Redaktor Eva Krafczyk, DPA przed kilkoma dniami przeprowadziła ze mną wywiad na temat rocznicy wybuchu II wojny światowej i aktualnych relacji polsko-niemieckich. Za zgodą p. Redaktor zamieszczam polską wersję tego wywiadu.
Eva Krafczyk: Jak bardzo, według Pana opinii i doświadczenia, sytuacja II wojny światowej i okupacji wpływa na stosunek Polaków wobec Niemców?
Krzysztof Ruchniewicz: Życzyłbym sobie, by był coraz mniejszy. Nie dyskutujemy już ze sobą na ten temat, a jedynie uczestniczymy w obchodach rocznicowych. Trochę mam wrażenie, że chcemy tym samym zagłaskać przysłowiowego kota na śmierć. Ostatni przykład. Otwarcie wystawy poświęconej Powstaniu Warszawskiemu w centrum Berlina. To było wydarzenie bez precedensu. Nadano mu najwyższą rangę i uroczystą oprawę. Przemawiali prezydenci państw, mówiono o warunkach pojednania. Jestem bardzo ciekaw, czy wystawa wywoła w Niemczech jakąś dyskusję i zachęci do większej refleksji nad relacjami polsko-niemieckimi, czy niemiecko-radzieckimi okresu wojny. Zawartość wystawy bez wątpienia zachęca do tego. Odnoszę wrażenie, że unikamy wnikliwszego powracania do tamtych wydarzeń, nie mówiąc o poważnej debacie. To niedobrze. Do głosu dochodzi młode pokolenie, które nie ma już często oparcia w pokoleniu świadków. Wojnę zna jedynie z podręczników lub – co jest bardziej widoczne – z gier komputerowych. Często jesteśmy też konfrontowani z nasilającą się wersją martyrologiczną wydarzeń, apoteozującą ofiarę bez względu na jej koszty lub ich całkowitą trywializacją (wpływ popkultury na przedstawianie tragedii). Nie wiem, czemu to służy, nie uwrażliwia z pewnością młodych ludzi na dramatyzm i skutki wojny. A przecież doniesień o wojnie, i to całkiem od nas blisko, nie brak.
Czy istnieją różnice miedzy pokoleniami w ocenie stosunku Polaków do Niemców, tj. jak na to patrzy starsze pokolenie, a jak młoda generacja ?
– Z pewnością taka różnica istnieje, choć można zaobserwować ciekawą tendencję. W wypowiedziach pokolenia wojennego nie spotyka się już tak jednoznacznie negatywnych ocen pod adresem narodu niemieckiego jako całości. To właśnie ze strony tego pokolenia wyszły przed laty pierwsze próby nawiązania dialogu z niedawnym wrogiem, pojednania się z nim. Kilka tygodni temu „Gazeta Wyborcza” opublikowała ciekawy reportaż pt. „Czego nauczyła mnie babcia z powstania?“. Wypowiedziało się sporo wnucząt powstańców. Bartosz Janiszewski, wnuk Mariana Janiszewskiego „Zadra“, członka oddziału wykonującego wyroki na zdrajcach, na pytanie „Jak opowiadał (dziadek – przyp. Krzysztof Ruchniewicz) o powstaniu, odparł: „Kiedy byliśmy dziećmi, opowiadał jak dzieciom. Słuchaliśmy historii przygodowych. Z czasem, gdy dorastaliśmy, dziadek zmieniał swoją opowieść. Historie stawały się prawdziwsze, poważniejsze, brutalniejsze“. Bartosz, inny wnuk, dodawał: „Nawet wtedy nie mówił o wrogu z pogardą. Tego mnie nauczył, szacunku do człowieka“. Należy sobie życzyć, by taki trzeźwy osąd był dominujący. Niestety, demonstracje rocznicowe organizowane przez różne ugrupowania prawicowe, wykrzykiwane tam hasła, ton wypowiedzi na forach nie nastrajają pozytywnie. Wkrótce zabraknie tego oparcia, jakie daje możliwość wysłuchania stanowiska bezpośrednich świadków. O bohaterach i antybohaterach okresu wojny będzie można jedynie przeczytać w książkach. Z pewnością potrzeba debaty na temat roli i znaczenia II wojny światowej w historii Polski staje się coraz bardziej paląca. Być może inicjatorem takiej dyskusji będzie Muzeum II wojny światowej, które w przyszłym roku będzie otwarte w Gdańsku. Taka debata potrzebna jest i Polakom różnych generacji, jak i Niemcom.
