Dziennikarz gazety „FAKT“ zwrócił się do mnie w bulwersującej sprawie. Jeden z uczestników szkolnej wycieczki do muzeum i miejsca pamięci w dawnym obozie koncentracyjnym Gross Rosen dał się sfotografować przed szubienicą w jednoznacznej pozycji. Nieważne czy rzeczywiście oddawał się tej fizjologicznej czynności, czy pozorował ją dla „beki“, dokonał jednak aktu bezczeszczenia, obraził pamięć ofiar obozu i znieważył wszystkich zaangażowanych w upamiętnienie ich cierpienia. Następnie zdjęcie zamieszczono na twitterze, co dowodzi zamierzonego celu całej „akcji“ ze strony nastolatka i jego kolegów. Dziennikarz chciał poznać moje zdanie, „jak powinny być karane tego typu przestępstwa tak, by nie powtarzały się w przyszłości?“. Przekaz do gazety wymaga skrótowości, ale sprawy nie można jednak skwitować trzema zdaniami. Postanowiłem więc moimi przemyśleniami podzielić się na blogu.
Od wielu lat prowadzone są różnego rodzaju działania, które mają na celu korygowanie nieprawdziwych określeń „polskie obozy koncentracyjne“, które pojawiają się ku naszej irytacji i wzburzeniu w medialnych wypowiedziach zagranicą. Zaczęto nawet rozważać zaostrzenie polskiego prawa, dzięki czemu takie wypadki byłyby ścigane z urzędu. Moje zdanie na ten temat wyrażałem nie raz. Mogę je jedynie powtórzyć, że pojawianie się tych określeń jest przede wszystkim wynikiem braków w edukacji. Rozumiem ją nie tylko jako brak określonej wiedzy, lecz także – co jest nie mniej ważne – wrażliwości. Należy więc, z mojego punktu widzenia, nie karać sądownie, a stale napominać, przypominać, informować, nie rezygnując z publicznego piętnowania. Do takiego sposobu przekonywało także Zrzeszenie Historyków Niemiec, ostatnio także Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa.
Wiedza o wojnie, właściwa pamięć o niej, przede wszystkim o aktach ludobójstwa i wszelkiej przemocy, nie jest jednak, jak zdawałoby się, problemem tylko innych krajów i społeczeństw. To także nasz problem, do którego jednak chyba nie jesteśmy gotowi się przyznać. Łatwiej i korzystniej jest skupiać się na przypadkach odnotowanych zagranicą, niż przyznać, że i u nas zauważalne są niedostatki i zaniedbania. Jak w rzeczywistości wygląda u nas nauczanie o okupacji, Zagładzie Żydów i eksterminacji Polaków i innych narodów podbitych? Jakie miejsca ma w nim właśnie proces uwrażliwiania młodego pokolenia, dla którego tamte wydarzenia to już nie są nawet wspomnienia dziadków?
Widzę bolesną sprzeczność między werbalnym odnoszeniem się do tematu wojny (okolicznościowe przemówienia polityków, kolejne inicjatywy muzealne itd.), a konkretnymi działaniami. Jednym z zarzutów wobec wystawy w Muzeum II Wojny Światowej miało być rzekomo nadmierne skupienie się na doświadczeniach ludności cywilnej. Gdy patrzę na zdjęcie tego nieszczęsnego, niedouczonego i niewychowanego młodego człowieka, to myślę, że zbyt mało w przekazie szkolnym było właśnie o tym: o przemocy, poniżeniu, wyzysku i masowym mordzie na bezbronnych. Nic mu nie dały także lekcje religii lub etyki, niczego nie wyniósł z domu, skoro nie rozumie lub odrzuca normy związane z zachowywaniem się w miejscu męczeństwa, na cmentarzu, bo i tym obozy koncentracyjne są. Zdarzyło mi się już widzieć butelki po piwie postawione na wrocławskich monumentach upamiętniających ofiary Katynia czy poświęcone robotnikom przymusowym.
