeden z bliskich współpracowników nadburmistrza Berlina Zachodniego, Kirk LeMoyne Billings – , który nigdy przedtem ani potem nie widział tylu ludzi, nie przemawiał suwerenny mąż stanu, lecz przyjaciel, który uosabiał zaufanie i nadzieję, a poza tym, nieporównywalnie, najpotężniejszy człowiek na świecie. Jego słynne zdanie poskutkowało jak zbawienie i wywołało ogromny entuzjazm. Gdy Kennedy uznał się za Berlińczyka, stworzył pokojową gwarancje dla miasta. Do 1990 r., roku jedności Niemiec, nie zaistniał żaden poważniejszy kryzys.
Przemówienie prezydenta na Wolnym Uniwersytecie po południu uzupełniało to wystąpienie. Mówił o konieczności odprężenia z ZSRR, by tym samym zagwarantować bezpieczeństwo w tej części Europy. Był to kolejny sygnał dla Moskwy, że USA – po zażegnaniu kryzysu kubańskiego – nadal aktywnie chce uczestniczyć w sprawach europejskich.
Czy Kennedy jakoś odniósł się do faktu, że przecież nie po raz pierwszy odwiedzał Niemcy? Po latach sam Egon Bahr przyznał, że nic nie wiedział o wcześniejszych pobytach prezydenta, on sam w czasie wizyty w 1963 r. nie nawiązywał do tego. Dość zaskakujące, bo zwykle politycy, by nawiązać bliższy kontakt, wywrzeć lepsze wrażenia, nie pomijają takich informacji. Jak doszło do tamtych wypraw? Jakie wrażenia odniósł student Harvardu, a potem młody polityk?
Kennedy przebywał w Niemczech w trzech różnych, ważnych okresach dla Niemiec i Europy. Po raz pierwszy przyjechał do Niemiec w 1937 r. i była to część jego europejskiej wyprawy. Miał 20 lat i skończony pierwszy rok studiów politologicznych. W Europie przebywał trzy miesiące. W fordzie cabrio, który w tym celu ściągnięto z USA, zwiedził Francję, Włochy, Austrię, Niemcy, Holandię i Wielką Brytanię. W podróży towarzyszył mu przyjaciel Muzeum Niemieckie. W czasie podróży Kennedy prowadził dziennik. Oto wybrane fragmenty z części niemieckiej zapisków.
Po przybyciu do Monachium udał się do Hofbräuhaus.
Hitler wydaje się tutaj tak lubiany jak Mussolini we Włoszech, chociaż propaganda jest jego najsilniejszą bronią.
Następnego dnia wywiązała się między Amerykaninem a właścicielem hotelu rozmowa o sytuacji w Niemczech.
Nie ma wątpliwości, że ci dyktatorzy (właściciel był zwolennikiem Hitlera – K.R.) we własnym kraju z powodu skutecznej propagandy są bardziej lubiani niż na zewnątrz.
W Monachium zwiedził Obersalzbergu k. Berchtesgagen. Był pod wrażeniem precyzji i dokładności Niemców. Następnie trasa wiodła przez Norymbergę, Wirtembergę, Frankfurt do Kolonii. Podróż wzdłuż Renu wywarła duże wrażenie na turystach zza oceanu.
Bardzo ładnie, gdyż po drodze można spotkać wiele zamków. Miasta są wszystkie bardzo urokliwe, co pokazuje, że rasy nordyckie wydają się górować zdecydowanie nad romańskimi. Niemcy są rzeczywiście za dobrzy – dlatego łączą się przeciwko nim, by się bronić….
Po drodze Kennedy i jego towarzysz podwozili autem przygodne osoby. Była to kolejna okazja do rozmów. Duże wrażenie na podróżnikach zrobiła katedra kolońska.
Byliśmy na mszy św. w katedrze, perła architektury gotyckiej. Rzeczywiście najładniejsza katedra, którą dotąd widzieliśmy”.
