Wkrótce przyjeżdża do Polski kanclerz Niemiec, Angela Merkel. W trakcie wertowania prasy i szperania w internecie nie znalazłem, jak na razie, poważniejszych opracowań poświęconych bieżącym relacjom polsko-niemieckim i ich przyszłości, czy wyzwaniom, przed jakimi stanąć mogą Polacy i Niemcy po przejęciu władzy w USA przez nowego prezydenta. Od kilku dni mamy za to przedziwną kampanię medialną, która ogniskuje się wokół swoiście pojmowanej tematyki historycznej. Dochodzę do smutnego wniosku, że jej celem jest przekonanie nas, że niemiecki sąsiad uprawia stale historyczną politykę rewanżyzmu, skrzętnie ukrywa prawdę o przeszłości, a w najgorszym przypadku mataczy i zwala swe winy na innych. Próbuje się skierować uwagę na rzeczy przeszłe (choć odpowiednio traktowane są oczywiście ważne), spychając w cień teraźniejszość i jej potrzeby. Czy cała nasza polityka zagraniczna ma się sprowadzić do polityki historycznej? Gdyby w tej kampanii uczestniczyli jedynie politycy, machnąłbym na to ręką, do dzieła włączyli się jednak niektórzy koledzy naukowcy. Chętnie wypowiadają się na tematy, na których się nie znają, nie prowadzą badań, nie śledzą nawet literatury przedmiotu. Nie powstrzymuje ich to jednak przed różnymi „odkrywczymi” wypowiedziami. Postanowiłem zrobić małą ściągę, by choć w minimalnym stopniu wspomóc merytoryczną stronę tych dyskusji (o ile to właściwe słowo). Kto zechce, sięgnie.
Czy faktycznie pamięć odchodzi?
Śmierć prof. Władysława Bartoszewskiego skłania do różnych refleksji. Pierwsze reakcje były zgodne i odpowiadały pewnej konwencji takich chwil. Odszedł wielki człowiek, świadek totalitaryzmów XX wieku, gorący orędownik pojednania polsko-niemieckiego i polsko-żydowskiego. Dzisiaj dr Karolina Wigura w „Kulturze Liberalnej“ zamieściła tekst, który może zainspirować do dyskusji. Jego tytuł może nawet przestraszyć: „Śmierć Bartoszewskiego to utrata kontaktu z pamięcią europejską“. W artykule wyjaśnia dość klarownie swój pogląd. Czy jednak faktycznie można mówić o „utracie kontaktu z pamięcią“? Moim zdaniem jest inaczej. Odchodzenie świadków wydarzeń, także tych najtragiczniejszych, jest przecież naturalnym problemem. To od samych Europejczyków będzie zależeć, co będą chcieli pamiętać i jak.