Gwałtowny powrót do narracji o byciu wyłącznie ofiarą innych, bezrefleksyjne nazywanie wszelkich dyskusji rozliczeniowych „pedagogiką wstydu“ tylko umocni rysującą się już tendencję. Wśród nich jest, jak mi się wydaje, brak wrażliwości na cierpienia ofiar wojny. Także własne, bo te liczą się tylko jako argument w lubianej przez nas licytacji, kto szlachetniejszy i bardziej umęczon. Zamiana tragedii wojny w rekonstrukcje akcji militarnych z udziałem „malowanych chłopców“ niedługo całkiem zafałszuje obraz tamtych lat. W dodatku twierdzi się, że to wyłącznie inni mają problem, my nie. Obozy wszak były niemieckie, a ofiary głównie żydowskie. Tylko czekać, jak jakiś młody człowiek publicznie zapyta, co nas to obchodzi.
Powinniśmy zwrócić także na własny kraj, na szkoły i kształcenie młodych ludzi. Świadkami i uczestnikami zawstydzającego incydentu na wrocławskim rynku także byli młodzi ludzie. To głównie oni wykrzykują nienawistne, szowinistyczne hasła, łącząc je z Bogiem, honorem i Ojczyzną. Z odpowiedzią na pytania, co to znaczy wolność, demokracja, tolerancja część młodych Polaków – jak pokazują badania – ma problem. Czy do tej listy ma dojść jeszcze szacunek dla zmarłych? Przypadek wybryku młodego człowieka, o którym wspomniałem we wstępie, nie jest odosobniony, choć może forma jest tu najdrastyczniejsza. W maju i czerwcu tradycyjnie organizowane są wycieczki szkolne. Wystarczy obserwować ich uczestników w miejscach pamięci, a niewesołe refleksje cisną się same. Są oni często kompletnie nieprzygotowani, „zaliczają“ takie miejsce bez potrzebnej pogłębionej refleksji.
W tym konkretnym przypadku zawiodło kilka rzeczy. Braki w wychowaniu rodzinnym, brak przygotowania przez nauczyciela, brak wrażliwości i poczucia przyzwoitości ze strony osoby, która wykonała zdjęcie i zamieściła w internecie. Ten młody człowiek przekroczył granicę, której zdaje się sam nie widział. Wybryk, tak, brak empatii, tak, wiedzy, jak najbardziej. Nie chcę tego przypadku rozpatrywać jednak tylko w kategoriach przestępstwa i orzeczonej kary.
Zastanawiam się, jak nauczyciele przygotowują młodzież do odwiedzin w miejscach pamięci? Czy dyskutują o tym? Czy akceptują, że są być może osoby, które nie są gotowe zmierzyć się ze śmiercią tysięcy i to w takich warunkach? Nie przeczę, że w ostatnich latach przygotowano sporo materiałów edukacyjnych. Są one dostępne niejednokrotnie w wersji elektronicznej na stronach internetowych miejsc pamięci. Czy z nich się korzysta?
W przypadku czynu tego młodego człowieka najbardziej adekwatną karą byłoby odbycie przez niego 100 godzin prac społecznych w miejscu pamięci lub domu opieki. Kontakt z ludzkim cierpieniem, historiami konkretnych ludzi, z przeszłości czy współczesności, lepiej otworzyłby mu oczy i serce niż inny rodzaj kary. Cała klasa powinna zresztą odbyć odpowiednie zajęcia.
Zob. także:
Większość takich wydarzeń jest powodowaną chęcią zaistnienia w internecie i potem w mediach !!!!!!