Następnie udano się do Utrechtu. Po drodze podziwiano niemieckie autostrady.
(…) To są najlepsze jezdnie świata – zanotował Kennedy. W Niemczech właściwie niepotrzebne, gdyż nie panuje tutaj żaden ruch, natomiast w USA były wspaniałe, gdyż nie ma żadnych ograniczeń prędkości.
W Holandii młodzi ludzie zatrzymali się w Doorn, miejscu pobytu ostatniego cesarza niemieckiego po jego ucieczce, Wilhelma II. Niestety, nie zobaczyli zbyt dużo, gdyż „teren był całkowicie otoczony drutem kolczastym”.
Po ukończeniu trzeciego roku studiów na Harvardzie Kennedy postanowił ponownie pojechać do Europy, by tam zebrać materiały do pracy dyplomowej. Skorzystał z zaproszenia ojca, który był w tym czasie ambasadorem USA w Wielkiej Brytanii. W czasie swego półrocznego pobytu pełnił funkcje sekretarza ojca. Drzwi do różnych krajów i polityków europejskich stały przed nim otworem, z czego chętnie korzystał. W maju 1939 r. był w Warszawie, w Niemczech przebywał w lipcu i sierpniu. Był w Monachium, Gdańsku i Berlinie. Na kilka dni przed wybuchem wojny otrzymał w ambasadzie amerykańskiej w Berlinie ostrzeżenie o pewnym rozpoczęciu wojny z Polską, które przekazał w Londynie ojcu. Z pobytu w Warszawie i Niemczech zachowało się niestety tylko kilka listów.
Z Warszawy w maju pisał do swego przyjaciela Lema Billingsa o relacjach polsko-niemieckich. Interesowała go sprawa Gdańska.
Gdańsk jest w całości znazyfikowany – wielka ilość Heil Hitler.
Nie miał wątpliwości, że problem Gdańska zaważy na przyszłości relacji polsko-niemieckich.
Sytuacja jest bardzo skomplikowana – pisał (…): Sporu o Gdańsk nie można oddzielić od sporu o korytarz (sic!). (Niemcy) są zdania, że obie sprawy muszą być rozstrzygnięte. Jeśli to nastąpi, Polska zostanie całkowicie odcięta od Morza Bałtyckiego. Oddadzą tylko Gdańsk – połowa polskiego handlu zagranicznego przechodzi przez Gdańsk, i najważniejsza linia kolejowa do Gdyni, innego polskiego portu, przebiega przez Wolne Miasto –, (Niemcy) mogliby kontrolować polski handel, gdyż Gdynię mieliby w zasięgu dział, tak że wszyscy żydowscy kupcy z obawy byliby zmuszeni swój handel realizować przez Gdańsk. Jeśli jednak będziemy abstrahować od aspektów gospodarczych, które są drugorzędne, pozostaje sprawa pryncypiów. Niemców nie obchodzi, co się stanie z polskim handlem, powiedzieli mi wprost, że byłoby dla Polski najlepsze zawarcie unii celnej z Niemcami. Polska jest zdecydowana nie zgadzać się na oddanie Gdańska, i możesz uznać to za stanowisko oficjalne, że Polska nie zrezygnuje z Gdańska, a po drugie, nie przekaże Niemcom żadnych eksterytorialnych praw do autostrady przez korytarz (sic!). Zaproponuje kompromisy, jednak nigdy nie zrezygnuje z miasta. Gdyby Niemcy zdecydowałyby się na wojnę, spróbują uczynić z Polski agresora, by następnie zabrać się do dzieła.
