Po przeczytaniu projektu „ustawy o zmianie ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej“, który jest teraz procedowany w Sejmie, całkowicie zgłupiałem. Nie minęło kilka miesięcy od uchwalenia ustawy, a już Senat postanowił zaproponować nowelizację. Jedną z arcypotrzebnych zmian jest – zdaniem jej autorów – doprecyzowanie pojęcia „inny ustrój totalitarny“. Jeśli te propozycje zmian przejdą, można sobie wyobrazić pospieszne sprzątanie w całym kraju. Na śmietnik historii odejdą wszystkie pomniki, tablice i inne obiekty symboliczne, które w wyniku zmian granicznych po 1945 roku Polska przejęła na ziemiach (po-)niemieckich. Podobnym procesom „czyszczenia“ będą podlegać nasze mniejszości narodowe czy religijne.
Symbole niepodległości
W ostatnich dniach pojawiło się sporo głosów krytycznych pod adresem lidera KOD-u Mateusza Kijowskiego. Ich autorami były osoby, które dotąd jego działania popierały. Do takiej reakcji skłoniło ich umieszczenie Romana Dmowskiego pośród patronów marszu planowanego z okazji Święta Niepodległości. W galerii portretów zamieszczonych na Facebooku znalazły się także takie osoby, jak Józef Piłsudski, Ignacy Daszyński, Wincenty Witos, Gabriel Narutowicz. Zapoznałem się z przebiegiem dyskusji w sieci i głównymi wypowiedziami publicystów. Uderzający był dla mnie prawie całkowity brak pośród wypowiadających się, zwykle z wielką pasją i przekonaniem, historyków, zwłaszcza specjalistów od II RP, którzy mogliby rzeczowo wypowiedzieć się o działalności Dmowskiego, jego poglądach, zasługach i błędach. Efektem burzy było usunięcie wizerunku Dmowskiego i przeprosiny Kijowskiego, który usprawiedliwiał się, że nie popiera „ksenofobii, rasizmu, mizoginizmu czy faszyzmu“. Czy jednak okazując w bardzo emocjonalnej formie sprzeciw wobec jednego z członków pocztu „ojców Niepodległej“ nie przesadzono? Czy pośród nich nie ma innej osoby, której z perspektywy stosunku do demokracji i rządów prawa można sporo zarzucić?
Gdzie Rzym, gdzie Krym?
Reakcje na wystawę przygotowaną przez Muzeum Historii Polski w Bundestagu wkraczają w nową fazę. Przed kilkoma dniami ukazały się krytyczne artykuły na ten temat w prasie polskiej i niemieckiej. Dzisiaj na facebooku zabrał głos dyrektor Muzeum, Robert Kostro. Jego wypowiedź to typowy przykład ataku ad personam, gdy brakuje merytorycznych argumentów. Odniosę się tylko do jednego z podjętych wątków.
Paragraf a historia
Od jakiegoś czasu wokół historii, historyków, polityki historycznej trwa ożywiona dyskusja, w której mieszają się głosy najróżniejszego rodzaju i wagi. Śledzę je dość uważnie i nie mogę pozbyć się wrażenia, że historia jest w opinii części uczestników tej wymiany poglądów przede wszystkim jakimś kłopotem, zagrożeniem, które musimy zwalczać nie tylko czujnością i kontrolą, ale wyrokiem sądu. Przeszłość, oprócz tego że stanowi przedmiot badań i edukacji, jest też ogromnym rezerwuarem argumentów, haseł i kostiumów na każdą okazję. Ludzie odwołują się do niej w różny sposób, mądrze i głupio. Czasem naginają interpretacje, czasem wręcz kłamią, czasem się mylą. I co z tym zrobić?