Z Bambergiem niewiele miałem dotąd skojarzeń. Pocztówkowy widok średniowiecznego miasta ze strzelistymi wieżami kościołów. Romańska katedra ze słynną rzeźbą rycerza na koniu. I oczywiście poznańscy Bambrzy, potomkowie frankońskich osadników z XVIII wieku. Miasto wiązałem również z postacią zamachowca na Hitlera, pułkownika Clausa von Stauffenberga, który w tutejszych koszarach rozpoczynał swą karierę wojskowego. Przed wyjazdem poczyniliśmy małe przygotowania. Nocleg znaleźliśmy w sąsiednim Hallstadt (miasteczko oddalone o 4 kilometry od Bambergu). Hotel Goldener Adler okazał się dobrym wyborem, miło spędziliśmy tam noc, mimo ogromnego upału. Podmiejski autobus wygodnie i tanio dowiózł nas do centrum Bambergu, uwalniając od troski o miejsce do parkowania. Jego poszukiwanie jest już niestety stałą zmorą wszystkich turystów.
Pamięć w kwiatach
Być może jest to oznaka starzenia się. Coraz częściej łapię się na tym, że w czasie różnych podróży zaglądam na cmentarze. Przyglądam się pomnikom, czytam informacje pozostawione przez rodziny. Wielką przyjemnością (właśnie tak!) jest zwiedzanie starych cmentarzy. Można tu znaleźć historie wielu pokoleń, nierzadko ilustrowane inskrypcjami, medalionami. Krótko – postój w Norymberdze na trasie do słonecznej Italii był trafną decyzją. W ciągu kilku zaledwie godzin można było zwiedzić wiele ciekawych miejsc. Jednym z nich był cmentarz św. Jana (St. Johannisfriedhof), jeden z najstarszych cmentarzy w Niemczech. Nie jest to typowy cmentarz-obiekt zabytkowy, łączy bowiem historię, i to tą pisaną przez duże H, z nowymi wyzwaniami. Spoczywają na nim znaczący artyści, filozofowie, twórcy podstaw gospodarczej potęgi Niemiec obok pokoleń pracowitych mieszczan, bez których owej potęgi także by nie było. Groby w części historycznej, wykonane według jednej miary, giną w powodzi róż, pelargonii, begonii. W ten symboliczny sposób pokazano przejście z jednego stanu do drugiego, swoiste koło życia.