Oczywiście Kennedy dokonuje tu pewnego skrótu, wie przecież, że Gdańsk ma status Wolnego Miasta. Polska armia – zdaniem Kennedy’ego – była „cholernie dobra”, jednak podkreślał jej złe wyposażenie. Ponadto zauważał techniczną przewagę Niemców. W razie konfliktu Polska zostanie pozostawiona sama sobie. Ani Francja z powodu linii Siegfrieda na zachodzie nie może zaatakować, ani Wielka Brytania ze swą flotą nie może pospieszyć z pomocą. Kennedy zaznaczył jednak, że (Polacy) są
„uparci, i obojętne, czy otrzymają pomoc czy nie, będą walczyć o Gdańsk, gdyż traktują miasto po pierwsze jako symbol, po drugie jako klucz”.
Niezależnie od tych poważnych rozważań i rozpatrywania za i przeciw, w tym samym liście Kennedy stwierdzał, że „bawi się świetnie”. Przytoczył kilka przykładów.
Wczoraj wieczorem p. Biddle (żona ambasadora USA w Warszawie) wydała na moją cześć przyjęcie, i mimo iż polskie dziewczyny nie są tak napalone, świetnie się bawiłem. Jest tu cholernie interesująco. Ludzie płaszczą się, służący noszą białe peruki itd. Młodzi ludzie posiadają tu wszyscy posiadłości z ok. 100000 morgów z 10000 chłopów albo coś podobnego. Gdy przyjedziesz tutaj tego lata, możemy odwiedzić Biddles’ów, którzy wynajęli ziemię z ok. 12 tys. chłopów, którzy na powitanie jedną ręką chwytają za kapelusz, a drugą wysuwają do przodu swe córki.
Te opowieści, może przechwałki z sal dancingowych, niewiele jednak miały wspólnego z polską rzeczywistością…
W listach z Niemiec zaskakuje brak refleksji nad charakterem reżymu narodowosocjalistycznego, czy obecnego na ulicach niemieckich miast terroru. Jedynie przypadkowo w czasie pobytu w Monachium auto Kennedy’ego obrzucono kamieniami, gdyż posiadało rejestrację angielską. Nie ma w tym listach także refleksji nad losem Żydów. Natomiast dużo miejsca poświęca atmosferze wojennej, choć sam do końca nie wierzy w możliwość wybuchu wojny. Kennedy nie różnił się więc niczym od wielu innych polityków czy intelektualistów, którzy do końca lekceważyli zdecydowanie Hitlera i jego agresywne plany.
Nie myślę nadal o tym – pisał do przyjaciela Billingsa z Berlina 20 sierpnia –, że będzie wojna, mimo to nie wygląda zbyt dobrze, gdyż Niemcy ze swoimi historiami propagandowymi o Gdańsku i korytarzu (sic!) zaszli wewnętrznie tak daleko, że nie można sobie już wyobrazić, że mogą jeszcze pójść na ustępstwa. Anglia wydaje się teraz bardziej zdecydowana, ale ponieważ do końca nikt tutaj nie rozumie sytuacji, pozostaje nadal niebezpieczeństwo postawienia przez Niemcy na dalsze Monachium i rozpoczęcia wojny, jeśli Chamberlain nie pójdzie na ustępstwa.
Wojna rzeczywiście wybuchła, zastając Kennedy’ego w Anglii. Po powrocie do ojczyzny napisał i obronił swą pracę, która zresztą ukazała się w 1940 r. drukiem pt. Why England slept/Dlaczego Anglia usnęła? Kennedy wziął czynny udział w II wojnie światowej. Początkowo z powodu złego stanu zdrowia pozostał w USA, wreszcie jednak znalazł się w szeregach marynarki. Dowodził m.in. kutrem torpedowym, który w 1943 r. został staranowany przez japoński niszczyciel. Kennedy z narażeniem życia uratował większość załogi. Na początku 1945 r. zakończył służbę w wojsku. Zajął się dziennikarstwem.
