W moich zbiorach znajduje się pewne zdjęcie. Stoisko z książkami na targach we Frankfurcie nad Menem w 1999 r. Z przejęciem pokazuję Prof. Władysławowi Bartoszewskiemu jedną z publikacji. Obok nas dyrektor Instytutu Polskiego w Darmstadt, prof. Dieter Bingen. To moje pierwsze spotkanie z Prof. Bartoszewskim. Znałem już wtedy wiele Jego książek na czele z „Warto być przyzwoitym”. W przyszłości będziemy jeszcze wielokrotnie rozmawiać.
Informacja o śmierci Prof. Bartoszewskiego zastała mnie w hotelowym pokoju w Berlinie. Pierwsza myśl, to żal, że Jego głosu zabraknie za kilka dni, gdy będziemy obchodzić 70. rocznicę zakończenia II wojny. Jego przemówienia były zawsze doskonałe, a przekaz autentyczny, trafiający do wszystkich słuchaczy. Oczywiście, zaraz uruchamia się proces wspominania. Przed oczyma kalejdoskop migawek z różnych wydarzeń. Kiedy rozmawiałem z nim pierwszy raz? Przeglądam w laptopie zdjęcia, które porządkowałem w ostatnich miesiącach i odnajduję fotografię zrobioną w 1999 roku.
We Frankfurcie nad Menem odbywały się wtedy kolejne doroczne targi książki. Polska była ich gościem specjalnym. Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego zaproponowało mi udział w tym wydarzeniu i pomoc w promocji naszych wydawnictw. Jako zaprzysięgły bibliofil (a może książkomaniak?) ofertę przyjąłem z radością. Po raz pierwszy mogłem bowiem zobaczyć targi od kuchni.
Organizatorzy przygotowali szereg imprez związanych z tematyką polską. Brali w nich udział wydawcy, autorzy, zaproszeni eksperci i wielki tłum miłośników książek. Wrocław miał swoje własne stoisko. Zdaje się, że główną publikacją wtedy promowaną była monumentalna „Encyklopedia Wrocławia”. Jako uczestnik targów mogłem poruszać się po wszystkich halach. Korzystałem z tego bardzo chętnie, wędrując od jednego do drugiego stoiska. Pewnego dnia zatrzymałem się przed wystawą Niemieckiego Instytutu Polskiego w Darmstadzie. Zacząłem przeglądać publikacje, rozmawiałem z kolegami z Instytutu. W pewnym momencie ktoś stanął za moimi plecami. Był to Prof. Bartoszewski. Chciał przejrzeć książkę, w której ukazał się pierwszy szkic do Jego biografii pióra polskiego historyka. Był to tom „Erlebte Nachbarschaft / Przeżywane sąsiedztwo“ pod redakcją Jana-Pietera Barbiana i Marka Zybury. Jak się zaraz okazało, Profesor mógł nie tylko rzucić okiem na książkę, ale i na bardzo przejętego (dość młodego wtedy) autora owego artykułu, czyli na mnie.
Profesor potraktował życzliwie mój tekst i próbę skondensowanego opisu Jego bogatej biografii. Potem jeszcze wielokrotnie spotykaliśmy się w Warszawie, we Wrocławiu i w Niemczech. Była to postać imponująca, wymuszająca naturalny podziw i szacunek, ale także głęboką sympatię. W rozmowie nie tworzył sztucznych barier, choć każdy z nas czuł przed nim respekt. Było oczywiste, że rozmawia się z wyjątkowym człowiekiem, wielkim świadkiem XX wieku, ale też aktywnym uczestnikiem i komentatorem współczesności. W dodatku z kimś kogo nawet w naszych czasach można nazwać autorytetem moralnym. Prof. Bartoszewski nie tylko pouczał innych, co oznacza bycie przyzwoitym, ale sam takim zawsze potrafił być, niezależnie od historycznych okoliczności i systemów politycznych.