Nie należę do regularnych czytelników „Gazety Powiatowej” wydawanej w Oławie. Jednak w miarę możliwości śledzę informacje o naszej wsi, Miłoszycach. W ostatnim wydaniu znalazło się krótkie sprawozdanie z Dożynek Gminnych. Podobnie jak w poprzednich latach wzięła w nich udział delegacja z Gudensberg, partnerskiego miasta Jelcza-Laskowic. Zaproszony na uroczystość ksiądz, proboszcz parafii w Miłoszycach, miał powiedzieć: „(…) nie będzie z nimi siedział (tj. Niemcami – przyp. Krzysztof Ruchniewicz) przy jednym stole, ponieważ w trakcie wojny zabijali Polaków i przerabiali na mydło“. Nie mam pojęcia, czy duchowny prezentował tak bezkompromisową (i niegrzeczną wobec gości i gospodarzy, których zaproszenie przecież przyjął) postawę już wcześniej, czy też jego zachowanie jest częścią obecnej atmosfery, w której usilnie podgrzewa się animozje wobec innych narodów. Jego uzasadnienie publicznego spostponowania przybyszy zza Odry wymaga jednak komentarza historyka.
Partnerstwo miast
Obecność delegacji zagranicznych w miastach, które uczestniczą w partnerskiej współpracy, nie jest czymś nadzwyczajnym. Są w naszym kraju miasta, które wykazują się żywymi relacjami z kilkoma zagranicznymi ośrodkami. Pobyt takich delegacji jest okazją do wymiany doświadczeń, omówienia wspólnych projektów i lepszego poznania się. Bardzo żywo działają partnerstwa polsko-niemieckie. Wiele z nich swe początki ma jeszcze w okresie sprzed 1989 r. Do swoistego boomu tego typu kontaktów doszło jednak po przemianach społeczno-politycznych w Polsce i zjednoczeniu Niemiec. Jeśli nawet przed tymi zmianami wymiana przybierała nieraz polityczny charakter, obecne relacje są tego na ogół pozbawione. Skupiają się na kwestiach związanych z polityką komunalną, sprawami społecznymi czy gospodarczymi. Rzadko już dotykają problemów historycznych.
Często między odwiedzającymi się delegacjami dochodzi do intensyfikacji kontaktów poza oficjalnym programem. Rodzą się bliższe znajomości, a nawet przyjaźnie. To bardzo ważny aspekt i często stawiany jest za przykład dobrze funkcjonującego społeczeństwa obywatelskiego. Kontakty tego typu przydają się także w trudnych momentach, np. podczas różnych klęsk żywiołowych. W tym roku obchodzono 20 rocznicę Wielkiej Powodzi we Wrocławiu. Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska pamiętają, że z pomocą pospieszyli partnerzy Wrocławia z Niemiec i innych miast europejskich.
Lokalny skandal
Zachowanie księdza z Miłoszyc mogło zaszokować zebranych i po prostu zepsuć uroczystość. Może nawet nie z powodu słów, które padły (nie wiemy zresztą, czy niemieccy gościa je zrozumieli), ale z racji tego, kto – osoba duchowna – je wypowiedział. Ksiądz zastosował tzw. odpowiedzialność zbiorową, która w żaden sposób nie wpływa na polepszenie relacji narodowych czy międzyludzkich. Nie przyczynia się także do lepszego rozliczenia historii, a wręcz podważa wielkie dzieło pojednania. Zapoczątkowali je ludzie Kościoła, świeccy i duchowni, m. in. arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek w połowie lat 60. XX. Dotąd dla polskiego Kościoła dokument nazywany Listem biskupów był powodem do dumy. Czyżby teraz, po wielu dekadach kontestowali go sami duchowni?
Oskarżanie o swego rodzaju współuczestnictwo w „przerabianiu na mydło” jest także wstrząsające. Państwo nazistowskie było winne ludobójstwa na niespotykaną skalę, naziści zadawali śmierć i cierpienia w sposób masowy, a życie codzienne w III Rzeszy kształtowała pogarda dla „podludzi”, akceptowana przez wielu zwykłych Niemców. Skala nieludzkiego okrucieństwa nadal nie mieści się w głowach normalnych ludzi. Tym niemniej konieczne jest trzeźwe, oparte na badaniach traktowanie wszelkich przejawów tego reżymu.
Jakie są fakty
To prawda, że w Instytucie Anatomii Akademii Medycznej w Gdańsku w czasie II wojny światowej w końcowych miesiącach wojny prowadzono różne eksperymenty z użyciem ludzkich ciał. Nie ma jednak dowodów, by wdrażano produkcję mydła z ludzkiego tłuszczu na większą skalę, realizując zamówienia rządowe. W trakcie śledztwa, które w tej sprawie przeprowadził przed laty IPN, wykluczono także rodzaj mydła, które wcześniej błędnie uważano za wykonane z ludzkiego tłuszczu (RIF). Warto zapoznać się z publikacjami na ten temat. Problemem tym zajęto się w reportażu w reżyserii Mariusza Olbrychowskiego pt. „Mydło z ludzi” (z powodu drastyczności użytych materiałów nie każdy może go obejrzeć). Jest dostępny w internecie.
Nie chcę wchodzić w intencje proboszcza i szczegółowo oceniać jego wypowiedź, być może sam zajmie w tej sprawie stanowisko, np. na stronie internetowej parafii. Zapewne wielu parafian tego oczekuje. Moim zdaniem trudno jednak utrzymywać, że tego typu wypowiedzi sprzyjają temu, co zapewne na sercu leży i miłoszyckiemu duchownemu – upowszechnianiu wiedzy o przebiegu okupacji niemieckiej i podtrzymaniu pamięci o jej ofiarach, także uwrażliwieniu gości z Niemiec na ten problem. Można to osiagnąć jednak w inny sposób i w godniejszym niż sala bankietowa miejscu. Mam na myśli choćby organizację ekumenicznego spotkania religijnego i wspólną modlitwę w intencji pomordowanych i przebaczenia.
Miejsca pamięci
Mamy w Jelczu i Miłoszycach miejsca pamięci, skąd takie słowa mogłyby popłynąć. Wypada przypomnieć ostatni Apel Zespołu ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec, w którym wezwano do wygaszenia złych emocji i powrotu na drogę dialogu między Polakami i Niemcami. Jak widać, Apel taki nie dotyczy tylko polityków, lecz także duchownych. A mają oni w lokalnych społecznościach wpływy co najmniej takie same, jak świeccy liderzy polityczni czy działacze społeczni. Ich słowa niosą się szerokim echem, a oczy wielu mieszkańców skrupulatnie śledzą ich zachowanie. Przynajmniej część odbiera je jako wskazówkę co do własnego postępowania.
Epizod z jelczańskich dożynek może więc skłaniać do zadania pytania, co w istocie znaczy chrześcijańska postawa. Czy to tylko takie werbalne zaklęcie na użytek niedzielnego kazania, czy też płynące z serca zachowanie podyktowane przykazaniem miłości i zasadą wybaczenia (nie oznaczającego przecież zapomnienia), którą wierzący deklarują codziennie odmawiając „Ojcze nasz…”?
Zob.