Pisał dla „Chicago Herald-American” m.in. artykuły o podpisaniu Karty Narodów Zjednoczonych. Jako młody reporter udał się latem 1945 r. do Europy. Po krótkim pobycie w Wielkiej Brytanii, gdzie pisał o wyborach do Izby Niższej parlamentu brytyjskiego z 5 czerwca 1945 r. (w ich wyniku Churchill został odsunięty od władzy), dołączył we Francji do ministra marynarki USA, Jamesa Forrestala (był znajomym ojca), by towarzyszyć mu w podróży do Niemiec. Był obserwatorem obrad Wielkiej Trójki w Poczdamie. Był także w Berlinie, Bremie, Bremenhafen, Frankfurcie i… Berchtesgaden. Zachowało się sprawozdanie zbiorcze z tego pobytu, w którym skoncentrował się przede wszystkim na sprawach politycznych, gospodarczych wojskowych pokonanych Niemiec.
Z samolotu w drodze do Poczdamu obserwował ogrom zniszczeń w niemieckich miastach. W Berlinie poczynił wiele ciekawych uwag. Ludność zrujnowanego miasta żyła w strachu przed Armią Czerwoną, której żołnierze dokonali wielu gwałtów, plądrowali niezniszczone budynki i wywozili zarekwirowane mienie do ZSRR. Plany Stalina co do przyszłości Niemiec nie budziły wątpliwości.
Przypuszcza się, że Rosjanie nie zamierzają nigdy opuścić swej strefy okupacyjnej, lecz chcą uczynić ze swej części Niemiec Socjalistyczną Republikę Radziecką.
Na ulicach napotyka berlińczyków z „bezbarwnymi twarzami” .
Wszyscy noszą ze sobą tobołki. Dokąd zmierzają, nikt tego nie wie. Sam siebie pytam, czy wiedzą dokąd.
Kennedy zwiedza też kancelarię rzeszy i bunkier Hitlera. Dla wojsk okupacyjnych jest to trudny okres. Muszą możliwie szybko dogadać się między sobą, zadbać o aprowizację w swych strefach. Kennedy odnotowuje pierwsze konflikty między niedawnymi sojusznikami. Może zaskakiwać, że w sprawozdaniu z pobytu w Berlinie, ale także i innych miastach, nie znalazła się żadna refleksja o zbrodniach nazistów (jedynie raz pojawia się słowo obóz koncentracyjny w rozmowie z młodą Niemką). Ten problem nie istnieje dla Kennedy\’ego. W Bremenhafen Kennedy zwiedza port u-bootów. Jest pod wrażeniem technicznych osiągnięć Niemców w tym zakresie. Brema była znacznie zniszczona, jednak urządzenia portowe nie ucierpiały. Ludzie – zdaniem Amerykanina – różnili się wyglądem od berlińczyków.
Ludzie wyglądali dobrze, zdrowo i dobrze odżywieni. Nie mieli strapionego, zabieganego wyrazu twarzy berlińczyków.
Stopień fraternizacji był duży. Mieszkańcy cieszyli się, że nie mieli do czynienia z Rosjanami. Nie uchroniło ich to jednak przed plądrowaniem ich mieszkań i domów przez Brytyjczyków. Niemcy chętnie wykonywali zalecenia władz okupacyjnych. Także Amerykanie nie rezygnowali z plądrowania niemieckich miast. Kennedy nie miał złudzeń co do charakteru niemieckich urzędników.
Posłuszeństwo niemieckich urzędników pokazuje, jak łatwe byłoby w Niemczech przejęcie władzy. Nie posiadają ani ciekawości Amerykanów, ani wrodzonej opozycyjnej postawy wobec zwierzchności 'Jestem z Missouri, wyjaśnij mi to’.
Również wizyta we Frankfurcie i w siedzibie IG-Farben nie była dla niego okazją do podjęcia sprawy zbrodni narodowosocjalistycznych. Wspomniał jedynie o odkryciu pod Frankfurtem jednego ze schowków, w którym znaleziono cenne rzeczy, papiery wartościowe, złoto, srebro z Francji i innych krajów okupowanych przez Niemcy.