„Przygotowanie przez nauczycieli” przed wycieczką może być nie mniejszą katastrofa niż brak przygotowania. Jeśli ktoś ma wątpliwości, proszę zwrócić uwagę na to, jak przygotowywana jest izraelska młodzież do Marszu Żywych i wycieczek do miejsc zagłady w Polsce. Włos staje dęba. Ci młodzi ludzie są nastawieni na bezustanną groźbę ataku, na oblężenie przez antysemityzm, jadą z ochroniarzami, nie wolno im w Polsce wychodzić z hotelu, ani rozmawiać z przechodniami. Potem, w miejscu kaźni, popadają w stan zbiorowej histerii. Jeśli się jej nie poddają, stoją tak długo objęci w „kole empatii”, aż jej ulegną.
To też nie tędy droga: indoktrynacja, stereotyp, kalka emocji powielanych toporną metodą z pokolenia na pokolenie. W przypadku tych młodych Izraelczyków poczucie, że cały świat się na nich uwziął w niczym nie odbiega od poczucia Rosjan, że są oblegani przez zawistny Zachód, Niemców w III Rzeszy, że są wyzyskiwani przez żydo-plutokrację, ONR-owskiej młodzieży, że broni idei narodowej przed podłością i zdradą. Wszelkie myślenie zbiorowe, w tym stereotypowe, pozbawione wrażliwości „przygotowanie przed wycieczką” do Gross Rosen” to zaczyn totalitaryzmu, 1984.
To, co Pan opisał, jest indoktrynacją, a nie przygotowaniem. I rzeczywiście może wyrządzić wielkie szkody. We wrocławskim projekcie Edukacją w Miejscach Pamięci przygotowując wyjazdy stosujemy zalecenia Rady Europy.
Nie wątpię, że można to dobrze robić – nawet i bez zaleceń Rady Europy, I cieszę się, że ktoś to robi. Chapeau bas. Ale sam jako licealista miałem bardzo różne 2 nauczycielki historii. Jedna inspirowała, druga indoktrynowała. Na szczęście miałem je w tej kolejności i tę drugą moglem ignorować. Ale część uczniów równała krok.
Przede wszystkim w takie miejsca nie powinno się organizować wycieczek. Są to wizyty w miejscach pamięci, do których należy uczestników i… opiekunów dobrze przygotować. W razie potrzeby służę pomocą.
W pełni zgadzam się z autorem. Należy przede wszystkim nieustannie edukować, a nie karać. Wiele zależy od wychowania w domu, rodziców i nauczycieli. I dokładnie każda wycieczka do miejsc pamięci powinna być wcześniej omówiona i przedyskutowana. Wtedy podobne incydenty nie będą miały miejsca.
Każda wycieczka szkolna powinna realizować określony cel dydaktyczny i wychowawczy. Coraz modniejsze są wyjazdy do miejsc pamięci, sponsorowane dla młodzieży szkolnej także przez urząd miasta. Takie wyjazdy wymagają od ich organizatorów – nauczycieli – stosownego przygotowania uczniów do konfrontacji z historią danego miejsca, do uświadomienia młodzieży znaczenia i roli w historii miejsca wyprawy. Konieczna jest także rozmowa z młodzieżą na temat stosownego zachowania w tych wyjątkowych i szczególnych miejscach, związanych przecież często z cierpieniem i śmiercią niewinnych ludzi. I choć wydawać by się mogło, że właściwe zachowanie zwiedzających np. w byłych obozach koncentracyjnych jest oczywistością, to jednak poprzedzająca wyjazd rozmowa i uwrażliwienie uczniów jest konieczne. Pracując od wielu lat z młodzieżą licealną, wielokrotnie organizowałam tego typu wycieczki, na podstawie własnego doświadczenia wiem, że z młodymi trzeba rozmawiać długo i cierpliwie, należy mówić wprost o właściwych formach zachowania i zdecydowanie potępiać te niestosowane, należy ich uwrażliwiać na bolesną przeszłość, trzeba nauczyć okazywania należnego szacunku – i proszę mi wierzyć, że to działa, może nie zawsze tak, jakbym tego oczekiwała, ale jednak!