<
p class=””>Jak np. studenci w Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’go Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego widzą Niemców?
– To typowy ogląd młodych ludzi, otwartych i ciekawych świata, dalekich od politycznych ekstremizmów. Nie mają żadnych obciążeń. Dla nich sąsiad na Zachodzie nie budzi negatywnych skojarzeń. Mają sporo kontaktów z rówieśnikami, uczestniczą w różnych programach wymiany, biorą czynny udział w dyskusjach i konferencjach. Spędzają wolny czas w Niemczech, doceniając ofertę kulturalną np. Berlina. Niemcy postrzegają przez pryzmat spraw europejskich. Są świadomi ich roli i znaczenia w Europie, ale dumni są także ze wzrostu znaczenia Polski na starym kontynencie po wejściu do UE. Uważają, że to wspiera nasze ambicje bycia traktowanym jak partner. Czy to jest sytuacja naturalna? Z pewnością tak, choć nie wiedzieć czemu u niektórych wywołuje niechęć. Część polityków, niestety, sąsiedzka „normalność“ dziwi, a wręcz zachęca do szukania tzw. „drugiego dna“.
Jak żywe jest doświadczenie wojny w takim mieście jak Wrocław?
– Pamięć o wojnie we Wrocławiu najlepiej zobrazować za pomocą trzech pomników, które postawiono w ostatnich dziesięcioleciach. Są to pomnik zamordowanych przez Niemców profesorów lwowskich w 1941 r. i monument poświęcony jeńcom polskim zabitym w ZSRR w 1940 r. Niejako między nimi, między obiektami przywołującymi najgorsze doświadczenie Polaków: wrogie okupacje, wznosi się pomnik kardynała Bolesława Kominka, autora słynnych słów z listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie“. Zwraca się uwagę, że Wrocław ma skomplikowaną historię, tworzoną przez Polaków, Niemców, Żydów. Obraz współczesnej wrażliwości na temat ostatniej wojny i jej skutków oddaje też pomnik „Park Pokoju“, w którym w symboliczny sposób upamiętniono wszystkie cmentarze niemieckie zniszczone po 1945 r.
A jak Pan widzi dzisiejsze relacje pomiędzy Polakami i Niemcami?
– Nie będę tutaj oryginalny, jeśli stwierdzę, że stan relacji polsko-niemieckich jest najlepszy od dziesięcioleci. Istnieje żywa wymiana między naszymi krajami we wszystkich zakresach. Uważam jednak, że relacje polsko-niemieckie są nadal wyzwaniem, ciągle wymagają uwagi, dbałości uczestników dialogu i ich kreatywności. Okres spokoju w tym relacjach nie powinien przysłaniać nam problemów, z którymi jesteśmy konfrontowani. Czy wykorzystaliśmy w pełni ten ten czas? Czy udało nam się rozwiązać większość tzw. trudnych spraw? Odpowiedź, moim zdaniem, musi być nieco krytyczna. Wprawdzie odwiedzamy się, wymieniamy uśmiechami, jednak nie dyskutujemy ze sobą, nie szukamy w debacie kolejnych wyzwań i wspólnych celów na przyszłość. Jest to bardzo potrzebne właśnie dzisiaj. Trudno powiedzieć, jak ułożą się konstelacje polityczne za kilka miesięcy, lat i czy dobra atmosfera nagle nie pryśnie. Z mojego punktu widzenia nie przedyskutowano merytorycznie jeszcze pewnych spraw, także tych dotyczących przeszłości (m. in. podręcznik polsko-niemiecki do historii, czy wystawa poświęcona przymusowym migracjom Niemców). Niektóre z nich trzeba podjąć na nowo i odważnie, ale też spokojnie i rzeczowo, o nich dyskutować, nie bacząc na taki czy inny bieżący interes polityczny. Dobre relacje polsko-niemieckie są – tak wierzę – gwarantem stabilności w naszej części Europy, ich pogłębienie jest wręcz koniecznością.
Zob. Grzegorz Szymanik, Czego mnie nauczyła babcia z powstania? „Gazeta Wyborcza“, 31.07.2014.
W punkt. Chapeau bas. Pozdrowienia!