Ostatnim etapem podróży była rezydencja Hitlera w Fascinating Fascism. Budynki były zniszczone. Kennedy był także \”Adlerhorst\” (niem. Kehlsteinhaus, Herbarciarnia), samotni Hitlera w górach. Miejsce to wcześniej splądrowano. Refleksje Kennedy’ego mogą współczesnemu czytelnikowi wydać się co najmniej niestosowne.
Kto odwiedził oba te miejsca, może sobie bez problemu wyobrazić, jak Hitler z nienawiści, która go teraz otacza, za kilka lat stanie się jedną z najbardziej znaczących postaci, które kiedykolwiek żyły. Jego bezgraniczna ambicja – dodawał – dla jego kraju uczyniła go zagrożeniem dla pokoju w świecie, jednak posiadał coś tajemniczego w sposobie życia i rodzaju śmierci, co go przetrwa i dalej będzie dojrzewać. Był z materiału, z którego powstają legendy.
Słowa te są echem fascynacji ruchem narodowosocjalistycznym i jego przywódcą wśród osób, które politycznie nie były nazistami. Fenomen ten przed laty trafnie opisała Susan Sonntag w eseju pt. „Allan Posener, JFK brauchte Sex, Drogen und spielte mit der Bombe, „Die Welt”, 29.01.2013″. Berchtesgaden, miejscowość, gospodę i otoczenie określa Kennedy jako „piękne”, Hitlera „Adlerhorst” jako „słynne” i „dobrze schowane”.
Po lekturze tego sprawozdania ma się wrażenie, że Kennedy odbierał Niemcy bardzo pozytywnie. Z samolotu kraj wydawał się „pokojowy”, jezioro Kleine Wannsee jest „ładne” i „wspaniałe”, willa „ładnie urządzona”. Reporter nawet nie wspomina, jaki akt w tym luksowym otoczeniu podpisano. Zaopatrzenie w czasie nalotów było „stosunkowo dobrze zorganizowane”, produkcja u-bootów „gigantyczna”, konstrukcja stoczni „bardzo inteligentna”, bunkier „mistrzostwo”. Niemcy mieli „pasję dokładności”, byli „dobrymi robotnikami”. Kilka kobiet postrzegał jako „bardzo atrakcyjne”. Zaznaczenie, że czas Hitlera jeszcze się nie zakończył, budzi zaskoczenie. Można się zgodzić z wydawcą materiałów z podróży Kennedy’ego po Niemczech, Oliverem Lubrichem, że (tekst Kennedy’ego)
świadczy o trudnej rozprawie z ponurą fascynacją. Dla jego autora, jak i dla czytelników – konstatuje – kończy się zagadką.
Cytaty pochodzą
John F. Kennedy, Unter Deutschen. Reisetagebücher und Briefe 1937-1945, hrsg. von Oliver Lubrich, Berlin: Aufbau Verlag, 2013.
Zob. także
Polskie Radio.
Jähner Harald, Kennedys Deutschland-Irrtümer, \”Frankfurter Rundschau\”, 17.05.2013
Polskie Radio.
Jähner Harald, Kennedys Deutschland-Irrtümer, \”Frankfurter Rundschau\”, 17.05.2013.
To bardzo ciekawe, chociaż nie odbierałem dołączonych cytatów jako dokumentujących nastawienie prohitlerowskie przyszłego prezydenta. To są raczej spostrzeżenia młodego gogusia z bardzo zamożnej rodziny, dobrze odżywionego i trochę cynicznego, uważającego sprawy europejskie za nie obchodzące go bezpośrednio. Charakterystyczne, że nie uważa twardego stanowiska polskiego za absurdalne.
Poza tym, łza się w oku kręci. Dzisiaj żaden Amerykanin nie powiedziałby o naszej armii, że jest „cholernie dobra”. Jedynie problemy materiałowe wojska (a także ogólna bida i zachowania z nią związane) pozostały…